Wyciąganie plaży spod chodnika
Jeśli Twoje dziecko w zamknięciu podczytuje ukradkiem felietony Kurkiewicza, to wiedz, że coś się dzieje. Lewomyślność autora to nie jest bowiem zwykła nieprawomyślność, na którą można zaaplikować szybkie antidotum w postaci solidnej dawki dyscypliny i […]
Jeśli Twoje dziecko w zamknięciu podczytuje ukradkiem felietony Kurkiewicza, to wiedz, że coś się dzieje. Lewomyślność autora to nie jest bowiem zwykła nieprawomyślność, na którą można zaaplikować szybkie antidotum w postaci solidnej dawki dyscypliny i zdrowego rozsądku.
„Czytanie szkodzi, czytanie jest zbędne, czytanie winno być zabronione. Natychmiast, póki nie jest za późno”. Szczególnie zabronione powinno być czytanie wydanego niedawno zbioru felietonów Romana Kurkiewicza „Lewomyślnie”, z którego słowa te pochodzą. Dawkowane pojedynczo, drukowane małą czcionką na jednej z ostatnich stron „Przekroju” (może czytelnicy nie zauważą) nie stanowiły takiego zagrożenia, jak podane wszystkie razem, w dawce tak potężnej, że może okazać się złotym strzałem dla bezmyślnego konformizmu i wygodnego niezaglądania pod podszewkę medialnie polukrowanej codzienności.
Jeśli zatem Twoje dziecko w zamknięciu podczytuje ukradkiem felietony Kurkiewicza, to wiedz, że coś się dzieje. Lewomyślność autora to nie jest bowiem zwykła nieprawomyślność, na którą można zaaplikować szybkie antidotum w postaci solidnej dawki dyscypliny i zdrowego rozsądku. To nieprawomyślność totalna, w ramach której podważone zostaje istnienie wszystkich podstawowych instytucji życia społecznego: od kościoła, przez armię, po sam rząd. W dodatku autor w całej swojej bezczelności podsuwa czytelnikom (i czytelniczkom) pod nos wizję zupełnie innej rzeczywistości, zaprowadzonej przez ludzi na rowerach z przyczepkami, „które nadjeżdżają z historyczną koniecznością”. Naprawdę niebezpieczne te przyczepki.
Marzenia i pomidorowa są niemęskie
Kurkiewicz uporczywie porusza tematy opuszczane albo traktowane powierzchownie przez media głównego nurtu. Mówi o sprawach niewygodnych nawet dla osób o rozwiniętej wrażliwości społecznej, sprawach pozornie odległych, wykraczających poza horyzont naszej odpowiedzialności, a nawet wyobraźni. Uporczywie powraca temat tajnych więzień CIA w Polsce; bezkarnego i w zadziwiający sposób tolerowanego okrucieństwa na wojnie w Afganistanie („Wojna jako dyscyplina olimpijska”); zamordowanego przez policję nigeryjskiego handlarza Maxwella Itoyi, obojętnych, abstrakcyjnych śmierci kilkuset tysięcy Haitańczyków w czasie ubiegłorocznego trzęsienia ziemi. Felietony ze zbioru „Lewomyślnie” bez przerwy „solą obolałą swojskość insektami obcości”. Swojskość ta spod pióra Kurkiewicza wychodzi obolała z wielu powodów, nie tylko za sprawą krytyki tego, co robimy odmiennym rasowo, etnicznie, przynależnym do neokolonialnego świata. Równie uporczywie pojawiają się wątki feministyczne, samokrytyczne („Naszej męskiej władzy sami nie widzimy”) i prześmiewcze („Marzenia, otwartość i pomidorowa są niemęskie”). Koncentrując się na słusznej walce z uprzedzeniami seksualnymi i etnicznymi, Kurkiewicz jednak stosunkowo rzadko podejmuje tematykę dotykającego większość wykluczenia ekonomicznego, bezrobocia, pogłębiających się, drastycznych nierówności. Mimo wszystko trzeba przyznać, że autor potrafi wyjść poza własne spojrzenie wielkomiejskiego oświeconego inteligenta-ateisty, kiedy broni prawa „obrońców krzyża” do manifestowania własnych poglądów, interpretując ataki na nich jako wystąpienie przeciwko słabym, zmarginalizowanym, próbującym sobie dostępnymi środkami zaznaczyć swoją obecność w przestrzeni publicznej. Broniąc „Krzyżaków”, lewomyślny autor jednocześnie ustanawia bluźnierstwo świętym, a w „Krzyżach kolorowych i wielokształtnych” chrześcijański symbol proponuje uczynić przedmiotem zajęć praktyczno-technicznych w szkołach zawodowych różnych branż, aby mogły powstać np. „krzyże świecące, migające, czasowo rozbłyskujące”.