Opowieść wigilijna (W imię Jakuba S.)

Jakub Szela w najnowszym spektaklu Strzępki i Demirskiego wyłania się z ciemności i mgły. Wśród sztucznego śniegu śpiewa Ederlezi w ostrej aranżacji, zmieniając jednak polskie słowa – w tej wersji „zima na ramiona moje spadła”, […]


Jakub Szela w najnowszym spektaklu Strzępki i Demirskiego wyłania się z ciemności i mgły. Wśród sztucznego śniegu śpiewa Ederlezi w ostrej aranżacji, zmieniając jednak polskie słowa – w tej wersji „zima na ramiona moje spadła”, ale „choinka się czerwieni”. Opowieść o duchach nie ma w sobie nic z moralizatorstwa bożonarodzeniowej historii o nawróconym grzeszniku, jest w niej nieprzewidywalność seansu spirytystycznego.

Strzępkę i Demirskiego nie interesuje rekonstrukcja historyczna, zastanawiają się nad znaczeniem historycznego wydarzenia we współczesnej, oficjalnej wersji historii. Dzięki rabacji powraca temat chłopskiego pochodzenia społeczeństwa. Nawiązując do nazwy sezonu teatralnego w wałbrzyskim Teatrze Dramatycznym, można powiedzieć: „znamy, znamy” do kwadratu, ale tym razem temat ten pojawia się on w niewygodny sposób, w aurze horroru.

fot. Bartłomiej Sowa

Strzępka i Demirski nie chcą jednak stawiać się w pozycji ofiar – rok 1846 jest niewygodną dla XIX wieku datą rozdzielającą dwa powstania. Rabacji towarzyszyły nie wzniosłe ideały narodowe, lecz interes ekonomiczny i chęć osobistej zemsty. Można powiedzieć, że ich projekt jest czymś w rodzaju Niesamowitej Słowiańszczyzny – o ile Janion próbowała opowiedzieć alternatywną historię Polski „skolonizowanej” przez pryzmat pogańskiej Słowiańszczyzny, Strzępka i Demirski szukają na innym polu – zaanektowanym przez mesjanistyczną dumę i narrację o wyjątkowych cierpieniach i zasługach wynikających ciągle z kompleksów wobec Zachodu.

Na scenie dominuje metalowa konstrukcja – solidna, ale kanciasta, całkiem niepraktyczna. Z jednej strony leżą ułożone w stos stare krzesła biurowe, z drugiej resztki ścianek z drzwiami. Na środku ustawiony stary drewniany stół, z tyłu rozwalająca się kanapa, łóżko i lodówka. Śnieg zalegający na całej scenie usiany niebieskimi banknotami euro średniego nominału. Jeszcze tylko trochę folii, zwisające z sufitu krwistoczerwone kotary i sztuczna mgła, żeby spotęgować nastrój grozy.

Akcja przemieszcza się swobodnie między rokiem 1846, 1848 (zniesienie pańszczyzny w zaborze austriackim), 2012 i 2021. Jakub Szela spotyka na scenie Howarda Wagnera ze Śmierci komiwojażera, arystokratkę z wbitymi w plecy widłami, zwolnionego właśnie z pracy dyrektora marketingu, parę artystów starających się o kredyt. Aktorzy przechodzą płynnie z jednej roli w drugą. Językowi, którym się posługują najbliżej chyba do Dnia świra z charakterystycznymi inwersjami, powtórzeniami, pomyłkami i kliszami (czasem tylko przechodzi on w stylizowaną chłopską mowę). Podobnie jak w przypadku filmu Koterskiego podstawą są zjawiskowe teksty, które nadają się od razu do cytowania; żart jest celny i nie omija nikogo, zaś tonacja serio niebezpiecznie przeziera zza gagów.

Strzępka i Demirski nie idealizują Jakuba Szeli – nie łagodzą jego okrucieństwa, starają się jednak polemizować z obrazem rabacji jako nieukierunkowanej eksplozji przemocy, zainspirowanej przez władze austriackie, a której celem była tylko prywatna zemsta. Przyczyna tkwiła głębiej – w patologii systemu.

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

3 komentarze “Opowieść wigilijna (W imię Jakuba S.)”

Skomentuj

Res Publica Nowa