Prywatne problemy ukraińskiego feminizmu
Kiedy pytają mnie, czy jestem feministką, odpowiadam bardzo ostrożnie. Odpowiedź waha się od twierdzącej do przeczącej – w zależności od mojej oceny tego, kto pyta. Przeważająca większość naszych współobywateli, słysząc o feminizmie, zaczyna patrzeć na […]
Przeważająca większość naszych współobywateli, słysząc o feminizmie, zaczyna patrzeć na rozmówcę przez pewien pryzmat (jak na kogoś nieprzystosowanego). Feminizm postrzega się u nas jako pewien wybór marginalnych, radykalnych stereotypów (ekstremizm, wojowniczość, a nawet automatyczne uznanie za lesbijkę). Szukając dla tego wyjaśnień, można ile dusza zapragnie odwoływać się do rozwoju umysłowego, mentalności, tradycyjnego myślenia, wartości patriarchalnych itd. Ich udział jest niezaprzeczalny. Jednak moim zdaniem, jedną z głównych przyczyn takiego stanu rzeczy jest sam dyskurs feministyczny na Ukrainie, o bardzo specyficznym charakterze.Nie będę tutaj pisać o „zawodowych feministkach” z komitetów parlamentarnych czy o „grantożercach”. Nie lobbują one bowiem praw kobiet, a otrzymują po prostu parlamentarne wynagrodzenia i granty.
Oprócz nich mamy oddolne organizacje i poszczególne aktywistki, przy czym i jednych i drugich jest katastroficznie mało. Oddolne organizacje to zazwyczaj stowarzyszenia lesbijek. Poszczególne aktywistki (czasem grupy aktywistek) to przedstawicielki lewicowej sfery aktywizmu, które (wskutek specyfiki ukraińskiej lewicy) zajmują się wszystkim i od razu. Niektóre z nich otwarcie i kategorycznie określają siebie jako feministki i z rzadka, ale jednak, zdarza im się prowadzić akcje o właściwym charakterze.
Rodzi się pytanie, dlaczego feministek jest tak mało i dlaczego ich liczba nie zwiększa się?
W tym miejscu chciałabym wprowadzić takie umowne pojęcie jak „feminizm symboliczny”. Właśnie ono całkowicie odzwierciedla moje postrzeganie współczesnego oddolnego feminizmu na Ukrainie. Na czym polega istota tego pojęcia? Feminizm symboliczny to taki przypadek feminizmu, kiedy jego przedstawicielki SAME SOBIE przyczepiają cały ciężar społecznych etykiet i obecnych na Ukrainie stereotypów. Takie aktywistki przejmują się przede wszystkim (ale nie wyłącznie) kwestią aborcji, stylem ubierania się, tożsamością, orientacją i wolnością seksualną, stylem życia, poprawnością polityczną itd.
Wszystkie te kwestie wchodzą w sferę radykalnego lub pół-radykalnego dyskursu feminizmu europejskiego i amerykańskiego. Ale nie można zapominać, że w państwach zachodnich problematyka gender rzeczywiście rozwijała się inaczej i obarczona jest obecnie zupełnie innym ciężarem niż u nas. W państwach zachodnich, w których komitety parlamentarne (czy ich odpowiedniki) w większym lub mniejszym stopniu rzeczywiście zajmują się problemami równości płci w realnych i pierwszorzędnych sferach życia społecznego, oddolne aktywistki mogą pozwolić sobie na przejmowanie się jedynie sferą symboliki. U nas jednak, oficjalna władza lubi podpisywać (a czasem i ratyfikować) WSZYSTKIE międzynarodowe umowy i konwencje deklarujące i zapewniające równość płci, od czasu do czasu pisać niezwykle ciekawe i zachwycające sprawozdania dla różnych komisji europejskich (na temat realizacji tych umów i konwencji), a w rzeczywistości NICZEGO nie robić.
O jakich realnych i pierwszorzędnych sferach życia społecznego mówię? Oczywiście o gospodarce, polityce i edukacji. Przeważająca większość obywateli w Ukrainie jest przekonana, że jeśli kobieta ma bierne i czynne prawo głosu, jeżeli ma prawo pracować prawie na każdym stanowisku i w każdej gałęzi gospodarki, jeżeli ma równe prawo do edukacji – to z równością płci w tych sferach wszystko gra. Jednak jeszcze w latach 70. i 80. poprzedniego wieku zachodnie feministki (zarówno oddolne aktywistki jak i działaczki polityczne) zrozumiały i zdefiniowały różnicę pomiędzy „prawem” a rzeczywistą możliwością.
Jak wygląda sprawa z prawem i rzeczywistymi możliwościami na Ukrainie? W sferze deklaracji mamy społeczeństwo ABSOLUTNIE równe pod względem płci. Jednak jak i w wielu innych dziedzinach życia społecznego, rzeczywistość jest niestety daleka od deklaracji. W rzeczywistości odsetek kobiet w Radzie Najwyższej Ukrainy to zaledwie 7%. 80% urzędników państwowych w Ukrainie to kobiety, jednak 92% wyższych kierowniczych stanowisk (stanowisk pierwszej kategorii) zajmują mężczyźni. Według danych z 2004 roku, w ŻADNEJ ze sfer zatrudnienia poziom wynagrodzeń kobiet nie dorównuje poziomowi wynagrodzeń mężczyzn (wynagrodzenie kobiet stanowi średnio 67% wynagrodzenia mężczyzn) – przeważnie z powodu wspomnianej segregacji pionowej (dobrze płatne stanowiska kierownicze zajmują mężczyźni). Przy tym wszystkim, poziom wykształcenia kobiet w ukraińskim społeczeństwie jest o kilka procent wyższy niż poziom wykształcenia mężczyzn. To tylko kilka faktów, aby zdać sobie sprawę, jaki jest ogólny obraz sytuacji.
Nie można oczywiście rozwiązać wszystkich problemów bez należytej polityki państwa, a nawet więcej – bez zmiany świadomości społecznej. Ale ukraińskie feministki nie zajmują się lobbowaniem polityki państwa czy poprawą świadomości społecznej. Chcą tego, czy nie, ale przede wszystkim zajmują się potwierdzeniem tych etykiet, które społeczeństwo z entuzjazmem przyczepia pojęciu „feminizmu” (i tym samym zniechęcają szersze masy do tego pojęcia). I póki ten status quo będzie się utrzymywał (społeczeństwo będzie przyczepiać etykiety, a feministki nie będę go rozczarowywać) – dyskurs feministyczny w Ukrainie nie wyjdzie ze sfery marginalnej.
Oczywiście – możemy przejmować się kwestiami ubioru, wolności seksualnej, politycznej poprawności i stylu życia. W ZASADZIE są one ważne, ale nie na tym etapie rozwoju świadomości społecznej. W takim wypadku, nasze społeczeństwo jeszcze długo będzie dreptać w miejscu w kwestii równości płci. Bo przecież podpisanie międzynarodowych umów i konwencji będzie miało jakąś siłę sprawczą, tylko jeżeli ukraińskim kobietom będzie rzeczywiście POTRZEBNA równość płci w danych sferach życia. A taką potrzebę trzeba wychować, jak by to dziwnie nie brzmiało, bo problem staje się problemem dopiero wtedy, gdy go sobie uświadamiamy. To właśnie aktualizacją potrzeby rzeczywistej równości płci i wyniesieniem tego problemu na poziom świadomości powinny zajmować się wszystkimi dostępnymi metodami feministki, a nie przejmować się swoimi (dosyć odległymi od przeciętnego ukraińskiego poziomu) sprawami.
Gdyby większość kobiet w Ukrainie wiedziała, czym NAPRAWDĘ jest feminizm, to uważałaby się za feministki, bo to pojęcie zawiera tylko jedną ogólną definicję – równe prawa i rzeczywiste możliwości dla kobiet. I jeżeli właśnie tak będzie prowadzony dyskurs feministyczny w Ukrainie, to trzeba będzie się przejmować ZUPEŁNIE nie symbolicznymi, a rzeczywistymi problemami.
Kiedy pytają mnie czy jestem feministką, bardzo ostrożnie odpowiadam na to pytanie. Aby odpowiedzieć na nie prawidłowo, trzeba wiedzieć, co rozumie pod słowem „feminizm” rozmówca. Jestem niezaprzeczalną feministką według definicji, i kiedy trzeba mogę bronić nawet symbolicznej sfery równości płci. Ale są to moje prywatne aktualne problemy, a nie problemy zdecydowanej większości ukraińskich kobiet.
Przełożyła Natalia Kertyczak
Artykuł ukazuje się w ramach programu Partnerstwo Wolnego Słowa.Projekt jest finansowany w ramach programu Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności „Przemiany w Regionie” – RITA, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji.