Zawrót głowy od sukcesów?

Miniony tydzień upłynął pod znakiem wojny o ACTA (Anti-Counterfeiting Trade Agreement). Byliśmy świadkami zadziwiającej wręcz nieudolności i niekompetencji rządu Donalda Tuska – słynącego przecież z dbałości o wizerunek w mediach, więcej – pierwszego w historii […]


Miniony tydzień upłynął pod znakiem wojny o ACTA (Anti-Counterfeiting Trade Agreement). Byliśmy świadkami zadziwiającej wręcz nieudolności i niekompetencji rządu Donalda Tuska – słynącego przecież z dbałości o wizerunek w mediach, więcej – pierwszego w historii III RP gabinetu, który wygrał wybory parlamentarne drugi raz z rzędu. Nowoczesnego, chadeckiego, promodernizacyjnego, uprawiającego słynną już „politykę miłości”.

Wydawało się, że Donald Tusk jest pierwszym premierem, który odgadł marzenia znacznej części Polaków o idealnym rządzeniu, sam zresztą chełpi się swoją polityką drobnych kroków oraz empatią. Coś w tym zapewne jest, trudno sukcesy wyborcze Platformy Obywatelskiej tłumaczyć li tylko jakością i słabością opozycji. Każda władza, nawet najlepsza, jednak się zużywa. Sukcesy osłabiają czujność i wrażliwość, wzmacniają natomiast pewność siebie i przekonanie o własnej nieomylności. W Polsce po stronie władzy stoi na dodatek opozycja odstręczająca znaczną część wyborców z powodów estetyczno-ideologicznych. Wydawać by się mogło, że Donald Tusk, polityk wytrawny i historyk z wykształcenia, powinien być świadom zagrożeń, jakie niesie dla niego samego jak i PO powtórne zwycięstwo. A jednak doskonale działający mechanizm zaczął po wyborach zgrzytać.

Rządowi udało się prawie niemożliwe. Na ulice wyszli „młodzi, wykształceni z wielkich miast”, dotychczasowy elektorat Platformy. No dobrze, może nie tylko młodzi, nie tylko wykształceni i nie tylko z miast. Ale bądź co bądź byli to  internauci, osoby nowoczesne i niewykluczone cyfrowo. Sprowokowanie Polaków do wyjścia na ulice jest sztuką niełatwą, w porównaniu z innymi narodami Unii Europejskiej mamy jako społeczeństwo bardzo wysoki próg wytrzymałości. Czasem wychodzą na ulice Warszawy związkowcy, ale antyrządowe protesty młodych, i to w wielu miastach, stanowią w dziejach III RP novum (z wyjątkiem dość rachitycznych protestów uczniów przeciw reformom Romana Giertycha). Platformie udało się zmobilizować własny elektorat przeciw sobie. Chapeau bas.

Manifestacja przeciwników ACTA pod Pałacem Prezydenckim, (CC BY-NY 2.0 by macaroononastick)

Sytuacja z ratyfikacją ACTA przypomina trochę podwyżki cen, które próbował wprowadzić latem 1976 roku premier Piotr Jaroszewicz. Inny rząd, inny ustrój, ale scenariusz podobny. Jaroszewicz 24 czerwca przedstawił w Sejmie projekt drastycznych podwyżek cen, zapowiadając na kolejne dni konsultacje społeczne w tej sprawie. Konsultacje, jak powszechnie wiadomo, poszły nie do końca po myśli rządu, społeczeństwo dość wyraźnie wykazało niezrozumienie dla rządowego projektu, w związku z czym następnego dnia „propozycję” odwołano. Nie chcę tutaj porównywać rządu demokratycznego do komunistycznego, paralela ta jednak  nasuwa się na myśl sama, gdy słyszy się o całym kunktatorstwie rządu z konsultacjami. Były, tylko mało kto o nich słyszał. Zorganizowało je Ministerstwo Kultury, bacznie zwracając uwagę na to, aby szeroka opinia publiczna o nich się nie dowiedziała. Trudno nie zauważyć w tych działaniach złej woli ministra Zdrojewskiego i rządu w całości (z chlubnym wyjątkiem ministra Boniego).

Polityka wsio siekrietno nie zdała egzaminu i premier najpierw zapierał się, że Polska ACTA ratyfikuje. Teraz zaczyna kluczyć, już tak stanowczy nie jest. Opozycja wykorzystuje swoje „pięć minut” i już nie chce ACTA, choć np. europosłowie Prawa i Sprawiedliwości w listopadzie 2010 głosowali przeciw rezolucji krytykującej tę umowę. Ale krytyka rządu to święte prawo opozycji i nie można jej winić za to, że z tego prawa korzysta. Wojna o ACTA zakrawa na komedię absurdu. Na dobrą sprawę w ogóle nie powinna była wybuchnąć. Jak napisał w „Polityce” Adam Grzeszak „większość zarzutów dotyczyła regulacji, które w polskim prawie są już od dawna. Kolejny raz się okazało, że nasi prawodawcy mają kłopoty z ogarnięciem prawa, które sami stanowią”. Trudno o lepsze podsumowanie znajomości stanowionego w Polsce prawa zarówno przez rząd, jak i opozycję.

Polecamy także w najnowszym numerze Res Publiki Nowej „Tyrania opinii”:

Dziewięćdziesiąt dziewięć procent, głupcy! Wojciech Przybylski
Demokr@cja cz@tująca, Mateusz Tułecki, Jarosław Kinal
Opinia publiczna: wola ludu we współczesnych demokracjach, Radosław Markowski

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa