Ratujcie! Wyborcy nas biją!
Decyzja Komorowskiego o zarządzeniu referendum w kwestii JOW-ów kilka godzin po porażce w pierwszej turze wyborów pokazuje, że on i jego środowisko nic nie rozumieją.
Decyzja Komorowskiego o zarządzeniu referendum w kwestii JOW-ów kilka godzin po bolesnej porażce w pierwszej turze wyborów prezydenckich pokazuje, że on i jego środowisko nie rozumieją nic z tego, co się dzieje. W takiej sytuacji nie pozostaje im nic innego, niż wezwanie racjonalnych Polaków do obrony przed tymi radykalnymi marudami, którzy mieliby popsuć polską atmosferę sukcesu.
Komorowski mówiąc o tym, że nagle jest w stanie poprzeć JOW-y brzmi równie wiarygodnie, jak Kamil Durczok w swoich tłumaczeniach w sprawie molestowania w TVN. Niby oficjalnie wszystko jest ok, ale jednak czujemy pewien niesmak. To zdumiewające, że nikt w obozie Komorowskiego nie jest w stanie wyciągnąć żadnych sensownych wniosków z tego, co się w Polsce działo w ciągu ostatnich kilku lat. Nie zauważyli, że ich powtarzane metodą zdartej płyty tezy o tym, że musimy być wspólnotą; że jest lepiej niż było kiedykolwiek wcześniej; i że racjonalnie jest w tej sytuacji wybrać zgodę i bezpieczeństwo przypominały bardziej strategię komunikacyjną społecznie odpowiedzialnej korporacji niż wiarygodną propozycję polityczną.
Kukiz podszedł do tego zupełnie inaczej – zamiast powtarzać, że wspólnota i obywatele są ważni i potrzebni, wskazał sposób, w jaki ta wspólnota świadomym obywateli może wywalczyć sobie miejsce w swoim własnym państwie. Bo przecież tu nie chodzi o mechanizm JOW-ów, ale o obietnicę, która się za nim kryje.
Komorowski tego nie zrozumiał. Tak samo, jak nie rozumie tego kierownictwo Gazety Wyborczej, która beznamiętnie powtarza, że jedyną słuszną opcją jest głosowanie na tych, którzy dają szansę na wygodne życie przede wszystkim dla tych, którzy już dzisiaj żyją wygodnie. To dziwne, bo przecież ta sama redakcja chwali się 62 nagrodami prasowymi w 2014 za słynną już rozmowę Grzegorza Sroczyńskiego z Marcinem Królem. Czyżby Adam Michnik i Jarosław Kurski tej i innych rozmów Sroczyńskiego nie przeczytali?
Komorowski, podobnie zresztą jak Rafał Dutkiewicz, a jeszcze bardziej Grobelny i jemu podobni, przegapił rosnącą aktywność mieszczan, którzy umieli skutecznie pokazać, jak można budować wspólnotę obywateli. Ruchy miejskie i ich kandydaci, którzy wygrali w Poznaniu czy Gorzowie Wielkopolskim pokazali, jak bardzo ważne jest dzisiaj poważne traktowanie obywateli i jak dużo mogą oni dobrego zdziałać, gdy stworzy się im ku temu warunki. Zamiast więc papugować Kukiza, którym nie jest i nigdy nie będzie, Komorowski mógłby przestać już gadać, że potrzebujemy wspólnoty, zgody i bezpieczeństwa. W jego wydaniu są to obecnie puste słowa, które mają służyć zaklinaniu rzeczywistości. To się nie mogło udać.
Zamiast tego chciałbym usłyszeć więcej o tym, w jaki sposób Komorowski chciałby pomóc te wspólnoty, zgody i poczucie bezpieczeństwa budować. W jaki sposób chciałby zrobić więcej miejsca na tę społeczną aktywność, która w naszych samorządach od mniej więcej ośmiu lat skutecznie włącza się w życie swoich społeczności. Jak pomoże zmienić ustawę samorządową, by jej pierwsze słowa wedle których to mieszkańcy tworzą wspólnotę samorządową stały się mniej teoretyczne niż to ma miejsce dzisiaj?
Prezydencie Bronisławie Komorowski, mam nadzieję, że przez te dwa tygodnie przestanie Pan być tak beznadziejnie racjonalny i odważy się Pan na więcej radykalizmu. Takiego oczywiście, o którym pisał np. Justin McGuirk w swojej książce „Radykalne miasta”, a więc tego, który odpowiedzialnie zainteresuje się problemem, zaprosi ludzi do wspólnej, partnerskiej pracy i nie będzie lękał się sięgnięcia po nieszablonowe rozwiązania. Aby Polska nie była tylko fantomowa potrzebujemy równie mocno odgórnego, jak i oddolnego aktywizmu. Inaczej może się okazać, że w ostatnich dniach kampanii będzie Pan musiał wzywać pomocy niczym Jan Rokita w niemieckim samolocie. Byłoby jednak trochę wstyd po raz kolejny krzyczeć „Ratujcie, wyborcy nas biją!”.