Wszystkie dzieci Zofii Rydet

Za każdym razem, kiedy staję przed zdjęciami Rydet, czuję się winny. Za każdym razem wyobrażam sobie, że nie powinienem być tu, gdzie jestem, a już na pewno – patrzeć na to, na co patrzę. W […]


Za każdym razem, kiedy staję przed zdjęciami Rydet, czuję się winny. Za każdym razem wyobrażam sobie, że nie powinienem być tu, gdzie jestem, a już na pewno – patrzeć na to, na co patrzę. W Galerii Asymetria po raz pierwszy spojrzałem na dobrze znane fotografie innym, niewinniejszym okiem. Powód? Ogromne, dominujące niewielki pokój zdjęcie Julii Staniszewskiej, która dzieci z cyklu Mały człowiek zestawiła z zainscenizowanym obrazkiem pary czekającej na wizytę w klinice leczenia bezpłodności.

Na lewej ścianie Asymetrii – dwie fotografie autorki Czasu przemijania i komentarz Stanisławskiej. Na pierwszej Rydet celuje we mnie aparatem; na drugiej wyciąga coś z maleńkiego pomieszczenia (magazynu? ciemni?). Wygląda tu na starą i trochę szaloną.

Na ścianie za mną zdjęcia dzieci – choć należałoby raczej powiedzieć: „dzieci”, i to takich jak z Bram raju. Przerażające wizerunki z Małego człowieka Zofii Rydet pokazują kilku- i kilkunastolatków w wersji nieprzesłodzonej, bez cenzury, ale i bez epatowania erotyzmem czy agresją. Ciasne, ciemne, mocno kontrastowane kadry, w których ledwo mieszczą się bohaterowie, sprawiają wrażenie brudnych. Z opowieści o Zapisie socjologicznym znamy zresztą technikę pracy, która dała takie rezultaty. Atak z zaskoczenia („– Dzień dobry panu, jak pięknie! Cała chatka drewniana. Ślicznie, zrobimy panu tu zdjęcie. – Ale ja wiem, czy ja się godzę na to? – Pan jest taki ładny, że pan musi się zgodzić[1]). Żadnych uśmiechów. Wzniosłość.

Wreszcie po prawej stronie – znów „dzieci” i fotografia, o której wspominałem na początku. Gdyby nie ona skrępowałaby mnie sieć przecinających się spojrzeń. Aranżacja Staniszewskiej pozwala jednak zracjonalizować niepokojące portrety, przełożyć je na inny, znacznie prostszy język: ach, więc chodzi o in vitro! O sztucznym zapłodnieniu mówi zdjęcie przerażonej cygańskiej dziewczynki czy chłopca bawiącego się na gruzowisku, w prowizorycznej piaskownicy z krawężników. Dzieci na wiecu i na stadionie. W łóżku. W kartonach. Nago.

To, co w fotografii Rydet było niedopowiedziane i wyciszone, u Staniszewskiej zmienia się w wulgarnie dosłowne, krzykliwe wprost wezwanie. Wezwanie warto dodać, choć niewiele to zmieni – wysmakowane formalnie. Pokój na Nowogrodzkiej znajduje swoje odbicie w aseptycznej poczekalni (i tu, i tu wiszą zdjęcia anonimowych dzieci, a granica między ścianą galerii a ścianą kliniki leczenia bezpłodności traci ostrość). Jedna z fotografii z cyklu Rydet, przedstawiająca naburmuszonego chłopca i niemowlę, trzymane na rękach przez dziewczynkę we wzorzystej sukience, powtarza się dwukrotnie. Ramy wszystkich wystawionych zdjęć są jednolite. Podobnie złożono obydwa albumy. Dzięki tym nieskomplikowanym zabiegom stylistycznym Oczekiwanie staje się lustrem, w którym Mały człowiek odbija się, powiela i rezonuje. Zwierciadlana gra wizerunków odsyła również do innych dzieł Rydet – Ślady i wspomniany już Zapis socjologiczny to konteksty najoczywistsze.

Tyle że – zżymam się w duchu – nie po to przyszedłem do Asymetrii. Małego człowieka nie ogląda się przecież ani dla estetycznych zachwytów, ani ideologicznych manifestów. Wielkim rozczarowaniem okazało się też, niestety, spotkanie poświęcone wystawie, zorganizowane w sześć dni po jej zamknięciu. Interpretacji cyklu usiłowano bronić, powołując się z jednej strony na autorytety (takie jak Jerzy Lewczyński, który zaakceptował pomysł Staniszewskiej), z drugiej — na poglądy Rydet, „zawsze ciekawej, co robią młodzi”, i wreszcie, z trzeciej — na pamięć o niej, która odżyła dzięki młodej fotografce (zupełnie jak gdyby bez niej wszyscy mieliby o Rydet natychmiast zapomnieć). Wypowiedzi autorki Oczekiwania, przypominające cytaty z katalogu, zamknęły się w jednej właściwie deklaracji: dzieci to temat-samograj, dlatego fotografowanie ich jest trudne, ale Zofia Rydet robiła to pięknie, bo – jak mówiła w filmie Różyckiego – zawsze je szczerą miłością kochała. Cóż, tym większa szkoda, że ich portrety przekuto w głos w sprawie. I to sprawie takiej, o którą autorka Zapisu socjologicznego – praktykująca katoliczka, wielokrotnie wypowiadająca się na temat swojej wiary2 – wcale by pewnie nie walczyła.

Nie odbieram jakiejkolwiek wartości wystawie w Asymetrii. Więcej nawet: uważam, że Oczekiwanie to dzieło naprawdę dobre – ale w swojej kategorii, a nie w zestawieniu z cyklem Rydet. Gra z konwencją fotografii humanistycznej czy podkreślenie dwuznacznego przekazu zdjęć z klinicznej poczekalni to pomysły, do których należy odnieść się z uznaniem. W ostateczności można też przymknąć oko na nieudane chyba odczytanie Staniszewskiej i docenić chociażby trafność doboru obrazów z ogromnego archiwum. Osobiście jednak – wziąwszy pod uwagę, że wystawa inauguruje projekt, którego twórcy stawiają sobie za cel wpisywanie historycznej fotografii, reinterpretowanej przez współczesnych artystów, w szerszy kontekst kulturowy – przyznam, że wolałem je przed reanimacją.

1Zob. np. A. Różycki, Nieskończoność dalekich dróg. Podpatrzona i podsłuchana Zofia Rydet A.D. 1989, „Konteksty. Polska Sztuka Ludowa” 1997, nr 3-4 (238-239), s. 185.

2Zob. np. tamże, s. 183-184.

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa