Ogniu płoń, piłka w grze

Mistrzostwa były dla Warszawy iskrą, która naraz rozpaliła wiele niezależnych od siebie ognisk. Czas igrzysk się skończył, ale czy wróciliśmy do starego porządku, czy może raczej osiągnęliśmy jakieś nowe, lepsze stadium „rozwoju”? Organizacja Mistrzostw Europy miała […]


Mistrzostwa były dla Warszawy iskrą, która naraz rozpaliła wiele niezależnych od siebie ognisk. Czas igrzysk się skończył, ale czy wróciliśmy do starego porządku, czy może raczej osiągnęliśmy jakieś nowe, lepsze stadium „rozwoju”?

Organizacja Mistrzostw Europy miała być dla Polski – i Warszawy – szansą na turystyczną promocję oraz zastrzykiem gotówki z zagranicznych portfeli. Dla samych kibiców, najważniejszych (?) uczestników rozgrywek – szansą na relaks, czasem karnawału, niepowtarzalną możliwością wzięcia udziału w ogromnym, narodowym święcie i doświadczenia niezapomnianych emocji. Konieczność spełnienia warunków stawianych nam przez UEFA przyspieszyła budowę dróg, wzniosła stadiony, odnowiła dworce i połączyła Lotnisko Chopina linią kolejową z Centrum. W istocie, piłka nożna zamieniła serce stolicy; podczas odbywających się w Warszawie rozgrywek odwołała je z codziennej, transferowej funkcji zamieniając kolejno w ogromną stołówkę, widownię i „imprezownię”.

(CC BY-NC 2.0) by siarkowski/ Flickr.com

Mimo licznych barierek czy ograniczonych możliwości wyboru produktów spożywczych, „duch sportu” i dobrej zabawy zstąpił na strefę kibica i okoliczne ulice; zamknięte centrum stało się przestrzenią ludyczną, w której rządzi tłum, zamieszkał w niej na jakiś czas karnawał. W tym liminalnym stanie policja stała się bardziej wyrozumiała, picie alkoholu w miejscu publicznym nie było zbrodnią, przechodzenie na czerwonym świetle nie groziło mandatem. Czas igrzysk się skończył, ale czy wróciliśmy do starego porządku, czy może raczej osiągnęliśmy jakieś nowe, lepsze stadium „rozwoju”?

Mistrzostwa były dla Warszawy iskrą, która naraz rozpaliła wiele niezależnych od siebie ognisk. Ogniem zajęły się sprawy ważne, od dawna wymagające zainteresowania władz, a które do tej pory nie miały szansy na przebicie się do ogólnopolskich mediów, pozostając niezauważonymi lub będąc ignorowanymi. Wraz z duchem sportowego współzawodnictwa – a więc współpracy zawodników w obrębie jednej drużyny – światło dzienne ujrzały liczne spontaniczne akcje obywateli. Części z nich była z gatunku wspierających, inne konstruktywnie krytykowały, korzystając z możliwości zyskania większego rozgłosu. Akcja nieformalnej grupy „Kwiatki z rabatki”, manifestacje pod hasłem „Chleba zamiast igrzysk” czy obywatelska inicjatywa sprzątania lewego wybrzeża „Wstyd nad Wisłą” to tylko jedne z licznych przykładów odpowiedzi na organizację Euro 2012 oraz decyzje władz miasta co do sposobu, w jaki kibice i mieszkańcy Warszawy mają w nim uczestniczyć.

Większość oddolnych inicjatyw podnosiła te same co zawsze postulaty – bez względu na swój charakter, grupy obywateli i obywatelek prosiły o głos oraz prawdziwy dialog, o rozszerzenie władzy na mieszkańców, a nie ograniczanie jej do wąskiego grona urzędników. Poza publicznymi akcjami zachęcającymi do otwartej dyskusji, władzom miasto wysłane zostały także mniej dosłowne sygnały, jakże wymowne w swojej niecelowości. Świetnym przykładem są tu ścieżki na linii Metro Centrum – Dworzec Centralny, wydeptane na trawnikach wokół strefy kibica przez przechodzące tą drogą tabuny ludzi – kibiców, turystów, warszawiaków. Może słusznym jest potraktowanie tych partyzanckich dróg jako najlepszej odpowiedzi na pytanie, czy organizacja mistrzostw faktycznie się udała, niż poleganie na opinii prezesa UEFA? Z jednej strony podeptana trawa dowodzi istnienia licznych niedociągnięć, z drugiej strony pokazuje, że o rzeczy przez miasto zapomniane możemy zadbać sami.

Euro 2012 było płomieniem, który rozpalił ulice Warszawy, ściągając do stolicy setki tysięcy kibiców. Oprócz imprez rozpalił także obywateli, którym zależy, którzy chcą zmian – czy euforyczny czas mistrzostw nie jest najlepszą okazją do poruszenia tematów trudnych, którym służy wszechobecną pozytywną energia?

Kibice wrócili do domów, a my w rzeczywistości zyskaliśmy o wiele więcej niż odrobinę pieniędzy, świecący stadion czy pachnące dworce; mistrzostwa obnażyły wszystkie niedoskonałości relacji władz miasta z jego mieszkańcami. Teraz jednak, mając w ręce mapę dziur, które koniecznie trzeba załatać, możemy w końcu coś zmienić. Być może nie jest jeszcze za późno i nie trzeba będzie zrywać całej „powierzchni”, aby od nowa budować ścieżkę porozumienia i wyznaczać „przestrzeń” dla społecznej partycypacji. Mamy niepowtarzalną okazję zostać prawdziwymi zwycięzcami tych mistrzostw; pokażmy zatem, że potrafimy grać zespołowo i wygrać mecz, w którym nagrodą nie są pieniądze i tytuły, a Miasto – przestrzeń przyjazna dla wszystkich obywateli, miejsce w którym się żyje, a nie mieszka.  Piłkarski karnawał dobieg końca, ale to, czy dalej będziemy się dobrze bawić, zależy przede wszystkim od tego, czy głosy, którym pozwoliło wybić się Euro, rozbrzmiewać będą dalej.

Trzymajmy kciuki za to, żeby zamiast dyskusji o zbliżających się wyborach prezesa PZPN, nie zapomnieć o tym, co Euro nam dało. Nie liczy się to, ile pieniędzy straciliśmy czy zarobiliśmy. Mistrzostwa uwypukliły najważniejsze problemy, z jakimi od lat boryka się warszawska demokracja. Zamiast zamiatać je pod dywan, warto podjąć wyzwanie. Druga taka okazja może się szybko nie pojawić; nie dajmy zgasnąć płomieniowi, piłka ciągle jest w grze.

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Jeden komentarz “Ogniu płoń, piłka w grze”

Skomentuj

Res Publica Nowa