Wyprowadzamy dom na spacer

Między 27 sierpnia a 11 września na warszawskim Służewie nad Dolinką miał miejsce projekt M3. W pawilonie w formie typowego służewskiego mieszkania odbywały się warsztaty, dyskusje, zajęcia dla dzieci, seanse kina letniego i wystawy. Kuratorka […]


Między 27 sierpnia a 11 września na warszawskim Służewie nad Dolinką miał miejsce projekt M3. W pawilonie w formie typowego służewskiego mieszkania odbywały się warsztaty, dyskusje, zajęcia dla dzieci, seanse kina letniego i wystawy. Kuratorka projektu, Marlena Happach, opowiada o relacjach z mieszkańcami i znaczeniu działań poza centrum miasta.

Pawilon M3, fot. Gabi Sitek

Znudzenie Pragą i Śródmieściem

Tego lata pojawiło się wzmożone zainteresowanie blokami. Sama napisałaś wstęp do Przewodnika po warszawskich blokowiskach Jarosława Trybusia, pojawiają się projekty społeczno-kulturalne związane z blokowiskami, jak Re-Blok albo Osiedlamy się, są dyskusje w prasie. Chciałbym, żebyś umiejscowiła w tym spektrum zjawisk projekt M3. Czemu nagle zwrócono uwagę na temat blokowisk i jaki to ma związek z tym, co tutaj robicie?

Sama jestem zaskoczona popularnością tego tematu! Pierwsze nasze działania zaczęliśmy już w 2005 roku, początkowo w internecie. Wtedy to się nie spotykało z większym zainteresowaniem. Temat stopniowo stawał się zauważany, ale ta kumulacja jest częściowo przypadkowa; wstęp do Przewodnika… powstał dwa lata temu, a sam Przewodnik… jeszcze wcześniej. Inicjatywa Re-Blok – sami ze zdumieniem odkryliśmy, że w tym samym roku będą dwa projekty o podobnej tematyce. Myślę, że to jest odbicie szerszych procesów, które mają miejsce w Warszawie. Jest coraz więcej oddolnych inicjatyw, a blokowiska pozostawały ziemią niczyją, przestrzenią wypartą ze świadomości i potrzebują działań. Już się trochę znudziliśmy, jako warszawiacy, projektami na Pradze i w Śródmieściu, więc te działania siłą rzeczy rozchodzą się dalej, dotarły też na blokowiska. Nasz projekt M3 zgłosiliśmy do konkursu na początku roku nic nie wiedząc o Re-Bloku czy inicjatywie Osiedlamy. Ale nie chcę zastrzegać, że nasz projekt jest jedynym słusznym i prawdziwym – wręcz przeciwnie, on się wpisuje w cykl działań tego rodzaju i to dobrze, bo w skali całej Warszawy tych działań jest nadal bardzo mało.

Na ile nastąpiło nasycenie Śródmieściem, Pragą i animatorzy zaczęli szukać innych miejsc, a na ile to wyszło ze strony mieszkańców blokowisk, którzy potrzebowali kogoś, kto dostrzeże ich problemy?

Dobrze, że zwróciłeś uwagę na te dwa aspekty. Mam swój obraz Warszawy, gdzie wszystko, co się dzieje, ma miejsce w Warszawie Funkcjonalnej: tam są animatorzy, najciekawsze knajpy, spektakle teatralne, spektakle uliczne. Ludzie z dzielnic peryferyjnych też chcą mieć takie rzeczy u siebie. Taka centralizacja działań społecznych, artystycznych, kulturalnych nie jest najlepsza. Oczywiście, zawsze będziemy dążyć do tego, żeby centrum było silne, ale w każdej dzielnicy powinno się coś dziać. Oczywiście są działania ogólnowarszawskie, przygotowywane z myślą o grupie wybranych, wyedukowanych odbiorców, które nie pasują do akcji lokalnych. Jeżeli wchodzimy w zupełnie nowe miejsce, musimy się porozumiewać językiem powszechnie zrozumiałym. Inicjatywy samych mieszkańców są ważne i chcielibyśmy na nich bazować, chociaż w przypadku tego projektu nie mogę powiedzieć, że to sami mieszkańcy wyszli z propozycją, żeby coś tutaj zrobić, chyba że my jesteśmy mieszkańcami…

Jesteście.

Tak, jesteśmy i nie jesteśmy, w naszym projekcie uczestniczą też ludzie z zupełnie innych dzielnic Warszawy.

Moglibyśmy tu zostać

Porozmawiajmy jeszcze o relacji między Centrum a dzielnicami na obrzeżach. Jakie ma zalety wzmacnianie policentryczności, sytuowanie działań poza Centrum?

Wydaje mi się, że takie działania są ważne dla budowy tożsamości. W konsekwencji będą tworzyły ogólnomiejską tożsamość, ale ludzie potrzebują czegoś bliskiego. Jeżeli mówimy o sztuce, to ona wymaga od nas wysiłku intelektualnego, więc trudno oczekiwać od ludzi, żeby jechali zawsze godzinę w jedną stronę, żeby cokolwiek zobaczyć. Jeżeli sztuka będzie bliżej, stanie się bardziej dostępna. Jest grupa mobilnych odbiorców, którzy dotrą nawet do innego miasta, ale jest to grupa ograniczona. Na wystawę, która gromadzi bardzo cenne dzieła, możemy się wybrać, ale na zajęcia, które są potrzebne na co dzień dla dzieci, czy na wieczorny koncert przy piwie nie będziemy jeździli na drugi koniec miasta. Akurat w przypadku M3 to są działania efemeryczne, tymczasowe, ale myślę, że wspieranie inicjatyw lokalnych domów kultury jest też częścią tego procesu. Współpracujemy ze Służewskim Domem Kultury, którego animatorzy do nas przychodzą, organizują np. jogę na trawie. A my nasze działania przenosimy do nich – część naszej wystawy będzie pokazywana jeszcze w Domu Kultury.

Właśnie, mówisz, że ten projekt jest po to, by mieszkańcy, którzy nie mają czasu jeździć do Centrum na tego typu zajęcia, mieli je u siebie. A zauważyłem, że na takich inicjatywach zawsze jest stała grupa odbiorców, złożona ze studentów, z animatorów, czasem liczniejsza niż mieszkańcy. Jak to wygląda w M3?

Mamy grupę wspierających nas wolontariuszy, którzy rzeczywiście mają doświadczenie z innych projektów, natomiast traktujemy ich jako ludzi, którzy współtworzą projekt. Jeśli chodzi o grupę odbiorców, mamy takich gości, którzy są znawcami życia kulturalnego w Warszawie i których z radością witamy, ale przewagę, zwłaszcza w weekendy, stanowią mieszkańcy. To właśnie do nich skierowana jest oferta M3. W Stowarzyszeniu Architektów Polskich na Foksal prowadzę warsztaty architektoniczne dla dzieci i tam jest stała grupa dzieciaków, które są już mocno wyedukowane, często są to dzieci architektów. A tutaj jest zupełnie inaczej: przychodzą dzieciaki, które nigdy nie były na tego typu zajęciach, widzą to po raz pierwszy. To jest kształcące też dla rodziców, którzy przekonują się, że można razem z dziećmi uczestniczyć w zabawie. Przy zabawie klockami ojcowie angażują się czasem bardziej niż dzieci.

A jakie zajęcia cieszyły się największym powodzeniem?

Zajęcia dla dzieci okazały się hitem, ale nie od razu. Na pierwszych były trzy osoby, na następnych było piętnaście osób, na kolejnych już nie starczało nam materiałów, bo przyszło kilkadziesiąt dzieci. Odkryliśmy, że dużą popularnością cieszą się zajęcia kulinarne, warsztaty fotograficzne i joga na trawie. Natomiast na pierwszych seansach kina letniego było pusto, a mieliśmy nadzieję, że ściągnie ono mieszkańców. Może po prostu każdy ma w domu wielki telewizor. Zainteresowanie zajęciami kulinarnymi świadczy na pewno też o braku miejsc, w których można coś zjeść, wypić kawę – jedyne lokale są w centrum handlowym.

Spodziewacie się jakichś trwałych rezultatów?

Raczej w sferze świadomości. Dla nas zaskoczeniem jest, że wielu ludzi jest przekonanych, że będziemy tutaj co roku, sugerują nowe rozwiązania, nowe atrakcje. Dużo osób chce się w ten projekt włączyć.

Projekt został przejęty przez mieszkańców?

Tak, zadomowił się. Myśleliśmy raczej, że ta impreza będzie się przenosiła na inne osiedla, a tutaj moglibyśmy zostać.

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa