Wyrodne dziecko suburbanizacji

Małe podpoznańskie miasteczko Puszczykowo, dotychczas słynące z ciszy i spokoju, nagle stałą się głównym teatrem walki między bezrefleksyjnymi propagatorami suburbanizacji oraz przerażonymi jej skutkami mieszkańcami. Konflikt wybuchł wokół dwóch inwestycji - prywatnej budowy marketu oraz planów rozbudowy […]


Małe podpoznańskie miasteczko Puszczykowo, dotychczas słynące z ciszy i spokoju, nagle stałą się głównym teatrem walki między bezrefleksyjnymi propagatorami suburbanizacji oraz przerażonymi jej skutkami mieszkańcami. Konflikt wybuchł wokół dwóch inwestycji – prywatnej budowy marketu oraz planów rozbudowy drogi wojewódzkiej.

Po jednej stronie są argumenty konsumpcyjne, czyli tańsze zakupy i szybszy dojazd samochodem do Poznania, po drugiej – długa lista argumentów broniących przyrody Wielkopolskiego Parku Narodowego i obszarów objętych programem Natura 2000, historycznego charakteru miasta-ogrodu oraz jakości życia mieszkańców terenów położonych przy drodze. W tle majaczy smutny fresk, na którym widać degrengoladę idei przedmieścia rozumianego jako miejsce lepiej nadające się do mieszkania niż zatłoczone śródmieście.

Dworzec w Puszczykowie, © by Włodzimierz Kowaliński ("Kurier Puszczykowski")

Prawo do miasta, prawo do przedmieścia

Poznań jest na mapie polskich aglomeracji miejscem szczególnym. To tutaj przecież na bazie dzielnicowych stowarzyszeń powstała ogólnomiejska organizacja walcząca o prawo mieszkańców do miasta. Stowarzyszenie My-Poznaniacy nie tylko konsekwentnie walczy ze szkodliwymi decyzjami urzędników oraz księżycowymi planami deweloperów, ale także odważyło się stworzyć alternatywę dla tradycyjnych partii politycznych. Niezły wynik wyborczy sprawił, że właśnie wokół niego zaczęły się skupiać ruchy miejskie z innych miast. Powstanie tak silnego ruchu było wynikiem faktu, że władze Poznania dużo szybciej i przy mniejszej aprobacie mieszkańców chciały narzucić pewne rozwiązania pseudomodernizacyjne. Puszczykowski przykład może być doskonałą ilustracją, jak powstaje taki konflikt i w jaki sposób mieszkańcy mogą go wykorzystać do stworzenia obywatelskiej przeciwwagi dla dotychczas rządzących ponad głowami obywateli elit. Do Puszczykowa duże problemy przyszły później (jak to na dalekie przedmieście), za to ze zdwojoną siłą. Jak w soczewce skupiły się tu przyczyny, dla których polskie aglomeracje stały się frontem walki między mieszkańcami a urzędnikami i/lub biznesmenami.

Puszczykowo to licząca 9,5 tysiąca mieszkańców miejscowość leżąca 15 kilometrów na południe od Poznania. Jest z kilku powodów wyjątkowa. Po pierwsze, położone w otulinie Wielkopolskiego Parku Narodowego i przyległe do malowniczo meandrującej rzeki Warty stanowi doskonały przykład miejscowości, która potrafi rozwijać się w harmonii z przyrodą. Po drugie, prawa miejskie otrzymało bardzo późno, bo w 1962 roku, a powstało z połączenia 4 miejscowości będących na poły wsiami, na poły osiedlami o zabudowie letniskowo-rezydencjonalnej. Po trzecie, charakter miasta został ukształtowany w pierwszej połowie XX wieku, kiedy na polach i łąkach nadwarciańskich postanowiono wcielić w życie ambitną ideę miasta-ogrodu przedstawioną przez E. Howarda w książce „Garden Cities of Tomorrow”. Jak to wygląda w rzeczywistości? Wyobraźcie sobie polskie miasto bez starówki, ale też bez bloków z wielkiej płyty i bez kamieniczek. Pełne kwitnących ogrodów, starych i nowych willi, gdzie w perspektywie każdej przecznicy szumi zielony las. Zobaczcie miasto, do którego z każdej strony wjeżdża się zielonym tunelem gęsto rosnących sosen, buków i dębów.

Ciężki los pięknej idei

Wszystko zaczęło się w drugiej połowie XIX wieku, kiedy powstała linia kolejowa do Wrocławia. Przy niej bogaci mieszczanie zaczęli budować pierwsze pensjonaty, domy letnie i restauracje. Dynamiczny rozwój to przede wszystkim lata 20.-30. XX wieku. Symbolem tej epoki w dziejach miasta są rezydencja kardynała Augusta Hlonda i położony nad samą Wartą letni dom legendarnego prezydenta Poznania, ministra spraw wewnętrznych i wojennego delegata rządu na kraj, uznawanego za ojca Międzynarodowych Targów Poznańskich – Cyryla Ratajskiego. Wówczas miejscowość nie miała jeszcze jednolitego charakteru i składała się z kilku odrębnych organizmów, ale postawienie tu choćby letniego domku stawiali sobie za punkt honoru poznańscy przemysłowcy, kupcy, politycy i profesorowie. Twórców Puszczykowa można uznać za pionierów suburbanizacji, która po latach stanie się swoją własną parodią. Miasto-ogród to wcielone w życie marzenie o miejscu, w którym można mieszkać w harmonii z naturą, nie zapominając o kulturze i osiągnięciach cywilizacji.

Dawna rezydencja prymasa Augusta Hlonda, © by Włodzimierz Kowaliński ("Kurier Puszczykowski")

Z dobrymi ideami jest tak, że z jednej strony są trwałe, z drugiej jednak bardzo podatne na błędy i wypaczenia. Jako dzieła umysłów wybitnych nie zawsze są szanowane przez ludzi mniej przenikliwych, wrażliwych czy po prostu niedouczonych. Z Puszczykowem było i jest podobnie. Od 1945 roku aż do dzisiaj trwa nierówna walka między obrońcami pierwotnego założenia a ludźmi oddanymi nowym pomysłom i ideom bardziej świetlanym. Czasy demokracji ludowej nie mogły sprzyjać burżuazyjnej oazie, czego efektem była degrengolada miasta, które w latach 80. po prostu się rozsypywało, a o idei miasta-ogrodu pamiętali chyba tylko nieliczni historycy architektury i przedwojenni mieszkańcy. Rok 1989 przyniósł nadzieję na powrót lepszych czasów. Spór o jakość Puszczykowa toczyć się zaczął jawnie i na w miarę demokratycznych zasadach. Zrozumienie dla idei miasta-ogrodu i ochrony przyrody wcale nie jest jednak większe niż w minionej epoce. O ile zmiany w pierwszym dziesięcioleciu wolności przebiegały jakby automatycznie i były pozbawione kontroli społecznej głównie ze względu na brak świadomości oraz konieczność walki o codzienny byt, o tyle od 10 lat wzmaga się opór społeczny wobec rosnących apetytów deweloperów i szkodliwych pomysłów władz. Paradoksalnie, przebudzenie obywateli nastąpiło w momencie, gdy byt miasta w dotychczasowym kształcie jest najbardziej zagrożony. Jakby dwie tendencje – jedna nastawiona na rekultywację idei, a druga na jej ostateczne unieważnienie – dojrzewały równocześnie, aż dojrzały do ostatecznego starcia.

Jedni chcą uchronić miasto przed inwestycjami, które bezpowrotnie zmienią jego charakter. Drudzy kierują się wizją krótkowzrocznego interesu i nie zaprzątają sobie głowy kosztami społecznymi, przyrodą i urbanistyką. Obecnie walka toczy się na dwóch głównych frontach. Pierwszy z nich to spór z inwestorem prywatnym, który w centrum miasteczka na terenie, gdzie obecnie są zaniedbane zabudowania i ogrody, chce postawić duży market z parkingiem dla kilkudziesięciu samochodów. Drugi front to protest przeciwko planom Wielkopolskiego Zarządu Dróg Wojewódzkich planującego rozbudowę peryferyjnej drogi wojewódzkiej nr 430 prowadzącej z Poznania do niespełna 13-tysięcznej Mosiny. Obie inwestycje łączy wspólny mianownik – idealnie wpisują się w postępujący proces suburbanizacji Poznania, który w ostatnich latach przyjął formy monstrualne i bardzo niebezpieczne dla jakości życia w mieście.

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa