Rewolucja (bez)skuteczna

Tegoroczne, siódme Berlin Biennale odbywa się pod hasłem „Forget fear”. Artur Żmijewski, kurator całego przedsięwzięcia, jak prorok wzywa nas, byśmy nie lękali się nowego oblicza sztuki.  Na kilka miesięcy berlińskie Kunstwerke przemienił on w kolekcję […]


Tegoroczne, siódme Berlin Biennale odbywa się pod hasłem „Forget fear”. Artur Żmijewski, kurator całego przedsięwzięcia, jak prorok wzywa nas, byśmy nie lękali się nowego oblicza sztuki.  Na kilka miesięcy berlińskie Kunstwerke przemienił on w kolekcję haseł wszystkich rewolucji świata, miejsce walki, możliwość wykrzyczenia własnej krzywdy. Ale czy sprawia to, że do takiej manifestacji sztuki walczącej chcę się przyłączyć? Niekoniecznie.

Sztuka w praktyce

W swoim tekście Stosowane sztuki społeczne, wydanym w 2007 roku w „Krytyce Politycznej”, Artur Żmijewski diagnozuje kondycję współczesnej sztuki i wyznacza jej drogę w stronę polityczności. Uważa, że powodem obecnego odsunięcia działań artystycznych od innych istniejących dyskursów jest wstyd z powodu przeszłości sztuki zaangażowanej (za przykład podaje socrealizm w Polsce). Jego zdaniem sprawia to, że wszelkie dążenia sztuki w kierunku polityki są podejrzane, stawiając widza w stanie ciągłej bezradności i generując pytania bez odpowiedzi. Żmijewski uważa, że powoduje to traumatyczny efekt umiejscawiający sztukę między ucieczką a ciągłą, aktywną negocjacją.

fot. Marta Górnicka

 

To oscylowanie między powinnością a buntem sprawia, że sztuka zamyka się w swojej własnej autonomii. Rozumiana jest ona przez artystę na sposób modernistyczny, czyli jako eksplorowanie własnych możliwości w granicach danego medium. Powoduje to, że sztuka może jedynie podszywać się pod zaangażowanie, co jednocześnie kompromituje powinność i upośledza działanie buntu. Jak zwraca uwagę Żmijewski, pomimo swej obecnej bezsilności, sztuka ma władzę: „(…) nazywania, definiowania, ingerowania w porządki kulturowe (…)” oraz włączania do niej obiektów aktywnie modelujących rzeczywistość. Jedyną możliwością, by mogła wyjść ze stanu alienacji, jest zaangażowanie i interwencjonizm, wspierający grupy wykluczone przez społeczeństwo. Ma wchłonąć w siebie widza, ma być wirusem infekującym rzeczywistość i powodującym myślenie o zmianie. Sztuka ma być skuteczna. Aby tak się stało, Żmijewski uważa, że ma ona: zinstrumentalizować własną autonomię i odzyskać kontrolę, wejść w pola innych dziedzin, takich jak nauka bądź polityka, oraz znieść dogmatyczną władzę krytyka. Dzięki temu sztuka odzyska swoją moc, siłę działania i sens istnienia.

Occupy Berlin

Czy jest to możliwe? Według kuratorów – owszem. Udowodniło to trwające Berlin Biennale, które stanowi dokładne zobrazowanie tez manifestu z 2007 roku. Impreza ta stała się idealnym miejscem dla Żmijewskiego do weryfikacji swoich twierdzeń pojawiających się we wcześniejszych tekstach teoretycznych. Choć artysta nie odwołuje się bezpośrednio do swojego manifestu, kwestie w nim zawarte porusza zarówno w eseju do biennale, jak i uwidacznia w prezentowanych tam pracach. Pomimo upływu lat tezy manifestu Żmijewskiego nadal są aktualne. Ciężko o nich zapomnieć przy oglądaniu tego, co na Berlin Biennale zostało pokazane.

Współpracując z Joanną Warszą i rosyjską grupą Vojna, polski artysta stworzył w niemieckiej stolicy miejsce, gdzie działania artystyczne i polityka stały się jednym. Można to zobaczyć zarówno w kościele św. Elżbiety, nie pełniącym od lat funkcji sakralnej, gdzie odbywa się Kongres Rysowników Pawła Althamera, jak również w działaniu – różnych warsztatach, dyskusjach bądź rekonstrukcjach historycznych

W centralnej sali Kunstwerke widz nie zobaczy tradycyjnej wystawy. Znajdzie tam za to pole namiotowe, które jest zarazem składowiskiem wszelkich haseł, jakie mogliśmy usłyszeć i zobaczyć w ciągu ostatniego czasu na całym świecie. Sala ta, ujęta w projekt Occupy Biennale, została oddana całkowicie w ręce aktywistów, znalazła się poza kontrolą kuratorów.  Odbywają się tam warsztaty tworzenia transparentów politycznych; mają miejsce wszelkie dyskusje, a na tyłach budynku tymczasowi mieszkańcy galerii urządzili ekologiczny ogródek.  Skutek? Pełne energii, wstrząsające manifestacje spod Wall Street, z Hiszpanii, bądź dramatyczne walki w Grecji zostały oswojone. Occupy Biennale stało się rezerwatem zabierającym siłę rażenia i dającym poczucie bezpieczeństwa. Kiedy tam byłam, sala Kunstwerke była praktycznie pusta. Aktywiści i ich duch rewolucji ulotnili się, by grzać się w letnich promieniach słońca.

Salę wyżej Khaled Jarrar, palestyński artysta postanowił stworzyć nieistniejący kraj. Wykonał on pieczęć paszportową Palestyny, stawiając tym samym opór izraelskiej władzy. Widzowie mają możliwość otrzymania pieczęci w swoich paszportach. Bezinteresowny gest wsparcia Palestyńczyków niesie za sobą widmo niebezpieczeństwa – z takim stemplem w paszporcie możemy wpaść w kłopoty. Ten prosty, aczkolwiek poruszający gest niestety nie  spowodował takiej znaczącej reakcji wśród widzów. Czemu?  Z prozaicznego powodu – mało osób miało ze sobą paszporty. Ironia losu i unaocznienie, że do znalezienia wspólnej płaszczyzny porozumienia nie wystarczy jedynie artystyczny gest oporu.

Doskonałym zobrazowaniem dążeń Żmijewskiego jest działanie Yael Bartany w Berlinie. Izraelska artystka rok temu reprezentowała Polskę na Biennale w Wenecji z projektem An Europe Will Be Stunned. Pawilon polski prezentował wtedy cykl trzech filmów Bartany pt. Mary Koszmary, w których ukazany został symboliczny apel Sławomira Sierakowskiego o metaforyczny powrót Żydwów do Polski, którzy masowo opuszczali kraj po 1945 roku (po pogromie kielckim, nagonce antysemickiej 1968 roku). Jest to prośba o ich ponowne przyjście oraz budowania nowej wspólnoty opartej na wzajemnym zrozumieniu.

To wyjątkowo piękne wezwanie artystki do pamiętania okropności Holocaustu, ale razem do ich konstruktywnego przepracowania na berlińskiej imprezie zostało zamienione w rzeczywistość. Trylogia o Ruchu Żydowskiego Odrodzenia z filmowych ekranów przeniosła się do sali Kunstwerke, gdzie każdy chętny może wypełnić oficjalną kartę członkowską. Polityka zawłaszczyła pole działania sztuki. Artur Żmijewski traktuje ten gest dosłownie, przemieniając metaforę w rzeczywistość. W rezultacie głęboka refleksja i porażające uświadomienie wydarzeń z przeszłości zamieniło się w pusty gest podpisania deklaracji, która może stanowić jedynie oryginalną pamiątkę z wizyty na biennale.

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa