Spokojnie, to tylko wybory

Warto zagłosować w wyborach 9 października. Nie dlatego jednak, żeby zgodzić się z Kubą Wojewódzkim, który boi się PiS-u czy też dlatego, że nie wiemy, „jak dalej żyć” i obwinimy za to Tuska. Powodem nie […]


Warto zagłosować w wyborach 9 października. Nie dlatego jednak, żeby zgodzić się z Kubą Wojewódzkim, który boi się PiS-u czy też dlatego, że nie wiemy, „jak dalej żyć” i obwinimy za to Tuska. Powodem nie powinno być także przekonanie, że nasz pojedynczy głos może zadecydować o przyszłości Polski – takie myślenie jest w tym kraju dosyć ryzykowne. Chcąc zmienić Polskę, lepiej zaangażować się w ruchy obywatelskie lub którąś z aktywnych na tym polu organizacji pozarządowych. Warto głosować, bo wybory to ten rzadki moment, w którym to politycy zabiegają o zainteresowanie wyborców. Trzeba to wykorzystać. Tyle że z głową! Zamiast przy wyborze sugerować się etykietką partii, lepiej zagłosować na osobę, która chce do Sejmu wprowadzić nasz konkretny, choć nie partykularny, interes.

Polemiki:
Agnieszka Graff – Dlaczego popieram Ruch Palikota?
Wojciech Przybylski – Szacunek dla wyboru
Aleksandra Bilewicz – Mamy prawo odmówić wyboru
Tomasz Kasprowicz – O prognozach powyborczych

Racjonalna dezaprobata dla wszystkich

Gdy jeszcze wczoraj pytano mnie o to, na kogo oddam swój głos, jedyną odpowiedzią, jaką można było uzyskać, było krótkie „nie wiem”. Miałem nawet bardzo prosty plan na 9 października – chciałem spełnić swój obywatelski obowiązek, oddając głos nieważny. Oczywiście zastanawiałem się, czy  nie ma komitetu wyborczego w tym kraju, któremu byłbym skłonny zaufać. Doszedłem jednak do wniosku, że niestety nie. Platforma mimo względnego sukcesu pokazała także przykłady rażącej niekompetencji i być może przez to nie warto powierzać jej roli partii rządzącej. PiS za bardzo skupił się na kwestiach symbolicznych i w żaden sposób nie przekonuje mnie swoim programem i merytorycznym poziomem kandydatów na najważniejsze stanowiska w państwie. SLD samo do końca nie wie, czy jest na lewicy czy też w centrum, jej lider nie cieszy się moim zaufaniem i uważam go za polityka niesamodzielnego, a sama partia straciła swoją wiarygodność. PSL nigdy nie brałem pod uwagę jako alternatywy wyborczej i moim zdaniem sens istnienia tej partii opiera się na jej zdolności koalicyjnej. Z kolei PJN uważam za cenną inicjatywę jako alternatywnego PiSu, jednak  to rozbieżności programowe są w moim przypadku zbyt duże. Palikota chwalę za wiele pomysłów, podoba mi się jego entuzjazm, ale sądzę jednocześnie, że drugi Lepper, choć odwołujący się do innej grupy wyborców, może być takim samym zagrożeniem jak ten pierwszy. Brak pola wyboru nie jest rekompensowany chęcią głosowania na „mniejsze zło”, bo byłby to wyraz bezsilności, smutku i pożegnanie się z ideą reprezentacji. Tym samym więc nadanie sensu uczestnictwu w najbliższych wyborach było możliwe tylko przez oddanie nieważnego głosu. Zamiast racjonalnego wyboru chciałem pokazać racjonalną dezaprobatę dla wszystkich partii.

Dodatkowym powodem mojego zniechęcenia był brak debaty wyborczej pomiędzy Jarosławem Kaczyńskim i Donaldem Tuskiem. Nieważne jest, że Tusk chciał, a Kaczyński nie. Gdyby zapytać prezesa PiSu, dostalibyśmy wersję odwrotną: to premier unikał spotkania. Niezależnie od tego, czy brak debaty jest wynikiem strategii wyborczych czy też osobistych animozji, fakt ten jest dla mnie nie tylko symbolem oburzającej ignorancji, ale również przykładem ucieczki w pozamerytoryczne dywagacje. Ani Tusk, ani Kaczyński nie zostali wybrani na samodzielne stanowiska pracy – ich mandat poselski zakłada, że razem z pozostałymi 458 posłami mają wspólnie podejmować decyzje o przyszłości kraju. Zostali wybrani po to, by ze sobą rozmawiać, sprzeczać się, przekonywać i dzięki temu lepiej podejmować decyzje. Nie wystarczy tylko mówić do siebie, czy też  – wygłaszać swoje oświadczenia. Mimo że ich poglądy i program są dla mnie w miarę jasne, to chciałbym zobaczyć liderów politycznych podczas wspólnej rozmowy. I wydaje mi się, że nie tylko ja bym tego chciał: ostatnią debatę przedwyborczą przed II turą wyborów prezydenckich oglądało ok. 5 mln obywateli.

Mobilizacja przez Michnika

Wytrwałbym w moim postanowieniu, gdyby nie Adam Michnik i lektura jego felietonów publikowanych na pierwszych stronach weekendowej „Gazety Wyborczej”. Dwa tygodnie temu przekonywał (24-25.09.2011), aby PiS-owi nie wierzyć, kiedy ustami swojego lidera mówi o „tragicznym stanie Polski”. Argumentem Michnika jest to, że „w Nowym Jorku, Moskwie, Kijowie i Berlinie pytają, jak Polakom tak dobrze udała się transformacja” i fakt, że „polska wolność przyniosła polską odpowiedzialność, pracowitość i kreatywność”. W ostatnim tygodniu (1-2.10.2011) pisze zaś, że PiS to m.in. ludzie, którzy są „mitomanami i kłamczuchami”. „Idź na wybory, by zablokować powrót Jarosława Kaczyńskiego” – wzywa wieloletni redaktor naczelny Wyborczej.

Panie Michniku, dobrze, pójdę na wybory – ale nie dlatego, żeby realizować tę romantyczną misję blokowania PiS-u. Nie chcę wciąż wracać do mitycznych już historii o tym, jak to fantastyczną demokrację pan i ogromna liczba osób zaangażowanych w procesy demokratyczne wprowadziła po 1989 r. w Polsce. To ważne doświadczenie, za które jestem wdzięczny. Mimo swojego młodego wieku widzę jednak, że ta „dana nam” demokracja nie jest już wystarczająca. Wolność słowa i regularne wybory to za mało, abyśmy mogli być zadowoleni. Idąc na wybory warto więc przestać myśleć o tym, jak nam się dobrze transformacja udała, a  o tym np. jak zachęcić obywateli do większego zaangażowania w sprawy publiczne, jak poradzić sobie ze spadającym poziomem debaty publicznej. Można jeszcze bardziej praktycznie skupić się na jednej kwestii – tak jak np. współtworzona przez program DNA Miasta i Res Publikę Nową propozycja Kongres Ruchów Miejskich, który apeluje o uporządkowanie prawa w kwestii ładu przestrzennego czy wzmocnienia mechanizmów demokracji oddolnej.

Pójdę na wybory, porzucając swój wcześniejszy zamiar oddania głosu nieważnego. Mimo wszystko byłoby to bowiem tak samo „romantyczne”, jak gdybym posłuchał Michnika i dał się zwariować krucjatą przeciwko PiS-owi. Czy zmieniłbym Polskę pokazując oznaki swojej dezaprobaty? Odpowiedź twierdząca byłaby oznaką beznadziejnego optymizmu. Uznałem, że przy urnie wyborczej nie mogę kierować się tylko przekonaniem, że mój głos może zmienić Polskę. W ten sposób musiałbym głosować przede wszystkim na partię. Nie chcę jednak wybierać pomiędzy grupą ludzi, którzy obiecują mi, że „Razem zrobimy więcej”, a inną grupą ludzi, którzy mówią, że „Polacy zasługują na więcej”. Konia z rzędem temu, kto odpowie, o co chodzi z tym „więcej”.

Co prawda, chcąc nie chcąc i tak zagłosuję na którąś z partii. Wynika to z konstrukcji naszego prawa wyborczego – głos na kandydata to jednocześnie głos na reprezentowany przez niego komitet wyborczy. Co gorsza, może się zdarzyć, że stawiając krzyżyk przy nazwisku faworyta, pomogę dostać się do Sejmu człowiekowi, który nie powinien się tam znaleźć. Skoro jednak na dzień dzisiejszy nie mam na to wpływu, to nie ma sensu się tym przejmować.

Rozsądnie i konkretnie

To, na co mogę mieć wpływ, to zobowiązanie konkretnej osoby – kandydata lub kandydatki – do uczynienia wszystkiego co w jego lub jej mocy do urzeczywistnienia konkretnych rozwiązań. Zapytałem posła Michała Szczerbę, czy będzie realizował postulaty Kongresu Ruchów Miejskich. Mimo że mój kandydat głosował za nowelizacją ustawy o dostępie do informacji publicznej, jest członkiem PO (i to raczej z tego konserwatywnego skrzydła), to oddam na niego swój głos. Najważniejsze jest bowiem, że Szczerba zobowiązał się do pracy na rzecz realizacji idei Kongresu i tym samym pomiędzy nim a mną powstała niepisana umowa. Jeżeli zostanie wybrany, to moim zadaniem będzie sprawdzanie, czy powierzone mu zaufanie nie jest marnotrawione. Za cztery lata go z tego rozliczę. Taka pragmatyczna, może nawet nieco cyniczna relacja sprawia, że oddanie głosu ma dla mnie sens. Do oddolnej, optymistycznej i być może również romantycznej misji zmiany Polski wrócę zaś w powyborczy poniedziałek.

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Jeden komentarz “Spokojnie, to tylko wybory”

Skomentuj

Res Publica Nowa