Omilanowska: Mieszane uczucia – ESK 2016
Nie ma wdzięczniejszego krytyka dzieła, niż niedoszły jego autor – istnieje duża grupa urażonych, którzy nie będą szczędzili negatywnych opinii o ESK 2016 we Wrocławiu.
Artur Celiński rozmawia z prof. Małgorzatą Omilanowską o Europejskiej Stolicy Kultury we Wrocławiu.
To ostatnia część wywiadu z byłą minister kultury – pierwszy fragment poświęcony Ministrowi Glińskiemu można przeczytać TUTAJ. O tym, jak rządzić kulturą można zaś dowiedzieć się TUTAJ.
Artur Celiński: Dwa największe wydarzenie kulturalne zapowiadane w tym roku przez ministra kultury to rocznica chrztu Polski i Światowe Dni Młodzieży. Nie o nie jednak chcę zapytać. Interesuje mnie to trzecie – Europejska Stolica Kultury we Wrocławiu. Długo zajęły przygotowania do tego wydarzenia. Jest pełno obaw z nim związanych, ale i nadziei, że będzie to przełomowy moment dla miasta. Jaka jest Pani opinia na ten temat?
Małgorzata Omilanowska: I znowu pyta mnie Pan o coś, co dopiero się zaczęło.
Mamy przecież za sobą cały okres przygotowań.
Chciałabym, żeby to było jasne: projekt Europejskiej Stolicy Kultury został przygotowany od A do Z przez miasto Wrocław. Ministerstwo Kultury i jego departamenty nie były stroną w kształtowaniu tego programu, nie pełniły też funkcji ośrodka opiniodawczego. Uczestnictwo Ministerstwa i moje w procesie formowania wieloletniego programu rządowego, który finansuje w jakiejś części Europejską Stolicę Kultury, polegało wyłącznie na wyselekcjonowaniu z listy zaplanowanych przez Wrocław działań – tych, które noszą znamiona działań ponadregionalnych. Szukaliśmy pomysłów, w których widzieliśmy potencjał promocji całej Polski lub możliwość wciągnięcia w działania mieszkańców innych regionów. Nie były one natomiast przedmiotem ani merytorycznej dyskusji, ani kompromisu między Ministerstwem a miastem.
Mam wrażenie, że moje pytanie zostało odebrane jako zarzut.
Nie. Po prostu nie czuję się uprawniona do dokonywania oceny całego programu Europejskiej Stolicy Kultury.
Jak kształtować dobrą miejską politykę kulturalną? Odpowiedź w najnowszym, 12. numerze Magazynu Miasta. Publikacja dostępna za darmo w księgarni internetowej na www.magazynmiasta.pl.
Zadam więc pytanie trochę inaczej: Byliśmy wspólnie na weekendzie otwarcia, staliśmy na Rynku i czekaliśmy, aż cztery duchy nawiedzą Wrocław. Poruszyła Panią ta historia?
Duchom trochę nie wyszło z powodu jednej łasicy, która przegryzła kable i spowodowała odcięcie prądu w momencie, w którym to wszystko miało się zacząć. Dużo bardziej ciekawiły mnie pochody, sama wzięłam udział we fragmencie jednego z nich. Było to bardzo atrakcyjne wizualnie, choć może zbyt hermetyczne dla osób, które miały szansę obserwować tylko mały kawałek. Wzięłam też udział w kilku innych wydarzeniach tego weekendu i muszę powiedzieć, że np. Muzeum Marzeń w Muzeum Narodowym we Wrocławiu szalenie mi się spodobało. Liczę, że Muzeum Narodowe w Warszawie lub Krakowie pozyska od jakiegoś sponsora te 30-40 tysięcy i spróbuje powtórzyć to wydarzenie w kontekście innego miasta, innych zbiorów oraz nowych aktorów i tekstów. To było naprawdę świetne przeżycie – kilkugodzinne doświadczenie polegające na wędrowaniu po muzeum, siadaniu przed wybranym dziełem sztuki i oglądaniu aktora, który w postaci monologu poświęconego danemu obrazowi snuje opowieść napisaną przez dobrego pisarza. Świetny tekst Jacka Dehnela, ale też Martina Pollacka w znakomitych wykonaniach – była Joanna Szczepkowska i był mój ulubieniec – Bartosz Porczyk. Obejrzałam dwa razy jego monolog i okazało się, że za każdym razem gra to trochę inaczej. Przeżycie łączące teatr z performansem, przeżyciem muzealnym przy dziele sztuki dawnej oraz literaturą uważam za wspaniałe.
Po tym pierwszym weekendzie odezwało się mnóstwo głosów we Wrocławiu, że nie o taką Europejską Stolicę Kultury chodziło. Pani zdaniem ten pierwszy weekend i otwarcie, to to, na co Pani liczyła?
Mam mieszane uczucia. Zrobiono bardzo dużo, żeby wyszło. Coś ewidentnie nie udało się z efektem końcowym otwarcia, ale mam wrażenie – bo rozmawiałam o tym też z Wrocławianami – że wielu ludzi było bardzo zadowolonych i uważało, że zdarzyło się coś interesującego. Przez cały rok w rytmie kolejnych wydarzeń Europejskiej Stolicy Kultury będziemy zderzać się ze słowami zarówno zachwytu jak i ostrej krytyki. Proces dochodzenia do ostatecznego kształtu programu polegał na tym, że kolejne zespoły czy kolejne pomysły były odrzucane bądź zmieniane. W związku z tym – bo nie ma wdzięczniejszego krytyka dzieła, niż niedoszły jego autor – istnieje duża grupa urażonych, którzy nie będą szczędzili negatywnych opinii. Będę więc starała się obserwować Europejską Stolicę Kultury sama, nie słuchając tych głosów. Myślę, że z ocenami musimy poczekać na ostateczny proces ewaluacyjny, który nastąpi dopiero w 2017 r. i który będzie robiony w sposób profesjonalny – będzie uwzględniał reakcje Europy na wydarzenia oraz porównanie z Europejskimi Stolicami Kultury w innych miastach. Stawiamy sobie niesłychanie wygórowane wymagania i tak należy, ale miałam w ostatnich latach okazję obserwować inne Europejskie Stolice Kultury w innych krajach i nie mam poczucia, żeby przygotowany przez Wrocław program był gorszy od tego co działo się gdzie indziej.
Na koniec: które z wydarzeń, zapowiadanych w programie Europejskiej Stolicy Kultury, jest Pani zdaniem, najbardziej wartościowe? Na które sama się Pani wybierze, które Pani poleci?
Najbardziej wartościowe są te wydarzenia, które łączą się z konkretnymi kreacjami twórczymi i te, które angażują ludzi w konkretne działania społeczne. Oczywiście przy ewaluacji pewnie okaże się, że największy zasięg miały wielkie kongresy, zjazdy, posiedzenia, gale nagród – bo tego typu rzeczy też będzie sporo. Natomiast najciekawsze wydaje mi się to, co ma charakter autorski i twórczy. Myślę tu zarówno o pomysłach związanych z budową nowej dzielnicy i rozmaitych działaniach wokół tego projektu, jak i o wystawach, bo w czerwcu zobaczymy np. otwarcie Pawilonu Czterech Kopuł z zupełnie nową ekspozycją sztuki po 1945 roku. Ciekawe będą na pewno projekty tworzone przez ludzi z Muzeum Sztuki Współczesnej. Już wiemy, że wielkim wydarzeniem była premiera pełnej wersji Dziadów Mickiewicza w Teatrze Polskim. Interesują mnie też wszystkie te działania, w których zderzą się świetni artyści sprowadzeni z zagranicy i nasi znakomici twórcy, w rezultacie czego wygenerowana zostanie nowa jakość artystyczna.