Podskórna Praga
O ludziach takich, jak mieszkańcy ulicy Brzeskiej, mówi się mało, a jeśli już, to używając wygodnych kategorii, jak „margines społeczny” czy „wykluczeni”. Dla Macieja Pisuka przez dziesięć lat byli po prostu sąsiadami i przyjaciółmi. Zapisem […]
O ludziach takich, jak mieszkańcy ulicy Brzeskiej, mówi się mało, a jeśli już, to używając wygodnych kategorii, jak „margines społeczny” czy „wykluczeni”. Dla Macieja Pisuka przez dziesięć lat byli po prostu sąsiadami i przyjaciółmi. Zapisem tego bliskiego spotkania są jego fotografie, pokazane w CSW na wystawie Pod Skórą.
Fotograf z przypadku
O tych fotografiach nie da się opowiedzieć, nie mówiąc najpierw o wyjątkowej postaci autora. Maciej Pisuk trafił na Pragę przypadkiem, przypadkiem też wziął do ręki aparat – wcześniej nigdy nie fotografował. Jako obiecujący scenarzysta prawie dziesięć lat temu przyjechał do Warszawy, ale duży projekt, który miał zrealizować, wówczas nie wypalił.
Bez pracy, bez perspektyw, z poczuciem życiowej klęski wylądował na prawym brzegu Wisły, w mieszkaniu swojej obecnej żony. Wspomina, że gdy pierwszy raz wyjrzał przez okno, od razu pomyślał o robieniu zdjęć. Łatwo ulec magii rozpadającej się rzeczywistości obdrapanych kamienic, rojąc wyobrażenia o „prawdziwym życiu”, które gdzieś tam się toczy. To uczucie zna pewnie każdy, kto w swoim czasie znalazł się z aparatem na warszawskiej Pradze.
Od kilku lat na prawym brzegu można spotkać przyczajonych z aparatem ludzi, którzy starają się, możliwie niezauważeni, ukraść fragment bliskiej, ale zarazem dalekiej rzeczywistości. Tym sposobem zamieniają Pragę i jej mieszkańców w kolekcję dobrze znanych klisz. Przypomina to czasami popularne w początkach XX wieku fotografie „typów ludzkich”, a obdrapane kamienice stały się niemalże widokiem z warszawskiej pocztówki.
Nawet jeśli te same uczucia towarzyszyły Pisukowi, gdy rozpoczynał swoje pierwsze spacery z aparatem i poznawał sąsiadów, to dziś po obejrzeniu fotografii z cyklu Pod skórą każdy szanujący się „fotoamator”, któremu zdarzyło się „pstrykać” coś na Pradze, powinien natychmiast spalić swoje negatywy.
Ci, których nie widzimy
Tytuł wystawy doskonale oddaje to, co udało się Pisukowi uchwycić w fotografiach. Wpuszcza nas do intymnego świata swoich przyjaciół, podchodzimy razem z nim tak blisko, że aż nam wstyd (choć autorowi daleko do tak pojmowanej intymności, jaką znamy choćby ze zdjęć Nan Goldin). Oglądając te hipnotyzujące, wzruszające niekiedy portrety nie wiemy już, czy nasze wyobrażenia o „ludziach z Pragi” pasują, czy nie pasują do żywych osób, z którymi się konfrontujemy.
O ludziach ubogich – bo tacy z pewnością są bohaterowie zdjęć – mówi się mało i używa się do tego najczęściej różnych wygodnych kategorii, jak „margines społeczny” czy „wykluczeni”. Na co dzień nie mamy szans wyjść poza myślenie takimi schematami, a jeśli pojawiają się jakieś konkretni ludzie z krwi i kości, to raczej przy okazji tanich, sensacyjnych historii z prasy, które tylko pogłębiają tę czarno-białą wizję świata.
Fotografie Pisuka to swego rodzaju wyłom w wygodnym obrazie społeczeństwa, jaki na własne potrzeby i dla świętego spokoju konstruujemy („my”, czyli ci „niewykluczeni”). Okazuje się, że w sytuacji spotkania z człowiekiem te wyobrażenia są zupełnie bezużyteczne albo wręcz szkodliwe: stanowią „skórę”, pod którą należy wejść, żeby spotkanie mogło się rzeczywiście odbyć. Trudno tego nie odczuć w konfrontacji z tymi intymnymi zdjęciami.
2 komentarze “Podskórna Praga”