Polsko, powstrzymaj Janukowycza
Kiedy Polska przejęła stanowisko prezydencji w Radzie Unii Europejskiej, wiadomo było, jakiego prezentu życzy sobie na święta: „Ukrainę wpisaliśmy do naszej księgi życzeń”, powiedział mi w czerwcu polski dyplomata w Brukseli. „Jeśli oni ze swojej […]
Kiedy Polska przejęła stanowisko prezydencji w Radzie Unii Europejskiej, wiadomo było, jakiego prezentu życzy sobie na święta: „Ukrainę wpisaliśmy do naszej księgi życzeń”, powiedział mi w czerwcu polski dyplomata w Brukseli. „Jeśli oni ze swojej strony podejmą adekwatne kroki, będziemy oczekiwać umowy stowarzyszeniowej”.
Ukraina coraz dalej od Europy?
„Gazeta Wyborcza” na pierwszych stronach w sposób jednoznaczny oceniła wówczas priorytety polskiej prezydencji: „Jeśli uda nam się odnowić Partnerstwo Wschodnie i popchnąć naprzód rozmowy stowarzyszeniowe z Ukrainą, będzie to największy sukces naszej prezydencji”.
Jeszcze pięć miesięcy temu sądzono, że obecna polityka wschodnia Unii Europejskiej to wynik zwykłego zaniedbania. Uważano, że dzięki przejęciu sterów przez Polskę – główną siłę stojąca za powstaniem Partnerstwa Wschodniego, a także wieloletniego propagatora idei europejskiego powołania Ukrainy, Ukraina i inne kraje wschodnie wykorzystają sposobność i zacieśnią więzy z Europą.
Cóż, czas rozdawania prezentów się zbliża, ale wydaje się, że Ukraina nie jest chętna do porozumienia z Unią Europejską. Dalecy od „powzięcia odpowiednich kroków”, jej przywódcy zrobili wszystko, co w ich mocy, aby temu procesowi zaszkodzić. Postępując w ten sposób, być może próbują oddalić perspektywę członkostwa w UE, co jest zresztą oficjalnym celem rządu Janukowycza.
Okazuje się, że te czynniki, które dla wielu były powodem do uznawania Polski za udanego mediatora pomiędzy UE a Ukrainą (inicjatywa Partnerstwa, a także długa historia zaangażowania Polski w sprawy ukraińskie) stały się obecnie raczej obciążeniem niż zaletą. Ukrainie udało się przy stole negocjacyjnym obrócić polskie ambicje związane z prezydencją przeciwko niej samej.
17 grudnia, w czasie planowanego szczytu w Kijowie, europejscy przywódcy zdecydują, czy zainicjują umowę stowarzyszeniową i porozumienia o wolnym handlu z Ukrainą. Polska, jako lider polityki wschodniej UE, nie powinna się bronić przed pozostawieniem Ukrainy w te święta na mrozie.
Ukraiński prezydent Wiktor Janukowycz używa oskarżenia wobec Julii Tymoszenko jako narzędzia negocjacyjnego, które ma za zadanie wymóc na Europie złagodzenie warunków umowy. Jego rząd kieruje się błędnym przekonaniem, że Ukraina jest geopolitycznie zbyt istotna dla Europy, żeby nie zaoferować jej perspektywy członkostwa.
Oczywiście, wielu Ukraińców chciałoby obarczyć odpowiedzialnością za tę sytuację samą Julię Tymoszenko oraz jej partnera z czasów Pomarańczowej Rewolucji, Wiktora Juszczenkę. Ich wieczne sprzeczki i niekompetencja kosztowały naród jego największą szansę na reformę. Tymoszenko, księżniczka biznesu energetycznego zamieniona w panią premier, nie ma bynajmniej czystej karty. Jednak wysunięte wobec niej oskarżenie dotyczące transakcji gazowej z Rosją po cenie „godzącej w interesy” Ukrainy, nie jest karą za prawdziwe grzechy. Sam proces zalatuje manipulacjami.
Kilka z nich zostało zresztą przedstawionych przez Duński Komitet Helsiński: w większości krajów oskarżenia o „nadużywanie uprawnień” są przedmiotem procesów cywilnych, a nie karnych. Oskarżenia wobec Tymoszenko nie biorą pod uwagę reguły przedawnienia, a także, co prawdopodobnie najbardziej istotne, są one skrajnie selektywne i bez wątpienia służą celom politycznym. Określenie tych celów jest wciąż przedmiotem spekulacji.