Zmierzch amerykańskich buntowników
Historia pokazuje, że młodzi ludzie, zwłaszcza studenci, niejednokrotnie inicjowali zmiany społeczne i polityczne – występowali w opozycji do władzy, a wszelkie radykalne i idealistyczne teorie miały na nich największy wpływ. Psycholog i socjolog Bruce E. […]
Historia pokazuje, że młodzi ludzie, zwłaszcza studenci, niejednokrotnie inicjowali zmiany społeczne i polityczne – występowali w opozycji do władzy, a wszelkie radykalne i idealistyczne teorie miały na nich największy wpływ. Psycholog i socjolog Bruce E. Levine postanowił odpowiedzieć na pytanie, dlaczego dziś amerykańska młodzież nie przeciwstawia się już klasie rządzącej.
Autor tekstu 8 Reasons Young Americans Don’t Fight Back diagnozuje sytuację współczesnego społeczeństwa: żyje ono w świecie rządzonym przez korporacje, a reżimy polityczne – choć z nazwy demokratyczne – w rzeczywistości posługują się metodami autorytarnymi. Młodzi ludzie wydają się zaskakująco biernie akceptować ten stan. Co ich zatem odróżnia od rówieśników z lat 60., którzy stanowczo opierali się wszelkiej władzy?
Pacyfikujące właściwości kredytu
Przeciętne zadłużenie absolwenta szkoły wyższej wynosi 25 tysięcy USD. Jednakże coraz więcej osób tuż po uzyskaniu licencjatu ma wobec państwa dług w wysokości nawet 100 tysięcy USD. Dla tej grupy okres życia kojarzony z beztroską, rozwijaniem pasji, a także określaniem politycznych poglądów staje się czasem frustracji. Troska o przyszłość, konieczność znalezienia zatrudnienia jeszcze w czasie studiów i świadomość rosnącego zadłużenia nie sprzyjają raczej aktywizmowi społecznemu. Co gorsza, sytuacja taka zaczyna być uważana przez młodych Amerykanów za normę, a spłacanie długu studenckiego za etap życia, przez który każdy musi przejść. „Pacyfikacja” i wychowywanie podporządkowanego obywatela zaczyna się jednak dużo wcześniej, wraz z początkiem ścieżki edukacyjnej.
Kwestionowanie władzy jako choroba psychiczna
Psychoanalityk Erich Fromm w 1955 wyraził obawę, że „Dzisiaj realne jest zagrożenie, że psychiatria, psychologia i psychoanaliza mogą stać się narzędziami służącymi do manipulowania człowiekiem”. Wiele wskazuje na to, że miał rację: Światowa Organizacja Zdrowia dodała do listy chorób psychicznych „zaburzenie opozycyjno-buntownicze”, na które najczęściej cierpią dzieci i młodzież. Kwestionowanie autorytetów, częste dyskutowanie i niepodążanie ślepo za większością uznano za ułomność, którą podlega leczeniu. Rynek silnych leków przeciwpsychotycznych notuje w ostatnich latach największy wzrost, czego przyczyny American Psychiatric Association upatruje w coraz częstszym podawaniu ich dzieciom. Zatem przyszłych buntowników pacyfikujemy na najwcześniejszym etapie życia.
Niedemokratyczna szkoła
Wydaje się, że idee Wilhelma von Humboldta – harmonijny rozwój ucznia/studenta z uwzględnieniem indywidualnych dyspozycji i uzdolnień – przestały obowiązywać w szkole. Dzisiejszy amerykański uczeń jest raczej pasywny. Wykonuje bez szemrania polecenia nauczycieli, uczy się wszystkiego – również tego, co go w żadnej mierze nie interesuje. Dlaczego? Bardziej opłaca mu się podporządkować autorytetom, gdyż konformizm może przynieść realne korzyści, np. w postaci „punktów” potrzebnych do rekrutacji na wyższe uczelnie. Buntownikom sytuacji nie ułatwia system sprawdzania wiedzy, który Levine uznaje za przejaw korporatokracji, zachętę do uczestnictwa w „wyścigu szczurów”. Szkoła zamiast sprawdzać umiejętność samodzielnego myślenia, kreatywność i logikę, bezustannie poddaje młodych ludzi testom, polegającym jedynie na trafieniu w odgórnie ustalony klucz odpowiedzi. Tym samym uczy myśleć w pewnych ramach i nie sięgać dalej, poza horyzont ustalony przez państwo. Nie jest to problem jedynie amerykański – szkoły w Europie również zdecydowały się na taki sposób sprawdzania wiedzy. Co prawda pozwala on na standaryzację i porównywalny sposób oceniania, jednak z drugiej strony kolejne roczniki absolwentów to grupy ludzi niezdolnych do samodzielnego myślenia.
Nauczyciel także stracił swoją pierwotną rolę. Nie prowadzi już ucznia za rękę, pokazując nowe zasoby wiedzy i zachęcając do ich zdobycia – teraz uczy, jak dobrze rozwiązać test. Levine z łatwością krytykuje dzisiejsze kadry pedagogiczne, należy jednak postawić pytanie czy powrót do sposobu nauczania rodem ze starożytnego Rzymu czy Grecji jest możliwy. Fundamentalną przeszkodę stanowi powszechność obowiązku szkolnego. Każdy uczeń musiałby dostać swojego „wychowawcę”, co jest po prostu fizycznie niemożliwe. Barack Obama twierdzi, że nieukończenie liceum – jako szkodliwe nie tylko dla przyszłego obywatela, ale też dla kraju – nie może już być wyborem ucznia, zatem każdego, bez względu na predyspozycje, trzeba jakoś doprowadzić do matury. Autor sprzeciwia się takiemu podejściu twierdząc, że im bardziej uczniowie będą wyedukowani przez szkołę, tym większymi będą ignorantami w sprawach kraju czy świata i tym mniej skutecznie będą się przeciwstawić klasie rządzącej. Podaje przykład partii ludowej, która powstała na początku XIX wieku – niewyedukowani farmerzy byli realną opozycją i zbudowali sobie całkiem pokaźny elektorat. Problem w tym, że Levine nie podaje żadnej alternatywy – czy młodzież w wieku 15 lat miałaby iść do pracy? Wydaje się, że zwrot w stronę elitarnego modelu edukacji do niczego nie doprowadzi. Zwłaszcza, że egalitaryzm to chyba jedno z największych osiągnięć współczesnych społeczeństw zachodnich.
Stały nadzór
Choć państwa demokratyczne niespecjalnie lubią chwalić się swoimi sposobami inwigilowania obywateli, z biegiem lat zjawisko ma coraz większą skalę. O dziwo, oprócz okresowych burz medialnych związanych z wypływającymi skandalami, brak większego sprzeciwu społecznego wobec takich praktyk. Być może przyczyn konformizmu należy szukać w przyzwyczajeniu do bycia nadzorowanym. Uczniowie podlegają obserwacji kamer w szkole, mają nadajniki GPS w telefonach, rodzice kontrolują ich poprzez dzienniczki internetowe. Coraz częściej dorośli wyjeżdżając, instalują kamery w domach, a nastolatkowie nie są już tak skłonni do urządzania słynnych, „amerykańskich” imprez. Takie działania przyzwyczajają młodzież do ciągłego bycia sprawdzanym, w efekcie stają się konformistami – czy to w stosunku do pracodawcy, czy to państwa.
Telewizja
Telewizja sprzyja niezwykle korzystnej z perspektywy władzy formie spędzania czasu – biernemu odbiorowi treści. Nie dziwi więc, że kolejne ekipy rządzące starają się mieć na nią jak największy wpływ. Nastolatkowie, siedząc przed telewizorem w stanie zbliżonym do hipnozy, łatwo przyswajają nadawane komunikaty. Tym samym korporacje medialne zyskują nad nami niespotykaną wcześniej władzę – wpływają na nasze myśli, pragnienia, poglądy. Jednocześnie oglądanie telewizji to zazwyczaj czynność izolująca; zamiast wykorzystywać wolny czas na budowanie wspólnoty, która łatwiej może stawić opór, telewidzowie decydują się na pasywność.
Amerykański fundamentalizm
Fundamentalizm często postrzega się jako postawę bierną, bo pacyfikującą swoich wyznawców przez niemy zakaz samodzielnego, krytycznego myślenia. Wydaje się, że w przypadku Ameryki Północnej możemy mówić o fundamentalizmie konsumpcyjnym. Konsumpcja wyznacza jakość życia, konsumenci znajdują się więc w strefie wpływu producentów, którzy określają, co w danym momencie jest im potrzebne. Ludzie zaczynają być bierni, niezdolni do podejmowania własnych decyzji, podatni na sugestie. Konsumpcjonizm legitymizuje takie zjawiska jak manipulacja w reklamach, propaganda, kłamstwa. Człowiek przyzwyczajony do tych zabiegów przestaje ufać sobie i innym.
Koncerny promują aspołeczne postawy: egoizm czy hedonizm, powodując tym samym, że nikt nie chce, ani też nie czuje potrzeby przyłączania się do jakichkolwiek ruchów i inicjatyw społecznych. Szczególnie silnie konsumpcjonizm wpływa na dzieci i młodzież, ponieważ nie mają okazji skonfrontować się z żadnym innym – poza kupowaniem – celem w życiu. Tworzy się model nastolatka otyłego, zakompleksionego, aspirującego do statusu idoli z reklam, a przede wszystkim pasywnego i niczym nie zainteresowanego. Jego szczytem ambicji jest posiadanie najnowszego modelu iPoda – bez względu na koszt i niemal niewolniczą pracę jego wytwórców.
Dzisiejszy młody Amerykanin znalazł się w wyjątkowo trudnej sytuacji, z którą nigdy nie zetknęli się jego przodkowie. Manipulowany od najmłodszych lat, tresowany przez państwo na dobrego obywatela, zadłużony na samym początku dorosłego życia. Czy dlatego młodzi nie walczą? A może chodzi o brak jawnego przeciwnika? W końcu: jak stawiać czoła gigantycznej korporacyjnej klice? Równie trudno pogodzić ideę mocarstwowości Stanów Zjednoczonych gwarantującą obywatelom wolność od zagrożeń wewnętrznych i zewnętrznych z pełną demokratyzacją. Levine zapomniał jednak wziąć pod uwagę istotną siłę – nowe media. Przestrzeń niemalże nieograniczoną, w której swoje poglądy i działania mogą prezentować wszelkiego rodzaju aktywiści czy niszowi politycy. Zwraca uwagę ogromna moc mobilizacyjna tych środków przekazu, które angażują ludzi na całym świecie – nie tylko przy okazji popularnych flash mobów, ale także w poważnych działaniach anty- czy alterglobalistyczne. Sądzę, że dzięki sile mediów społecznościowych na wielkie protesty jeszcze przyjdzie pora.
Opracowanie: Julia Machnowska