Sprawiedliwość w Europie potrzebuje sygnalistów
Rozmowa z Aliną Mungiu-Pippidi, czołową europejską specjalistką ds. walki z korupcją.
Rumunia ma swoją bohaterkę. Camelia Bogdan to sędzia, która wbrew nieprzychylnym układom na szczytach władzy – także sędziowskiej – wsadziła do więzienia szefa nieformalnej grupy byłych funkcjonariuszy Securitate i skonfiskowała jego majątek na rzecz skarbu państwa. Za swoją postawę sędzia Bogdan, dziś wizytująca profesor w Indiana University, została kilkukrotnie zdegradowana i zawieszona. Postanowiliśmy przeanalizować jej sprawę w rozmowie z Aliną Mungiu-Pippidi. Pytamy także o szerszy kontekst – walki UE o obronę praworządności.
*
Co sprawa Camelii Bogdan mówi o sytuacji i problemach dotyczących wymiaru sprawiedliwości i korupcji w Rumunii?
Alina Mungiu-Pippidi: Jej sprawa ilustruje dramatyczny wybór. Na wojnie o praworządność trudno czasem zdecydować, kto jest prawdziwym wrogiem. A można ją wygrać jeśli przeciwnik jest jasno określony. Rumuńskie sądownictwo jest niezależne od połowy lat 90. W niektórych okresach dobrze wykorzystywano tę niezależność, ale czasami korzystano z niej dla własnych interesów.
Camelia Bogdan jako jedna z pierwszych odważyła się wydać surowe wyroki antykorupcyjne. Skazała Dana Voiculescu, człowieka, który zajmował się praniem pieniędzy Nicolae Ceaușescu, a następnie stworzył medialne imperium, które od dawna sponsoruje prace wielu prawników. Jego eksperci definiują przestrzeń debaty o praworządności. Dzięki nim promował bardzo agresywny styl relacji telewizyjnych. Padały w nich nazwiska, ukazywały się zdjęcia i historie rodzinne sędziów, których werdykty nie były wygodne dla jego środowiska.
Tacy ludzie z powodzeniem wykorzystują media do wywierania wpływu na wymiar sprawiedliwości, prowadząc negatywne kampanie wobec sędziów, którzy decydują wbrew ich interesom. Ich stacje telewizyjne mają dużą widownię. Zaspokajają przy tym interesy określonej grupy i mają jej legitymację. Korzystali z tego narzędzia również w Radzie Sądownictwa. Przez to wszyscy jej członkowie odwrócili się od Camelii Bogdan, obawiając się ściągnięcia na siebie negatywnej prasy.
Z drugiej strony, wielka odwaga Bogdan również miała wpływ na jej sytuację. Interweniowała w sprawie, w której zaistniał wyraźny konflikt: interesy rodzinne splatały oskarżonego i osoby z palestry. Często zdarzało się, że organizowane w ten sposób sprawy docierały do współmałżonka osoby, która pracowała dla oskarżonego. Camelia interweniowała, ale pozostali sędziowie nie byli jej za to wdzięczni.
Dlaczego?
Walka z kolegą nie jest powszechną praktyką w Rumunii, jest źle postrzegana. Podobnie jak korporacje, sędziowie starają się bronić własnych interesów. Biegli związani z potentatem medialnym przedstawili następnie skargę, zastraszając sędziego rozstrzygającego. Za niewiele znaczącą skargę została wykluczona z magistratu.
To brzmi okropnie. Z tego, co Pani mówi, wynika również, że Securitate – była komunistyczna tajna policja Rumunii ma wpływy w obecnym systemie. W Rumunii nie było lustracji?
Przykład oligarchy medialnego to przypadek człowieka, którego fortuna ma swoje korzenie w majątku Securitate. Reprezentuje część władzy. Camelia wywołała też gniew w innej części establishmentu. W Securitate istniały dwie frakcje, luźno ze sobą powiązane, czasami wręcz przeciwstawiające się sobie. Jedna z nich to potomkowie starej instytucji – jej przykładem jest właśnie wspomniany potentat medialny. Druga składa się raczej z niższych rangą osób, takich jak byli informatorzy.
Nowym służbom Rumunii nie udało się złagodzić ich wpływów. Co więcej, rumuńskie tajne służby (jest ich siedem), mają bezpośrednie korzenie w dawnym Securitate. To różne gałęzie, z których najpotężniejszą jest rumuński serwis wywiadowczy. Podczas kampanii antykorupcyjnej w 2007 r. rumuńscy sędziowie nie zdołali skazać tylu osób, ile chcieli, pomimo utworzenia dużej agencji walczącej z korupcją.
Okoliczność ta doprowadziła do podjęcia tajnej decyzji w organie Najwyższej Rady Obrony Narodowej Rumunii. Zdecydowano, że korupcja stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego. Ten werdykt upoważnił tajne służby do podsłuchania całego wymiaru sprawiedliwości. Chciano sprawdzić, czy sędziowie sami nie są skorumpowani.
W rumuńskim systemie prawnym istnieje mechanizm zezwalania na podsłuchy poprzez zwracanie się do sądów, które zajmują się zatwierdzeniem ich w przypadku podejrzenia korupcji. Jednak rumuńskie służby zastosowały inną metodę.
Dzięki niej wprowadzili kompletny system nadzoru. Mieliśmy znaczną liczbę wyroków skazujących w ciągu niespełna dwunastu miesięcy.
Metodę tę Rumunia wykorzystała do uzyskania znacznie lepszych statystyk dotyczących korupcji przed przystąpieniem do Unii Europejskiej. Niewielu wie o tym fakcie. Uważam, że to nieuczciwe, że UE podaje innym krajom Rumunię za przykład walki z korupcją. Te metody należy uznać za haniebne. Służby nadal mają znaczące wpływy w Rumunii. Uważam, że ich ostatecznym celem jest powrót do poprzednich metod.
Camelia Bogdan straciła poparcie środowiska, gdy sprzeciwiła się służbom. Odpowiadała również za bezprecedensowe zamrożenie aktywów innego oligarchy, który pośredniczył w pozyskiwaniu znacznych środków Securitate na sprawy zagraniczne.
Rumuńskie służby posiadają znaczną liczbę przedsiębiorstw. Sędzia Bogdan zamroziła aktywa notorycznie skorumpowanej osoby podejrzanej o pranie brudnych pieniędzy. Wiele z tych funduszy jest ulokowanych w Afryce. Sama nie wiem, dlaczego rumuńskie tajne służby mają fundusze właśnie tam. Ale tym właśnie zraziła do siebie obydwie frakcje.
Wygląda to na bitwę na dwóch frontach przy braku istotnych sojuszników.
Tylko rumuńska opinia publiczna popiera Camelię. Uważają ją za najodważniejszego sędziego w walce z korupcją. Wpływowi aktorzy jej nie popierają, co pośrednio wyjaśnia też, dlaczego rumuńska Partia Socjaldemokratyczna przegrała wybory półtora roku temu. Ale od tego czasu (Rumunią rządzi obecnie centroprawicowa Partia Narodowo-Liberalna – przyp. aut.) było dwóch ministrów sprawiedliwości, z których żaden nie poparł sprawy Camelii Bogdan.
Poprzedniego ministra starałam się dwukrotnie do tego przekonać. Za każdym razem zapewniał mnie, że będzie próbował poprawić sytuację, ale niczego nie wskórał. Osoby te wykorzystały skandal wizerunkowo i jedynie składały deklaracje programowe.
Obawiam się, że przesłanie, które niesie ta historia, jest takie, że osoby, które angażują się w te heroiczne akty walki z korupcją, są w tych przedsięwzięciach same od początku do końca. Mimo poparcia w społeczeństwie brakuje solidarnego przeciwstawienia się problemowi. Martwi mnie, że Bruksela nie reaguje. Wydaje się, że jest zadowolona ze statystyk i nie chce widzieć kuchni.
Co Unia Europejska mogłaby, Pani zdaniem, zmienić w swoim podejściu?
Pracowałam w pierwszej grupie ekspertów Komisji Europejskiej ds. Korupcji i zdecydowałam się ustąpić. Kilkakrotnie próbowałam zgłaszać swoje rekomendacje, na które otwarty był tylko Frans Timmermans. W odpowiedzi natychmiast ukrócił te działania. Po części wynikało to z faktu, że Komisji trudno jest coś zrobić w tej dziedzinie.
Unia Europejska w ogóle nieźle służy sprawie demokracji i państwa prawa. Weźmy na przykład Maltę, która przed akcesją miała bardzo wysoki poziom przestępczości, głęboko zakorzeniony w strukturze państwa. Swego czasu ofiarą tego układu padła znana dziennikarka śledcza Daphne Caruana Galizia zamordowana w 2017 r. Obywatele Malty mają bardzo wysoką tolerancję na korupcję w swoim państwie i gdyby nie UE, najprawdopodobniej nie doszłoby tam do wymierzenia sprawiedliwości wysoko postawionym sprawcom.
Zdaję sobie sprawę, że UE to przede wszystkim mechanizm polityczny. Powszechnie wiadomo, że członek dużej partii w UE nie będzie krytykowany, a nawet może liczyć na obronę ze strony swoich kolegów. Widziałam z bliska, jak mocne raporty antykorupcyjne pod wpływem nacisku urzędników z Luksemburga są wyszczerbiane z argumentów.
W ten właśnie sposób, w jednym z moich raportów, rozdział o Luksemburgu stał się komicznie krótki. Ten zdawkowy akapit z grubsza sprowadził się do tego, że Luksemburg jest wspaniałym miejscem, że nie trzeba interweniować ani dalej obserwować tego kraju, ponieważ jest tam niski poziom korupcji i stabilne rządy prawa.
Tymczasem do myślenia powinno dać nam to, że osoby zajmujące się praniem brudnych pieniędzy w Europie najczęściej zatrudniają firmy prawnicze właśnie z Luksemburga. Prawnicy w tym kraju wyspecjalizowali się już w tej dziedzinie i dlatego właśnie dyrektywa w sprawie sygnalistów przyjęta na szczeblu UE i wdrażana w państwach Unii do końca tego roku ma większy sens (dyrektywa z 2019 r. tworzy bezpieczne ścieżki dla osób, które chcą zgłosić działania korupcyjne we własnej organizacji – przyp. aut.).
W Luksemburgu sąd skazał sygnalistę PwC z LuxLeaks na karę więzienia, postawił w stan oskarżenia dwóch francuskich dziennikarzy, którzy po raz pierwszy opisali aferę. Stanowiło to wyraźny kontrast z obrazem przedstawionym w raporcie na temat praworządności, w którym Luksemburg okazał się mieć najwspanialszy wymiar sprawiedliwości w Europie. Mamy do czynienia również z rażącym pominięciem największego skandalu korupcyjnego w Niemczech. Pozostają nam wobec tego pozwy sądowe, w tym do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. To oczywiste, że potrzebujemy szybszego działania sądu. Problem w tym, że jeśli idzie o obronę rządów prawa, nikt nie przewidział tych kwestii w momencie ich tworzenia.
Jaką strategię Pani rekomenduje?
Sugerowałabym raczej prowadzenie bardziej ukierunkowanych niż zakrojonych na wielką skalę działań. Te drugie mogą mieć wyłącznie charakter polityczny. Uważam, że UE musi zabrać głos w sprawie Węgier, Polski i Rumunii.
Unia Europejska powinna interweniować w kampanie wyborcze i informować, że nie będzie żadnych nagród pieniężnych w postaci funduszy unijnych, dopóki problematyczne rządy nie zostaną odrzucone. Nie widzę innej opcji.
Twarde stanowisko np. w sprawie Węgier dodałoby odwagi wyborcom i Orbán zamiast 60 proc. poparcia w wyborach miałyby o 20 punktów procentowych mniej.
Można obciąć fundusze tym, którzy nie przestrzegają praworządności, czyli osobom, które wykorzystują unijne pieniądze w celu politycznego przekupstwa.
Innymi słowy Frans Timmermans przyjął lepszą strategię niż ta, którą realizuje Věra Jourová?
Wszystko jest kwestią wymagań i okoliczności. Frans Timmermans zatrzymał raport o zwalczaniu korupcji, co ilustruje ważną holenderską cechę, którą można dostrzec także w ich rządzie i ich postawach.
Holendrzy nie są hipokrytami. Jeśli czegoś nie da się zrobić, patrzą raczej realistycznie. O ile nie mogą udowodnić pewnych wyników opartych na dowodach, wolą raczej wydać pieniądze na rząd w kraju. Ursula von der Leyen była po prostu szantażowana podczas przesłuchań w sprawie jej prezydentury przez populistów, demagogów i ludzi, którzy myślą, że jeśli powiesz, że coś powinno się wydarzyć, to można to zrobić.
Powinien Pan zobaczyć dokumenty dotyczące korupcji publikowane w Parlamencie Europejskim. Podobnie jak w przypadku Luksemburga, nie mają one żadnego związku z rzeczywistością. Dzisiaj walka z korupcją stała się na powrót głównym tematem kampanii politycznych – inaczej niż 10 lat temu. Niektórzy politycy, w szczególności Zieloni, są teraz na tej fali. Nie sądzę, że obchodzi ich, czy można to zrobić czy nie. Nie mówię jednak, że nakręcają sprawę korupcji w złej wierze. Tylko nagłośnienie skandalu przez polityków sprawiło, że sprawa na Malcie została ponownie zbadana. To z kolei pomogło w Słowacji i w Rumunii.
Ale w tej chwili jest już za dużo hałasu w porównaniu z tym, co Unia może naprawdę zrobić. Dlatego musimy tutaj zarządzać zarówno oczekiwaniami, jak i możliwościami.
rozmawiał Wojciech Przybylski
Alina Mungiu-Pippidi – profesor nauk o demokracji w Hertie School w Berlinie i dyrektorka Europejskiego Centrum Badawczego do spraw Walki z Korupcją i Budowy Państwa (ERCAS), które wspiera OECD w opracowaniu dorocznego indeksu korupcji. Jej badania koncentrują się na polityce antykorupcyjnej i państwie prawa. Przewodzi Rumuńskiemu Towarzystwu Akademickiemu (SAR). Przez kilka lat była rumuńską korespondentką „Le Monde”.
Wojciech Przybylski – redaktor naczelny „Visegrad Insight”. Prezes Fundacji Res Publica w Warszawie, wydawcy „Res Publiki Nowej”.
Oryginalny artykuł ukazał się w języku angielskim w Visegrad Insight.