Szyldy na medal

Kilkunastu projektantów graficznych o społecznikowskim zacięciu zaproponowało nowy wygląd szyldów pawilonu usługowego na Bemowie. O tym, jak typowy „blaszak” stał się miejscem współpracy urzędników, spółdzielców, drobnych przedsiębiorców, architektów i projektantów opowiadają organizatorzy i jeden z […]


Kilkunastu projektantów graficznych o społecznikowskim zacięciu zaproponowało nowy wygląd szyldów pawilonu usługowego na Bemowie. O tym, jak typowy „blaszak” stał się miejscem współpracy urzędników, spółdzielców, drobnych przedsiębiorców, architektów i projektantów opowiadają organizatorzy i jeden z uczestników inicjatywy „Przeliteruj miasto“.

Mieszkanki Bemowa oglądają makietę pawilonu przy ulicy Uniejewskiej 6 / "Przeliteruj miasto"
Mieszkanki Bemowa oglądają makietę pawilonu przy ulicy Uniejewskiej 6 / „Przeliteruj miasto”

Debata o niedomaganiach przestrzeni publicznej w Polsce jest bardzo żywa. Mamy solidną diagnozę zastanej sytuacji, ale wciąż zbyt mało inicjatyw zmieniających rzeczywistość. Uczestnicy projektu „Przeliteruj miasto” przechodzą od krytyki do działania. Kilkunastu projektantów graficznych o społecznikowskim zacięciu zaproponowało nowy wygląd szyldów pawilonu usługowego przy ulicy Uniejowskiej 6 na Bemowie. O tym, jak typowy „blaszak” stał się miejscem współpracy urzędników, spółdzielców, drobnych przedsiębiorców, architektów i projektantów opowiadają autorzy inicjatywy Ewa Zielińska i Franciszek Cieślak ze stowarzyszenia „Miastodwa” oraz uczestnik projektu Karol Yamazaki.

Pawilon przy ulicy Uniejowskiej 6 (2013) / "Przeliteruj miasto"
Pawilon przy ulicy Uniejowskiej 6 (2013) / „Przeliteruj miasto”

Anna Wójcik: Skąd wziął się pomysł na zaprojektowanie nowego wyglądu pawilonu przy Uniejowskiej 6?

Ewa Zielińska: Interesuje nas promowanie dobrych praktyk, które pomogą w okiełznaniu chaosu przestrzennego w polskich miastach. Dzięki zaangażowaniu w projekt „Filtrowa do usług”, w czasie  festiwalu Warszawa w Budowie 4 dowiedzieliśmy się, że burmistrz Bemowa jest zainteresowany inicjatywami, które pomogą poprawić estetykę dzielnicy. Wspólnie z Urzędem Dzielnicy Bemowo zaczęliśmy szukać lokalizacji, która dawałaby szanse realizacji projektu. Nie chcieliśmy pozostać na etapie koncepcji wizualnej. Żeby rzeczywista zmiana była możliwa, należało ustalić budżet realizacji i znaleźć odpowiedniego partnera. Doszliśmy do wniosku, że najlepiej zaprosić do współpracy spółdzielnię, co gwarantuje, że decyzyjny jest jeden podmiot, a nie na przykład kilkunastu właścicieli lokali. Spółdzielnia Mieszkaniowa „Wola” miała w planach remont blaszanego pawilonu przy ulicy Uniejowskiej 6. Uznaliśmy, że to świetna okazja do wykorzystania. Przez cały czas naciskaliśmy, żeby ten projekt był prowadzony pod kątem realizacji. Od początku włączyliśmy do niego architektów, którzy dyskutowali z osobami decyzyjnymi, co naprawdę da się zrobić.

Jakie grupy były zaangażowane w przedsięwzięcie? 

EZ: Z ramienia stowarzyszenia „Miastodwa” działałam razem z Iwoną Pogodą; odpowiadałyśmy za kwestie socjologiczne. Później dołączył Franciszek Cieślak. Zaprosiliśmy też architektów – Katarzynę Zasacką, Igora Białoruckiego i Annę Granacką, którzy zajmowali się przygotowaniem odpowiednio koncepcji wizualnej i makiety. Druga grupa to urząd dzielnicy na czele z zastępcami burmistrza Pawłem Bujskim i Markiem Karpowiczem. Trzecią grupą byli członkowie Spółdzielni. Czwartą grupę stanowili najemcy. Bez nich – choć nie są decyzyjni, jeśli chodzi o wykorzystanie środków finansowych, ponieważ nie są właścicielami pawilonu – całe zamierzenie mogłoby się nie udać. Nie chcieliśmy, żeby obawiali się, że ktoś pod pretekstem remontu chce ich wyrzucić z lokali…

…i oddać je na przykład studiom projektowym.

EZ: Dlatego od początku mówiliśmy: włączamy Was, jesteście częścią tego projektu i będziecie tu dalej. Najważniejszy był przepływ informacji. Rola „Miastodwa” polegała na usprawnianiu komunikacji między wszystkimi podmiotami zaangażowanymi w przedsięwzięcie. Wszystkie grupy były włączone w proces, ale nie było to projektowanie partycypacyjne, tak jak jest ono potocznie rozumiane. Zachowywaliśmy podział kompetencji, jednak staraliśmy się, żeby między wszystkimi zachodził przepływ wiedzy. Każdy wiedział, za co odpowiada w całym projekcie. Spółdzielnia myślała, jak to wdrożyć, odpowiadała za budżet i sprawy prawne. My myśleliśmy o tym, jak wyrównywać wiedzę między stronami, żeby wszyscy wiedzieli o postępach w tym samym momencie i mogli decydować, czy dana zmiana jest uprawniona. Ten projekt był modelowany przez wszystkich.

Dobra komunikacja pomaga budować zaufanie wobec tego, co chcieliście robić. Jak wyjaśniliście swoje motywacje? Czy powiedzieliście najemcom: „Te szyldy są brzydkie i chcemy Wam zaprojektować lepsze?”

EZ: To oni powiedzieli nam, że te szyldy są brzydkie! Dla każdego z handlujących przygotowaliśmy kwestionariusz. Nie było tam pytań „Czy chcesz zmienić swój brzydki szyld?”. Za to pytaliśmy o potrzeby związane z funkcjonalnością pawilonu, z jego estetyką – w kontekście zbliżającego się remontu. Najemcy sami pisali, co jest nie tak: że jest coraz większy chaos, że ich nie widać, że muszą robić coraz większe szyldy, bo jeśli jedna osoba zrobi większy, to reszta musi dorównać, żeby szyldy pozostały widoczne. Najemcy od początku czuli, że coś jest nie tak. Nie musieliśmy im tego mówić.

Pawilon przy ulicy Uniejowskiej 6 (2013) / "Przeliteruj miasto"
Pawilon przy ulicy Uniejowskiej 6 (2013) / „Przeliteruj miasto”

Zaprosiliście też kolejną grupę – projektantów szyldów. W procesie rekrutacyjnym wybrano projektantów o zacięciu społecznikowskim. Jak wyglądała ta współpraca?

FC: To był już drugi etap projektu, prowadzony pod hasłem „Przeliteruj miasto”. Spodziewaliśmy się, że pomysłem zainteresujemy głównie studentów, osoby początkujące w projektowaniu. Okazało się, że zgłosili się do nas profesjonalni i bardzo ciekawi projektanci, którzy mieli ochotę i czas, żeby wziąć udział w projekcie trudnym z dwóch względów. Po pierwsze, psychologicznie, ponieważ jest to praca z zupełnie obcym klientem. Po drugie, bo to praca przy projekcie, o którym nie każdy marzy. Wydawałoby się, że nie każdy ma ochotę projektować szyld pralni. Jednak projektowanie „zwykłych” miejsc cieszy się dużym zainteresowaniem.

EZ: Oczywiście wszystko zadziałało w dużej mierze dzięki rozsyłaniu wici za pomocą Towarzystwa Inicjatyw Twórczych „ę”. „Przeliteruj miasto” jest częścią ich programu „Laboratorium Animatorni”. Drugą ścieżką komunikacji było warszawskie ASP. Dzięki temu odzew był dosyć duży.

W jaki sposób zostali przydzieleni klienci?

EZ: Drogą losowania (śmiech). Zaprosiliśmy 13 projektantów, szyldów było nieco więcej. Były bardziej i mniej pożądane punkty, ze względu na rodzaj prowadzonych usług, ale projektanci na początku nie znali swoich „klientów”.

Czyli to była randka w ciemno?

FC: Tak. Architekci rozstrzygnęli, jakiej wielkości, z jakiego materiału mają zostać wykonane szyldy. Kiedy powstała koncepcja wizualna samego remontu z pustym miejscem na szyldy, zaprosiliśmy wszystkich partnerów na spotkanie zapoznawcze.

Które lokale cieszyły się największym zainteresowaniem wśród projektantów?

EZ: Na przykład te, w których pozostały elementy dawnej typografii, albo te, które kojarzą się nostalgicznie i ciepło – jak szewc czy pralnia – co może pozwolić na puszczenie wodzy fantazji.

Każdy projektant ma swój charakterystyczny styl. Czy znaleźliście jakiś mianownik wizualny, żeby szyldu komponowały się ze sobą?

Karol Yamazaki: Najpierw nie mieliśmy takiego mianownika, ale kiedy umieściliśmy projekty na makiecie, okazało się, że dobrze byłoby go znaleźć, bo inaczej nie wyjdziemy z chaosu. Zdecydowaliśmy się na jednolite szare tło w kolorze elewacji. Postawiliśmy na typografię i ograniczyliśmy inne elementy graficzne.

EZ: Architektka zaproponowała sposób, w jaki można to wszystko ujednolicić. Narzucenia pewnych ograniczeń oczekiwała spółdzielnia, ale, co ciekawe, także sami najemcy. Chcieli, żeby narzucić im rozwiązania, bo inaczej znowu zaczną rywalizować o to, czyj szyld jest bardziej widoczny. Zaangażowaliśmy różnych projektantów między innymi dlatego, żeby pokazać indywidualność każdego z najemców i specyfikę ich biznesu. Należało to podkreślić szyldem, ale nie w sposób chaotyczny.

FC: Zrezygnowaliśmy z całkowicie ujednoliconego systemu graficzno-szyldowego na całym budynku. To podejście za bardzo restrykcyjne. My musimy cały czas pamiętać, że robimy pewne rekomendacje, żeby dany obiekt funkcjonował w estetyczny sposób. Jednak pamiętaliśmy też, że jeśli damy za dużo swobody, to tę swobodę najemcy mogą wykorzystać przeciwko sobie.

Jakie były motywacje projektantów zaangażowanych w „Przeliteruj miasto”?

KY: Na co dzień pracuję w studio projektowym i jestem trochę projektantem, trochę programistą. Niedawno zacząłem studia na ASP i o inicjatywie dowiedziałem się dzięki mailowi z dziekanatu. Dlaczego chciałem wziąć udział? Sam temat jest pionierski i ciekawy. Biorę też w tym udział dla doświadczenia, to świetne ćwiczenie komunikacyjne oraz psychologiczne. Pracownicy studiów projektowych zazwyczaj mają do czynienia z klientami o innym profilu. To zazwyczaj firmy lub organizacje o bardzo sprecyzowanych celach. W tym wypadku to my przyszliśmy z prośbą: „Pozwólcie nam zaprojektować Wam szyld”. Stąd pierwszy niepokój: czy spotkamy się ze zrozumieniem drugiej strony, czy najemcy naprawdę będą potrzebowali naszych szyldów. Na szczęście mój „klient”, pan Roman, szewc z pawilonu, był bardzo otwarty na współpracę. Kiedy myślałem o projekcie, chciałem się sprawdzić w takiej nowej sytuacji komunikacyjnej. Przy pracy w studio to kto inny dba, żeby klienta namówić i przekonać. Poza tym podobał mi się pomysł pracy na rzecz polepszania przestrzeni publicznej. Dlatego nie przeszkadzało mi, że to jest praca za darmo. Chciałbym, żeby każdy projektant – czy w ogóle specjalista z każdej dziedziny – mógł czasem poświęcić czas, żeby zrobić coś dla wspólnego dobra.

Jaka jest rola szyldu?

KY: Szyld jest twarzą biznesu. Dlatego dobrze sprawdziło się zaproszenie wielu projektantów. Każdy punkt usługowy ma dzięki temu unikalny charakter.

W jaki sposób można wypromować swojego klienta, a zarazem nie przyćmić reszty?

KY: Rolą projektowania graficznego jest wymyślenie konceptu, który będzie się wyróżniał. Później można temperować swoje pomysły. Ale tej pracy było mało. Od początku zrezygnowaliśmy z super efektów takich jak neony czy wystające elementy. To miał być prosty, płaski projekt, ćwiczenie typograficzne. W samym liternictwie mieliśmy oddać osobowość najemcy i charakter tego, czym się zajmuje.

FC: Zadaniem jest znalezienie równowagi między wizerunkowym i reklamowym charakterem szyldu a potrzebą spójności. Na pewno nie należy wykorzystywać pewnego rodzaju materiałów, na przykład płacht zasłaniających duże powierzchnie ściany. Należy pamiętać, żeby wszystkie projekty graficzne były wpisane w powierzchnię. To również wyzwanie techniczne, sprowadzające się do wyboru materiałów i skali. Minimalizm nie jest zasadą nadrzędną, nie chodzi o to, żeby wyeliminować bardziej bombastyczne projekty. Jednak zawsze trzeba pamiętać o materiale, funkcjonalności, typie budynku, różnych ograniczeniach.

Jesteście pewnego rodzaju estetycznymi konsultantami. Czy cieszyliście się autorytetem ekspertów?

EZ: Jak często w Polsce, ze strony urzędu i spółdzielni padały różne pomysły, na przykład w sprawie użycia kolorów. My zaproponowaliśmy grafit i ciemne barwy. Wynikało to z przyczyn praktycznych – pawilon jest bardzo zniszczony, trzeba było go ujednolicić ciemnym kolorem. Próbowaliśmy też wiele spraw spokojnie omawiać. Na przykład propozycja koloru brązowego na blaszaku nigdy nie będzie wyglądać dobrze. Brąz dobrze wygląda na drewnie. To były ciągłe negocjacje.

Najemcy wypowiadają się o projekcie remontu pawilonu / "Przeliteruj miasto"
Najemcy wypowiadają się o projekcie remontu pawilonu / „Przeliteruj miasto”

Próbujecie zmodernizować typowy polski blaszak. Czy znaleźliście receptę dla innych?

EZ: Wzorce i modele są dobre tylko raz. To model, który sprawdził się w tym wypadku. Każdy przypadek musi być rzeczowo przeanalizowany i trzeba do niego zastosować własny repertuar środków. Podczas jednego ze spotkań niektórzy mówili, że wreszcie mamy projekt na miarę XXI wieku, co jest komplementem, bo pamiętajmy, że to wciąż blaszak. Przed prezentacją efektów pracy byliśmy gotowi na to, że nie wszyscy będą zadowoleni z naszej koncepcji, ale spotkanie przebiegło w świetnej atmosferze.

FC: Do tego projektu podeszliśmy zupełnie nie teoretycznie. Wyjściowym problemem był brak współpracy między najemcami punktów usługowych a projektantami graficznymi.

Te grupy często nawet nie wiedzą o swoim istnieniu…

FC: Dlatego chcieliśmy je zbliżyć i zobaczyć, co się wydarzy.

Jak wyglądała współpraca z osobami, które nie zdawały sobie wcześniej sprawy, że można zasięgnąć pomocy takiego specjalisty jak projektant?

KY: Najpierw spotkaliśmy się z  grupą najemców. Projektanci mieli różne doświadczenia komunikacyjne. Miałem szczęście w losowaniu, ponieważ pan Roman dał mi zupełną dowolność, oprócz tego, że miałem zostawić napis: „Naprawa obuwia ROMBUT”. Chciał zrezygnować z „szewca”, bo dzisiejsze młode dziewczyny nie wiedzą, co znaczy szewc. To było wyzwanie.

Szyld projekty Karola Yamazaki
Szyld projektu Karola Yamazaki

FC: Mieliśmy do czynienia z niezwykłą sytuacją, kiedy to projektant prosi o realizację swojego projektu. Niekiedy spotykaliśmy się z obojętnością, bo idea nie wyszła z inicjatywy najemców, którzy czasem mówili „zróbcie cokolwiek, jak się dostosuję”. Jakby chodziło o wymianę instalacji w budynku…

EZ: Myślę, że wszyscy musieli się odnaleźć w swoich nowych rolach. Podeszliśmy do tego tak: metodologicznie robimy wszystko, żeby projekt mógł być zrealizowany, ale nie za wszelką cenę. Nie chcemy zmieniać Warszawy na siłę.

FC: Ważna jest obserwacja całej sytuacji. Ten projekt to eksperyment. Mimo że zależy nam na jego finalnej realizacji – co nigdy nie jest w stu procentach pewne przed zakończeniem remontu – równie ważne jest zbadanie społecznej struktury problemu: braku dobrego projektowania w codziennej przestrzeni. Zależało nam, żeby zobaczyć, jak przebiegają relacje między wszystkimi zainteresowanymi stronami i wyciągnąć z tego wnioski.

Fot. Franciszek Cieślak
Fot. Franciszek Cieślak

Czy w projektowaniu nawiązywaliście do jakiejś stylistyki?

KY: Po rozmowie z klientami każdy z projektantów prowadził własne poszukiwania. Uwzględnialiśmy to, jak długo działa dany punkt, jaki styl podoba się najemcom. Sporo projektów odnosi się do estetyki retro.

FC: Myślę, że wynika to z tego, że większość projektantów szukało inspiracji w historii polskiej grafiki. Istnieje mniej więcej 20-30-letnia dziura w projektowaniu szyldów. W tym czasie zmieniły się metody wykonania i sami wykonawcy szyldów. Żeby mówić o projektowaniu szyldów dla takich miejsc, trzeba się trochę cofnąć w czasie, pominąć „dziki” okres braku, a może wręcz nadmiaru indywidualizmu.

KY: Projektanci szli rożnymi tropami. Niektórzy sięgali do przykładów dobrych projektów szyldów z Europy Zachodniej, drudzy decydowali, że będą czerpać z polskiej historii typografii, a jeszcze inni – że trzeba wyciągnąć esencję z tego, co jest teraz. Powstało kilka szyldów, które inspirowały się tym miejscem, bazując na estetyce lat 90.

Szkicownik Prowizorka Studio
Szkicownik Prowizorka Studio

Jakie były przyczyny degradacji estetyki szyldów w ciągu ostatnich trzydziestu lat?

FC: W pewnym momencie został przerwany łańcuch produkcyjny – to moment, kiedy pojawiły się nowe możliwości technologiczne. Dawny, ręczny model produkcji grafiki w przestrzeni publicznej przestał być aktualny. Ludzie potrafili powszechnie kaligrafować litery, uczyli się tego w szkole. Gospodarze domów bardzo często mieli instrukcje robienia tabliczek, były wydawane książki takie jak przewodniki Techniki liternictwa (najstarsze z 1947, ostatnie wydanie w latach 70.). Uczono w nich, jak za pomocą pędzla można było malować litery. Te książki kierowano do osób, które musiały same wykonać np. napis na gazetce ściennej. Z drugiej strony, tablice wykonywano ręcznie, co dawało znaczne ograniczenia. Kiedy poligrafia stała się tania i bardzo dostępna, cały ten proces został przerwany. Żeby przywrócić lepsze projektowanie w przestrzeni publicznej, warto spróbować odbudować łańcuch tego, jak powstają takie rzeczy jak szyldy. Być może dobrym pomysłem jest powrót do rzemiosła, do wytwarzania szyldów bardziej szlachetnymi technikami i materiałami.

EZ: Nie chodzi o odwracanie biegu historii technologicznej, ale o użycie nowych maszyn i ich możliwości. Dzisiaj trzeba przyzwyczaić ludzi, że istnieją specjaliści, którzy mogą im pomóc, a poza tym dać wskazówki, jak się z nimi skontaktować i jak ich wybrać.

Fot. Kaja Nosal
Fot. Kaja Nosal

Skąd wzięły się szyldy, z którymi mieliście do czynienia do tej pory?

FC: Projekty bardzo często dostaje się wraz z wykonaniem. Idzie się po prostu do zakładu poligraficznego lub ksero. Najczęściej wybiera się jak największe litery i tło.

EZ: Drukarnie oferują coraz większe i tańsze płachty. Nie ma żadnego ograniczenia, dlatego działa mechanizm: mogę mieć większy szyld za mniejszą cenę. Pewnie długo nie uda się nam pokonać tej bariery. Nawet jeśli klientami punktów usługowych są głównie mieszkańcy osiedla, najemcy wciąż chcą być widoczni z ulicy. Chociaż przyjezdni kierowcy nigdy się tam nie zatrzymują.

Jaki jest długofalowy cel „Przeliteruj miasto”?

FC: Zmieniają się oczekiwania co do jakości przestrzeni publicznej, co skutkuje wprowadzaniem pewnych rozwiązań prawnych, na przykład ustawy o ochronie krajobrazu. Jednak te słuszne i konieczne rozwiązania nie poprawią jakości projektowania. Ten problem próbujemy rozwiązać nie za pomocą restrykcji, ale dzięki działaniom pozytywnym. Zależy nam, żeby przywrócić temat projektowania w codziennym życiu ludzi, którzy prowadzą małe przedsiębiorstwa czy punkty usługowe. Żeby fakt, że ma się swój sklepik w danej przestrzeni, przekładał się na poczucie odpowiedzialności za wygląd szyldu i witryny. Będziemy się cieszyć, jeśli „Przeliteruj miasto” będzie dla kogoś takim wzorem.

 

Projektanci biorący udział w projekcie „Przeliteruj miasto”: Jacek Ambrożewski, Malwina Charkowska, Piotr Chuchla, Małgorzata Frąckiewicz, Tomek Głowacki, Przemek Hoffer, Alicja Kobza, Aneta Lewandowska, Jarek Michalski (Rzeczyobrazkowe), Kaja Nosal, David Recchi, Joanna Fidler-Wieruszewska, Karol Yamazaki

„Przeliteruj miasto“ powstaje w ramach Laboratorium Animatorni Towarzystwa Inicjatyw Twórczych “ę”. 

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa