Węgry: Prorosyjski zwrot Fideszu
Od chwili wybuchu wojny, europejskie media wspierają Ukrainę. Wyjątkiem jest propaganda Viktora Orbána. Rosyjska i węgierska retoryka mają te same motywy i strategie.
Kiedy rok temu Rosja rozpoczęła jawną, zakrojoną na szeroką skalę inwazję na Ukrainę, węgierskie społeczeństwo obywatelskie natychmiast zorganizowało się, by pomóc uchodźcom. Ale retoryka rządu nie zmieniła prorosyjskiego stanowiska. Inwazja zastała Węgry na finiszu kampanii wyborczej do parlamentu i szybko stała się jej motywem przewodnim.
Bańka Fideszu
Fidesz w 2010 r. ogłosił politykę wschodniego otwarcia. Skoncentrowany wokół partii system medialny rozpoczął pracę nad kreowaniem pozytywnego wizerunku Rosji i umacnianiem relacji węgiersko-rosyjskich wśród wyborców partii. Kierunek ten szedł oczywiście w parze z rosnącą tendencją do przedstawiania Zachodu i zachodnich wartości w negatywnym świetle.
Zaczęto mówić wyłącznie o racjonalnym zbliżeniu: nie zaszkodzi być w dobrych stosunkach z tak dużym krajem. Jednak oprócz względów pragmatycznych (np. rozwiązanie problemu odziedziczonej zależności energetycznej) rząd coraz bardziej uzależnia się politycznie od Rosji. Rośnie liczba inwestycji (np. finansowanie elektrowni atomowej Paks II z rosyjskich kredytów). Niektóre kroki są dla Węgier co najmniej wątpliwe. Inne decyzje wręcz szkodzą krajowi.
Jednym ze szkodliwych posunięć było przeniesienie do Budapesztu kierowanego przez Rosję Międzynarodowego Banku Inwestycyjnego (IIB), który bardzo ucierpiał z powodu sankcji, a także wycofania się akcjonariuszy po nielegalnej aneksji Krymu. Często nazywany szpiegowskim bankiem Rosji ze względu na przyznawanie jego pracownikom niezwykle szerokich immunitetów dyplomatycznych. Symbolicznie Bułgaria, ostatni europejski kraj poza Węgrami, ogłosiła w międzyczasie swoje wystąpienie z banku.
Nowa runda zachodnich sankcji dotyczyła także banku. Według dokumentów, zamrożenie aktywów jest ciężkim ciosem dla tej instytucji, która w 2022 r. straciła prawie płynność. Węgierski minister rozwoju gospodarczego Marton Nagy (przedstawiciel Węgier w zarządzie IIB) jesienią ubiegłego roku bezskutecznie lobbował u belgijskiego ministra finansów o odmrożenie aktywów banku. Sytuacja grozi upadkiem tej instytucji w najbliższej przyszłości.
Pojawiły się także względy ideologiczne. Rząd Orbána zaczął systematycznie rozmontowywać system kontroli i równowagi w 2010 r., ale jego niesławne przemówienie w 2014 r. było kamieniem milowym: po raz pierwszy otwarcie pochwalił nieliberalne państwo rosyjskie i postawił je jako przykład do naśladowania.
Wprowadził też ustawodawstwo, w którym można było dostrzec silną inspirację rosyjską, jak np. ustawa o cywilach (bardzo podobna do ustawy o agentach zagranicznych Federacji Rosyjskiej i tej, która wywołała niedawne protesty w Gruzji).
Coroczne spotkania Orbána z Putinem nie tylko nie były proporcjonalne do wielkości i znaczenia Węgier, ale miały wartość symboliczną, zwłaszcza po wydarzeniach z 2014 r., kiedy to europejscy przywódcy zaczęli izolować Rosję. Orbán nie poszedł tą drogą i wykorzystał te spotkania, by pokazać swoim wyborcom, że rozumie Rosję i że jest ona znaczącym graczem na arenie międzynarodowej. Podczas gdy dla zachodnich przywódców spotykanie się z Putinem poza spotkaniami wielostronnymi stawało się coraz mniej atrakcyjne, Orbán pozwolił Putinowi zademonstrować swoim obywatelom, że Zachód nie jest zjednoczony w pogardzie do niego i że kraj członkowski UE wciąż aspiruje do tego, by się mu przypodobać.
I w tym Putin ma rację, Węgry narażają swoje miejsce w UE i NATO, a jednocześnie marnują zaufanie swoich sojuszników.
Napięte relacje
Węgry, podobnie jak inne kraje sąsiednie, mają problemy z Ukrainą, a napięcia etniczne są czymś, co rosyjska sfera dezinformacji uwielbia wykorzystywać. Projekt ustawy zakazującej prawa mniejszości narodowych do edukacji w języku ojczystym od piątej klasy został zatwierdzony przez Radę Najwyższą w 2017 r.
Zgodnie z nowelizacją wspomnianej ustawy ze stycznia 2020 r., mniejszości, które posługują się językami UE, muszą stopniowo przechodzić z otrzymywania edukacji w języku ojczystym na język ukraiński. Nowa ustawa o używaniu języka ukraińskiego została zatwierdzona przez ukraińskich deputowanych 25 kwietnia 2019 r., skutecznie nadając mu nowy specjalny status, jednocześnie ograniczając używanie języków mniejszościowych poza prywatnymi rozmowami i ceremoniami religijnymi.
Zaledwie pięć dni przed objęciem urzędu przez swojego następcę, obecnego prezydenta Wołodymyra Zełenskiego, były prezydent Ukrainy Petro Poroszenko, jeden z najgłośniejszych zwolenników ustawy, podpisał ją. Ustawy o edukacji i języku miały na celu wzmocnienie poczucia tożsamości narodowej Ukrainy w następstwie działań Rosji w Donbasie oraz zwalczanie prokremlowskiej propagandy.
Węgierski rząd Viktora Orbána, stał się najostrzejszym krytykiem ustawy niemal natychmiast po zatwierdzeniu przez ukraiński parlament. Później Węgry ogłosiły, że nie dopuszczą Ukrainy do NATO i rozpoczęły przegląd umowy stowarzyszeniowej UE-Ukraina. Blokują współpracę Ukrainy z Sojuszem i przeprowadzenie rozmów Komisji Ukraina-NATO.
Fale propagandy
Orbán, choć z dużym opóźnieniem, potępił rosyjską inwazję i głosował za pakietami sankcji. Węgry wysyłają Ukrainie pomoc (np. dary, sprzęt medyczny, paliwo itp.), jednak jest ona nieco przyćmiona retoryką rządu, a jeszcze bardziej propagandą.
Fidesz zbudował propagandowe imperium. Potrzeba przejęcia wolnych mediów wynikała z porażki partii w 2002 r. Kierownictwo było przekonane, że porażkę tę spowodowała wroga prasa, pobłażliwa dla socjalistycznych i liberalnych przeciwników. Przekonali się, że nie ma niezależnej prasy i mediów, a ci, którzy nie są z nimi, są przeciwko nim. Supermoc parlamentarna uzyskana w 2010 r. utorowała drogę do zawłaszczenia prasy.
W wyniku przejęcia powstało potężne imperium: nadawcy publiczni i kanały radiowe, ponad 470 placówek prorządowego holdingu medialnego KESMA, prorządowi influencerzy oraz niemal wyłączny dostęp do billboardów (o których partie opozycyjne nie mogą nawet marzyć), które mają być wykorzystywane do permanentnej kampanii w imieniu rządu, na przykład przeciwko „sankcjom brukselskim”. Jak przyznał na jednym z wydarzeń Balázs Orbán, dyrektor polityczny gabinetu Viktora Orbána: „Kto kontroluje media, kontroluje kraj”.
Wiadomo również, że rząd stale mierzy nastroje opinii publicznej w grupach fokusowych, aby prześledzić obawy, uprzedzenia i sentymenty wyborców. Tą metodą ustala się slogany, i to ona wyznacza kierunek komunikacji rządu i całego imperium propagandowego.
Niewielu Węgrów potrafi ocenić wynik inicjatyw węgierskiej polityki zagranicznej. Większość zadowala się złudzeniem, że rząd „broni interesów narodowych Węgrów za granicą”. Polityka zagraniczna Węgier odgrywa więc znaczącą rolę w propagandzie krajowej. Niską jakość przekazów i brak spójności intelektualnej widzą obserwatorzy, którzy jednak w najlepszym wypadku mogą jedynie kręcić głowami, gdyż propaganda nie jest przeznaczona dla nich.
Jest to strategia bardzo skuteczna. Według sondażu przeprowadzonego w zeszłym roku, tylko niewielka część wyborców Fideszu obwinia Rosję za wojnę. Większość z nich przypisywała większą odpowiedzialność za wybuch wojny USA, a nawet Ukrainie, niż Rosji.
To nie zaskakuje, biorąc pod uwagę przyjazne Kremlowi przekazy, które nadal emituje węgierska prorządowa propaganda. Dobrze pokazała to sytuacja, gdy poseł Fideszu Zsolt Németh napisał na swojej stronie w mediach społecznościowych: „Rosjanie wracają do domu! Niech będzie pokój!”. Wtedy, wielu wspierających rząd komentatorów skrytykowało go i wyraziło swoje poparcie dla rosyjskiej inwazji. Podobnie było gdy prezydent Węgier Katalin Novak pojechała do Kijowa – wielu jej zwolenników było oburzonych, że rozmawiała z prezydentem Ukrainy i wspomniała o pomocy Ukraińcom.
Propagandowe przesłania
Często rosyjska i węgierska propaganda prorządowa używają tego samego języka i obrazów do budowania narracji o polityce zagranicznej. Z jednej strony jest zły Zachód, gender, Soros i Ukraina, przedstawiani jako przeciwnicy obrońców wartości chrześcijańskich, prawdziwej moralności, tradycyjnych ról płciowych i „normalności”. Propaganda węgierska zdaje się wychwalać Rosję znacznie częściej i mocniej niż odwrotnie.
Co więcej, węgierskie artykuły propagandowe coraz częściej cytuje rosyjska propaganda – w ten sposób krytyka i pogarda węgierskich propagandystów wobec Ukrainy zyskują dodatkową moc.
Istnieją tylko dwa tematy, które są unikalne dla węgierskiej przestrzeni informacyjnej, oba związane z wiktymizacją Węgier. Propaganda prorządowa od dawna podkreśla rolę ofiary Węgier w sporach o edukację i prawo językowe. Przedstawiają Ukraińców jako nienawidzących Węgrów, czasem nawet nazistów, którzy pragną, by mniejszość węgierska zniknęła.
Obecnie podsycają to opowieści, że na Zakarpaciu trwa „przymusowy pobór”, a nieproporcjonalnie duża liczba Węgrów bierze udział w walkach. Orbán dodał nawet, że zginęło kilkuset Węgrów, choć nie są to dane udowodnione, a odpowiedni eksperci szacują liczbę zmarłych na jedną dziesiątą tego twierdzenia.
Drugi temat, szczególnie skrojony na miarę węgierskich odbiorców, związany jest z rewolucją 1956 r. Propaganda starała się upozorować Ukrainę jako agresora twierdząc, że walkę o wolność „stłamsili Ukraińcy”. Wprawdzie do Budapesztu wysłano w 1956 r. 1.,2.,3. i 4. Front Ukraiński Armii Radzieckiej, ale nazwa ta nie miała wiele wspólnego z narodowością tworzących ją żołnierzy, gdyż odnosiła się do terytorium, na którym działała grupa armii. Wszystkie takie grupy Armii Czerwonej były zróżnicowane etnicznie i kontrolowane przez Moskwę.
Eskalacja i wybory
Inwazja z 24 lutego zbiegła się z finiszem kampanii przed wyborami parlamentarnymi 4 kwietnia. Głównym przesłaniem kampanii wyborczej urzędującego Fideszu było zachowanie programu redukcji kosztów mediów, który wygrał partię już dwa wybory wcześniej.
Według oficjalnej narracji ten program obniżenia kosztów mediów był możliwy dzięki taniemu rosyjskiemu gazowi, dzięki dobremu partnerstwu z tym krajem. To mit: wiadomo, że ceny na Węgrzech kupujących gaz z Rosji są zwykle bardzo wysokie w porównaniu z innymi krajami regionu.
Ponieważ utrzymywanie kosztów mediów „na niskim poziomie” automatycznie implikowało dalsze kultywowanie polityki przyjaznej Rosji, rosnące napięcie wywołane przez rosyjskie wojska na granicy z Ukrainą sprawiło, że stanowisko Orbána stało się jeszcze bardziej centralnym tematem kampanii, zwłaszcza że zaledwie kilka tygodni przed inwazją Orbán udał się do Moskwy na spotkanie z Putinem w ramach, jak to nazwał, „misji pokojowej”.
Po rozpoczęciu ataku minął prawie tydzień, aby Fidesz mógł zareagować. Najprawdopodobniej w tym czasie przeprowadzono zakrojone na szeroką skalę badania grup fokusowych, z których wynika, że największym lękiem Węgrów była wojna. Stworzono więc nowe hasła, według których Orbán miał być gwarantem pokoju.
W tej narracji naród ukraiński stał się „wrogiem pokoju”, ponieważ zamiast złożyć broń, walczył z ciemiężcą.
W ujęciu Orbána i propagandy Ukraińcy nie mogą wygrać tej wojny, a ich walka tylko ją przedłuża. Nawet po wygraniu wyborów i konieczności drastycznego zawężenia programu obniżki kosztów mediów retoryka ta trwała, a jej dopełnieniem było obarczenie wojny (nigdy nie podano czyjej) i „sankcji Brukseli” winą za zdecydowanie najwyższą w UE inflację (25,7 proc.) oraz kryzys kosztów utrzymania na Węgrzech. W tym sensie antyukraińska retoryka Orbána jest jedynie elementem wyjaśnienia świata, w którym wszyscy są wrogami, a on chroni Węgry przed wojną.
Choć rząd twierdzi, że konfrontacja z Ukrainą ma służyć interesom mniejszości węgierskiej, to wyrządza tej społeczności wiele krzywdy, zrażając do niej większość społeczeństwa i etykietując ją również jako prorosyjską.
Jest to niezwykle niebezpieczna rzecz w czasie wojny. Obecne stanowisko rządu węgierskiego, propagujące natychmiastowe zawieszenie broni i rozmowy pokojowe, to gra pod publiczkę i dla przypodobania się Rosji, ponieważ ugruntowałoby to pozycję Rosji, która bezprawnie zagarnęła 18 proc. Ukrainy, pozostawiając masy Ukraińców pod rosyjską kontrolą (wszystko po tym, co wydarzyło się w Buczu i Irpieniu).
Ponadto, chęć wymuszenia rozmów pokojowych na narodzie, który pragnie bronić swojego kraju, nie jest poszanowaniem suwerenności innego państwa, na punkcie którego Orbán ma obsesję. To najwyraźniej coś, co powinno być respektowane tylko przez innych i tylko w odniesieniu do Węgier.
_
Dorka Takacsy – stypendystka programu Marcina Króla 2022/2023 w Visegrad Insight. Bada politykę w Rosji i regionie Europy Środkowo–Wschodniej. Doktorantka na Uniwersytecie Korwina w Budapeszcie. Pracownik naukowy Centrum Integracji Euroatlantyckiej i Demokracji (CEID). Zajmuje się dezinformacją.
Artykuł powstał w ramach programu współpracy głównych tytułów prasowych w Europie Środkowej prowadzonego przez Visegrad Insight przy Fundacji Res Publica. Tekst ukazał się w języku angielskim w Visegrad Insight.
Skróty pochodzą od redakcji.
Fot. Lerone Pieters / Unsplash.