Wolność pozytywna i negatywna po 1989 roku
Przemiany w Europie Środkowej w roku 1989 oznaczały wolność, ale jaką wolność? W 1989 roku odpowiedź na to pytanie była oczywista – wolność w najbardziej pozytywnym znaczeniu tego słowa. A jak postrzegamy wolność 20 lat […]
Wraz z upadkiem muru berlińskiego, z wielkim, historycznym upadkiem komunizmu w Europie cały region odwrócił się od sowieckiego marksizmu forsującego jedyne słuszne zwieńczenie rozwoju ludzkości. Niezależnie od tego, czy sowiecka odmiana marksizmu była wypaczeniem pierwotnej myśli Marksa czy też nie – marksizm stanowił istotne narzędzie krytyki rozwiniętego, liberalnego Zachodu oraz kapitalizmu, całkiem odmiennego od tego, jaki opisywał jeszcze sam Marks. A rok 1989 stanowił ideologiczny zwrot o 180 stopni.
W całym regionie widoczny był zapał i dążenie do zjednoczenia z Europą Zachodnią, co szczególnie obrazowo uwidoczniło się 9 listopada 1989 roku w Berlinie, gdy Niemcy z NRD zburzyli mur. Michaił Gorbaczow został uhonorowany za to Pokojową Nagrodą Nobla, mimo że sam nigdy nie przecinał czerwonej wstęgi na przejściu granicznym w Berlinie i nie zachęcał do zburzenia betonowej konstrukcji rozdzielającej od dekad Europę, bliskich sobie ludzi i zmieniającej ich losy.
Łańcuch Bałtycki utworzony 13 sierpnia 1989 zarówno przez starszych jak i młodszych ludzi trzymających się za ręce, od Wilna do Rygi, od Rygi do Tallina, to kolejny sposób wyrażenia woli politycznej oraz determinacji, aby uwolnić się od sowieckiego reżimu i odzyskać niepodległość dla Państw Bałtyckich. W Polsce to ruch „Solidarność”, na czele z Lechem Wałęsą, poprowadził kraj ku wolności. W Czechosłowacji przewodził dysydent i późniejszy prezydent Czech Vaclav Havel. Te wszystkie niepodległościowe ruchy z 1989 roku miały lada chwila pokonać bariery sowieckiej kontroli: gospodarcze, polityczne, religijne, kulturowe. Stanęły przed koniecznością wywalczenia prawa do wolności dla Europy Środkowej.
Wolność próbowali odzyskać powstańcy w Budapeszcie w 1956 i w Pradze w 1968 roku. Niestety, wtedy się nie udało. Jednak wraz z upadkiem muru berlińskiego, marzenie się ziściło. Trzymając się faktów, wtedy nie było mowy o Europie Środkowej. Była jedynie Europa Zachodnia i Wschodnia, tak jak był Wschodni i Zachodni Berlin. Nie przez przypadek, nadal, w 2009 roku, możemy usłyszeć na antenie BBC sformułowania nt. „dawnej Europy Wschodniej”, gdy mowa jest o dzisiejszej, postkomunistycznej Europie Środkowej. Słowa te padają z ust profesjonalnych dziennikarzy, którzy wydają się sugerować, że Europa Wschodnia faktycznie miała się zamienić w dawny Wschód, czyli jakby mogło dojść do przesunięcia krain geograficznych. To jednak nie krainy się przesunęły po 1989 roku, a geopolityka – sformułowanie „dawna Europa Wschodnia” ma sens w ujęciu geopolitycznym, a nie w geograficznym. Rok 1989 wyznacza początek geopolitycznej konsolidacji Europy Środkowej i Zachodniej. Rzeki, góry i poszczególne elementy ukształtowania terenu nie zmieniły swojego położenia. Wydarzenia wyznaczyły jednak nowe regionalne linie podziałów politycznych, choć sama geografia pozostała niezmienna i stała. Geograficznie rzecz ujmując, Europa nigdy nie było podzielona, ani rozdarta. Przynajmniej licząc od narodzin ludzkości i cywilizacji, kiedykolwiek miałaby mieć swój początek…
Nawet jeśli przed 1989 rokiem w Europie Środkowej wolności nie było, to stale obecna była tęsknota za nią i oczekiwanie na stosowną okazję. Wolność nadeszła w 1989 roku, gdy obalono mur – zarówno w sensie materialnym i symbolicznym. Bariera została pokonana dzięki masowym demonstracjom oraz solidarności mieszkańców Europy Środkowej. Dla Isaiaha Berlina byłby to wynik wolności negatywnej. Tego rodzaju wolność Berlin definiuje w następujący sposób: „Obrona [takiej] wolności stanowi „negatywny” cel ochrony przed ingerencją”[1]
Zanim dojdzie do tej definicji, Isaiah Berlin wyjaśnia, że wolność negatywna wiąże się z koniecznością odpowiedzi na pytanie:
Jak daleko sięga obszar, w którego granicach podmiot – osoba lub grupa osób – ma lub powinien mieć całkowitą swobodę bycia i działania według własnej woli, [dosłownie tłum.: aby robić to, co jest w stanie robić, lub być tym, czym jest w stanie być, bez ingerencji ze strony innych osób2].
Stosując to pytanie wobec Europy Środkowej w świetle wolności negatywnej, „obszar, w którym” chciała „mieć całkowitą swobodę bycia i działania, bez ingerencji” sprowadzał się do systemu politycznego i systemu gospodarczego. Liderzy ruchów wolnościowych w Europie Środkowej i Wschodniej chcieli dokonać fundamentalnej transformacji od gospodarki socjalistycznej do kapitalistycznej oraz od reżimu komunistycznego do systemu pluralistycznej demokracji. To była jednak wolność negatywna. Wolność pozytywną można zdefiniować poprzez pytanie:
Co lub kto jest źródłem władzy albo ingerencji, która może przesądzić, że ktoś ma zrobić raczej to niż tamto, być taki, a nie inny3? „Pozytywny” sens słowa „wolność” wynika z pragnień jednostki chcącej być panem swego losu. […] Chcę przede wszystkim być świadomy siebie jako istoty myślącej, pragnącej, działającej, ponoszącej odpowiedzialność za wybory, których dokonuje i potrafiącej wyjaśniać je przez odniesienie do własnych idei i zamierzeń.[4]
Gdy w 1989 roku tłumy wiwatowały na cześć demokracji i entuzjastycznie odnosiły się do samodzielnej inicjatywy gospodarczej będącej skrótem do kapitalizmu, uznano, że w tym rozstrzygającym dla zjednoczenia Europy roku chodzi o to, aby ludzie byli panami swego losu, by wzięli odpowiedzialność za wybory, których dokonują i potrafią wyjaśniać je przez odniesienie do własnych idei i zamierzeń. Nie trzeba dodawać, że bycie panem swojego losu – ten i innego rodzaju przykłady wolności pozytywnej – w bajkowym roku 1989, oznaczały życie w prawdzie, po latach życia w kłamstwie. Dla Vaclava Havla życie w kłamstwie oznaczało brak wolności słowa nazywany najwyższą formą wolności, oraz izolację od informacji nazywaną formą dostępu do nich5. Brak wolności słowa nazywany najwyższą formą wolności miał oznaczać, że sowiecki proletariat, obywatele Związku Radzieckiego, jak i [państw członków] Paktu Warszawskiego, nawet nie marzyli o tym, by móc wypowiadać myśli odmienne wobec ustalonej, obowiązującej „prawdy” na temat narzuconego socjalizmu. W ten sposób, każdy obywatel, będący „przyjacielem” wszystkich innych, miał być naprawdę wolny. Nie trzeba dodawać, że w tego typu propagandowym dyskursie nie było miejsca dla dysydentów pokroju Vaclava Havla.
Myśl dysydencka uważana była za pomyłkę niewartą żadnej wzmianki – nie miała rzekomo nic wspólnego z wolnością na terytorium sowieckim. Podobnie było z izolacją od informacji – na zakaz trzeba było przymykać oko, skoro teoretycznie wszystkie niezbędne informacje były dostarczane obywatelom w olbrzymich ilościach. Stąd izolacja od informacji nazywana była dostępem do niej. Jednak, według Vaclava Havla, nie trzeba było koniecznie wierzyć w te kłamstwa. Wystarczyło zgodzić się na życie w kłamstwie, przyjąć zafałszowane życie jako prawdziwe i autentyczne. Innymi słowy, udawać, że się nie udaje.
Dwadzieścia lat później jest jasne, że wyrażenie „życie w prawdzie” lub „życie w demokratycznej prawdzie” nie jest już tylko naiwne, ale także fałszywe. Okres transformacji od socjalizmu do kapitalizmu oraz od monopartyjnego komunizmu do pluralizmu politycznego nie stworzył warunków do życia w prawdzie. A o to toczyła się walka. Havel w swoim eseju Siła bezsilnych zakładał, że ta walka jest kluczowa dla osiągnięcia pełnego zwycięstwa w Europie Środkowej i wywalczenia dla niej czystej, niezepsutej wolności. W 1989 roku mieszkańcy Europy Środkowej i Wschodniej nie wyobrażali sobie, że wielu spośród sowieckich konformistów pozostanie u władzy, co miało miejsce np. w Rumunii i Bułgarii, gdzie komuniści współuczestniczyli w przemianach demokratycznych. Jednak w Krajach Bałtyckich komuniści po prostu zmienili maski, aby zaadaptować się do warunków demokracji, a Polską wstrząsnęła fala skandali związanych ze znanymi księżmi współpracującymi z KGB – to rys charakterystyczny dla postkomunistycznej Europy. Patrząc na postkomunistyczną Europę Wschodnią widzimy, że Rosja i Białoruś twierdzą, że organizują w swoich krajach demokratyczne wybory, podczas gdy dziennikarze krytyczni wobec demokracji rosyjskiej i białoruskiej giną z rąk „nieznanych sprawców”.
Ukraińcy są boleśnie podzieleni na pro-zachodnich i pro-rosyjskich, a ich poglądy na świat i wartości są drastycznie odmienne. Tam demokracja służy za narzędzie walki między zachodnią i wschodnią częścią kraju, między tymi, co mają rację i tymi co się mylą, tak jakby ci pierwsi chcieli żyć w prawdzie, a drudzy w kłamstwie. Ale czym w zasadzie jest prawda i kłamstwo w państwach postkomunistycznych?
Nikt nie spodziewał się, że – jak ujął to Almantas Samalavičius – wraz z wirtualizacją sfery politycznej, granica między spektaklem artystycznym i politycznym zacznie gwałtownie zanikać. Tylko po jednej z tych dwóch stron aktorzy nadal grają swoje role odpowiedzialnie i zgodnie z zasadami profesji. Jednak po drugiej stronie politycy stali się marionetkami odgrywającymi przypisane im role publiczne, nie licząc się z powołaniem. Przywołując Samalavičiusa parafrazującego filozoficzną myśl cogito ergo sum: „zdaje się, że politycy zrozumieli jedną z najważniejszych zasad komunikacji masowej – jeśli błyszczysz na ekranie, znaczy że istniejesz”.
Choć widok polityków – celebrytów błyszczących w telewizyjnych shows nie jest zjawiskiem typowym jedynie dla krajów postkomunistycznych, jest przecież także obecne w krajach Europy Zachodniej, to komu przyszłoby do głowy dwadzieścia lat temu w Europie Środkowej czy Wschodniej, że tak będzie wyglądać wolność polityczna, zwłaszcza gdy wtedy przywódca ruchu niepodległościowego uosabiał polityczne posłannictwo? Innymi słowy, kto mógł sobie wyobrazić, że w całym okresie post-komunizmu postępować będzie desakralizacja ideałów roku 1989? Z drugiej strony desakralizacja jest ograniczona – demokratyczne wybory w krajach Europy Środkowej różnią się w sposób zasadniczy od wyborów na Białorusi Łukaszenki i w Rosji Putina. Kiedy porówna się kraje UE z Europy Środkowej do tych dwóch krajów Europy Wschodniej, podobnie jak do Ukrainy i Mołdowy, które nieustannie miotają się pomiędzy demokracją i autorytaryzmem, radość związana z przystąpieniem do UE pierwszego maja 2004 podkreśla osiągnięcia Europy Środkowej w samostanowieniu o sobie. A w takim razie jest to historia sukcesu… Czy na pewno jest to historia sukcesu?
Słowacki intelektualista Martin Simecka uważa bowiem, że – mimo dwudziestu lat – wciąż nie jesteśmy wolni, skoro jesteśmy subiektywni, nie potrafimy obiektywnie ocenić przeszłości. Pamięć czasów radzieckich jest wciąż żywa, ale nadal nie wiemy, czym jest wolność. Podobno musi przyjść kolejne pokolenie, by ocenić co się naprawdę wtedy stało. Jesteśmy uprzedzeni przez nasze doświadczenia, ale nowe pokolenie pozbawione doświadczeń totalitaryzmu najprawdopodobniej spojrzy świeżym okiem na historię Europy Środkowej i Wschodniej.
Martin Simecka pisze:
Mam wrażenie, że po ostatnich dwudziestu latach debaty nasuwa się jeden wniosek: nadal nie jesteśmy wolni. Ci wszyscy z nas, którzy przynajmniej część dorosłego życia przeżyli w komunizmie, zostali naznaczeni piętnem przeszłości do tego stopnia, że może nigdy już nie będziemy w stanie mówić o tym w języku naturalnego, wolnego świata. Może potrafimy odróżnić odwagę od tchórzostwa i ofiary od oprawców, ale nie tych, którzy są wolni od tych, którzy nie są. Kategoria ludzi wolnych po prostu nie istniała w reżimie komunistycznym. Wyzwanie, opór stawiane reżimowi albo próby prowadzenia równoczesnego życia poza systemem mogły stanowić namiastkę wolności, ale nie były samą wolnością. Właśnie dlatego możemy i powinniśmy dawać świadectwo, a wielu należy się szacunek za ich odwagę. Jednak to nas nie uprawnia do twierdzenia, że potrafimy zinterpretować tę część historii zimnym okiem, bez uprzedzeń. Wszyscy jesteśmy jak pacjenci, którzy sami wystawiają sobie diagnozę i ordynują terapię. […] Wierzę, że drogą do właściwej oceny przeszłości jest bezkompromisowy punkt widzenia demokratycznych ideałów wolności. A jedynymi, którzy posiadają środki, by to zrobić i mogą zrobić to legalnie, bo nie są uwiązani przez przeszłość, są przedstawiciele młodszego pokolenia6.“
Jednak jaki jest ten „naturalny, wolny świat”, jaki jest ten język, którym pokolenie czasów sowieckich nie potrafi mówić, a w który Simecka wierzy? Czy jest tym światem Europa Zachodnia, która nie była okupowana? Czy odnotowany przez historyków brak obecności okupanta jest gwarancją istnienia naturalnego, wolnego świata Simecki? Jeśli tak, to jak w tym okupowanym świecie mogli istnieć dysydenci ze swoimi wolnymi umysłami i sercami? Jakim językiem mówili w roku 1989, jak również 1968 w Pradze i 1956 w Budapeszcie?
Czym jest ta umiejętność odróżniania tych, którzy są wolni, od tych, którzy nie są, przy czym zdaje się upierać Simecka? Czy wolnymi są ludzie, którzy nigdy nie doświadczyli totalitaryzmu? Czy jest to warunek wstępny do bycia swego rodzaju „urodzonym jako wolna osoba”, tak jak niektórzy rodzą się blondynami? Jeśli tak, to czemu młodzi paryżanie w 1968 flirtowali z komunizmem, mając wsparcie intelektualistów, m. in. Jeana Paula Sartre’a, klasyka filozofii egzystencjalnej?
Czym jest ta kategoria „wolnej istoty ludzkiej”? Co to znaczy być wolną istotą ludzką? Czy implikuje to niższość urodzonych i wychowanych za żelazną kurtyną? Czy zatem osąd mieszkańców Europy Środkowej i Wschodniej ma mieć mniejszą wartość?
A czymże jest ta możliwość interpretowania historii „zimnym okiem, bez uprzedzeń”? Co Simecka ma na myśli, gdy mówi, że interpretacja historii musi być dokonana z „bezkompromisowego punktu widzenia demokratycznych ideałów wolności”? Poza tym, co oznaczają słowa „bezkompromisowy punkt widzenia demokratycznych ideałów wolności”?
Tym, czego Simecka nie docenia są uwarunkowania roku 1989. Tak, te uwarunkowania mówią za tych, którzy nie byli wolni i nie mogli głośno mówić, co myślą i w co wierzą. Zaskakujące, że ci, którzy mogli mówić, co myślą, po drugiej stronie Europy, tj. ci wolni, wręcz przeciwstawiali się upadkowi Związku Radzieckiego i Układu Warszawskiego a, co bardzo znamienne, Margaret Thatcher wspierała strategię Michaiła Gorbaczowa, zmierzającą do tego, by reformy w Europie Środkowej i Wschodniej nie były powiązane z podważaniem Układu Warszawskiego. To oznacza, że Wielka Brytania utrzymywała pozycje zdrady jałtańskiej nawet w 1989 roku. Dwunastego czerwca 1989 r. Helmut Kohl stwierdził, że Niemcy nie będą ingerować w sprawy Polski i Węgier. Kilka dni później dodał, że Węgrzy nie powinni przyspieszać wypadków, bo te mogą wymknąć się spod kontroli. Giovanni Januzzi, który stał na czele Sekretariatu Wspólnot Europejskich ds. Współpracy Politycznej, utrzymywał, że obowiązkiem Węgier jest pozostać członkiem Układu Warszawskiego. Austriacki socjalista w ambasadzie węgierskiej w Wiedniu wyraził obawę z powodu możliwości powstania anarchii w sąsiednim kraju i że „Węgry nie powinny znów przyprawiać Europy o ból głowy7”.
Dlatego interpretacja historii dokonana przez postkomunistycznych mieszkańców Europy Środkowej będzie inna niż interpretacja dokonana przez tych, dla których żelazna kurtyna jest jedynie ciekawym rozdziałem dziejów, a nie prawdziwym przeżyciem. Chodzi o to, by pielęgnować żywą pamięć komunistycznej opresji i radzieckiej okupacji. Jest niepowtarzalna i ulotna. Jednak dopóki są ludzie, którzy pamiętają, czym był komunizmu, z całą infrastrukturą KGB, interpretacja historii z takim właśnie uprzedzeniem i nastawieniem jest atutem, jaki mają naoczni świadkowie nad tymi, którzy patrzą na Europę Środkową bez takiego uprzedzenia i nastawienia.
Przecież podstawowym uwarunkowaniem subiektywnego spojrzenia obywateli Europy Środkowej jest okupacja – następstwo paktu Ribbentrop-Mołotow dla Krajów Bałtyckich i traktatu o Układzie Warszawskim dla Polski, Czechosłowacji, Węgier, Rumunii i Bułgarii. I tu znajdujemy piękno żywej interpretacji historii. Można powiedzieć, że „tak widzą siebie obywatele Europy Środkowej”.
Co więcej, rok 1989 był efektem wspólnej woli. Wspólna wola polityczna mieszkańców Europy Środkowej i Wschodniej zadecydowała o zmianie. To jest dokonanie, które nowe pokolenie demokracji może jedynie powtórzyć, ale raczej go nie przyćmi. Jednak, by je powtórzyć, musi być taka potrzeba. Dwadzieścia lat po roku 1989 nastała potrzeba pozytywnej wolności, tj. potrzeba konstruktywnego opanowania reguł demokracji, wolności, nie negatywnej wolności potrzebnej do zrzucenia kajdanów.
Isaiah Berlin powiedział, że “wolność indywidualna jest ostatecznym celem istot ludzkich”. Nie twierdził, że ten ostateczny cel jest ułudą, jako że zaraz po jej osiągnięciu pojawi się pytanie: co człowiek uczyni z wolnością, gdy ta zostanie osiągnięta lub dana? W roku 1989 mieszkańcy Europy Środkowej wiedzieli tylko, że gdy zdobędą wolność, wykorzystają ją do wprowadzenia gospodarki rynkowej i demokracji. Wiedzieli, że standardy życia i pluralizm Europy Zachodniej są ideałami o które warto zabiegać. Wtedy oznaczało to zdobywanie ogromnej góry. Dziś, gdy konsumpcjonizm ma kłopoty związane z kryzysem na rynku finansowym, a ożywienie konsumpcji jest uważane za główny cel dla Europy i świata, wydaje się, że całemu regionowi Europy Środkowej brakuje duchowego telosu. Taki brak duchowości w polityce i duchowego telosu wolności był nie do pomyślenia w roku 1989.
1Isaiah Berlin, Two Concepts of Liberty. [Dwie koncepcje wolności], [w:] Isaiah Berlin, Four Essays on Liberty. [Isaiah Berlin. Cztery eseje o wolności], Oxford: Oxford University Press, 1969, s. 1. Dostępne w internecie.
2Ibidem, s.2.
3Ibidem
4Ibidem,s. 8.
5Havel, Vaclav, The Power of Powerless. [Siła bezsilnych], pod red. Johna Keane’a, ze wstępem Stevena Lukesa, Londyn, Hutchinson 1985.
6Martin Simecka, Still not free [Ciągle jeszcze nie wolni]. Dostępny w internecie.
7Borhi, László, A Reluctant and Fearful West: 1989 and Its International Context [Zachód niechętny i trwożny: kontekst międzynarodowy roku 1989], [w:] „The Hungarian Quaterly [Kwartalnik węgierski]“, 2009, s. 66.