Pułapka unijnej mowy niczyjej

Walcząc z kryzysem, zapominamy, że równie duże zagrożenie stanowi wyjałowiona retoryka europejskiej solidarności. Obowiązująca opowieść na temat historii powojennego zjednoczenia okazuje się pułapką, jaką język, za pomocą którego mówimy o Unii, zastawił na dalsze plany […]


Walcząc z kryzysem, zapominamy, że równie duże zagrożenie stanowi wyjałowiona retoryka europejskiej solidarności. Obowiązująca opowieść na temat historii powojennego zjednoczenia okazuje się pułapką, jaką język, za pomocą którego mówimy o Unii, zastawił na dalsze plany integracyjne.

Po co poświęcać czas na lekturę książek omawiających historię integracji europejskiej? Po co po raz kolejny czytać o Schumanie i Adenauerze, węglu i stali, francuskich ambicjach i brytyjskich wątpliwościach? Luuk van Middelaar nie zadaje nowych pytań, „Przejściu do Europy” brak ambicji programowych czy ideologicznych. O tyle też książka, na tle niekończących się dyskusji na temat przyszłości Unii Europejskiej, oferuje ciekawą alternatywę – powrót do korzeni, ponowne prześledzenie procesu, który poprowadził od EWWiS do Traktatu Lizbońskiego. W tej perspektywie łatwiej o uchwycenie źródeł sukcesu integracji i dostrzeżenie słabości dzisiejszego sposobu myślenia o Unii, owych – jak się okazuje – pułapek, które Europejczycy zastawili sami na siebie na przestrzeni ostatnich 60 lat.

Cichy przymus słów

Donald Tusk inaugurując polską prezydencję w czasie przemówienia w Parlamencie Europejskim nawoływał „abyśmy otworzyli na nowo rozdział inwestycji w Europę, abyśmy na nowo wszyscy uwierzyli w Europę.” W odniesieniu do zadań na najbliższe półrocze, wskazując na potrzebę walki z kryzysem ekonomicznym, przekonywał.: „jest to najprostsze pytanie, nie żadna skomplikowana filozofia – czy odpowiedzią na kryzys (…) ma być odchodzenie od Europy czy odpowiedzią ma być redukcja tego, co europejskie i wspólne, czy też odpowiedzią będzie, to, co sprawdziliśmy przez kilkadziesiąt lat i co dobrze działało (…) byłoby odpowiedzią fałszywą, najgorszą z możliwych, gdybyśmy uwierzyli tym, którzy mówią – «zredukujemy Europę i to będzie nasza odpowiedź na kryzys». Historia pokazuje, że wtedy, kiedy Europejczycy wierzyli, że odpowiedzią na zagrożenia jest wzrost nacjonalizmów, etatyzmów, protekcjonizmów – to niezmiennie kończyło się katastrofą.”

Przemówienie Tuska zostało bardzo dobrze przyjęte w Strasburgu, podkreślano entuzjazm i wiarę w zasadność projektu europejskiego. Nie zmienia to jednak faktu, że jego lektura po upływie czasu pozostawia uczucie niedosytu. W jaki sposób powinniśmy walczyć z kryzysem? Skąd wynika nasze szczególne zobowiązanie wobec innych państw? Dlaczego każda próba odwołania do interesów narodowych zostaje uznana za przejaw nie tylko zagrożenia dla zjednoczonej Europy, ale i nacjonalizmu?

Słowa polskiego premiera, dobrze wpisują się w optykę wspólnotową – dyskurs zakładający, że Unię Europejską tworzą przede wszystkim obywatele Europy i instytucje unijne. Problem podobnych wystąpień polega jednak na tym, że poza retoryczną sprawnością, nie oferują konkretu. Europejscy politycy przemawiając na forum Unii zbyt łatwo ulegają pokusie słów na wyrost i traktują europejczyków jak wirtualne audytorium, od którego nie oczekuje się odpowiedzi.

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa