Rewolucji kulturalnej nie będzie

Minęło pierwsze 100 dni nowej władzy. W tym czasie zdążyła pokazać w praktyce, a przynajmniej zadeklarować, jakie będą jej działania we wszystkich dziedzinach polityki państwa – zarówno wewnętrznej, jak i zewnętrznej, gospodarczej, edukacyjnej, społecznej itd. […]


Minęło pierwsze 100 dni nowej władzy. W tym czasie zdążyła pokazać w praktyce, a przynajmniej zadeklarować, jakie będą jej działania we wszystkich dziedzinach polityki państwa – zarówno wewnętrznej, jak i zewnętrznej, gospodarczej, edukacyjnej, społecznej itd. – z wyjątkiem polityki kulturalnej.

Publiczne wystąpienia nowego ministra kultury i turystyki Mychajła Kułyniaka nie pozwalają wyrobić sobie jasnego wyobrażenia na temat tego, co i w jaki sposób pragnie osiągnąć rząd w dziedzinie polityki kulturalnej. Po pierwsze dlatego, że ani rząd, ani prezydent w swoim programie „Ukraina dla ludzi” nie wyznaczyli konkretnych celów w tej dziedzinie (poza nadaniem językowi rosyjskiemu statusu drugiego języka państwowego). Po drugie, dlatego, że sam Mychajło Andrijowycz, ze względu na swój specyficzny życiorys, jest politykiem, który nie może się pochwalić doświadczeniem w dziedzinie kultury, generowaniem idei, inicjowaniem reform czy projektów kulturalnych na skalę ogólnokrajową.

„Jednym z najważniejszych zadań, które sobie stawiam, jest sprzyjanie zjednoczeniu ukraińskich ziem poprzez kulturę” – tak minister określił swoją misję w wywiadzie dla tygodnika „Dzerkało tyżnia”. I zaraz wyjaśnił, co ma na myśli: „Każdy region Ukrainy charakteryzują swoiste losy historyczne, mentalność i tradycje kulturowe. Niestety, tę naturalną różnorodność, która przypadła Ukrainie w rezultacie wielowiekowej historii, różni politycy wykorzystali jako podłoże dla cynicznych spekulacji, które dały początek pomysłom podziału naszego państwa na Wschód i Zachód. A w końcu także na „swoich” i „obcych”. (…) Ideologia narodowa powinna być ideologią pojednania wszystkich grup ludności w państwie obiektywnie zróżnicowanym pod względem etnicznym, wyznaniowym, regionalnym i językowym. Takie pojednanie może nastąpić przede wszystkim dzięki stworzeniu wspólnej duchowo-kulturowej przestrzeni Ukrainy”.

Trudno powiedzieć, jak Mychajło Kułyniak wyobraża sobie tę wspólną przestrzeń duchowo-kulturową po tym, jak prezydent ogłosił w swoim programie hasła „dwa języki – jedno państwo”. A nawet przy założeniu, że chodzi o politykę pojednania poprzez kulturę, o pragnienie, by mieszkańcy Ukrainy odkryli dla siebie bogactwo kulturowe jej regionów, wciąż trudno zrozumieć, w jaki właściwie sposób Ministerstwo Kultury chciałoby to osiągnąć. Czy przypadkiem nie poprzez przeprowadzenie w pałacu „Ukraina” kolejnego festiwalu artystycznego, na którym będą prezentować się kolejno obwodowe zespoły artystyczne?

Poza tym, pierwsze sto dni na stanowisku ministra Mychało Andrijowycz wykorzystał w należyty sposób – przeznaczył je na wygodne urządzenie się w fotelu (a właściwie w gabinecie, w którym od razu przeprowadził remont, likwidując wnętrza przygotowane przez Pawła Hudimowa dla poprzedniego ministra Wasyla Wowkuna), protokolarny udział w wydarzeniach państwowych oraz zapoznanie się ze sprawami resortu. Aby w tym czasie nie zwracać na siebie zbytniej uwagi, udziela śmiesznie wymijających odpowiedzi na podstawowe pytania. Na przykład:

– Czy popiera pan prywatyzację starodawnych zamków? – Nie jestem ani za, ani przeciw.

Lub też:

– W naszym kinie powinna być ideologia. – Jaka powinna być ta ideologia? – Ukraińska.

Cóż, nowemu ministrowi brakuje doświadczenia, wizji państwowej i autorytetu w oczach środowiska kulturalno-artystycznego. Jednak nawet jeżeli Mychajło Andrijowycz na swoim stanowisku okaże się tylko zdyscyplinowanym urzędnikiem, to już będzie nieźle – przynajmniej aby zapewnić funkcjonowanie ministerstwa jako sprawnej maszyny biurokratycznej. Zresztą, wydaje się, że właśnie taką rolę mu wyznaczono w odbudowanej hierarchii władzy.

Jaką rolę wyznaczono sferze kultury? Podczas wystąpienia na pierwszym posiedzeniu Publicznej Rady Humanitarnej przy Prezydencie Ukrainy Wiktor Janukowycz powiedział m.in.: „W kontekście współczesnych globalnych zmian na świecie, UNESCO zwraca uwagę na podstawowe aspekty polityki humanitarnej. W tym np. zapewnienie ochrony zdrowia ludzkiego i długotrwałości życia, rozwój twórczości, wsparcie ekonomiczne dla przemysłu kultury (rynku wydawniczego, kinematografii, mediów) oraz skuteczną ochronę dziedzictwa kulturowego – materialnego i duchowego. Ukraina nie może ignorować takich światowych tendencji, jak globalizacja czy intensywny rozwój technologii informatycznych. Dlatego polityka humanitarna państwa powinna być zorientowana zarówno na przestrzeń wewnętrzną, jak i na to, jak jest postrzegana z zewnątrz. Jednak znaczenie przemysłu kulturalnego nie powinno prowadzić do zamiany wartości estetycznych na komercyjne, a kultury narodowej na masową”.

Innymi słowy, państwo, jak do tej pory, postrzega kulturę jako „sferę piękna”, gdzie ona sama wyznacza system wartości, a także jako ogólnodostępne dobro społeczne – w jednym rzędzie z oświatą, ochroną zdrowia itd. Nie bierze natomiast pod uwagę ekonomicznego potencjału tej dziedziny; państwo właściwie odcina się od wszelkich rynkowych form funkcjonowania kultury.

Z jednej strony to dobrze. Pragnienie państwa, by wpływać na sytuację np. na rynku wydawniczym poprzez stanie się aktywnym graczem i inwestorem na rynku książek, nie zwiększyło szacunku dla niego, a tylko zirytowało opinię publiczną i samych wydawców. Jednak z drugiej strony, uparta niechęć do patrzenia na kulturę jako na dziedzinę gospodarki – np. poprzez maksymalne przestawienie jej działalności na mechanizmy rynkowe, nadanie jej niezbędnych preferencji, stworzenie sprzyjających warunków dla inwestorów, a także „odcinanie kuponów” w postaci podatków wpływających do budżetu – przynosi państwu jedynie straty w postaci wydatków budżetowych, które co roku trzeba zwiększać dla utrzymania dobrego wizerunku.

W tym roku na przykład, „na kulturę” ma pójść rekordowa suma 1,5 mld hrywien. Środki te zostaną oczywiście skonsumowane, raport o dynamicznym rozwoju kultury narodowej przedstawiony i prośby o więcej, utwierdzające kompromitujący status kultury jako „dziedziny przejadającej fundusze”, wystosowane. A właśnie z tego powodu Ministerstwo Finansów i Ministerstwo Gospodarki stały się Scyllą i Charybdą, między którymi nie mogą się przebić inicjatywy Ministerstwa Kultury dla wsparcia przemysłu kulturalnego przez państwo – przecież i tak dajemy dużo pieniędzy na kulturę, jakich preferencji jeszcze chcecie?

Co więcej, takie „przejadanie” nie pozwala Ministerstwu Kultury nawet na realizowanie polityki społecznej, która dawno już zastąpiła kulturalną – i to przy uwzględnieniu faktu, że otoczenie ludności opieką społeczną było i jest ulubionym sposobem władz na pokazanie, jak troszczą się o ludzi. Najlepszy przykład: od siedemnastu lat państwo funkcjonuje bez podstawowej ustawy „o kulturze”, chociaż odpowiedni projekt już od 2007 wędruje przez wysokie gabinety (nawiasem mówiąc, Mychajło Kułyniak obiecał, że przyjmie go w najbliższym czasie). Znakiem stopu w procesie uzgadniania tego aktu normatywnego stał się właśnie rozdział, w którym mowa o gwarancjach socjalnych dla pracowników kultury.

Chociaż zarówno prezydent, jak i minister kultury wskazali motyw przewodni realizacji polityki humanitarnej i kulturalnej przez nową władzę, jest to jednak tylko tzw. baza filozoficzna. Priorytety państwa w zakresie kultury były i pozostają rozmyte. Zdaje się, że rekomendacje ekspertów Rady Europy, na podstawie których można było określić takie priorytety, zostały skutecznie zapomniane. Publiczna platforma czy spójne środowisko eksperckie, które mogłyby sformułować program kulturowej polityki państwa i określić kierunki modernizacji dziedziny kultury, właściwie nie istnieją. Dlatego z taką ochotą za zarządzanie kulturą jest gotów wziąć się każdy – aktor, piosenkarka, reżyser, dostawca gazu. Nie stworzono nawet mechanizmów lobbowania interesów dziedziny kultury, przede wszystkim przed ustawodawcą. Publiczna Rada Humanitarna przy Prezydencie Ukrainy ma upoważnienia doradcze, a społecznego autorytetu jej członków – podobnie jak i znaczenia politycznego członków Komitetu Parlamentarnego ds. Kultury i Duchowości – nie należy przeceniać. Dlatego też wszelkie rewolucyjne inicjatywy naczelnika właściwego ministerstwa mają z założenia małe szanse na realizację. Oczywiście jeżeli nie są sankcjonowane „z góry”.

„Na górze”, jak już zostało powiedziane, nie planuje się żadnej rewolucji kulturalnej. „Dół” natomiast zmęczył się już czekaniem na nią. Dlatego, jeżeli ministrowi w ramach realizacji swojej misji uda się przynajmniej „zrobić coś korzystnego dla artystów gatunku muzyki poważnej” – zadowoli to wszystkich.

Jurij Rybaczuk, „Kommentarii”, specjalnie dla KORYDORu.

Tekst przełożyła Natalia Kertyczak.

Projekt jest finansowany w ramach Programu Polsko Amerykańskiej Fundacji Wolności „Przemiany w Regionie” – RITA, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji.

Artykuł ukazuje się w ramach programu Partnerstwo Wolnego Słowa..

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa