Teflonowa lewica
(...) stary dowcip braci Marx: „Ten człowiek wygląda jak skorumpowany idiota i tak się zachowuje, ale to nie powinno cię zmylić – on jest skorumpowanym idiotą”, osiąga w tym przypadku granicę. Berlusconi jest dokładnie tym, […]
(…) stary dowcip braci Marx: „Ten człowiek wygląda jak skorumpowany idiota i tak się zachowuje, ale to nie powinno cię zmylić – on jest skorumpowanym idiotą”, osiąga w tym przypadku granicę. Berlusconi jest dokładnie tym, czym się wydaje, że jest, ale pozór ten mimo wszystko jest nadal zwodniczy.Slavoj Żiżek, Od tragedii do farsy, s. 89.
W swojej ostatniej książce wydanej po polsku przez Krytykę Polityczną, Slavoj Żiżek pisze o Silvio Berlusconim jako jednym z najbardziej widocznych przykładów prezydenta „teflonowego”, polityka, który zupełnie stracił wiarygodność i „po którym nawet nie oczekuje się, że będzie trwał przy swoim programie wyborczym”. Gdyby próbować wskazać polski odpowiednik Berlusconiego, raczej nie byłby to Bronisław Komorowski, Donald Tusk czy Jarosław Kaczyński. Modelową ilustracją tezy Żiżka z naszego klimatu politycznego jest Sojusz Lewicy Demokratycznej i dwie jego główne twarze: Grzegorz Napieralski i Tomasz Kalita.
Można oczywiście napisać wiele także o postpolityczności polskiej prawicy. Egzemplifikacją tego były hasła wyborcze Platformy Obywatelskiej: „Nie róbmy polityki, budujmy stadiony” oraz „Budujmy szkoły. Bez polityki”. Polityka staje się więc nie miejscem demokratycznego sporu i sposobem podejmowania decyzji, a walki o partykularne interesy grupy krzykaczy-polityków, w przeciwieństwie do wartościowego, bezdyskusyjnego i racjonalnego „budowania stadionów”. Równie wiele uwag można by mieć do partii Jarosława Kaczyńskiego, szermującej w kampanii wyborczej prosocjalną retoryką, jednocześnie deklarując chęć nawiązania do reform Wilczka, wprowadzających dziki, wolnorynkowy kapitalizm, czy w czasach swoich rządów obniżającą podatki najbogatszym. Jednak w ostatnich kilku miesiącach to właśnie Sojusz Lewicy Demokratycznej dostarcza pretekstów do uznania tego ugrupowania za polskiego krewniaka „boskiego Silnio”.
Jest wiele przykładów wyzucia partii Napieralskiego z jakichkolwiek resztek wierności słowu lewica w nazwie. Znamienna pod tym względem jest wyjątkowo cyniczna zmiana stanowiska w sprawie odpłatności za drugi kierunek studiów. Warto chyba prześledzić koleje, jakimi toczyło się stanowisko Sojuszu, zaczynając od cofnięcia się o 3 lata – do czasów, w których Grzegorz Napieralski był jeszcze „tylko” sekretarzem generalnym partii. W 2008 roku, podczas zjazdu pomorskiego SLD, deklarował on – razem z ówczesnym przewodniczącym, Wojciechem Olejniczakiem – poparcie dla całkowicie bezpłatnej edukacji wyższej.
Jeszcze rok temu w trakcie kampanii prezydenckiej w odpowiedzi na pytania dotyczące edukacji, odpowiada (w tekście zamieszczonym na oficjalnej stronie SLD):
Studia muszą być prawem, a nie towarem. Celem jest bezpłatne szkolnictwo wyższe, w tym umożliwienie bezpłatnego studiowania w systemie wieczorowym i zaocznym. […] Należy traktować edukację jako najważniejszy z filarów nowoczesnego państwa, który ma decydujące znaczenie w tworzeniu przyszłości dla kolejnych pokoleń. Należy zapewnić warunki do zaistnienia w Polsce szkół odpowiadających potrzebom XXI wieku.
Tymczasem 4 lutego tego roku w Sejmie odbywa się głosowanie nad reformą edukacji wyższej autorstwa Barbary Kudryckiej, wprowadzającej odpłatność za drugi kierunek studiów, a także m. in. likwidującej stypendia naukowe. Za przyjęciem ustawy głosuje rzecz jasna koalicja rządząca: PO i PSL. Przeciw: Prawo i Sprawiedliwość, Polska Jest Najważniejsza oraz jeden poseł SLD. Pozostali posłowie i posłanki Sojuszu wstrzymują się od głosu, bądź nie przychodzą na głosowanie (w tym przewodniczący partii, Grzegorz Napieralski).
25 lutego w wywiadzie dla Gazety Wyborczej, rzecznik prasowy SLD, Tomasz Kalita, stwierdza: „Państwo w wydaniu socjaldemokracji XXI wieku to duża galeria handlowa, w której zrzucamy się na wejściu i korzystamy z podstawowej infrastruktury. Za resztę musimy dopłacić”. Jako ilustrację w tej wizji rzecznik podaje właśnie kwestię odpłatności za studia: „Chcemy, by państwo określiło, za co i w jakim stopniu jest w stanie płacić. Np. bezpłatne studia są de facto już fikcją. Zdecydowana większość studentów za nie płaci. Może lepiej by było stworzyć sensowny system stypendialny?”
Kalita nie mógł się pomylić bardziej w kwestii tego, na co powinna stawiać socjaldemokracja XXI wieku. Tego samego dnia pokazał to przykład niemieckiej SPD, która wygrała wybory w najludniejszym niemieckim landzie – Nadrenii Północnej-Westfalii między innymi dzięki deklaracjom dotyczącym zniesienia obowiązujących opłat za studia. Ten kierunek reformy systemu edukacji jest też bliski Zielonym, z którymi SPD zawiązała w tym landzie koalicję. Przy poparciu ze strony Die Linke wszystko wskazuje na to, że odpłatności za studia w tym landzie zostaną jeszcze do końca tego roku zniesione. I, co trzeba podkreślić, ten trend zapewne nie ograniczy się tylko do Nadrenii Północnej.
Dokładnie 3 miesiące po wywiadzie z Kalitą na stronie „Rzeczpospolitej” ukazał się tekst, zaczynający się od zdania: „Sojusz chce przekonać studentów obietnicą drugiego bezpłatnego kierunku”. W przedostatnim akapicie czytamy: „SLD zamierza także złożyć w Sejmie projekt ustawy przywracający prawo do bezpłatnych studiów na drugim kierunku, o co zamierza też zabiegać Pis”.
Podobno tylko krowa nie zmienia poglądów – ideowa ewolucja Sojuszu Lewicy Demokratycznej potrafi jednak postępować wyjątkowo szybko, wręcz gwałtownie. Partia Napieralskiego zapewne pod wpływem komunikatów medialnych o zjawisku „straconego pokolenia”, w ciągu trzech miesięcy dokonała zwrotu o 180 stopni. Z niezdecydowanych, którzy nie czuli się w żaden sposób zobowiązani, by sprzeciwić się uderzającej w młodzież reformie, stali się ponownie ugrupowaniem, któremu los studentów jest tak bardzo bliski. SLD w istocie przypomina strażaka-podpalacza, wzniecającego pożary po to, by mieć zajęcie i utrzymać swoje źródło zarobku. Po odgarnięciu warstwy kłamstw i kłamstewek oraz odsunięciu na bok motoru napędowego partii – czyli troski o interesy jej członków – to, co pozostaje, to spot Grzegorza Napieralskiego z tańczącymi bliźniaczkami. „Czy już Napieralskiego znasz?”