Recenzje: Imagination Quartet i dwoje biednych Rumunów
Imagination Quartet, IQ, Polish Jazz Net, 2009 Chłopaki z zespołu Imagination Quartet uczą się na Wydziale Jazzu ZPSM im. F. Chopina. I to – stety lub niestety – w ich muzyce słychać bardzo wyraźnie. Gdy usłyszałem po raz […]
Imagination Quartet, IQ, Polish Jazz Net, 2009
Chłopaki z zespołu Imagination Quartet uczą się na Wydziale Jazzu ZPSM im. F. Chopina. I to – stety lub niestety – w ich muzyce słychać bardzo wyraźnie. Gdy usłyszałem po raz pierwszy ich „Light In The Blind Alley” pomyślałem, że brzmi podobnie do „Round Midnight” w wykonaniu Stana Getza: ciepły, klimatyczny utwór, gdzie gitara przyjemnie „gada” z saksofonem na tle delikatnie płynących dźwięków basu i perkusji. Muzyka, którą bez obaw puszczać można w małych knajpkach jako sympatyczne tło muzyczne, niezakłócające kawiarnianych rozmów ani czytania gazety.
Reszta utworów zawartych w mini albumie „IQ” wydanym przez Polish Jazz Net w zasadzie niewiele odbiega od tego co napisałem o „Light In The Blind Alley”. Otwierający płytę utwór „Ewu” pierwszymi dźwiękami zapowiada wprawdzie coś ciekawszego, ale już po kilku sekundach muzycy wpadają w lekko bujające rytmy z pogranicza bossanovy i modern jazzu – i tak będzie już w całym albumie. Raz szybciej („Questions”), raz wolniej („Lights In The Blind Alley”), ale zasadniczo – cały czas w podobnym, kojącym dla ucha i ducha smooth stylu z pogranicza Stana Getza i George’a Bensona.
Mam problem z „IQ”, bo ta muzyka to bardzo przyzwoity, klasyczny jazz, który jednak nie daje przeżyć muzycznej przygody, nie wywołuje katharsis, a to właśnie dlatego, że jest tak klasyczny. Mam poczucie, jakby muzykom, zdobyty przez lata bagaż akademickiej edukacji, odrobinę zanadto ciążył i nie pozwalał zapuścić się w nieco odważniejsze, bardziej emocjonalne muzyczne rejony. Dla kogoś, kto poszukuje takiej właśnie, nieinwazyjnej muzyki, z czystym sumieniem mogę polecić debiutancką płytę Imagination Quartet. Jednak tym, którzy od jazzu oczekują wyzwania, polecać tej płyty nie będę. Lecz bynajmniej nie dlatego, że jest to płyta kiepska. Po prostu nie znajdą tu oni tego, czego szukają.
Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku
Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku, reż. Przemysław Wojcieszek, Teatr Rozmaitości
Trochę się bałam. Na początku. Bo to nie wiadomo z której strony wyjdą, czy z tyłu sceny, czy z boku, a może w ogóle. W końcu to TR, w końcu to Masłowska. Było trochę na scenie, trochę poza. Było trochę do przewidzenia. Matka alkoholiczka, córka pijaczka i narkomanka, która do końca nie wie czy i z kim ma syna – czterolatka, którego chyba odprowadziła kilka dni temu do przedszkola. Jest i nie jest Rumunką, z Rumunem wracającym z imprezy, chyba z nią ale do końca nie wiadomo czy na pewno. Było trochę jak zawsze. Genialne teksty, wyłapane, zasłyszane, doświadczone, ironiczne do bólu, których niestety… nie było do końca słychać.
Nie ta dykcja? A może brak mikrofonów? Trochę szkoda, bo Masłowska to jednak głównie teksty. Mimo to sztuka się broni. Mimo dusznej sali, czarnej sceny z minimalistyczną scenografią, broni się. Mimo napięcia na początku, było do przewidzenia, że będę zachwycona humorem, ironią, a jednocześnie załamana kondycją i wizerunkiem naszego społeczeństwa, tego młodego pokolenia. W oczach Masłowskiej jest ono zawsze na haju, bez perspektyw, w rynsztoku, krytyczne wobec siebie. Czy zawsze musi takie być? Polecam.