Zaskakująco grzeczni: Young British Artists

Gregor Muir w Lucky Kunst trzyma się konwencji powieści przygodowej. Niemal bezkrytycznie pisze o wrażliwych, genialnych dzieciakach, które w latach 90. prawie od niechcenia zawojowały świat sztuki, uzbrojone w farby i płótna, które zresztą szybko porzuciły na […]


Gregor Muir w Lucky Kunst trzyma się konwencji powieści przygodowej. Niemal bezkrytycznie pisze o wrażliwych, genialnych dzieciakach, które w latach 90. prawie od niechcenia zawojowały świat sztuki, uzbrojone w farby i płótna, które zresztą szybko porzuciły na rzecz bardziej nowoczesnych mediów.

@ Wydawnictwo Karakter
@ Wydawnictwo Karakter

Gregor Muir kurator Institute of Contemporary Arts w Londynie – napisał książkę awanturniczą. Lucky Kunst. Rozwkit i upadek Young British Artist przypomina książki przygodowe, w których zaczytywaliśmy się podczas przerw w podstawówce. Oto grupa młodych artystów na początku lat 90. wyruszyła na podbój świata sztuki, nie mając nic oprócz farb i płócien, które zresztą bardzo szybko porzucili na rzecz bardziej nowoczesnych mediów, takich jak film, instalacja czy performance. Awantura skończyła się happy endem: młodzi zdobyli kolejne nagrody Turnera, wzbogacili się z pomocą Charlesa Saatchiego,  a ostatecznie trafili do historii sztuki jako YBA – Young British Artists.

Zanim jednak to nastąpiło, musiały minąć długie lata 90. Autor opisuje swoją młodość spędzoną najpierw na byciu spłukanym artystą, a następnie spłukanym kuratorem. Bezrobocie nigdy nie wydawało się tak zachęcające jak w książce Muira: mimo trwającego kryzysu autor stale dostaje zasiłek dla bezrobotnych, który pozwala mu na robienie tego, co lubi najbardziej, czyli chodzenia na wernisaże i picie na nich darmowego piwa. Reszta artystów, chociaż znajduje się w podobnej sytuacji, także nie ma specjalnych problemów egzystencjalnych. Kiedy bowiem przychodzi co do czego, w Anglii pieniądze zawsze się znajdują: hojny British Council wydaje się powołany wyłącznie po to, by finansować kolejne bilety lotnicze na drugą stronę Atlantyku. W tej części książki jest nostalgicznie i bardzo rodzinnie. Wszyscy się znają, lubią, szanują, a kłótnie według Muira są jak londyński deszcz – nagłe, lecz niegroźne.

Gdzieś w tle wyrasta współczesny Londyn. Puste, zaniedbane uliczki miasta coraz częściej prowadzą do stóp wieżowców. Powstaje Canary Wharf, nagle wszyscy zaczynają jeździć do East Endu. Transformacja lat 90. w oczach Gregora Muira jest spełnieniem snu o dogonieniu Ameryki. Opisuje ją prawie jako heroiczną walkę o kolonizowanie nowych lądów, zarówno artystycznych, jak i ekonomicznych. Wydaje się nieświadomy „czarnej legendy” transformacji jako czasu wyzysku, hegemonii tylko jednej formacji intelektualnej oraz zalewu przemocy symbolicznej, do której przecież dołączali także artyści proponując widzom „doktrynę szoku”. Bo w końcu jesteśmy w opowieści przygodowej dla młodzieży, gdzie liczy się poczucie euforii, pędu i zwycięstwa, a nie pytanie o koszty czy los przegranych.

Niestety tego nieprzyjemnego uczucia nie pozbędziemy się już do końca lektury. Chociaż pojawiają się w niej wszyscy święci brytyjskiej sztuki lat 90. – od Sarah Lucas do Tracey Emin – atmosfera jest beznadziejnie monotonna. Kolejne wieczory są odliczane w rytm wypitych drinków i nazwisk spotkanych osób. Przed oczami śmigają kolejne nazwy lokali, wśród których królują niezmiennie Groucho Club, Atlantic czy Venus Emporium.  Opisywani artyści są jednak zaskakująco grzeczni: wprawdzie piją i narkotyzują się po kątach, ale generalnie na tym poprzestają. Muir za każdą cenę chce zachować „czystość gatunkową” powieści przygodowej  i do końca pisze o wrażliwych, genialnych dzieciakach, które prawie od niechcenia zawojowały cały świat.

O samej sztuce Muir pisze zdawkowo. Jeśli już, robi to w stylu rzuconych od niechcenia uwag. „Brillant” jest jednym z jego ulubionych słów. Na przykład pisząc o pracy Sarah Lucas „Two Fried Eggs and Kebab” mówi, że mamy do czynienia z „dziełem geniusza przekraczającego wszystkie ramy”.  Nie jest to szczególnie głęboka uwaga. Jednocześnie jej podniosły ton niemile kontrastuje z dziełem samej Lucas: złośliwym oraz ironicznym. Tu właśnie pojawia się problem z książką Muira: sztuka jest w niej traktowana z nieznośnym rodzajem namaszczenia. Autor mimo faktu, że piszę ją z perspektywy lat, nie zdobywa się ani na krztynę krytycznego dystansu wobec opisywanych dzieł.  Narracja Muira często sprowadza się do powtarzania w kółko: „Damien Hirst wielkim artystą był”. Irytuje również fakt, że  autor bardzo skrzętnie unika finansowych uwikłań YBA. Zmora Charlesa Saatchiego – magnata reklamowego i kolekcjonera sztuki współczesnej – pojawia się tylko gdzieś w tle, jako wstydliwy sekret, który trzeba za każdą cenę trzymać w szafie.  Muir tym samym podtrzymuje stereotyp „niewinnego” artysty, który staje się ofiarą wyrachowanego kolekcjonera-kapitalisty. Jest to szkodliwe wyobrażenie, ponieważ YBA byli akurat wybitnie świadomi swojego ekonomicznego potencjału i doskonale odnajdywali się w mechanizmach promocji.

Jednak w Lucky Kunst Gregor Muir walczy przede wszystkim o niewinność sztuki i artystów  związanych z YBA.  Staje się to po części zrozumiałe, gdy przeczytamy ostatni rozdział czyli Epilog: piekło, opowiadający o schyłku tej formacji.  24 maja 2004 roku pożar w magazynach Momartu trawi dziesiątki dzieł artystów YBA. Płomienie niszczą między innymi monumentalne dzieło Chapmanów o dantejskim tytule Piekło. Tworzona przez dwa lata instalacja, złożona z pięciu tysięcy wyrzeźbionych ręcznie figurek, w miniaturowej skali przedstawiała ludzi biorących udział w szaleństwie zabijania. Pożar był symbolicznym końcem YBA, a Muir jest tego świadomy. Równolegle na początku 2000 lat nasila się fala krytyki wymierzona w coraz bardziej gwiazdorski styl życia oraz astronomiczne zarobki artystycznego establishmentu.  Nic dziwnego, że Muir chce jeszcze raz powrócić do niewinnych początków, kiedy wszystko było raczej szaloną przygodą niż cynicznym wyrachowaniem, a sami artyści byli jeszcze nieskorumpowani późniejszymi ekscesami.

Dlatego książkę Greogora Muira należy czytać właśnie jako powieść przygodową. Nawiną, i jednocześnie czarującą. Irytującą i momentami banalną. Czyli taką samą jak YBA.

 

Gregor Muir, Lucky Kunst. Rozkwit i upadek Young British Art, przeł. Iwona Sak, Wydawnictwo Karakter, Warszawa 2013, s. 304.

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa