Spokojnie, to tylko napad
Europejskie sądy mają kolejny problem z Polską, a Polska wciąż ma problem z sądami. Wydają się nie zauważać go jednak polscy szeryfowie reformy sądownictwa.
Wyobraźmy sobie, że jest rok 2018. Nie ma pandemii, europejskie interesy kręcą się jak zwykle. Ringo i Yolanda (czyli Dziubasek i Misio-Pysio) – bohaterowie „Pulp Fiction” Quentina Tarantino, obywatele Hiszpanii napadają na knajpę w Madrycie. Ten rozbój się im udaje. Następnym krwawym przystankiem jest Barcelona. Potem jeszcze jeden napad w Mediolanie. Wsiadają do samochodu i jadą przez Europę. Bez granic, bez kontroli, bez ryzyka. Dobrze się bawią. Miły, przytulny hotel w Salzburgu, a potem dwa dni w Budapeszcie. Następnym celem jest Słowacja. Słowacka policja otrzymuje cynk, że w jednym z uroczych pensjonatów, w przemysłowej dzielnicy otoczonego górami miasta Rużomberok, ukrywają się przestępcy. Brygada antyterrorystyczna szybko zatrzymuje rabusiów. Słowacki sąd aresztuje ich na trzy miesiące. Po miesiącu hiszpański wymiar sprawiedliwości upomina się o swoich niesfornych obywateli. Na Słowację wysyła Europejski Nakaz Aresztowania (ENA).
O tym, że Unia Europejska opiera się na demokracji, praworządności i poszanowaniu godności człowieka słyszeliśmy i czytaliśmy już wiele razy. W praktyce, szereg unijnych instytucji prawnych to poszanowanie zapewnia. Jedną z nich jest właśnie europejski nakaz aresztowania. Na stronie internetowej Komisji Europejskiej czytamy, że celem ENA jest „zapewnienie, by otwarte granice i swobodny przepływ w Unii nie były wykorzystywane przez osoby pragnące uniknąć wymiaru sprawiedliwości. Jest to najskuteczniejszy instrument współpracy sądowej w sprawach karnych w Unii”. Brzmi optymistycznie, ale wygląda na to, że kolejna, niezwykle cenna dla zapewnienia porządku i praworządności instytucja, w ciągu najbliższych kilku lat może przestać tak dobrze funkcjonować. Ktoś zaczął się właśnie bawić zapałkami.
Vincent Vega: „Jeśli bawisz się zapałkami, to się poparzysz”.
W 2015 r. Polska zaczęła bawić się nie tylko zapałkami w odniesieniu do wymiaru sprawiedliwości. Rządzący używali nawet pochodni czy koktajli Mołotowa, wrzucając je od czasu do czasu do budynków Sądu Najwyższego czy Trybunału Konstytucyjnego. Do systemu sądowniczego starano się włączyć swoiste ustrojowe fajerwerki. Wygaszanie mandatów członków Krajowej Rady Sądownictwa czy utworzenie Izby Dyscyplinarnej przy Sądzie Najwyższym, która nie może być uznana za sąd, zgodnie z orzeczeniem Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej z kwietnia 2020 r. Ciągłe zmiany i nowelizacje Prawa o ustroju sądów powszechnych, mające na celu ograniczenie ich niezależności. Wymiana prezesów niezawisłych sądów. Ustawa kagańcowa dla sędziów, zmuszająca ich pod groźbą postępowania dyscyplinarnego do ujawnienia przynależności do „stowarzyszeń i zrzeszeń”. I wtedy dobrze wyedukowani prawnicy, jakimi są sędziowie, ujawniają przynależność do związków wyznaniowych, wspólnot mieszkaniowych czy związku działkowców, bo pojęcie zrzeszenia nie ma prawnej definicji. A partii rządzącej chodziło tylko o ujawnienie sędziów, którzy w przeszłości należeli do PZPR i wyłapanie aktywistów ze stowarzyszeń sędziowskich. Nałożony na sędziów obowiązek narusza nie tylko prawo do prywatności, ale rzecznikom dyscyplinarnym to w niczym nie przeszkadza.
Mniej więcej co kwartał polskie środowisko prawnicze elektryzują nowe informacje z Luksemburga. Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej orzekł, że przerywanie kadencji członków Krajowej Rady Sądownictwa narusza zasady państwa prawa, czy że sędziowie Sądu Najwyższego nie mogą być przedwcześnie przenoszeni w stan spoczynku. Praktycznie żadna innowacja ustrojowa związana z sądownictwem nie przechodzi luksemburskiego testu. Opinia publiczna zazwyczaj słyszy, jak na konferencji prasowej niezrażeni przedstawiciele Ministerstwa Sprawiedliwości, odwracając uwagę od własnej nieudolności, straszą UE skutkami tolerancji wobec LGBT+ czy niedemokratyczną Holandią. Najwyraźniej brakuje autorefleksji. Co więcej, Ministerstwo Sprawiedliwości często zastępuje MSZ i przejmuje prowadzenie polityki zagranicznej. Głównie poprzez obrażanie innych krajów Unii Europejskiej.
Marsellus Wallace: „Straciłeś swoje prawa w Los Angeles”.
Wróćmy do słowackiego sądu, który rozpatruje wniosek Hiszpanów o wydanie im sprawców, którzy mają stanąć przed sądem w Madrycie. Słowacki sędzia nie ma wątpliwości, że okrutni Hiszpanie, po powrocie do ojczyzny, staną przed odpowiednio powołanym sądem i czeka ich sprawiedliwy proces, z zagwarantowanym prawem do obrony. Sędzia podpisuje postanowienie, a kilka dni później samolot wiozący złoczyńców ląduje na lotnisku Barajas. Kiedy w Madrycie rozpoczyna się proces, słowacki sędzia bierze udział w międzynarodowym szkoleniu dla sędziów zajmujących się ENA. Cały blok zajęć poświęcony jest najnowszemu orzecznictwu TSUE w sprawach dotyczących współpracy międzynarodowej.
„Znowu będzie o naszym sąsiedzie, Polsce” – wzdycha zapewne jakaś sędzia Alžbeta Varga i nie myli się. Jest o czym dyskutować. W ostatnich latach polskie sprawy z ENA w tle zaczęły się pojawiać częściej. W art. 6 decyzji ramowej Rady UE z 13 czerwca 2002 r. w sprawie warunków wydawania osób między państwami członkowskimi ukrywa się niewinnie wyglądające zdanie: „Wydającym nakaz organem sądowym jest organ sądowy wydającego nakaz państwa członkowskiego, który jest właściwy do wydania europejskiego nakazu aresztowania na mocy prawa tego państwa”. Oznacza to, że taki organ sądowy jest przede wszystkim niezależny od władz i politycznych wpływów. Co mogło pójść nie tak? Poza skutecznością i jakością współpracy sądowej, niepodważalną europejską wartością jest zachowanie prawa do obrony i rzetelnego procesu sądowego. Dlatego też od pewnego czasu TSUE – odpowiadając na pytania państw członkowskich – sygnalizuje możliwość odmowy wydania polskich obywateli, wobec których polskie sądy, obecnie w „zreformowanej” wersji, wydają ENA.
Pozdrowienia dla polskich władz można znaleźć regularnie w sentencjach orzeczeń Trybunału. Na przykład w wyroku z 20 grudnia 2020 r. (sprawy połączone C – 354/20 i 412/20, pkt 40): „W tych okolicznościach do każdego państwa członkowskiego należy – w celu zapewnienia pełnego stosowania zasad wzajemnego zaufania i wzajemnego uznawania, które leżą u podstaw funkcjonowania mechanizmu europejskiego nakazu aresztowania ustanowionego decyzją ramową 2002/584 – zapewnienie, z zastrzeżeniem ostatecznej kontroli ze strony Trybunału, ochrony niezawisłości jego sądownictwa poprzez powstrzymanie się od wszelkich środków mogących naruszyć tę niezawisłość”. Trybunał wskazał ponadto na konieczność dwustopniowej weryfikacji wniosków pochodzących z Polski, jak również z innych krajów, które mogłyby tylko pomyśleć o nadmiernej ingerencji w niezależność sądownictwa. W pierwszym etapie „organ sądowy wykonujący europejski nakaz aresztowania musi ustalić, czy istnieje obiektywny, wiarygodny, konkretny i odpowiednio zaktualizowany materiał wskazujący, że istnieje realne ryzyko naruszenia podstawowego prawa do rzetelnego procesu sądowego gwarantowanego przez art. 47 akapit drugi Karty (Praw Podstawowych), z powodu systemowych lub uogólnionych braków w zakresie niezawisłości sądownictwa wydającego nakaz państwa członkowskiego”.
Następnie „organ ten musi ustalić, w sposób konkretny i precyzyjny, w jakim stopniu braki te mogą mieć wpływ na poziom sądów tego państwa członkowskiego, które są właściwe dla postępowania, któremu będzie podlegać osoba, której dotyczy wniosek, i czy, biorąc pod uwagę jej sytuację osobistą, charakter przestępstwa, za które jest ścigana, oraz kontekst faktyczny, w którym wydano nakaz aresztowania, a także w świetle wszelkich informacji dostarczonych przez to państwo członkowskie zgodnie z art. 15 ust. 2 decyzji ramowej 2002/584, istnieją istotne podstawy, by sądzić, że osoba ta będzie narażona na takie ryzyko, jeśli zostanie przekazana temu państwu członkowskiemu” (sprawy połączone C – 354/20 i 412/20, pkt 54,55).
Mimo skomplikowanego języka, można zauważyć, że znowu coś poszło nie tak. Mówiąc po ludzku: sąd, który musi zdecydować czy wydać obywatela innemu państwu członkowskiemu, dokonuje dwuetapowego badania wniosku innego sądu. Po pierwsze, zastanawia się nad realiami prawnymi państwa członkowskiego (tj. wszelkimi zagrożeniami dla praw podstawowych oskarżonego), a następnie nad potencjalnym przebiegiem procesu oskarżonego (tj. ryzykiem nieuczciwego procesu lub naruszenia prawa do obrony). Wtedy bierze pod uwagę wszystkie okoliczności osobiste oskarżonego oraz m.in. charakter przestępstwa i surowość kary. Po raz kolejny okazało się, że pewne zachowania w europejskim klubie dżentelmenów są nie do zaakceptowania.
Vincent Vega: „A teraz pójdę do domu i tam dostanę zawału”.
Negatywna weryfikacja powyższych przesłanek może skutkować odmową wykonania ENA i osłabić dotychczas wzorową współpracę między państwami członkowskimi. Paradoksalnie, niepowodzeniem mogą zakończyć się wszelkie działania koalicyjnego rządu Zjednoczonej Prawicy, który często uzasadnia je koniecznością walki z przestępcami, mafiami, złoczyńcami i skorumpowanym światem (oczywiście poza własnymi szeregami). Dopóki Polska jest w UE, dopóty działania szeryfów polegające na coraz większym podporządkowywaniu sobie sądów mogą skutkować bezkarnością osób, które po skazaniu w wyniku tych „reform” będą próbowały uciekać przed polskim wymiarem sprawiedliwości. Na to ryzyko zwracają uwagę regularnie sądy i wybitni teoretycy prawa.
Reformy zaczynają coraz więcej kosztować społeczeństwo i mogą przynieść skutek odwrotny do zamierzonego. Sądy w niektórych państwach członkowskich UE (Irlandia, Holandia, Włochy) są bliskie odmowy wykonywania ENA wydanych przez Polskę, co oznacza, że ze wspólnego europejskiego domu wyrywana jest kolejna cegła. Nie jest to jeszcze katastrofa budowlana, ale poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa jego mieszkańców i wspólnego europejskiego dobrobytu.
W pewnym momencie lekceważenie wspólnych zobowiązań może postawić członkostwo Polski w Unii pod znakiem zapytania, podobnie jak manipulowanie przez inne kraje niezależnością sądownictwa. Otwartą kwestią jest również to, jak dokonane zmiany wpłyną na przyszłość Polski w Unii Europejskiej, do której nie można należeć tylko troszkę.
I nie tylko Vincent Vega może wtedy dostać zawału serca.
Tytuł, śródtytuły i inspiracja: „Pulp Fiction” w reżyserii Quentina Tarantino, polska wersja językowa – Elżbieta Gałązka-Salamon.
Oryginalny artykuł ukazał się w języku angielskim w Visegrad Insight.
Jarosław Gwizdak – prawnik, działacz społeczny, były sędzia, członek zarządu Instytutu Prawa i Społeczeństwa.