Zarządzanie oczekiwaniami. O kulturze, pieniądzach, mieszkańcach i polityce

Z Robertem Palmerem, doradcą wielu miast i regionów do spraw polityki kulturalnej i autorem raportu European Cities and Capitals of Culture, analizującym wpływ obchodów Europejskiej Stolicy Kultury na rozwój miast rozmawiają Artur Celiński i Łukasz Medeksza. Wywiad został opublikowany w numerze […]


Z Robertem Palmerem, doradcą wielu miast i regionów do spraw polityki kulturalnej i autorem raportu European Cities and Capitals of Culture, analizującym wpływ obchodów Europejskiej Stolicy Kultury na rozwój miast rozmawiają Artur Celiński i Łukasz Medeksza. Wywiad został opublikowany w numerze 212 Res Publiki Nowej.

Łukasz Medeksza: Czym jest dzisiaj tytuł Europejskiej Stolicy Kultury? Czy założenia tej inicjatywy się zmieniają i dostosowują do przemian zachodzących w kulturze? Czy podczas oceny projektów bierze się pod uwagę rosnącą rolę partycypacji obywatelskiej oraz inicjatyw oddolnych?

Robert Palmer: Wytyczne dla Europejskiej Stolicy Kultury są bardzo ogólne, a pytania, które zadaje się poszczególnym miastom, pozostawiają ogromne pole do interpretacji. Komisja Europejska niechętnie tworzy szczegółowe definicje i wytyczne, które musiałyby uwzględniać wszystkie miasta. Podczas składania aplikacji o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury należy wziąć pod uwagę aktualny kontekst – zarówno w jego wymiarze społecznym, jak i ekonomicznym. Nie bez znaczenia są różnice pomiędzy obywatelami, którzy nie tylko są różni, lecz także w odmienny sposób nawiązują relacje albo reagują na te same sytuacje. Trzeba także pamiętać, że miasta mają zwykle bardzo ambitne plany, ale możliwości ich realizacji nie zawsze im dorównują. I to nie tylko ze względów ekonomicznych. Dzisiejsze miasta funkcjonują bowiem w zupełnie innej rzeczywistości niż jeszcze kilka lat temu. Modele z przeszłości –Glasgow, Essen czy Liverpool – nie odpowiadają na dzisiejsze wyzwania. W konkursie o miano Europejskiej Stolicy Kultury chodzi właśnie o to, aby miasta stworzyły własne interpretację i proces dochodzenia do odpowiedzi na kluczowe dla współczesności pytania.

@rosipaw / Flickr.com
@rosipaw / Flickr.com

Artur Celiński: Czy wciąż obserwuje pan to, w jaki sposób miasta kandydują o tytuł ESK? W jaki sposób odpowiadają na te kwestie?

Robert Palmer: Staram się być w tej kwestii na bieżąco, ale zauważyłem, że proces kandydowania i tworzenia aplikacji jest tylko jedną stroną medalu. Druga – czyli wywiązywanie się z obietnic – jest mniej kolorowa. Sytuacja ta powtarza się w wielu miastach, które od 2015 do 2017 roku będą Europejskimi Stolicami Kultury. Pilzno czy San Sebastian mają te same problemy i związane z nimi wyzwania: od kwestii przywództwa w zarządzaniu budżetem, poprzez rozdźwięk pomiędzy rzeczywistym zarządzaniem a oczekiwaniami obywateli, aż do trudności w definiowaniu swoich planów w sposób przystępny dla mieszkańców. Coraz trudniej zrozumieć mieszkańcom tego typu procesy i związane z nimi zmiany. Wszystkie miasta przechodzą to samo.

Łukasz Medeksza: A czy sądzi pan, że miasta wiedzą, jak dostosowywać się do zmian zachodzących w kulturze?

Robert Palmer: Odpowiem krótko – nie. Jest to proces odkrywczy – ani we Wrocławiu, ani w żadnym innym mieście nie spotkałem się z gotowymi odpowiedziami na to pytanie. Jest to czas ogólnego zamieszania, testowania różnych rozwiązań, eksperymentowania, dochodzenia do właściwych wniosków metodą prób i błędów.

Artur Celiński: Czyli wszystko odbywa się na zasadzie „wiemy, że zbliża się zmiana, ale nie wiemy, jaka”?

Robert Palmer: Tak. To jest proces – nie ma gotowych rozwiązań. Istnieją różne podejścia. W podejściu tradycjonalistycznym proces adaptacji wymaga naprawdę niewiele, bo wszystko odbywa się w znanych i sprawdzonych ramach. Radykaliści z kolei uważają, że konieczna jest zdecydowana zmiana, bowiem dotychczasowy model się nie sprawdza i należy wyznaczyć nowy. Rozwiązanie leży prawdopodobnie gdzieś pomiędzy tymi dwoma skrajnymi stanowiskami.

Artur Celiński: Pojawia się również kwestia rozumienia samego pojęcia „kultura”: czy jest to jedynie sztuka czy znacznie więcej?

Robert Palmer: Oczywiście. Każdy człowiek ma inne spojrzenie na tę kwestię. Moje podejście jest bardzo antropologiczne, w szerokim znaczeniu tego słowa. Kultura obejmuje bardzo szeroki zakres sposobów wyrażania się. Myślę, że liczy się prawo wyboru. W programie kulturowym jestem zwolennikiem wprowadzenia bardzo szerokiej definicji, pozwalającej obywatelom podejmować własne decyzje na temat tego, w co chcieliby się zaangażować i w jaki sposób chcieliby uczestniczyć w kulturze. Należy zdecydować, co się chce zorganizować i gdzie ulokować publiczne finanse, a odpowiedź na to pytanie jest niezwykle trudna, albowiem wszystko może się wydarzyć. Często to właśnie sposób, w jaki wykorzystywane są środki, szczególnie publiczne, ujawnia priorytety poszczególnych miast. Mogę z łatwością porozumieć się z burmistrzem miasta lub dyrektorami generalnymi czy artystycznymi, ale próbuję połączyć to z decyzjami dotyczącymi rzeczywistego budżetu. Często retoryka i teoria nie idą w parze z tym, jak wykorzystuje się rzeczywiste środki finansowe. Niezwykle interesują mnie rezultaty – to, w jaki sposób można połączyć wyznaczone cele z ich wykonaniem.

@mattingham / Flickr.com
@mattingham / Flickr.com

Łukasz Medeksza: A co pan sądzi w tym kontekście o wspomnianych radykalistach, którzy również chcą decydować o budżecie? Oni twierdzą, że tak zwany budżet partycypacyjny w demokracjach uczestniczących to właściwa metoda decydowania o kulturze w miastach. Czy to podejście jest słuszne? Czy może powinniśmy przyjąć stanowisko tradycjonalistów i pozostawić podejmowanie decyzji instytucjom?

Robert Palmer: Wierzę, że najważniejsza jest otwarta dyskusja. Jeśli brakuje dialogu, to można przypuszczać, że nie zachodzi też prawdziwy proces kulturowy. Na pewnym etapie należy jednak podjąć decyzje – i trzeba je oprzeć na wnioskach oraz społecznym konsensusie. Tutaj zaczyna się rola przywództwa. Kwestia priorytetów musi być wprawdzie poddana dyskusji publicznej, ale też ktoś musi podjąć ostateczną decyzję – w niektórych miastach trwa to zbyt długo. Problem częściowo tkwi w zarządzaniu oczekiwaniami. Nadanie tytułu Europejskiej Stolicy Kultury początkowo wywołuje euforię, wszyscy chcą spełnić swoje marzenia o tym, jak miasto powinno i może być zarządzane, na co powinno się wydać pieniądze. Kończysz więc z mnóstwem pomysłów, które należy realizować w taki sposób, aby mieć poczucie, że zmierzasz w jakimś kierunku. Do tego potrzeba silnego i światłego przywództwa, ale również akceptacji wielu partnerów i udziałowców – nawet tych, których osobiste wizje nie zostaną zrealizowane w tym konkretnym projekcie.

Łukasz Medeksza: A więc radzi pan prowadzić otwarty dialog…

Robert Palmer: …tak długo jak to możliwe, co – wedle mojego doświadczenia jako dyrektora generalnego w dwóch miastach – jest bardzo trudne, ponieważ jest się pod ciągłym ostrzałem krytyki. Wymaga to odwagi, bo chce się wszystkim dać nadzieję. Jednak gdy przychodzi do podejmowania decyzji, jest się zobowiązanym do ich wyjaśnienia. Nie wszyscy zgodzą się z tymi decyzjami. Taki proces nazywa się „procesem fair” i łączy w sobie otwarty dialog, decyzje oraz ich wyjaśnienie. I oczywiście konsekwencje podjętych decyzji. Wszystko powinno opierać się na otwartym dialogu – powinniśmy uważnie słuchać, szczególnie w sytuacjach, w których nie mamy gotowych rozwiązań.

Artur Celiński: Kolejne pytanie, które może wydać się trudne z punktu widzenia kogoś z Wrocławia. Jedno z głównych kryteriów nadania miastu miana Europejskiej Stolicy Kultury dotyczy miasta i jego mieszkańców. Jak zatem mamy rozumieć to, że zwycięstwo Wrocławia jest interpretowane jako odstępstwo od tego kryterium, bowiem niektóre z pokonanych w konkursie miast, jak Łódź, Katowice czy Lublin, proponowały więcej akcji skoncentrowanych na mieszkańcach. Można odnieść wrażenie, że po raz kolejny potrzeby kulturalnej elity są bardziej przekonujące niż inicjatywy oddolne.

Robert Palmer: Kiedy jury przekazuje swoje rekomendacje, a Komisja Europejska podejmuje ostateczną decyzję, rozważane są silne i słabe strony każdego miasta. Myślę, że każde miasto powinno wziąć na siebie odpowiedzialność i zająć się tymi ważnymi problemami na równi z wszystkimi pozostałymi. Taką odpowiedzialność niesie ze sobą otrzymanie miana Europejskiej Stolicy Kultury. Miasta często nie wywiązują się z tego zobowiązania, powracają do swoich starych nawyków, zapominając, że jest to odpowiedzialność na skalę Europy, że jest to program europejski, nie lokalny czy regionalny. Debata na temat tego, co oznacza związek pomiędzy miastem i mieszkańcami, powinna być udziałem miast europejskich. Zwycięskie miasto ma obowiązek pełnienia funkcji strażnika i przywódcy tej debaty, powinno dawać przykład, jak można te pojęcia rozważyć na nowo.


okladka212

 

Łukasz Medeksza: Niektórzy wrocławianie są bardzo sceptyczni w stosunku do programu Europejskiej Stolicy Kultury. Mówią: w porządku, może w aplikacji znalazło się wiele pomysłów dotyczących miasta obywatelskiego, otwartego dialogu itd., ale w rzeczywistości cały program będzie sprowadzał się do cyklu imprez zorganizowanych przez instytucje publiczne, sfinansowanych przez miasto. To wszystko. Żadnego uczestnictwa obywatelskiego, żadnych inicjatyw oddolnych, nie mamy pieniędzy, nie mamy pomysłów, mamy instytucje.

Robert Palmer: Właśnie dlatego powiedziałem wcześniej, że jest niezwykle trudno odpowiedzieć na to pytanie, dopóki program i budżet nie będą oficjalnie ogłoszone. Wówczas dużo wyraźniej widać, czy retoryka, cele i aspiracje mają odzwierciedlenie w rzeczywistych działaniach. Na tym właśnie polega dysonans w wielu miastach. Czytam dokumenty, czytam, jakie są aspiracje włodarzy. Wówczas próbuję to połączyć z rzeczywistymi osiągnięciami. Często bardzo ciężko jest znaleźć takie połączenie.

Artur Celiński: Zatem następne istotne pytanie dotyczy tego, czy mamy do czynienia z rzeczywistymi działaniami. Partycypacja obywatelska jest jednym z największych problemów polskiej kultury. Władze miasta, instytucje kulturalne i organizacje pozarządowe usiłują wzmocnić partycypację i zwiększyć liczbę osób uczestniczących w kulturze. Czasem się to udaje, czasem nie. Jakiego rodzaju kultury potrzebują mieszkańcy dużych miast? Co powinniśmy zrobić, by wzmocnić nasze uczestnictwo w niej?

Robert Palmer: Cóż, myślę, że na to pytanie muszą odpowiedzieć sami mieszkańcy. Po pierwsze – nie jest to pytanie tylko do miasta. To jest pytanie, które powinno zadać się wszystkim osobom odpowiedzialnym za sektor kultury, w szczególności tym uprzywilejowanym na tyle, by mogły prowadzić istniejące organizacje i instytucje kultury. Jest to moment wyjątkowy, kiedy miasta mogą podjąć dyskusję z uwzględnieniem swoich własnych instytucji i zaprosić do niej mieszkańców.

Łukasz Medeksza: Byłaby to zatem otwarta dyskusja wewnątrz instytucji.

Robert Palmer: Wewnątrz każdej instytucji, ogólnie pomiędzy instytucjami oraz poza nimi. Istnieje wiele możliwości. Działania poza tradycyjnymi instytucjami kultury wywierają jeden z najsilniejszych wpływów na współczesną kulturę. Nie mówimy tu o działaniach awangardowych, mówimy o działaniach nieformalnych. Odwoływaliśmy się do wpływu internetu, digitalizacji oraz znaczenia mediów społecznościowych dla partycypacji i dostępu do kultury, które nie są brane pod uwagę. Mówimy tu o rozwoju nowych form sztuki, które nie podlegają tradycyjnym definicjom teatru, filmu, opery czy współczesnych sztuk wizualnych, to nowe formy, które są tworzone i doświadczane. Ten właśnie nieformalny, jak sądzę, komponent rozwoju kultury nie jest rozumiany przez system formalny. I nawet jego finansowanie następuje w zupełnie inny sposób, wytwarzają się inne modele finansowania.

Łukasz Medeksza: Dużym problemem jest tzw. kultura prosumpcji, o której pisał Toffler.

Robert Palmer: Myślę również, że należy dokonać rozróżnienia kultury jako procesu oraz kultury jako towaru. W przypadku Europejskiej Stolicy Kultury istnieją możliwości ponownego przyjrzenia się całemu procesowi i niepatrzenia na kulturę jako na towar, czyli w kategoriach tego, co zostało wykonane, czy jaka jest suma zorganizowanych imprez lub innych wydarzeń. Sprowadzają się one do połączenia tych dwóch podejść i są okazją do ponownego zaangażowania się w tę dyskusję w bardzo istotny sposób, bowiem mamy środki do robienia nowych rzeczy, do eksperymentowania z nowymi pomysłami. Myślę, że stolice kultury, które nie biorą na siebie tej odpowiedzialności, nie przecierają tak naprawdę nowych szlaków. A jest to duża szansa, by tego dokonać.

@Jonny Boy / Flickr.com
@Jonny Boy / Flickr.com

Artur Celiński: Chciałbym również zapytać o Europę Środkową – jakie według pana mogą być skutki Europejskiej Stolicy Kultury dla miast Środkowej Europy? Czy widzi Pan na tym polu jakąś różnicę między Europą Środkową i Zachodnią? Może pojęcie partycypacji w kulturze jest inne w tych dwóch częściach kontynentu?

Robert Palmer: Dostrzegam znaczące różnice – przede wszystkim w kwestii tego, jak stolice kultury są zarządzane w krajach Wschodniej i Zachodniej Europy. Niestety miasta Europy Środkowej mają tendencję do kopiowania modeli Europy Zachodniej. Wszystkie wzorują się na Glasgow, Liverpoolu, Essen itd., nie biorąc pod uwagę czynników historycznych, tożsamości i samego pojęcia kultury, które w każdym mieście są inne.

Artur Celiński: I wszystkie miasta chcą być jak Bilbao.

Robert Palmer: Dobrze powiedziane. Sądzę też, że eksperci od kultury, intelektualiści, włodarze miast oraz ich mieszkańcy rzadko przyglądają się ponownie temu, co tak naprawdę oznacza doświadczanie i rozwijanie kultury. Żyjemy oczywiście w zglobalizowanym świecie, nie sądzę więc, żebyśmy musieli mówić tutaj o ogromnych różnicach w ujęciu całościowym, ale na pewno w kwestii niuansów, miasta są inne. Spójrzmy na rozwój przemysłu kulturalnego czy kreatywnej gospodarki. Kreatywna gospodarka jest podstawą ekonomii zachodniej i wynika z uwarunkowań historycznych, czynników czasowych itd. Zupełnie inaczej może rozwijać się w Europie Środkowo-Wschodniej. Należy wziąć również pod uwagę zupełnie inną strukturę społeczną, z którą mamy tu do czynienia.

Łukasz Medeksza: Co radziłby pan zatem miastom środkowoeuropejskim, które chcą zostać stolicami kultury?

Robert Palmer: Myślę, że powinny wziąć pod uwagę własne korzenie i nie wzorować się ślepo na innych miastach. W porównaniu do sposobu funkcjonowania gospodarki zachodniej i całej Unii Europejskiej, kraje Europy Środkowo-Wschodniej są nadal postrzegane raczej jako dalecy krewni Europy Zachodniej niż jej rodzeństwo.

Łukasz Medeksza: Ubodzy krewni…

Robert Palmer: [śmiech] Uważam, że to bardzo protekcjonalne podejście. Należy wziąć pod uwagę, czego miasta takie jak Wrocław doświadczyły w swojej historii. To miasto zostało niemal doszczętnie zburzone, musiało więc od podstaw budować swoją nową tożsamość. To doświadczenie otwiera przed nim rozległe pole do debaty na temat wcielania nowych pomysłów w życie zamiast kopiowania istniejących już modeli, które sprawdziły się na gruncie Europy Zachodniej, ale niekoniecznie mogą sprawdzić się i pozostawić po sobie pożądane długotrwałe efekty na gruncie środkowoeuropejskim.

Łukasz Medeksza: Co pan myśli o lokalnej wrocławskiej koncepcji „kultury głębokiej”, stworzonej na potrzeby Europejskiej Stolicy Kultury we Wrocławiu? Nie możemy przewidzieć, co przyniosą eksperymenty, przypomina to trochę wędrówkę krętymi ścieżkami. Doświadczenia poprzednich Europejskich Stolic Kultury pokazują, że miasta wolą organizować wielkie i kosztowne wydarzenia, co zapewnia im sukces promocyjny i wysoki wskaźnik uczestnictwa. Co pan myśli o przygotowaniach Wrocławia z tego punktu widzenia?

Robert Palmer: Myślę, że Wrocław znajduje się obecnie na rozstaju dróg. Wypracował swoją retorykę, bardzo zresztą przekonującą, nazywając ją „kulturą głęboką”, co ma znaczenie z punktu widzenia szeroko pojętej polityki Europejskich Stolic Kultury. Teraz jednak potrzebna jest interpretacja tej koncepcji, ukazanie, co Wrocław przez nią rozumie.

Artur Celiński: To prawda, niewielu ludzi rozumie tę koncepcję.

Robert Palmer: Sądzę, że uda się ją wytłumaczyć jedynie przez doświadczenie, nie da się jej zademonstrować poprzez akademickie debaty. Należy ją interpretować w kategoriach nowych procesów społecznych, które obserwujemy: kim są nowi aktorzy wpływający na rozwój kultury, jak są ze sobą zestawiani, na czym będą polegały „głębokie wydarzenia” w porównaniu z tymi „niegłębokimi”, „płytkimi wydarzeniami”.

@rolleh / Flickr.com
@rolleh / Flickr.com

Łukasz Medeksza: A jak pan rozumie pojęcie „kultury głębokiej”, czym się ona charakteryzuje?

Robert Palmer: Dla mnie polega ona na odwoływaniu się do osobistego zmysłu poszukiwania i podążania za zmianą. Pojęcie „kultury głębokiej” wybiega poza koncepcję kultury konsumenckiej czy komodyfikacji i zmierza ku koncepcji umożliwiającej ludziom badać i zgłębiać ich własną tożsamość czy tożsamości, a także całą naturę społeczeństwa, co ta natura oznacza i co ludzie rozumieją przez uczestniczenie w kulturze.

Łukasz Medeksza: Chodzi zatem o kulturę w rozumieniu zbioru pewnych wartości lub systemów wartości.

Robert Palmer: Systemów wartości, które są poddane procesowi nieustannej negocjacji. Wymaga to ponownego przemyślenia, co oznacza pojęcie społeczności. To z kolei narzuca pytanie – czym jest miasto? Na jakich zasadach miasto zostało stworzone? A przy okazji dyskusji na temat rozwoju kultury w mieście – jak rozumieć ten rozwój?

Łukasz Medeksza: To mogłoby być naprawdę istotne pytanie dla Wrocławia.

Robert Palmer: Bardzo istotne pytanie. Większość miast poszukuje na nie odpowiedzi. Podczas dyskusji na temat rozwoju kultury w mieście zazwyczaj wymienia się nowe osiągnięcia infrastrukturalne – że tu buduje się nowe muzeum, a tam będzie koncert lub inne wydarzenia… Wszystko to w kategoriach kultury konsumenckiej. Czasem bierze się pod uwagę ubogie społeczności oraz mniejszości, często korzysta się z pojęcia „kapitału społecznego” oraz stawia nacisk na jego rozwój. To dwa ekstremalnie różne podejścia, pomiędzy którymi pozostaje pewna niezgłębiona przestrzeń. Wiele grup tworzonych przez mieszkańców miast jest zupełnie pominięta w tym dyskursie. Weźmy pod uwagę choćby przestrzeń publiczną – kto decyduje o jej projektowaniu? A przecież ona ma ogromny wpływ na mieszkańców, ich związek z miastem oraz to, co w przestrzeni publicznej robią. Ta szeroka dyskusja kształtuje po części kulturę głęboką. Nie oznacza to jednak, że osoby odpowiedzialne za podejmowanie decyzji muszą uczestniczyć w znacznie szerszej i bardziej skomplikowanej dyskusji, która mogłaby podważyć ich obecne działania.

Artur Celiński: Mam wrażenie, że na gruncie wrocławskim powstało bardzo silne napięcie pomiędzy zwolennikami koncepcji kultury głębokiej, którzy do niedawna byli głównymi osobami odpowiedzialnymi za przygotowanie Wrocławia na rok 2016, oraz zwolennikami koncepcji przeciwnej – głównie lokalnymi politykami, których celem jest podwojenie liczby gości w muzeach. Taki jest cel Europejskiej Stolicy Kultury we Wrocławiu.

Robert Palmer: Myślę, że powinniśmy zadać sobie kluczowe pytanie, czy te dwa fronty można ze sobą połączyć, czy można stworzyć koncepcję, która rzeczywiście zwiększy partycypację mieszkańców? Tu nasuwa się kolejne bardzo istotne pytanie – partycypację w czym? Zjawisko partycypacji i jej braku jest obecnie badane ponownie w całej Europie. Co partycypacja oznacza w dzisiejszym społeczeństwie, szczególnie dla młodszego pokolenia, które nie rozróżnia tego, co jest kulturowe, a co nie w rozumowaniu tymi kategoriami, dzięki którym dokonywano takich rozróżnień pięć lat temu. Rozumienie pojęcia partycypacji nie musi być wcale niekompatybilne w przypadku tych dwóch frontów. Istnieje możliwość podwojenia partycypacji przy jednoczesnym zgłębianiu znaczenia samego pojęcia i eksperymentowaniu.

Artur Celiński: Nie miałem na myśli tego, że jest to zły pomysł, czy że istnieje coś złego w samej idei zwiększania liczby odwiedzających. Plusem takiego podejścia jest bardzo wyraźnie postawiony cel – wzrost o 100%.

Robert Palmer: A ja mam na myśli to, że te dwa fronty nie muszą być niekompatybilne.

@hanspoldoja / Flickr.com
@hanspoldoja / Flickr.com

Łukasz Medeksza: Jednocześnie koncepcja kultury głębokiej jest niezrozumiała dla wielu ludzi, nikt nie wie, na czym się ona opiera ani jak zmierzyć “głębokość” kultury.

Robert Palmer: Jedno wiem na pewno: liczby nie są w stanie odzwierciedlić „głębokości” kultury. Nie ma żadnego łatwego ani wysublimowanego przelicznika, za pomocą którego można by tę głębokość zmierzyć. Myślę, że właśnie z tego względu w wielu Europejskich Stolicach Kultury proces ewaluacji jest bardzo upraszczany, przez co z kolei podejście niektórych organizatorów do naszego programu jest spłycane, a oni sami nastawieni są na przeliczalne efekty. Przeliczniki, które stworzono na potrzeby Europejskiej Stolicy Kultury, są niemiarodajne.

Łukasz Medeksza: Zatem jak zmierzyć „głębokość” kultury?

Robert Palmer: Bardzo dobre pytanie. Co oznacza zmiana kulturowa? Myślę, że istnieje więcej jakościowych sposobów na jej zmierzenie: większe zrozumienie wśród obywateli na temat tego, jakie efekty przynosi zmiana kulturowa dla nich samych. Podobna koncepcja sprawdziła się w Glasgow. Jedynym sposobem, w jaki można monitorować zmianę, jest reakcja mieszkańców po zorganizowanych wydarzeniach. Niektóre reakcje były bardzo anegdotyczne, zdarzały się doświadczenia, które dosłownie zmieniały życie mieszkańców, wydarzenia, podczas których ludzie zaczynali wzajemnie na siebie oddziaływać w zupełnie nowy sposób. Na nowo zrozumieli, czym jest kultura, poczuli się zaangażowani w jej tworzenie, mieli okazję poczuć większą dumę ze swojego miasta, przynależność, może nawet po raz pierwszy poczuli swoją tożsamość. Stało się tak za sprawą wielu wydarzeń zorganizowanych na ulicach, w szkołach. Oczywiście odbywały się też większe wydarzenia. Właśnie ta mozaika skali i charakteru wydarzeń umożliwiła ludziom na uczestniczenie w kulturze na swój własny sposób i wypracowanie własnego rozumienia zmiany kulturowej.

Łukasz Medeksza: Europejska Stolica Kultury miała bardzo duży wpływ na Glasgow?

Robert Palmer: Tak. Dlatego też Glasgow należy do kategorii miast, które osiągnęły sukces. Jednak ludzi bardziej interesują wyniki ilościowe: podwojona liczba odwiedzających w ciągu roku, zmniejszenie się bezrobocia, rozwój przemysłu kulturalnego. Dla mnie są to niepodważalne fakty, jednak to nie one, a wyciągnięte z nich wnioski, będą miały bardziej długotrwały wpływ. Wskaźniki liczby odwiedzających wzrastają i maleją. Wrocław może osiągnąć wielki sukces w 2016 roku, ale możemy być też świadkami niewielkiej zmiany w światowej czy polskiej gospodarce i nagle stracimy wszystko, co dotychczas zostało osiągnięte. Jednak inwestycja w ludzi, w mieszkańców miast, nigdy nie przyniesie straty. W szczególności w przypadku, gdy ludzie nabierają silnej świadomości swojego związku z miastem, które postrzegają jako cenne miejsce do życia. Jakość życia jest ważniejszym wskaźnikiem niż liczba odwiedzających.

Artur Celiński: Kultura jest bardzo ważnym czynnikiem w rozwoju miast, nie tylko oglądana pod kątem ekonomicznym, lecz w szczególności traktowana jako narzędzie do tworzenia i wzmacniania odpowiedzialnej lokalnej społeczności. Jako pracownicy magazynu „Res Publica Nowa” usiłujemy przekonać władze publiczne, że należy zwiększyć rolę kultury w planowaniu i rozwoju miast. Z doświadczenia wiemy, że kultura nie jest postrzegana przez władze jako istotny czynnik. Jak moglibyśmy zmienić to podejście, a zarazem uniknąć ryzyka komercjalizacji kultury? Jak możemy przekonać ekonomistów, inżynierów, strategów, że inwestycja w kulturę, w szczególności w działania oddolne, jest tak bardzo istotna?

Robert Palmer: To bardzo skomplikowane pytanie, na które Unia Europejska i inne instytucje usiłowały znaleźć odpowiedź. Wykonały w tym celu szereg badań – miały one dać wynik wyrażony w kategoriach czysto ekonomicznych. Nie były jednak wykonywane po to, by zmienić podejście obywateli. To da się zmienić jedynie poprzez doświadczenie. Europejska Stolica Kultury powinna odwoływać się właśnie do tego procesu, zademonstrować wpływy, kontynuować dyskusję, lecz jednocześnie ukazywać rzeczywiste efekty, które ta dyskusja przynosi. Rozwój kultury jest koncepcją zintegrowaną – nie leży jedynie w gestii wydziałów kultury urzędów miast czy organizacji kulturalnych, lecz także w gestii każdej komórki odpowiadającej za zarządzanie miastem. A zarządzanie miastem nie jest równoznaczne z działaniami miejskiego rządu. Zarządzanie miastem angażuje wszystkich partnerów zainteresowanych udziałem w badaniach nad związkiem między kulturą i innymi aspektami miejskiego życia. Oczywiście, gdyby nie było takie skomplikowane, nie mielibyśmy takich problemów z niedoinwestowaniem kultury w tak wielu miastach. Miasta, którym udało się osiągnąć zmianę w kulturze, to te, w których zmiany demonstrowano poprzez doświadczenie. Ludzi nie da się zmienić. Ty masz swoje zdanie, ktoś inny usiłuje cię przekonać do swoich racji. Bardzo rzadko udaje się to zrobić za sprawą argumentów. Działa tylko doświadczenie. Dlatego właśnie najbardziej skuteczną siłą napędową do zmiany jest bezpośrednie uczestnictwo w projektach – ludzie mogą wtedy zobaczyć, co tak naprawdę da się osiągnąć za sprawą danego projektu. Tak było w innych miastach, w Glasgow, w Liverpoolu itd., gdzie bezpośrednie doświadczenie pokazało wyraźnie nie tylko wartość projektów, lecz także ich wpływ na rozwój tych miast w przyszłości. Takie podejście wymaga światłego przywództwa. Przywódca jest zwykle pozostawiony sam sobie – jeśli odgrywa tę rolę dobrze, powinien być zawsze o krok z przodu. Jednak liderzy bez swoich zwolenników to przywództwo bez działania. Niezbędne są dwa elementy: wizja oraz mechanizmy potrzebne do jej urzeczywistnienia i ukazania jej słuszności. Wówczas można przejść do następnego etapu.

Łukasz Medeksza: Zatem musimy doświadczyć kultury głębokiej.

Robert Palmer: Tak sądzę. Ale musi być ona poddana interpretacji. Nie może być opisana jedynie za pomocą słów. Przychodzą mi na myśl liczne przykłady tego rodzaju projektów. W Brukseli, w jednej z najbiedniejszych dzielnic miasta, stacjonowały dwa gangi, mniej więcej po przeciwnych stronach ulicy. Zaangażowaliśmy członków obydwu gangów do odegrania sztuki o historii tej ulicy. Sama ulica posłużyła za scenę, ustawiliśmy na niej ławkę, na której młodzi członkowie gangów siadali, by opowiedzieć swoje historie publiczności, uczestnicząc jednocześnie w procesie pojednania. To było doświadczenie, które odmieniło spojrzenie zarówno młodych członków gangów, jak i publiczności, która przybyła na tę niebezpieczną ulicę. Także w Brukseli wykonywano zdjęcia zwykłym mieszkańcom i rozmieszczano je – wydrukowane w dużej rozdzielczości – na elewacjach budynków. Zazwyczaj jedyne zdjęcia, jakie widujemy w tych miejscach, przedstawiają podobizny polityków przed wyborami, twarze ludzi zarządzających miastem. A my powiesiliśmy około 400 zdjęć zwykłych ludzi: listonosza, taksówkarza, a nawet burmistrza, ale przedstawionego jako jeden z wielu „zwyczajnych” mieszkańców. Ten jeden projekt pomógł ludziom zrozumieć pojęcie miasta oraz tego, kto to miasto tworzy. W moim odczuciu są to przykłady kultury głębokiej. Przykładem „płytkiej kultury” są projekty polegające na zapłaceniu pieniędzy grupie performerów za to, że stoją na scenie, podczas gdy mieszkańcy znajdują się pod sceną, piją piwo i przyglądają się występowi. Nie jest to głębokie, nie posiada bowiem żadnej mocy sprawczej, która mogłaby w jakiś sposób zmienić sposób myślenia uczestników tego wydarzenia.

 

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa