PRZYBYLSKI: Mobilizacja Węgrów

Demokracja nie może być wiecznie w defensywie. Dziś na Węgrzech powiew optymizmu przynosi wysoka frekwencja


Po niedzielnych wyborach Węgry pozostaną bastionem prawicy w Europie, choć rządzący Fidesz Viktora Orbána swoje najlepsze lata ma już za sobą. Wysoka wygrana tej partii jest jednak niespodzianką, bo ożywienie na dotychczas zabetonowanej scenie politycznej miała przynieść niespodziewanie wysoka frekwencja. Dokładne wyniki poznamy za tydzień, po zliczeniu wyników z zagranicy.

Wysoka frekwencja to jednak ważny sygnał, że Węgrzy nie popadli w apatię i głosują mimo że partia rządząca w sondażach ma przytłaczającą większość. Płyną z tego wnioski zarówno dla wszystkich partii, jak i uważnie przyglądającym się Węgrom partnerów w Unii i NATO.

Wysoka frekwencja, spóźniona współpraca opozycji

Niepełne, ale oficjalne dane przynoszą szereg zaskoczeń. Największym jest bardzo wysoka frekwencja. Do godz. 18:30 (pół godziny przed zamiknęciem lokali) wynosiła ona 68,13 proc., podczas gdy w 2014 r. na koniec dnia wynosiła 61,7 proc.

Niektóre prognozy mówiły nawet o najwyższej w historii frekwencji po 1989 r., która mogłaby wynieść nawet ponad 75 proc. Dla porównania, w Polsce najwyższa frekwencja wynosiła do tej pory tylko 68,23 proc. w II turze wyborów prezydenckich w 1994 r.

Zamknięcie głosowania i ogłoszenie wstępnych wyników przeciągnęło się ponad dwie godziny, pod niektórymi lokalami wyborczymi stały bowiem wieczorem długie kolejki. Według węgierskiego prawa każda osoba, która stanie w kolejce do godz. 19:00 ma prawo zagłosować.

Część analityków uważała, że wysoka frekwencja oznacza problemy Fideszu – w 2002 r. partia ta straciła władzę w takiej sytuacji. Tym razem okazało się jednak inaczej, partia Orbána odniosła wysokie zwycięstwo.

Według wstępnych wyników po przeliczeniu około 98 proc. głosów rządzacy Fidesz zdobył 49 proc. poparcia i około dwóch trzecich mandatów w zgromadzeniu narodowym (133 mandaty). Drugie miejsce zajął Jobbik z 13-14 proc. (26 mandatów), a trzecie – lewica z niecałymi 10 proc. (20 mandatów)

Opozycja próbowała – do pewnego stopnia – koordynować swoje działania. Wycofując w ostatniej chwili najsłabszych kandydatów w poszczególnych okręgach próbowała podnieść szanse przełamania dominacji kandydatów Fidesz w jednomandatowych okręgach (w ten sposób obsadzanych jest 106 ze 199 miejsc w zgromadzeniu narodowym). Działania te były jednak spóźnione i niewiele przyniosły.

Niespodziewanie wygrana bitwa

Opozycja testowowała współpracę wcześniej. Odnotowując niezadowolenie wobec rządzącej partii, opozycja przeprowadziła taką właśnie skoordynowaną akcję w wyborach uzupełniających miesiąc temu w miasteczku Hódmezővásárhely.

To jeden z bastionów prawicy i kandydat Fideszu zajmował tam w sondażach miejsce daleko przed którymkolwiek z rywali. Jednak w ostatnim momencie opozycja porozumiała się i wystawiła tylko jednego kandydata, który niespodziewanie zdecydowanie wygrał.

To podziałało na wyobraźnię zarówno opozycji, jak i partii rządzącej, która zaczęła zdradzać oznaki paniki. Dodajmy, że nowy burmistrz Hódmezővásárhely Péter Márki-Zay jest politykiem konserwatywnym, a nie przeszkodziło to m.in. lewicy wesprzeć go walce o stanowisko, ramię w ramię z partią Jobbik.

Zupełnie inny Jobbik

Ta zmiana w nastawieniu pozostałych partii do Jobbiku będzie dla wielu zapewne największym zaskoczeniem. Jobbik zasłynął organizacją przemarszów rekonstruujących węgierskie związki z nazizmem, partia uciekała się w przekazach do rasizmu, antysemityzmu czy retoryki antymuzułmańskiej.

Liderzy Jobbiku świadomie zdecydowali cztery lata temu, że ich partia ma przyszłość w centrum politycznego spektrum. Pozwoliło im to uniknąć sondażowego zmiażdżenia przez Fidesz, zawłaszczający już wtedy ich pole i retorykę.

Dziś Jobbik jest głównym konkurentem Fideszu. Partia szła do wyborów pod hasłem rozliczenia Orbána i jego otoczenie z coraz liczniejszych zarzutów korupcji i nepotyzmu. Wspierał ją były skarbnik Fideszu i mediowy potentat Lajos Simicska, który popadł w niełaskę i konflikt z Orbánem.

Dotychczasowy rząd jednak utrzyma się u władzy i to on, zgodnie z groźbami premiera powtarzanymi w kampanii zajmie się rozliczaniem swoich wrogów – w tym nieprzychylnych dziennikarzy i organizacji pozarządowych.

Antyliberalny eksperyment Orbána

Ten niebywały w demokracjach obyczaj to nie jedyna „innowacja” polityczna Orbána. W istocie cały jego system władzy to wielki antyliberalny eksperyment, którego pozostaje on jedynym architektem i beneficjentem. Nie licząc rzecz jasna Putina, który w Unii zyskał nieocenionego ucznia i poplecznika.

Innowacje polityczne wyrastały tu przez ostatnie osiem lat jak grzyby po deszczu. Zaczynając od końca, najważniejszą być może z dzisiejszego punktu widzenia jest ordynacja wyborcza. Niczym ostatnia reduta władzy, została tak spreparowana, by dawać największej skonsolidowanej partii nieproporcjonalne bonus – przy poparciu ledwie 45 proc. Fidesz może uzyskać dwie trzecie miejsc w parlamencie, dającą możliwość zmian w konstytucji.

Dodajmy do tego gerrymandering, a więc manipulację granicami obwodów wyborczych, które nie bacząc na tradycyjne związki z społeczności lokalnych sztucznie podwyższają szanse kandydatów Fidesz i obniżają szanse opozycji. Do tego do chodzi profesjonalny system doboru kadr, gwarantujący posłuszeństwo i ciągły dopływ świeżej krwi do partii, brak ciszy wyborczej i automaty wykonujące demotywujące telefony do potencjalnych zwolenników Jobbik – to tylko przykłady tego, jak daleko zaszły zmiany.

O nie mniej oburzającej akcji inwigilacji i zastraszania dziennikarzy oraz aktywistów NGO przy użyciu byłych agentów Mosadu, co opisali ostatnio dziennikarze można powiedzieć – nieco bardziej „tradycyjna”.

Przejęta prasa

Prasa zresztą jest w tym wszystkim kluczem. Wrogie przejęcia tytułów dotychczas lewicowych i liberalnych po to, by następnie zmienić ich linię na prawicową („Figyelo”), lub je zamknąć („Nepszabadsag”) pokazują jak groźna jest dla systemu wolność słowa.
Przy bezczynności prokuratury prasa bowiem jest w stanie coraz więcej udowodnić: przywłaszczanie dotacji ujawnione przez europejską agencję OLAF, korupcję i nepotyzm w najbliższym otoczeniu i rodzinie premiera, tajemnicze zapisy w kontraktach energetycznych z Rosją, przyjęcie uchodźców przez Węgry wbrew oficjalnej retoryce, biedę i wykluczenie mimo tryumfalnie ogłaszanych sukcesów polityki społecznej.

To tematy, które dobrze udokumentowane i przedstawione opinii publicznej, podważałyby cudotwórcze zdolności polityki obecnego rządu. Dlatego, że te tematy są dziewicze i ciągle nie zostały Węgrom uczciwie zrelacjonowane, rząd robi wszystko, by żadne liczące się medium ich nie podejmowało.

 

Artykuł ukazał się pierwotnie na stronie www.polityka.pl, został napisany przed podaniem wyników, a następnie uaktualniony

Wojciech Przybylski – prezes Fundacji Res Publica, redaktor naczelny „Visegrad Insight”

Fot. PXHere, CC0 Domena Publiczna

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa