Węgry: antyunijna propaganda bombarduje dywanowo

W czasie, gdy inflacja gwałtownie rośnie, a bezpieczeństwo żywnościowe jest tak bardzo zagrożone, rząd w Budapeszcie wykorzystuje kampanie propagandowe, aby zrzucić całą winę na Brukselę.


W październiku węgierski rząd rozpoczął tak zwane konsultacje narodowe na temat sankcji wobec Rosji. Towarzyszyła im solidna kampania przedstawiająca sankcje jako… bomby. Kampania trwała do 15 grudnia, a jej pierwsze wyniki są już dostępne.

Kampania bomb

Konsultacje narodowe to narzędzie wprowadzone przez rząd Fidesz–KDNP w 2015 roku. Obecne są ósmymi z rzędu. Rząd prowadzi kampanie niezależnie od wyborów, a tym bardziej od przepisów dotyczących kampanii wyborczej.

Konsultacje polegają na kampanii marketingu bezpośredniego. Do wszystkich gospodarstw domowych na Węgrzech docierają listy, które zawierają zestaw retorycznych pytań. Towarzyszą im propagandowe wyjaśnienia: pełne poczucia strachu i negatywnych bohaterów. Tematy co roku ustala rząd.

Celem jest rzekomo poznanie opinii ludzi, jednak ich wyniki nie są upubliczniane. Konsultacje te wspiera, zakrojona na szeroką skalę kampania prowadzona na billboardach, przez nadawców publicznych, prorządowych influencerów… Służą one utrzymywaniu obozu Fideszu w jedności. Mają też stwarzać iluzję, że opinia społeczeństwa ma znaczenie. Za wszystko oczywiście płacą podatnicy. Konsultacje i kampania billboardowa kosztowały ponad 7,8 mld forintów (~19 mln euro).

Nie inaczej jest w przypadku tegorocznej kampanii przeciwko sankcjom. Listy wysyłane do skrzynek pocztowych zawierają 7 mylących pytań, które sugerują, że obecne trudności gospodarcze Węgier są spowodowane bezpośrednio przez sankcje przyjęte „przez Brukselę”, a ich dalsze przedłużanie jeszcze je pogorszy. Wiele istotnych faktów jest w nich pomijanych.

Propaganda bombarduje dywanowo

Na wsiach kampanie billboardowe przekazują tę narrację pod hasłem „Sankcje Brukseli nas niszczą”, przedstawiając sankcje jako… prawdziwe bomby. Obraz ten wywołał oburzenie za granicą.

Kampania nie wspomina, że węgierski rząd głosował za wszystkimi ośmioma pakietami sankcji, prowadząc jednocześnie nieustanną wojnę słowną przeciwko „Brukseli” i „brukselskim biurokratom”. Aby zwiększyć absurdalność sytuacji, sam Viktor Orbán agituje przeciwko sankcjom, demonstrując, że już wypełnił ankietę konsultacyjną mówiąc „nie” sankcjom.

Narrację tę powtarza całe prorządowe imperium medialne i zalewa billboardy w całym kraju. Politycy Fideszu–KDNP również prowadzą aktywną kampanię, jeżdżąc po kraju z ministrami i członkami rządu w ramach trasy „Powiedzmy nie sankcjom”.

Bruksela jako kozioł ofiarny

Obwinianie Brukseli za wszystko, co złe to stały motyw narracji węgierskiego rządu. Z jednej strony można dzięki temu próbować unikać odpowiedzialności za to co się dzieje w kraju, wykorzystując fakt, że przeciętny Węgier ma ograniczoną wiedzę i zainteresowanie tym, jak działa unijny proces decyzyjny, które kompetencje leżą w gestii Unii, a co jest wyłącznie kompetencją państwa członkowskiego. Z drugiej strony, ten fikcyjny wróg nie jest skłonny do odwetu. To idealny chłopiec do bicia dla rządu, sposób skanalizowania frustracji ludzi, zamiast wzięcia odpowiedzialności za własne nieudane decyzje.

A frustracji jest na Węgrzech całkiem sporo.

Węgierski forint (HUF) znacznie osłabił się na przestrzeni lat: kiedy Węgry przystąpiły do UE w 2004 roku, 1 euro kosztowało około 250 HUF, podczas gdy obecnie jest to 410 HUF. Co więcej, inflacja w listopadzie wyniosła 22,5 proc. Jej powodem był głównie wzrost cen żywności (40 proc. ), największy w całej Unii Europejskiej. Chleb w sierpniu kosztował o 66 proc. więcej niż rok wcześniej, podczas gdy średnia unijna oscylowała wokół 18 proc.

Przed wyborami w kwietniu tego roku rząd wprowadził limity cenowe na niektóre podstawowe produkty żywnościowe, które nadal obowiązują, co jeszcze bardziej przyspieszyło wzrost cen innych artykułów spożywczych. Częściowo wprowadzono limity cen na paliwo i chociaż społeczeństwo nadal może napełniać baki tańszym paliwem, to brakuje również tej wersji.

Ceny usług komunalnych również gwałtownie wzrosły, z wyjątkiem nielicznych przypadków. Program obniżki kosztów mediów był jednym z hitowych produktów politycznych Fidesz–KDNP, wprowadzonym w 2013 roku. Interwencja rządu utrzymywała ceny energii dla gospodarstw domowych na niskim poziomie, jednocześnie informując obywateli co miesiąc na rachunkach, że cena jest tak niska dzięki rządowi. Eksperci od dawna ostrzegali, że ta niezróżnicowana dotacja jest nie do udźwignięcia dla budżetu państwa, a jednak, jako że był to centralny element kampanii wyborczej partii, pozostawał nietknięty. Aż do sierpnia, kiedy to nagle została częściowo zlikwidowana, a obniżone koszty mediów pozostały głównie dla gospodarstw domowych uznanych za „małych konsumentów”.

Wzrost cen energii wywiera presję na codzienność większości ludzi, stąd łatwym chwytem jest mieszanie przyczyn i kierowanie tego gniewu w stronę Brukseli. Rządowe imperium propagandowe szybko znalazło odpowiedzialnych za trudności na poziomie retorycznym: podczas kampanii wyborczej na wiosnę mówiono o „inflacji wojennej”, od początku kampanii antysankcyjnej o „inflacji sankcji”.

Szkodliwe skutki

Jeśli chodzi o same „konsultacje narodowe”, to początkowo ich odbiór nie był zbyt entuzjastyczny.

Według badania opinii publicznej przeprowadzonego przez Publicus, 65 proc. respondentów uznało je za bezcelowe, a tylko 36 proc. za przydatne. Nie dziwi więc, że preferencje partyjne są wyraźnie widoczne – cztery piąte wyborców Fideszu uważa konsultacje za pomocne, podczas gdy 96 proc. wyborców opozycji i 67 proc. niepewnych wyborców za bezużyteczne. Jeszcze mniej ludziom podobały się billboardy z bombami. Wspomniany sondaż przeprowadzony na początku kampanii pokazał, że tylko 2 proc. podobały się one, a kolejnym 2 proc. „raczej się podobały”. 48 proc. respondentów w ogóle się nie podobały.

Z drugiej strony wydaje się, że kampania spełnia swoje zadanie. Od zalewu propagandy na tym poziomie trudno uciec, co pokazują ostatnie badania Political Capital. Badanie to zostało oparte na sondażu opinii publicznej przeprowadzonym przez Medián, a według niego 36 proc. ogółu społeczeństwa i 50 proc. wyborców Fideszu uważa, że węgierski rząd nie głosował za sankcjami. 53 proc. respondentów uważa, że ceny gazu wzrosły na rynku z powodu sankcji, choć wzrost ten rozpoczął się już we wrześniu 2021 roku, ale pozostał w dużej mierze niezauważony przez ludność z powodu interwencji rządu na rynku.

Nadrzędna narracja o niepowodzeniu „sankcji Brukseli” wydaje się chwytliwa: według 59 proc. ludności sankcje bardziej szkodzą Europie niż Rosji.

Jeśli chodzi o faktyczne wypełnianie arkuszy konsultacyjnych, to w całym imperium medialnym rozbrzmiewa echo komunikatu, że wypełniono już ponad milion arkuszy. Wypełnienie „konsultacji narodowych” oznacza w zasadzie, że się z nimi zgadzasz: jak pokazało poprzednie 7 takich sondaży, przytłaczająca większość respondentów zgadza się z mylącymi stwierdzeniami i odpowiada „tak” na pytania. Najprawdopodobniej jednak rząd uznał, że liczba respondentów jest zbyt mała, skoro jej termin został przesunięty z pierwotnie planowanego 9 na 15 grudnia.

W przeciwnym razie nie zadawaliby sobie trudu, by przedstawić coś, o czym wiedzą, że służy wyłącznie celom propagandowym.

_

Dorka Takacsy – stypendystka programu Marcina Króla 2022/2023 w Visegrad Insight. Bada politykę w Rosji i regionie Europy Środkowo–Wschodniej. Doktorantka na Uniwersytecie Korwina w Budapeszcie. Pracownik naukowy Centrum Integracji Euroatlantyckiej i Demokracji (CEID). Zajmuje się dezinformacją.

Artykuł powstał w ramach programu współpracy głównych tytułów prasowych w Europie Środkowej prowadzonego przez Visegrad Insight przy Fundacji Res Publica. Tekst ukazał się w języku angielskim w Visegrad Insight.

Ilustracja Galan Dall.

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa