Exposé – komentarz ideowy
Poniższa lektura będzie nietypowym komentarzem do exposé premiera Donalda Tuska. Premier, wielokrotnie oskarżany o miękki populizm miłości, odwrócił kartę. Radykalnie merytoryczny język, momentami zmieniający się wręcz w technokratyczną wyliczankę, ma rozpocząć nowy etap rządu w […]
Poniższa lektura będzie nietypowym komentarzem do exposé premiera Donalda Tuska. Premier, wielokrotnie oskarżany o miękki populizm miłości, odwrócił kartę. Radykalnie merytoryczny język, momentami zmieniający się wręcz w technokratyczną wyliczankę, ma rozpocząć nowy etap rządu w centrum. Z dala od prawicy i z dala od lewicy. Czyli gdzie? Donald Tusk zapewne mierzy się z wyzwaniem, którego nie potrafi jeszcze nazwać.
Jak być państwowcem, ale nie popaść w etatyzm? Jak gwarantować wolność, ale nie demagogizować? Premier zapowiedział reformy i uratuje pewnie państwo, ale czy zachowa społeczeństwo? Czy sprosta wyzwaniom dla solidarności, obywatelskiego braterstwa? Tekst Wojciecha Przybylskiego to zarazem wprowadzenie do książki Trzy idee. Idee republikańskie wydanej niedawno przez Res Publikę Nową.
Trzy idee
Ulegamy często przekonaniu, że historia naszej demokracji jest jedyna i niepowtarzalna. Jest to twierdzenie słuszne w tym samym stopniu, co podobne twierdzenie każdego innego narodu. Rzadko się jednak zdarza, by to przekonanie zagnało kogoś w pułapkę intelektualnego autyzmu tak bardzo jak w przypadku współczesnych polskich republikanów. Dominujący w Polsce dyskurs polityczny jest tak bardzo osadzony w kategoriach historycznych, że bywa nie tylko anachroniczny, ale potrafi tworzyć światy równoległe. Takim światem jest idea I Rzeczypospolitej, w kręgach wielu inteligentnych skądinąd ludzi stająca się mityczną arkadią, której tradycja co prawda została przerwana, lecz należy uczynić wszystko, by ją wskrzesić. Pięknie jest dać się unieść wzruszającym wszystkich chwilom „wspomnień”, lecz szkodliwe jest trwanie w przekonaniu, że są to idee żywe. Przywołując zerwaną nić tradycji Hanny Arendt, trzeba poddać polski język republikański testowi na mówienie ze zrozumieniem i o republikanizmie podyskutować w kontekście współczesnych idei republikańskich. Wtedy być może zobaczymy co nasza oryginalność ma do zaoferowania światu, a co musimy w swoim dyskursie przewartościować, by rozmawiać o naprawdę lepszej jakości życia publicznego.
Ponad lewicą i prawicą
Lektura idei republikańskich jest nie dla wszystkich, a kieruję ją przede wszystkim do tych, których obchodzi dramatyczne pęknięcie rozwierające się na naszych oczach w przepaść między tym co prywatne a tym co państwowe. Liberałowie, szczególnie ci zdogmatyzowani zimnowojennym dyskursem, chcieliby jedynie, by woda była w kranie, a prąd w gniazdkach i by rząd i społeczeństwo nie wtrącały się w sprawy osób prywatnych. Pogrobowcy bliźniaczych braci Piłsudskiego i Dmowskiego sprzeciwiają się im stojąc na straży sprawności państwa i budując co najmniej od stu lat polski etatyzm. Współczesny republikanizm jest wyzwaniem dla tych perspektyw. To, co republikańskie, nie znajduje się pomiędzy nimi. Republikanizm nie istnieje między lewicą a prawicą, ale jest akceptacją porządku wyższego rzędu. Tego języka wyższego rzędu brakuje nam dziś, bo nawet symboliczne przejawy pamięci o republikańskim charakterze naszej wspólnoty politycznej bywają przywłaszczone przez jedną z wojujących frakcji z tą samą łatwością, z którą postkomunistyczna partia przyznaje się do dziedzictwa postulatów Solidarności.
Republikańska odnowa
Bardzo dziś trudno ulec wrażeniu, że język republikański służy za wspólny punkt odniesienia i że gdy zawołamy „Rzeczpospolita!” wnet zbiorą się pod sztandarami wszyscy współobywatele. Wręcz przeciwnie, o republice pamiętają przede wszystkim politycy i językiem rzeczy wspólnych próbują budować tożsamość swoich frakcji przeciw frakcjom innych. A przecież republika to budowanie, za każdym razem od nowa, instytucji przez obywateli, a nie państwa przez polityków.
Republikanizm III RP stał się republikanizmem prawicy, językiem kontestacji i konfederacji barskiej. A powinien być językiem żywych i bliskich obywatelowi instytucji, których na początku dwudziestego pierwszego wieku wielu – może poza Urzędem Regulacji Elektronicznej – nie mamy. Jest to pierwsze wyzwanie dla ciekawych państwa umysłów. Bowiem dla zaistnienia republika potrzebuje z jednej strony własnego ducha – powszechności i uczestnictwa – z drugiej strony ciała instytucji, które tego ducha, te emocje i tę energię kumulują i porządkują dla dobra ogółu. Oczywiste jest, że instytucje, które odziedziczyliśmy z XIX i XX wieku przeżywają współcześnie kryzys. To nie tylko korupcja znana nam z afery Rywina, ale kryzys biurokracji niemieckiej niezdolnej do powstrzymania prywaty kanclerza Schroedera, wielokulturowy model społeczny Holandii, w którym mniejszość islamska dąży do przejęcia władzy w imię niedemokratycznych wartości, zawodne i same w sobie niebezpieczne instytucje bezpieczeństwa w USA, degradacja modelu socjalnego Francji, kryzys instytucji debaty publicznej i wolności słowa w Wielkiej Brytanii i wiele innych. Gdzie nie spojrzeć, tam fundamenty republikańskich z ducha państw chwieją się i ulegają erozji. A jednocześnie kolejne narody świata manifestują chęć republikańskiego przewrotu i odnowy tej tradycji. Czego potrzeba, by odnowić ją u nas?