Poradnik emeryta dla osób przed czterdziestką, czyli o co chodzi z systemem emerytalnym
Wrzawa związana z systemem emerytalnym nie cichnie. OFE mają być winne wszystkiemu, począwszy od niskich emerytur, przez dług publiczny, na niemożności wejścia do strefy Euro skończywszy. Na liście brakuje tylko kokluszu i czkawki. Koszty działania […]
Wrzawa związana z systemem emerytalnym nie cichnie. OFE mają być winne wszystkiemu, począwszy od niskich emerytur, przez dług publiczny, na niemożności wejścia do strefy Euro skończywszy. Na liście brakuje tylko kokluszu i czkawki. Koszty działania OFE, które są zbyt wysokie i moralnie pogrążają zarządzających nimi są istotne, ale nie stanowią nawet ułamka procenta naszych problemów. Problemem tym jest natomiast fakt, że ludzie będący teraz w kwiecie wieku i w szczycie swej produktywności, jeśli nic się nie zmieni, żadnych emerytur nie dostaną. Obraz staruszek, których nie stać za leki, zastąpi obraz staruszków umierających z głodu. Co trzeba wiedzieć, by tak nie skończyć? Oto kilka krótkich wskazówek.
1. Skąd się biorą emerytury?
Po pierwsze – można zachęcać do posiadania większej ilości dzieci. Służyć może do tego prorodzinna polityka, zachęcające reklamy telewizyjne etc. Niestety mleko już się rozlało – nawet boom urodzeniowy dzisiaj nie rozwiąże naszego problemu, bo pokolenia, które muszą się zmierzyć z najbardziej drastycznym kryzysem, już się nie powiększą, gdyż żyją już co najmniej od kilkunastu lat. Dużo dzieci rodzących się dziś to dodatkowe obciążenie – ich nieliczni rodzice będą musieli utrzymać nie tylko dużo staruszków, ale także dzieci. Ponadto zmniejszona populacja Polski to kłopot tylko przejściowy i to głównie na polu emerytalnym właśnie. Za to w dłuższej perspektywie przynieść może znaczące korzyści w postaci zmniejszonego obciążenia środowiska naturalnego, zapotrzebowania na energię, a co za tym idzie – zależności od dostaw z zewnątrz etc. Nakłanianie do wielodzietności nie wydaje się zatem ani skuteczne jako rozwiązanie problemu, ani korzystne z punktu widzenia kraju.
Innym rozwiązaniem może być „zaimportowanie” siły roboczej za pomocą imigracji. Problem polega jedynie na tym, że nie bardzo jest skąd tych imigrantów brać. Nasi wschodni sąsiedzi cierpią na zapaść demograficzną gorszą niż my sami, nie lepiej sprawy mają się w Chinach. Jedynym krajem z nadwyżką ludności są Indie, ale siła przyciągania krajów Europy Zachodniej i USA jest znacznie większa niż Polski. Nietrudno domyślić się, gdzie osiedli się młody Hindus, mający do wyboru Niemcy i Polskę. Imigranci raczej nas nie uratują.
Jedynym pozostałym rozwiązaniem jest zapewnienie, żeby każdy z nas pracował tak długo, jak to możliwe. Oznacza to przywrócenie emeryturze jej pierwotnego znaczenia – zabezpieczenia na czas starości i niedołężności, w przeciwieństwie do dzisiejszego jej postrzegania jako niekończącego się urlopu. Wydłużenie wieku emerytalnego do 70, a może nawet 73 lat oraz likwidacja wszelkich przywilejów emerytalnych jest koniecznością. Bez tej zmiany jakiekolwiek dalsze dyskusje o zmianach w systemie emerytalnym są zupełnie bezcelowe, bo żadnych emerytur – ani z OFE, ani z ZUS, ani nawet z własnych oszczędności – nie będzie.
2. W jaki sposób emerytura do mnie trafi?
Wypłata emerytury polega zasadniczo na tym, by chleb, leki i ciepło trafiły od tego, kto je wytwarza, do emeryta. Stać się to może zasadniczo na dwa sposoby: albo producentowi towary te zostaną zabrane i wręczone emerytowi, albo też emeryt kupi je, dając w zamian coś innego. Pierwsze rozwiązanie to w zasadzie ZUS. Zabiera on producentom (czyli każdemu pracującemu) część tego, co wyprodukowali (w postaci składki emerytalnej) i daje emerytom. Działać może ono na tyle, na ile producenci będą skłonni oddawać to, co wyprodukowali, za mgliste obietnice własnej emerytury w przyszłości. Dziś, kiedy znajdujemy się w dość komfortowej sytuacji i składka emerytalna to prawie 20% pensji, szara strefa w Polsce sięga według szacunków około 25% PKB. Za 20 lat składka emerytalna będzie musiała sięgać około 50–60% i nietrudno sobie wyobrazić efekt jaki będzie to miało na rozrost szarej strefy. To z kolei będzie kładło coraz większe obciążenia na kurczącej się grupie pracujących legalnie – aż do załamania sytemu. Trudno się zresztą temu dziwić, bo nikt nie będzie bezczynnie patrzył, jak zabierają mu połowę tego, co wytworzył, nawet jeśli obiecywane będą emerytalne złote góry.
Z drugiej strony – przyszli emeryci mogą na rożne sposoby gromadzić majątek w czasie pracy, czyli oszczędzać. Potem na emeryturze mogą go sprzedawać i wymieniać na potrzebne dobra. Majątkiem tym mogą być udziały w firmach, obligacje firm, kruszce, klejnoty, dzieła sztuki, kolekcje, nieruchomości etc. Czy zatem OFE są właśnie takim podejściem? W pewnym sensie tak, ale tylko częściowo. Tylko 40% środków OFE może być inwestowana w akcje, reszta zaś obowiązkowo w obligacje skarbowe. Niestety to przeważające 60% nie różni się prawie niczym od ZUS – to też tylko gwarancja spłaty długu przez państwo, którą dotrzymać będzie można tylko jeśli kiedyś w przyszłości uda się komuś te pieniądze zabrać w formie podatków. Jeśli jednak przyjdą kłopoty – a w obecnym scenariuszu wydają się one nieuchronne – to wraz z ZUS-em wyparuje również 60% OFE (choć pewnie ze względu na to, że dotknie to nie tylko emerytów, ale także rynki finansowe, nastąpi to nieco później – co jest obligacji w OFE pewną zaletą). Pozostałe 40% OFE pozostanie jednak w naszych rękach i może nam zapewnić pewien minimalny poziom emerytury. Proponowane zmiany dotyczące obniżki składki wpływającej do OFE spowodują, że zostanie nam znacznie mniej. Cóż z tego, że obowiązek inwestowania w obligacje zostanie złagodzony – po zmianie dużo większa cześć naszej emerytury zależeć będzie od niepewnych finansów publicznych.