Pułapka demokracji pozbawionej rynku
Po lekturze Wartości niczego nasuwa się ponury wniosek: można wierzyć albo w rynek, albo w demokrację. „Współpomyślenie” obu elementów przekracza horyzont krytyki współczesnego liberalizmu – ze szkodą zarówno dla rynku, jak i samej demokracji. Niewątpliwą […]
Niewątpliwą zasługą współczesnej myśli lewicowej jest wzbogacenie dyskusji na temat kondycji rynku (J. Rifkin), społeczeństwa obywatelskiego (B. Barber), charakterologicznych konsekwencji życia w kapitalizmie (R. Sennett) oraz uwrażliwienie na liczne przykłady nadużyć i braków światowego ładu finansowego (N. Klein). Problem polega jednak na słabości podobnych diagnoz w warstwie programowej. O ile wskazanie wad przychodzi z łatwością, o tyle propozycje poprawy sytuacji zamykają się w jednym słowie – demokracja.
Raj Patel, niestety, nie wnosi niczego nowego do ustanowionych już standardów. Wartość niczego ujawnia zasadniczą słabość oddzielnego sposobu myślenia o rynku i demokracji.
Rynek poza demokracją
Punktem wyjścia dla wywodu Patela jest śmiertelny cios, jaki Allan Greenspan miał zadać wierze w moc samoregulacji rynku. W październiku 2008 roku prezes amerykańskiej Rezerwy Federalnej przyznał: „Wolny rynek załamał się. To mnie zaszokowało (…) Tak, moja ideologia jest mylna. Przez 40 lat zdawało mi się, że daje ona nad wyraz wiele dowodów znakomitego działania. Tym bardziej jestem dziś załamany.”
Krytyka słów ikony wolnego handlu dalece przekracza niedoskonałe modele wycen i zarządzania ryzykiem. Kryzys z 2008 roku nie jest tu wyjątkiem, lecz regułą, nie wynika z niedostatku wiedzy ekonomicznej, a „nadmiaru – nadmiaru ducha kapitalizmu”.
Współczesny kapitalizm, zdaniem Patela, wymknął się spod demokratycznej kontroli. Zwulgaryzowane zasady rynkowe dehumanizują obywateli, przemieniając ich w konsumentów. Liberalizm nie stworzył stabilnej podstawy systemowej, a jedynie „cyrkowy wóz handlu”, dzięki któremu, znając cenę wszystkiego, nie potrafimy określić wartości niczego. Na ołtarzu bożka rynku składa się dobro wspólne, interes społeczny, przestrzeń publiczną i solidarność grupową. Co gorsza, w sytuacji, w której rynek nie tyle służy zaspakajaniu potrzeb, co ich generowaniu i podsycaniu, praktyka idei wolności zostaje rozmieniona na drobne hedonistycznego konsumpcjonizmu.
Kłopot podobnego sposobu rozumowania polega jednak na daleko idącym uproszczeniu. O ile faktem jest, że działania Greenspana przyczyniły się do światowego załamania finansowego, o tyle utożsamienie całości liberalnej myśli ekonomicznej z jego działaniami jest już nadużyciem. Krytyka wiary w rynek w miarę lektury Wartości niczego okazuje się de facto wyłącznie piętnowaniem jednej z jej postaci – szkoły chicagowskiej. Uogólnienie Patela musi wzbudzać sprzeciw, ostatecznie morał Ery zawirowań Greenspana („lepiej wydawać i zadłużać się, niż oszczędzać”) nie znalazłby szerokiego poparcia wśród klasycznych liberałów ekonomicznych.
Demokracja pozbawiona rynku
Rozwiązania dla problemu nadmiaru (greenspanowskiego) ducha kapitalizmu Patel upatruje w demokracji. Odnowa demokratycznej wiary zakłada partycypację społeczną, odrodzenie ducha wspólnoty, ustanowienie wzorców kontroli umożliwiających okiełznanie światowej gry finansowych pozorów oraz poskromienie molocha współczesnej kultury kaprysów i braku cierpliwości.
Plan intelektualny Wartości niczego zostaje usankcjonowany przez przywołanie krytyki cywilizacji przeprowadzonej przez J. J. Ruso. Współczesny człowiek rodzi się wolny, lecz wszędzie pozostaje w okowach konsumpcjonizmu i grabieży ekologicznej, które decydują o uwięzieniu w fałszywej świadomości rynkowej. Proponowane przezwyciężenie problemu współczesnego rynku zakłada ożywienie ideałów ateńskich – bezpośredniego zaangażowania i deliberacji. Tak zarysowany program ujawnia jednak dwie istotnie niedoskonałości. Po pierwsze, odsyła do idyllicznego, lecz anachronicznego modelu samorządności greckiej, o czym przekonywał jeszcze B. Constant w XVIII wieku. Po drugie, w praktyce nie wiadomo, co powinno uruchomić postulowaną aktywność i partycypację obywatelską. W imię czego ma nastąpić odrodzenie wspólnoty? O czym mają deliberować zaktywizowane masy społeczne? Jeśli odnowionego ducha demokracji wyznaczać ma jedynie sprzeciw wobec rynku, byłby to teatr kaprysów, emocji i obietnic bez pokrycia, znacznie gorszy od silnie obecnie krytykowanej demokracji medialnej.
Własność, czyli demokracja i rynek
Począwszy od schyłku XIX wieku to właśnie rynek organizował i ograniczał nasze demokratyczne działania. Działo się tak z pożytkiem zarówno dla demokracji, gwarantując jej stabilność oraz przewidywalność, jak i dla samej gospodarki. Określony układ interesów ukształtowany w toku działania wolnego rynku znajdował odzwierciedlenie na poziomie struktury społecznych oczekiwań i reprezentacji parlamentarnej. Patel stara się tymczasem odwrócić sekwencję historycznych wydarzeń – „aprioryczna wola” ma ukształtować demokrację, która wdroży w rynek odmienny układ interesów. Historycznie nigdy nie mieliśmy do czynienia z podobnym kazusem.
Warto przy tym zaznaczyć, że sam Patel, przytaczając przykłady pozytywnego przezwyciężenia rynku przez demokrację w państwach trzeciego świata czy Brazylii, de facto opisuje proces konsolidacji interesów stricte ekonomicznych i ich przełożenia na politykę, z którym w Europie mieliśmy do czynienia pod koniec XIX stulecia. Ostatecznie, jeśli dziś w Afryce następuje poprawa praw pracowniczych i podwyżki płac w wyniku zorganizowanych działań robotników, to nie ze względu na ich „aprioryczną wolę”, a właśnie określone interesy ekonomiczne.
Patelowi, który operuje silną dychotomią rynek-demokracja, umyka kwestia najistotniejsza – zachodnia demokracja odwróciła się obecnie przeciw rynkowi, nie wzmacnia poczucia odpowiedzialności, cnoty wytrwałości i etosu uczciwej pracy. Fałszywa jest zatem diagnoza zakładająca, że o problemach światowego systemu finansowego decyduje nadmiar ducha kapitalizmu. Pokusa dalszej demokratyzacji rynku tym bardziej może jedynie pogorszyć sytuację, rozbudzając niewyczerpane pokłady populizmu.
Demokracja budowana niezależnie od rynku to demokracja oderwana od wszystkiego, co czyni ją stabilną i przewidywalną – pozbawiona interesów przeistacza się w niebezpieczną żonglerkę emocji. Odwrotnie, niż zakłada to Patel, tym, czego dziś potrzeba, jest raczej urynkowienie demokracji rozumiane jako eksploracja ideałów składających się na ducha kapitalizmu w ujęciu klasycznej myśli ekonomicznej. Przywrócenie świetności zaniedbanym wzorcom możliwe będzie wyłącznie dzięki odzyskaniu interesu porządkującego jednocześnie tak rynek, jak i demokrację. Historycznie tę rolę odgrywała zawsze własność prywatna, dziś niebezpiecznie rozmywana przez zasady funkcjonowania korporacji i zwirtualizowany rynek akcji.
Własność, uruchamiając strukturę interesów ekonomicznych i politycznych, decyduje o możliwie najsilniejszym spoiwie rynku i systemu demokratycznego. Kolejne próby generowania regulacji rządowych czy kampanii rozbudzających świadomość obywatelską pozostają wyłącznie jej wyjątkowo kiepskim substytutem. Jeśli zatem chcemy, niczym Patel, odzyskać demokrację obywatelską, w pierwszej kolejności powinniśmy skoncentrować się nie na niej samej, a na tym, co umożliwiało jej efektywne funkcjonowanie i realne zaangażowanie obywatelskie – na własności prywatnej.