Równość źródłem szczęścia
Neoliberalny dogmat głosi, że wraz z rosnącym bogactwem danego społeczeństwa poziom życia wszystkich z czasem się podniesie. Krytycy obrazowego twierdzenia: „przypływ wynosi wszystkie łodzie” przytaczają jednak dane świadczące raczej o tym, że nie tylko nie […]
Neoliberalny dogmat głosi, że wraz z rosnącym bogactwem danego społeczeństwa poziom życia wszystkich z czasem się podniesie. Krytycy obrazowego twierdzenia: „przypływ wynosi wszystkie łodzie” przytaczają jednak dane świadczące raczej o tym, że nie tylko nie wszystkie unoszą się wyżej, lecz spora ich część idzie na dno.
Dzieje się tak na skutek rosnących różnic pomiędzy posiadaczami środków produkcji i stosunkowo wąską grupą kadry zarządzającej z jednej strony, a większością żyjącą z nisko opłacanych prac lub dotkniętą bezrobociem – z drugiej. Do tej ostatniej grupy coraz częściej można zaliczyć także wysoko wykwalifikowanych specjalistów. Skala majątkowych i dochodowych dysproporcji powiększała się wraz z triumfem ideologii prywatyzacji i deregulacji wcielanej w życie początkowo w krajach anglosaskich, później zaś w innych wysokorozwiniętych. Obecnie jest różna w poszczególnych państwach, różne jest też w nich nasilenie konkretnych problemów społecznych. Kontrast pomiędzy zamożnością a skalą patologii w krajach takich jak USA jest uderzający. Stało się to punktem wyjścia dla pary brytyjskich epidemiologów, którzy poddali analizie zależności pomiędzy wskaźnikami nierówności dochodowych a danymi dotyczącymi rozmaitych niepożądanych zjawisk. Powstała książka, której towarzyszy olbrzymie zainteresowanie, a w wielu miejscach na świecie rozwija się wokół niej ruch na rzecz większej równości. Sięgnięcie do danych w niej zawartych pozwala zrozumieć, dlaczego tak się dzieje.
Nierówność jako źródło problemów społecznych i zdrowotnych
Podstawową tezą, której autorzy konsekwentnie i przekonująco bronią jest ta, że dobrostan mieszkańców danego kraju w znacznym stopniu zależy od czynnika politycznego, jakim jest skala nierówności społecznych. Świadczą o tym dane pochodzące z oficjalnych, wiarygodnych źródeł (wskazanych w licznych przypisach), które zostały użyte w analizach porównawczych bogatych krajów Zachodu i Azji oraz równolegle – stanów USA. Różnice w skali nierówności dotyczą bowiem jednych i drugich. Dla przykładu w Japonii i większości krajów skandynawskich dochody najbogatszej jednej piątej społeczeństwa są mniej niż czterokrotnie wyższe niż najuboższej jednej piątej. Wśród 23 krajów objętych porównaniem dysproporcje pomiędzy dochodami tych dwóch grup są największe w Singapurze, USA i Portugalii, gdzie stosunek dochodów wynosi ponad 8:1. Co ciekawe, wysoki poziom transferów socjalnych nie musi redukować nierówności dochodowych (np. USA), podobnie jak niski – przyczynić się do ich pogłębiania (np. Japonia). Decydującą rolę odgrywają dysproporcje zarobków.
Zdroworozsądkowo wydawałoby się, że w krajach o podobnej zamożności skala problemów społecznych będzie zbliżona, a jednym z istotnych czynników wpływających na ich narastanie będzie bezwzględne ubóstwo. Tymczasem okazuje się, że w państwie pod wieloma względami przodującym pod względem patologii społecznych i zdrowotnych, nawet wśród Amerykanów żyjących poniżej krajowej granicy ubóstwa zdecydowana większość ma w domu klimatyzację, a przed domem co najmniej jeden samochód. Tak więc przywiązują oni wagę do życia na określonym poziomie, przynajmniej jeśli chodzi o zewnętrzne oznaki posiadania, a kłopoty wynikają raczej z ubóstwa względnego. Autorzy jako na istotne jego źródło wskazują na poczucie niższej wartości związane z niskim statusem społeczno-ekonomicznym i stres wywołany koniecznością rywalizowania o miejsce w stromej społecznej hierarchii.
Wilkinson i Pickett najpierw przedstawiają związek pomiędzy nierównością a problemami społecznymi i zdrowotnymi ujętymi w formę syntetycznych „indeksów”, by w kolejnych rozdziałach części zatytułowanej „Koszty nierówności” zająć się poszczególnymi negatywnymi zjawiskami. Właściwie w żadnym przypadku graficzne wykazana zależność nie budzi wątpliwości. W krajach mniej egalitarnych ludzie mniej ufali innym, zaś kobiety zajmowały gorszą pozycję w sferze publicznej, zawodowej i ekonomicznej. Mniej egalitarne kraje w porównaniu z innymi znacznie mniejszą część dochodu narodowego przeznaczały też na pomoc zagraniczną. Ich obywatele mniej troszczyli się więc nie tylko o siebie nawzajem, lecz także o mieszkańców innych ubogich krajów.
Nierówności w poszczególnych krajach związane są także ze stanem zdrowia ich ludności. W krajach o wysokim zróżnicowaniu dochodów odsetek populacji ze „schorzeniami psychicznymi” w danym roku wynosił nawet 20–25 procent, podczas gdy w krajach bardziej egalitarnych był ponad dwukrotnie niższy. Duże różnice miały miejsce także pod względem powszechności używania narkotyków, śmiertelności niemowląt, nadwagi i otyłości, oraz przeciętnej długości życia. Gorszy stan zdrowia w krajach o większych nierównościach zaobserwować można było nie tylko u ubogich, lecz także w grupach o wysokich dochodach, co autorzy wyjaśniają działaniem przewlekłego stresu, który obniża odporność i zwiększa podatność na wiele chorób.
Mniejszy egalitaryzm ma konsekwencje także w sferze edukacji powszechnej. Wyniki nastolatków w testach z matematyki oraz w zakresie czytania i pisania były gorsze w krajach (i stanach) o większych nierównościach. Różnice były przy tym znacząco większe pomiędzy tymi dziećmi z różnych krajów, których rodzice uzyskali gorsze wykształcenie. Ponadto w mniej egalitarnych stanach USA większy procent dzieci nie kończył nauki w szkole średniej.