Sen w postfordowskim świecie

Od początków elektryfikacji kapitalizm dokonuje sukcesywnej ekspansji zagrażającej nocy


Noc zanika. Odbywa się to zarówno w sensie społecznym – życie towarzyskie i praca zdobyły dodatkową przestrzeń życiową po zachodzie słońca, ale również w znaczeniu całkowicie dosłownym – wraz ze zwiększaniem ilości sztucznego światła z nieba znikają gwiazdy.

O książce „24/7: Late Capitalism and the Ends of Sleep” Johnatana Crary’ego.

Błyszcząca łuna neonów, latarni i reklam skutecznie zastępuje słońce w miejskim ekosystemie po zmroku.  W XVI-wiecznym Londynie pierwsze miejskie latarnie wycinały przyczółki dnia w środku nocy – dziś bojownicy nieskażonej sztucznym światłem nocy bronią jej jak ginącego gatunku, żądając powstawania rezerwatów ciemnego nieba, w których ciemność chroniona będzie przed zanieczyszczeniem światłem.

Noc jako czas ciemności i związanego z nią wymuszonego bezruchu w zasadzie przestała istnieć. Melbin Murray w Night as Frontier przyrównywał podbój nocy przez współczesną gospodarkę do kolonizacji wschodnich rubieży Stanów Zjednoczonych przez pionierów w XIX wieku –początkowo dokonywany przez śmiałków i niebezpieczny, ale stopniowo oswajający przestrzeń, w której ostatecznie pojawia się cała niezbędna do życia infrastruktura. W świecie, w którym czas jest dobrem rzadkim, noc staje się źródłem jego zasobów.

Książka Johnatana Crary’ego 24/7: Late Capitalism and the Ends of Sleep w gruncie rzeczy kontynuuje dyskusję dotyczącą zanikania wszelkich wyraźnych granic w świecie poddawanym procesowi postfordyzacji. Zdaniem amerykańskiego antropologa, sen był ostatnim z bastionów ludzkich potrzeb niezdobytym przez komercjalizację – pozostałe, takie jak jedzenie, mieszkanie, prokreacja, dawno zostały wpisane w konsumpcyjną logikę. Z perspektywy współczesnej narracji o konieczności produktywizacji każdego elementu życia, bezkompromisowa potrzeba wyrwania jednej trzeciej życia na bezczynne spanie wydawała się być potwarzą. Zdaniem Crary’ego, atak na sen nie został przeprowadzony poprzez typową ekspansję, która zakładałaby zmniejszenie ilości snu (choć takie zjawisko oczywiście również występuje – jedną z cech protestanckiej etyki kapitalistycznej jest przecież niechęć do długiego spania). Zanik snu odbywa się poprzez wymóg stałego „bycia podłączonym” – potencjalność natychmiastowego dostępu do „niezbędnych” informacji powoduje, że sen jest coraz bardziej niespokojny, spada jego jakość, jest coraz częściej przerywany okresami czasowej aktywności (amerykański antropolog cytuje na przykład badania dotyczące rosnącego odsetka ludzi, którzy budzą się w nocy, aby sprawdzić wiadomości lub maile).

Crary bardzo wyraźnie inspiruje się Fredriciem Jamesonem twierdzącym, że postmodernizacja gospodarki spowodowała istotne przesunięcie w stronę designu i wizualności, które sygnalizuje współczesna konieczność pogrążania się 24/7 w wizualnych treściach, a także Paula Virilio, dla którego metaforą dla globalnego przyspieszenia jest przenikanie światła przez kolejne sfery życia (stąd paradygmatyczna dla dzisiejszego życia jest coraz większa transparentność, rosnąca rola monitoringu, reality show itd.). Zdaniem Crary’ego, najlepszą ilustracją tej zmiany jest semantyczne przesunięcie dotyczące urządzeń elektronicznych, od których wymagamy dziś stałej funkcjonalności i których nigdy nie wyłączamy, co najwyżej wprowadzamy je w stan uśpienia (sleep mode), który oznacza nie tyle stan faktycznej bezczynności, co stan stałej, szybkiej dostępności przy drobnych tylko ograniczeniach funkcjonalności. Na marginesie mówiąc, światło emitowane przez działające i używane 24/7 urządzenia przenośne jest uważane dziś za jedną z głównych przyczyn spadku jakości snu.

Dziesięć sposobów na poprawę snu

W książce Crary’ego brakuje zwrócenia uwagi na dokonywane co rusz próby komercjalizacji snu, czy głębokiego włączania snu w rozważania nad możliwościami maksymalizacji produktywności prowadzonymi w duchu ideologii kalifornijskiej. Lifehackingowe blogi od lat rozpisują się nad możliwościami zwiększenia efektywności snu, propagując oparty ponoć na naukowych podstawach tzw. sen polifazowy, polegający na zażywaniu 10-15 minutowych drzemek co cztery godziny, co umożliwiałoby zmniejszenie ilości dobowego snu do około czterech godzin i uwolniłoby mnóstwo czasu, który można by spożytkować na bardziej efektywną pracę.  W podobnej logice działać ma jeden z opiewanych przez media „polskich wynalazków, które podbiły Kickstarter” – NeurON, opracowywana przez polską firmę Inclinic elektroniczna maska, która ma ułatwiać spanie polifazowe poprzez analizę naszych wzorców snu i umożliwić „wciśnięcie większej liczby godzin do Twojego grafika, aby się bawić, relaksować albo pracować”. Jak złośliwie zauważają komentarze na stronie Gazety Wyborczej, NeurON stanie się zapewne elementem standardowego pakietu dostarczanego przez korporacje razem z kartą Multisport i opieką medyczną.

Podobnym myśleniem odznaczają się również trwające od lat próby umożliwienia nauki przez sen. „Podświadome uczenie się”, dotychczas zwykle stawiane w jednym szeregu z antyszepionkowymi fundamentalistami i amatorami horoskopów, ostatnio zostało jednak dowartościowane przez badania poważnego izraelskiego Instytutu Nauki Weizmanna, a także naukowców z Szwajcarskiej Narodowej Fundacji Nauki, potwierdzające przynajmniej częściową skuteczność takich metod. Jeśli te badania będą kontynuowane i przyniosą owocne rezultaty, kto oprze się możliwości douczenia się czegoś w trakcie snu? Wówczas, zgodnie z przepowiedniami Crary’ego, nasze ciała, tak jak komputery i telefony komórkowe, nawet w „stanie uśpienia” będą mogły „aktualizować” system.

Na polu kultury, w duchu antropologicznym, warto byłoby zastanowić się, czy estetyzacja picia kawy, hipsterski „kult” kawy, „kofeinizacja” społeczeństwa, nie jest symptomem tej samej dynamiki, która atakuje wyrazistość dystynkcji snu i jawy.

Oczy szeroko zamknięte

Oczywiście, prócz zagrożenia płynącego z rozmywania się czasu pracy, rozrywki, nauki i snu, dochodzi do samego ograniczenia ilości zażywanego snu. Z badań wynika, że na początku XX wieku spano po dziewięć-dziesięć godzin dziennie, w latach 60’-70’ – około ośmiu, zaś współcześnie – około sześciu-siedmiu. Obecnie 55% Polaków sypia mniej niż 7 godzin dziennie, zaś co czwarty – mniej niż 6 godzin dziennie (TNS Polska 2012). Jest to sporo poniżej zalecanej, optymalnej ilości snu wynoszącej 7-8 godzin, co powoduje, że przeciętny Polak ma zakumulowany deficyt snu wynoszący 25-30 godzin, zaś tego rodzaju braki w dłuższej perspektywie mają poważne skutki zdrowotne.

Co ciekawe, powstałe w Stanach Zjednoczonych badania pokazują silną korelację między niskim statusem socjoekonomicznym a krótkim snem – osoby z najbiedniejszego kwintyla mają nawet o 40% większą szansę na spanie zbyt krótko (poniżej 7 godzin) niż osoby z najbogatszego kwintyla. Korelacje między wykształceniem a zbyt krótkim snem są jeszcze mocniejsze. Przeczy to wizji posiadających duże ilości wolnego czasu, leniwych biednych, oraz zapracowanych i odmawiających sobie wypoczynku bogatych.

Rośnie również zdecydowanie ilość chorób snu. Choć Polacy nie są wyjątkowi wśród krajów rozwiniętych, jeśli chodzi o problemy z bezsennością, to wyjątkowa jest dynamika zmian. Na bezsenność w 1996 r. Cierpiało około 24% Polaków (mniej więcej tyle, co średnia światowa), obecnie – ponad 40% (TNS Polska 2012). W 1996 roku około 1/3 Polaków była niewyspana, w 2012 r. – już połowa (TNS Polska 2012). Warszawa jest jednym z miast, gdzie notuje się najwyższe poziomy deficytu snu.

Problemy ze snem, oprócz oczywistych skutków takich jak problemy z koncentracją, większa zachorowalność na raka czy cukrzycę, wywołują także mało oczywiste konsekwencje, w tym ekonomiczne. W Stanach Zjednoczonych obliczono ekonomiczne koszty problemów z bezsennością na około 63 miliardów dolarów, zaś w Quebecu – na 6.5 mld dolarów kanadyjskich, czyli około 1% ogólnego PKB Quebecu (5 tys. dolarów kanadyjskich, czyli ponad 14 tys. złotych rocznie per capita). Koszty związane z problemami ze snem zawierają konsultacje medyczne, zwiększone koszty transportu, leki i inne produkty wspomagające sen, w szczególności zaś alkohol używany jako pomoc w zasypianiu, oraz koszty pośrednie – związane z bezsennością straty w produktywności, absencje i wypadki w pracy. Niestety, nie ma podobnych wyliczeń dla Polski, choć biorąc pod uwagę szczątkowe dane, którymi dysponujemy, sytuacja zapewne nie jest wiele lepsza. Pomyślmy o skutkach zaspania kierowców, nauczycieli, nadzorców urządzeń technicznych czy lekarzy, żeby zdobyć szkicowy obraz możliwych negatywnych konsekwencji. Problemy ze snem mogą mieć wpływ nawet na 10% ogółu kolizji drogowych i 50% wypadków śmiertelnych, co powodowałoby, że są istotniejszą przyczyną zdarzeń na drodze niż alkohol. „Niewidzialna ręka deprywacji snu” miała swój udział w takich wypadkach jak kataklizm w Czarnobylu, katastrofa promu Challenger czy wyciek ropy z tankowca Exxon Valdez.

To oczywiście skrajne przykłady, ale dobrze pokazują, że owczy pęd do maksymalizacji zysku generuje nie tylko społeczne, ale i ekonomicznie koszty. Współczesna gospodarka i życie społeczne są oparte na tej samej zasadzie – jak najwięcej i jak najszybciej. Sen jest jednym z tych pól, które produkują negatywne konsekwencje w długiej perspektywie – czymś, o czym ślepo łaknąc zysku i wrażeń zdajemy się zapominać. Fascynuje również to, że choć spędzamy na spaniu od jednej czwartej do jednej trzeciej życia, to sen nie istnieje jako temat jakiejkolwiek publicznej debaty, a i kierowane na badania nad snem środki są skąpe.

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa