Sęk: Żubr żyje w puszczy
Leśnicy mówią, że otulinie Parku Narodowego zagrażaja korniki, zaś obrońcy Puszczy, że Lasy Państwowe chcą tylko zwiększenia zysków. Spróbujmy zrozumieć motywacje rządzące tym sporem.
Puszcza to nie tylko Park Narodowy.
Zajmująca ok. 1500 km2 Puszcza Białowieska to największy i ostatni w Niżu Europejskim las pierwotny; do Polski należy z niego ok. 620 km2, pozostała część należy do Białorusi. Obecnie Puszcza podlega bezwzględnej ochronie (obowiązuje tam zakaz ingerowania w naturalne procesy) tylko na obszarze Białowieskiego Parku Narodowego. Jednak w granicach Parku Narodowego znajduje się tylko ok. 1/6 powierzchni Puszczy; 2/3 puszczy są zarządzane przez Nadleśnictwa Białowieża, Hajnówka i Browsk, gdzie podejście do ochrony lasu różni się diametralnie.
Czym jest las gospodarski? Czym jest las pierwotny?
Las pierwotny to w warunkach europejskich najbardziej naturalny las, jaki się zachował. Prawdziwie pierwotne lasy możemy odnaleźć w głębi Puszczy Amazońskiej, czy w lasach tropikalnych Afryki – tam gdzie nie dotarło trwałe osadnictwo. Przez ostanie kilkaset lat ingerencje człowieka w puszczę nie wpływały zasadniczo na naturalnie zachodzące tam procesy, gospodarowanie na obszarze Puszczy polegało raczej na ochronie – m.in. przez zakaz osiedlania się w Puszczy, czy też ustalone za Jagiellonów ograniczenia wstępu do lasu (głównie w celu hodowli pszczół).
Lasy pierwotne podlegają naturalnym procesom i – często bardzo głębokim – zmianom. Na całym świecie badacze starają się poznać ich mechanizmy, ale naczelną zasadą jest powstrzymywanie się od jakichkolwiek ingerencji. Przykładowo w większości Parków Narodowych w zachodniej części USA (w tym w Parku Narodowym Yosemite), często występują okresowe pożary o różnej wielkości. Gaszenie pożarów prowadziło do takiego rozrostu lasów i masy biologicznej, że kolejne pożary były coraz większe i coraz groźniejsze. Zgodnie z polityką „let it burn” od lat 70-tych straż pożarna podejmuje tam działania tylko wtedy, gdy zagrożone jest mienie lub życie ludzkie. Wprowadzenie tej polityki pozwoliło „uodpornić się” lasom na pożary – kluczowe dla ekosystemu gatunki są do nich dostosowane, a dzięki większej ich częstotliwości lasy nie urastały do takich rozmiarów, by zapłony były rzeczywiście groźne.
Zwróćmy masom demokrację! Nowy numer Res Publiki: „Najpierw masa, potem rzeźba” już w sprzedaży. Zamów go w naszej internetowej księgarni!
Podobną politykę, gdzie kluczowa jest ochrona całego ekosystemu, a nie lasu jako zbiorowiska drzew, prowadzi się na obszarze Parków Narodowych. Przeciwnicy ingerencji w ekosystem Puszczy Białowieskiej poza granicami Parku Narodowego argumentują, że wszelkie choroby czy szkodniki są naturalnym elementem ekosystemu i w perspektywie czasowej właściwej dla całego lasu – którą należy liczyć co najmniej w dekadach – nie zakłócają jego rozwoju i zmian.
Z kolei dla leśnika las jest tym, czym pole dla rolnika – i w leśniczym żargonie używa się określenia „lasów gospodarskich”.
Takie lasy zajmują prawie 30 proc. obszaru Polski, Państwowe Gospodarstwo Leśne „Lasy Państwowe” planuje do 2050 roku zwiększyć zalesienie kraju do 33 proc. Jak taki las wygląda? Sięgając pamięcią do wycieczek szkolnych czy ostatniego ciepłego weekendu możemy przypomnieć sobie, że rosną w nim drzewa – głównie sosny. Prawie wszystkie są równego wzrostu i prawie wszystkie przypominają wysokie zapałki – o pniu przekroju ok. 40 cm, z zieloną koroną gdzieś u szczytu i brakiem gałęzi na dole. Z takich drzew łatwo pozyskać długą i prostą deskę; głównie z ich sprzedaży utrzymują się nadleśnictwa. Taka deska jest bardziej wytrzymała i więcej warta. Najlepiej do jej uzyskania nadaje się 40-letnia sosna lub świerk – zatem by takie drzewo wyhodować potrzeba ok. półtora pokolenia. Po takim lesie wygodnie się chodzi – wystarczy omijać szkółki leśne – i trudno się zgubić – dukty tworzą regularną siatkę dróg umożliwiającą tani wywóz zebranego drewna. W takim lesie jest czysto i schludnie – nie ma zalegającego drewna; sosnowe igliwie to miękkie i komfortowe do chodzenia podłoże. Tyle, że nie jest to ekosystemem leśny (lasem pierwotnym) – to plantacja sosny (lub innego gatunku drzewa). Leśnik reguluje skład gatunkowy plantacji tak, aby pozyskać z niego jak najwięcej drewna i sprzedać je z jak najwyższym zyskiem. Ma tyle wspólnego z lasem pierwotnym, co łan pszenicy ze stepem.
Profesja leśnika często przechodzi z ojca na syna. Wiąże się to ze specyfiką pracy w lesie gospodarskim i można ją sprowadzić do akronimu 3Z, czyli zasiej, zadbaj i zbierz. Przy czym rolnik sieje, dba i zbiera plony każdego roku, a leśnik zbiera drzewa nasadzone przez jego leśnika-dziadka, pielęgnuje sosny, które sam nasadził oraz nasadził jego leśnik-ojciec, oraz nasadza drzewa, o które będzie dbał jego leśnik-syn i zbierał jego leśnik-wnuk.
Kto zarządza lasem?
Państwowe Gospodarstwo Leśne „Lasy Państwowe” – jest to (za Wikipedią): „państwowa jednostka organizacyjna nieposiadająca osobowości prawnej, niebędąca przedsiębiorstwem w rozumieniu prawa, działająca na terenie Polski”. „Lasy Państwowe” to organizacja należąca do sektora publicznego, działająca na specjalnych zasadach. Nie płaci podatku dochodowego, tylko CIT i podatek leśny. Żywotnym interesem ekonomicznym tej organizacji jest sprzedaż jak największej ilości drewna, ponieważ musi sama się finansować. „Lasy Państwowe” nie są zwykłym pracodawcą – pracownicy chodzą do pracy w mundurach, mimo że tylko ich część (Straż Leśna) jest faktycznie służbą mundurową. Stosunki pracy w „Lasach” przypominają wojsko – przełożeni mogą zgodnie z prawem zarządzać życiem podwładnych. Według oficjalnych wytycznych leśniczy mieszka w miejscu, które wyznaczy jego przełożony, pracuje w godzinach wyznaczonych przez przełożonego (w razie potrzeby także w nocy, w niedziele i święta), nie może też bez zgody przełożonego oddalać się poza teren powierzonego mu leśnictwa. Ponadto leśnicy de facto podlegają cenzurze – Instrukcja Służbowa zakazuje leśniczemu bez zgody szefa korespondować samodzielnie w sprawach służbowych z urzędami, osobami prawnymi i fizycznymi, a także udzielać wywiadów o charakterze służbowym publicznym środkom przekazu.
Leśnicy zwykle żyją wraz z rodzinami w wyznaczonych przez swoich szefów i należących do „Lasów” leśniczówkach. Zwykle są to obszary wiejskie, o wysokim bezrobociu, gdzie duża część miejsc pracy należy do samorządu, który musi dobrze żyć z szefem leśnika – dyrektorem regionalnej dyrekcji Lasów Państwowych lub nadleśniczym.
Strata pracy oznacza dla leśnika utratę źródła dochodu i miejsca do życia dla niego i jego rodziny, wiąż się zwykle ze zmianą zawodu i zmianą miejsca zamieszkania.
Ta silna zależność od przełożonych, brak możliwości odwołania się od ich decyzji, częste relacje rodzinne wewnątrz „Lasów” mogą być przyczyną różnych patologii. Relacje wewnątrz „Lasów” mogą przywodzić na myśl strukturę o rodzinno-mafijną – jej starzy bossowie rządzą twardą ręką, która daje, odbiera, karmi i karze. Hierarchiczność i konserwatyzm środowiska leśników powodują, że „Lasy Państwowe” stanowią jednolitą i silną grupę nacisku.
Co się zmieniło?
Powołany do rządu PiS na szefa Ministerstwa Środowiska Jan Szyszko odwołał 12 grudnia ubiegłego roku z funkcji dyrektora Parku Narodowego dr Mirosława Stepaniuka – za niedostateczną współpracę z „Lasami Państwowymi”. Wyczuwając przychylne im nastawienie Ministerstwa Środowiska „Lasy Państwowe” zapowiedziały ok. pięciokrotne względem planu (z 63,4 tys. metrów sześciennych do 317,8 tys. metrów sześciennych do 2021 r.) zwiększenie wycinki drzew głównie na obszarze Nadleśnictwa Białowieża, co wzbudziło protest wśród m.in. badaczy zajmujących się ochroną przyrody i ekologią czy działaczy organizacji pozarządowych. „Lasy” uzasadniają wycinkę głównie rozprzestrzenieniem się kornika drukarza, który zagraża niektórym gatunkom drzew – przede wszystkim świerkowi. Nacisk leśników na ministerstwo nie powinien dziwić – Ich organizacja przypomina głodnego psa siedzącego przed ochłapem mięsa, który zaraz może się zepsuć. Padające drzewa to realne zmniejszenie potencjalnych przychodów – lepiej jest więc wycinać chore i zdrowe drzewa, dopóki można je korzystnie sprzedać do tartaków. 60 proc. planowanej wycinki to świerk zagrożony kornikiem – reszta to inne gatunki. Minister Szyszko mówiąc o zagrożeniu kornikiem używa więc pojęć zapisujących go raczej do leśniczego lobby:
„Zamarło ponad 3,5 miliona metrów sześciennych drewna, takich gatunków jak sosna, świerk, dąb, jesion, olsza. Dominuje zdecydowanie świerk, ale taki gatunek, jak jesion, zniknął prawie zupełnie.”
Co dalej?
Rozróżnienie w podejściu do Puszczy Białowieskiej jest widoczne na poziomie języka – las, ekosystem leśny, plantacja leśna, drzewostan, kubiki, gospodarka leśna, surowiec drzewny, hodowla lasu, eksploatacja, las gospodarczy, dziedzictwo narodowe, unikalny ekosystem, bezcenny obiekt przyrodniczy, muzeum ewolucji. Obie strony konfliktu posługują się różnym słownictwem lub pod tymi samymi słowami rozumieją coś kompletnie innego. Dla leśników las jest zasobem gospodarczym przeliczają drzewostan na kubiki i posługują się językiem zarządzania i ekonomii. Dla przeciwników wycinek puszcza to ekosystem, obiekt badawczy i dziedzictwo narodowe – rozmawiając o puszczy odwołują się do wartości. A my jesteśmy zdani na ekspertów – i wybierzemy takich, których poglądy nam się podobają.
Państwowe Gospodarstwo Leśne „Lasy Państwowe” postrzega las tak, jak rolnik pole, a Puszczę Białowieską jak ugór. Otulina Puszczy Białowieskiej to dla „Lasów” zasób leśny przeliczalny na deski i na dochody. Dla obrońców pierwotny stan puszczy to nieprzeliczalna na pieniądze wartość – część dziedzictwa przyrodniczego. Wycinka drzew jest dla nich porównywalna z wysadzaniem kawałek po kawałku Giewontu. Dla rządzących polityków obrońcy Puszczy to ekolodzy, zieloni, alter-, anty-, wegetarianie, cykliści i innego sortu niebezpieczni wariaci. Ich wartości są lewackie: to zdrajcy, donosiciele i skarżypyty, którzy z pewnością będą się żalić Unii Europejskiej – oni z definicji nie mogą mieć racji. Jeżeli Ministerstwo się nie cofnie, to konflikt wokół Puszczy będzie nabrzmiewał i prawdopodobnie przekształci się w wojnę na wartości – pomiędzy barbarzyńcami chcącymi dla zysku zniszczyć bezcenne dziedzictwo narodowe, a wyznającymi zgniłe wartości europejskie zdrajcami kraju. Nasza plemienna wojna, którą tak dobrze znamy będzie trwać w najlepsze – partia rządząca wskaże wewnętrznego wroga, co będzie mobilizować jej elektorat, dla obrońców puszczy protest może stać się formacyjnym przeżyciem zbiorowym, a leśnicy w tym czasie liczyć będą kubiki wyciętego drewna. Tylko żubra żal – bo ten zwykł żyć w puszczy, nie na plantacji leśnej.
fot. Maxbentheim | Wikicommons