Otworzyć teraźniejszość

W czasach nasilającego się kryzysu gospodarczego, klimatycznego i politycznego (legitymizacji władzy) trudno nam zachować wiarę w przyszłość; progresywistyczne poglądy wydawać się mogą bezzasadnymi ideologiami. Jednak okopywanie się w teraźniejszości i koncentracja na obecnej chwili nie […]


W czasach nasilającego się kryzysu gospodarczego, klimatycznego i politycznego (legitymizacji władzy) trudno nam zachować wiarę w przyszłość; progresywistyczne poglądy wydawać się mogą bezzasadnymi ideologiami. Jednak okopywanie się w teraźniejszości i koncentracja na obecnej chwili nie tylko nie likwiduje przyszłych zagrożeń, lecz wypacza samą teraźniejszość, wyłączając ją z procesu historycznego.

Na stronie Instytutu Obywatelskiego ukazał się ostatnio tekst Radosława A. Szymańskiego Postęp utracony? będący polemiką z moim wstępniakiem Przywróćmy wiarę w postęp! do 207 numeru Res Publiki Nowej  Gra w modernizację. Z redakcji „RPN” po ponad półtora roku pracy odszedłem, ale że polemika dotyczy mojego tekstu – a przy tym tekstu programowego w tym numerze, który miałem przyjemność prowadzić – nie sposób mi nie odnieść się w kilku słowach do wypowiedzi Szymańskiego.

Artykuły na stronie IO publikowane są w dwóch kolumnach – raczej rzadkość w internecie – co tym razem jest, dość przypadkiem, bardzo poręczne. Pierwsza kolumna tekstu Szymańskiego jest bowiem całkiem zwięzłą i rzetelną rekapitulacją moich argumentów, za co mogę być tylko wdzięczny. Schody zaczynają się w drugiej kolumnie, w której autor wprowadza osobliwe rozróżnienie na postęp jako fakt historyczny i jako ideologię, tak jakby ideologie nie były faktami historycznymi, a operowanie pojęciem faktu historycznego – wyborem światopoglądowym.

Innymi słowy krytycznemu czytelnikowi już w tym momencie lektury powinna zapalić się kontrolka ostrzegająca, że mamy do czynienia z rozumem scholastycznym, jakby to powiedział Pierre Bourdieu. Szymański wprowadza ostrą dychotomię, rozróżniając ze wszech miar cenne osiągnięcia procesu cywilizacji i ideologię obiecującą zbawienie na ziemi. Choć więc w ślad za mną powołuje się na Eliasa, w praktyce okazuje się, że nie rozumie, że proces cywilizacji nie wynika z ideologii, ale też nie jest czymś obcym ideologii – postępuje jako efekt splotu współzależności rozgrywanych na wielu poziomach społecznych i pomiędzy tymi poziomami, a ideologie bywają zarówno jego świadectwami, jak i czynnikami.

 

(CC BY-NC-ND 2.0) by Craig A Rodway/ Flickr.com

 

Brnijmy jednak dalej i nie odmawiajmy sobie cytatów, bo styl i tok rozumowania Szymański ma niezwykły. Nie znajdując w moim tekście punktu zaczepienia swojej krytyki, Szymański stwierdza, że „dla wielu umysłowości, które bezrefleksyjnie podążają śladami oświecenia” postęp staje się ideologią, „zasadą organizującą życie”, a wreszcie „zwulgaryzowaniem idei chrześcijańskiej eschatologii”. Mniejsza o to, że przekonanie, że jakakolwiek idea może tak po prostu pełnić funkcję zasady organizującej życie ludzi, jest wręcz krotochwilne w swoim redukcjonizmie i anachronizmie. Znać, że autor nie zamierza bawić się w niuanse znaczeniowe (w praktyce zrównując ideologię i eschatologię) ani historyczne (żonglując abstrakcjami postępu, chrześcijaństwa i oświecenia).

Tymczasem choć ideologie zwykle mają w sobie wymiar eschatologiczny, to jako fenomeny nowoczesności nie dają się do eschatologii sprowadzać, a idea postępu – rozumiana tak, jak starałem się ją przedstawić, a też tak, jak w tym samym numerze rozpatrywał ją amerykański socjolog Robert Nisbet – jest nie wulgaryzacją chrześcijańskiej eschatologii, lecz rozwinięciem obecnego od początku w chrześcijaństwie myślenia historycznego zamiast mitycznego. W tym miejscu jesteśmy już bardzo daleko od mojego tekstu.

I oddalamy się coraz bardziej, w miarę jak Szymański demaskuje ideologię postępu – uprzednio samemu ją skonstruowawszy – jako „poddanie się pokusie posiadania odgórnego celu”, dzięki czemu możemy zapomnieć, że w rzeczywistości człowiek jest zdany sam na siebie. Temu, kto jeszcze nie zdaje sobie sprawy, do jakich strasznych konsekwencji prowadzi wiara w postęp, Szymański nie pozostawia złudzeń: skutkuje ona „wyrzuceniem <celu życia> poza nawias życia. Wieczną alienacją człowieka od siebie w ramach ziemskiej, totalitaryzującej eschatologii”. A przedostatni akapit tekstu komentatora Instytutu Obywatelskiego pozwolę sobie, ze względu na jego kuriozalność, zacytować w całości:

Paradoksalnie, najdoskonalszym wyrazem mentalności postępowej w dzisiejszym świecie jest nie socjalizm, a bezwzględny kapitalizm. Tak jak pisał Witkacy, fordyzm i komunizm to dwie strony tej samej monety. Współczesny konsumpcjonizm najlepiej ukazuje niebezpieczeństwa i paradoksy bezrefleksyjnego zapomnienia się w parciu do wiecznego wzrostu. Dlatego, wracając do tekstu Stańczyka, z postępem trzeba obchodzić się ostrożnie; nawet w warstwie retorycznej.

Doprawdy niesztampowe jest to rozumowanie, które ustanawia ciąg równoznaczności między „mentalnością postępową”, „bezwzględnym kapitalizmem”, „fordyzmem”, „komunizmem” i „konsumpcjonizmem”. Chciałoby się polecić autorowi lekturę chociażby Turbokapitalizmu Edwarda Luttwaka, który analizując ten współczesny „bezwzględny kapitalizm”, przeciwstawia mu fordyzm jako model zrównoważonej ekonomicznie gospodarki służącej dobrobytowi społecznemu. Ale najbardziej brawurowe jest uznanie w konsumpcjonizmie (jakkolwiek rozumieć to pojęcie, do którego sensu i przydatności, jak i samego sztywnego rozróżnienia na produkcję i konsumpcję w odniesieniu do współczesności, nie jestem przekonany) efektu oddziaływania idei postępu. W rzeczywistości jest przecież dokładnie odwrotnie: nastawienie na bieżącą konsumpcję jest powiązane z myśleniem w kategoriach teraźniejszości, zamknięciem się w tu i teraz, odrzuceniem zarówno przyszłości jak i przeszłości, a skoncentrowaniem się na przeżywaniu i wykorzystywaniu bieżącej chwili.

To nie wiara w postęp, lecz brak tej wiary przyczyniać się może do (słusznie) krytykowanego przez Szymańskiego wyrzucenia celu życia poza nawias rzeczywistości. Dzieje się tak, ponieważ brak wiary w postęp oznacza zamknięcie się w teraźniejszości, co, mówiąc już bardzo prostym językiem, zakłamuje stan rzeczywisty. Zamykając się w teraźniejszości można tylko konsumować, doświadczać, przeżywać, czyli być biernym przedmiotem procesu historycznego. Aby swoją egzystencję rozpoznać jako nie to, co dane, lecz to, co za-dane, trzeba mieć świadomość historyczności, rozumieć dynamikę przemian społecznych i postrzegać teraźniejszość jedynie jako moment w tym przepływie, a nie jako bezpieczne schronienie przed złowieszczymi ideologiami i eschatologiami. Tylko widząc własne życie jako za-dane, można wziąć za nie odpowiedzialność i podjąć próbę świadomego kierowania nim. Na podejmowaniu tych prób, nie zawsze szczęśliwym, polega postęp.

W tekście Przywróćmy wiarę w postęp! pisałem, że naiwnością byłoby wracać do progresywistycznych i modernizacyjnych utopii z pierwszej połowy XX wieku. Niemniej jeszcze większą naiwnością jest potępianie ich jako przyczyny „wiecznej alienacji człowieka od siebie w ramach ziemskiej, totalitaryzującej eschatologii”, stworzonej przez „umysłowości, które bezrefleksyjnie podążają śladem oświecenia”. Jest to nie tylko naiwnością, lecz także nieprawdą. W swoim tekście przywoływałem słowa teoretyka przedwojennej Awangardy Krakowskiej Tadeusza Peipera, który głosił: „Jak człowiek prawdziwie wierzący wszędzie dokoła siebie widzi i wielbi przejawy Boga, tak my we wszystkich tworach ludzkich widzimy i wielbimy człowieka”. W tej bardzo ważnej myśli Peiper zawarł sens swojego rozumienia postępu: jest nim wiara w człowieka, a nie w żadne „odgórne”, pozaludzkie cele.

Przywrócenie takiej wiary w postęp, wiary w człowieka i jego zdolność brania odpowiedzialności za własne czyny, postulowałem w swoim tekście.

Odżegnując się od postępu, sprowadzając go do oderwanej od rzeczywistości eschatologii, afirmując zatrzaśnięcie się w iluzorycznej enklawie teraźniejszości, Szymański daje dowód tego, że do lektury mojego artykułu podszedł z własnymi prze(d)sądami i założeniami, a próba wtłoczenia ich w moją argumentację przybrała wyraz wręcz komiczny. Ale w jednym punkcie ma rację: z postępem trzeba obchodzić się ostrożnie. Nie można pozwolić sobie na infantylną wiarę, że postęp dzieje się sam i możemy spać spokojnie, bo jutro może być tylko lepiej, tak samo jak nie można pozwolić sobie na życie w lęku przed jutrem i z poczuciem bezradności wobec procesów społecznych. Postęp odbywa się w sposób wielowymiarowy, meandryczny, powolny, często trudny i bolesny. Jego ciemne strony są znane. Sęk w tym, że zamykanie się przez nim w iluzji trwania jednej chwili, na dłuższą metę prowadzić może do skutków jeszcze gorszych.

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa