OFE i nowa matematyka. 2+2=1
Rząd podjął decyzję w sprawie OFE. Zapewne niekorzystną, ale to się okaże w przyszłości. Nie możemy się jednak zgodzić na argumentację publikowaną na łamach partyjnego think tanku PO, która uzasadnia tę decyzję przy pomocy błędów […]
Rząd podjął decyzję w sprawie OFE. Zapewne niekorzystną, ale to się okaże w przyszłości. Nie możemy się jednak zgodzić na argumentację publikowaną na łamach partyjnego think tanku PO, która uzasadnia tę decyzję przy pomocy błędów logicznych. Nawet nowa ekonomia, której nadejście niektórzy wieszczą, nie podważy praw logiki i matematyki
OFE zniknęło. Przemyślnym mechanizmem rząd zapewnił sobie, że przytłaczająca większość obywateli przeniesie całość środków do ZUS. Wynikać to będzie bynajmniej nie z tego, że taka jest ich decyzja, lecz z tego, że decyzji podejmować im się nie chce. Innymi słowy – gdyby konsekwencją niepodjęcia decyzji nie było przeniesienie pieniędzy do ZUS, tylko całkowity ich przepadek, i tak większość osób nie kiwnęłaby nawet palcem. Po fakcie okaże się, że 5% obywateli wybrało OFE, na co reakcją będzie całkowita ich likwidacja – bo po co utrzymywać cały system dla garstki ludzi? Inna rzecz, że w tej konkretnej sytuacji i tak nie ma to większego znaczenia – z OFE czy bez emerytury będą głodowe, a nasze decyzje nie mają mocy zmienić tego faktu.
Boli jednak liczba przekłamań w debacie o OFE. Profesorowie i eksperci wygadywali i wypisywali rzeczy, od których nawet średnio zorientowanym w ekonomii zęby cierpną. Krótki przegląd na przykładzie wywiadu prof. Leokadii Oręziak dla Instytutu Obywatelskiego.
Przyjrzyjmy się rodzinie państwa Kowalskich. Zarabiają oni łącznie 5000 złotych. W miesiącu sierpniu wydali jednak 5200 złotych i na brakujące 200 musieli zaciągnąć pożyczkę, co spowodowało zły nastrój i pewien wewnętrzny niepokój. Pan Kowalski wykrył, że żona kupiła krem do twarzy za 200 złotych, pani Kowalska zaś obliczyła, że pan Kowalski wydał na piwo 200 złotych. Podczas kłótni każde z nich twierdzi, że to druga strona odpowiada za zadłużenie. W końcu gdyby nie kupiono kremu/piwa długu by nie było! Kto ma rację?
No cóż – racji nie ma ani pan Kowalski, ani pani Kowalska. Każdy z ich wydatków odpowiada za zadłużenie w tym samym stopniu. Skoro ich deficyt wynosi 4%, to znaczy, że piwo odpowiada za 8 złotych zadłużenia, tak samo jak krem jak i każdy inny wydatek. Wybranie sobie jednej pozycji z listy jest po prostu demagogiczną nieuczciwością mającą na celu obciążenie winą kogoś innego.
Pani Oręziak pisze: „Tym samym ZUS już od ponad dekady boryka się z poważnym ubytkiem składki. Aby go niwelować i móc wypłacać emerytury, państwo zaczęło się zapożyczać. Od 1999 roku do dnia dzisiejszego wzrost długu z tego powodu opiewa na kwotę 300 mld złotych”. A może pani Oręziak wytłumaczy, dlaczego to właśnie OFE jest w całości finansowane z długu? Pomoże to pani Kowalskiej wytłumaczyć, dlaczego to właśnie piwo pana Kowalskiego, a nie krem jest w całości finansowane z pożyczki. Idąc tropem pani Oręziak, można odpowiedzialnością za cały dług obciążyć dowolną kategorię wydatkową. Pacyfista stwierdzi, że za deficyt odpowiadają wydatki zbrojeniowe, zwolennik nauczania w domu – że to koszty oświaty, znachor – że to służba zdrowia i tak dalej, jak komu pasuje. Ten logiczny błąd pani Oręziak powtarza w swoim tekście wielokrotnie – zasadniczo staje się on głównym argumentem przeciwko systemowi. System jest zły, bo nas na niego nie stać – bieżące wydatki są ważniejsze. Proszę spytać przeciętnego doradcę finansowego, co powie klientowi, który stwierdzi, że nie będzie oszczędzał na emeryturę, bo jego dzisiejsze wydatki są ważniejsze. Poradzi zaprzestać oszczędzania czy raczej ograniczyć wydatki?
Póki co – dług państwa Kowalskich to zapis w zeszycie w sklepie, który musza uregulować na dzień następny. Pojawia się pytanie: czy pieniądze pożyczyć z banku, czy od wuja Leona. Pani Kowalska mówi, że lepiej u wuja, bo te w banku to widać w BIK i ogólnie rzutują na wiarygodność rodziny. Im więcej u wujka się pożyczy, tym lepiej, bo mniej osób o tym wie – nie ma co wywlekać zobowiązań – lepiej trzymać je w ukryciu.
Pani Oręziak pisze: „Tyle że zobowiązania państwa w OFE są znacznie gorsze od tych w ZUS. Istnienie funduszy pociąga za sobą konieczność emisji obligacji, co powiększa zadłużenie kraju i rzutuje na jego wiarygodność. Wywlekamy w ten sposób zobowiązania państwa z przyszłości (…)”. No tak – dług w obligacjach gorszy, bo go widać. Jak długu nie widać, to problemu nie ma.
Popatrzmy teraz na dom państwa Kowalskich. Okazało się, że strasznie dużo ciepła z niego ucieka, bo podczas zdecydowali się świadomie na kiepskie okna i brak ocieplenia. Dopuściwszy do świadomości straty ciepła i związane z tym koszty, państwo Kowalscy zdecydowali się dom zburzyć. Decyzja to dość dziwaczna, skoro można przecież okna wymienić, a ściany ocieplić.
Pani Oręziak pisze: „Przyjmując składki, OFE od razu pobierają opłatę. Tak naprawdę za nic. Do 2004 roku sięgała ona aż 10 proc. środków, do 2011 roku 7 proc., a teraz 3,5 proc. Co więcej, pieniądze zgromadzone na rachunkach w OFE są podstawą do naliczania prowizji za zarządzanie”. To ma być argument za likwidacją OFE. A może jednak warto zreformować opłaty zamiast rozwalać cały system, jeśli to jedyny z nim problem. W końcu zawyżone prowizje to nie wina OFE, lecz polityków, którzy tak je skonstruowali.
Firma rozbiórkowa zadała państwu Kowalskim pytanie – może jednak docieplić zamiast burzyć? Pani Kowalska na to: „przecież domu nie da się docieplić – jeśli by na przykład wyłożyć wewnętrzne ściany tekturkami po jajkach, to rośnie ryzyko pożarowe”. A może zamiast kierować się własną wyraźnie niepełną wiedzą, warto byłoby zapytać jakiegoś specjalistę?
Pani Oręziak pisze: „Warto jednak powiedzieć kilka słów o dwóch często wysuwanych propozycjach zmian w systemie. Pierwsza polega na uzależnieniu prowizji towarzystw emerytalnych od ich zysków dla przyszłego emeryta. To zły pomysł. (…) Goniąc za wyższymi zarobkami, towarzystwa zaczęłyby kupować coraz bardziej ryzykowne instrumenty. (…) Drugi pomysł to utworzenie w ramach OFE tzw. bezpiecznych subfunduszy. (…) Powiedzmy sobie jednak wprost, że na rynku finansowym żaden papier nie jest bezpieczny, włącznie z obligacjami skarbowymi”. Wszystko to prawda – podobnie jak z tekturkami na ścianach. Co nie znaczy, że nie ma rozwiązań lepszych, takich jak wynagradzanie w zależności od wyników w stosunku do benchamarku przy zachowaniu parametrów i kilka innych bardziej zaawansowanych. Miło, że pani Oręziak zauważa, że obligacje państwowe – lub ogólnie zobowiązania państwa – nie są specjalnie bezpieczne. Pamiętajmy, że tak samo jak obligacji dotyczy to emerytur z ZUS.
Nie twierdzę, że OFE to rozwiązanie idealne – takich nie ma. Widzę jednak kilka jego zalet – uzależnienie naszych emerytur od więcej niż jednego źródła, wymuszanie reform finansów publicznych. Nie usłyszałem natomiast ani jednego sensownego argumentu przeciw OFE. Słychać jedynie bezradne stwierdzenie, że nas nie stać, doprawione demagogicznym straszeniem instytucjami finansowymi. Przeciwnicy OFE twierdzą, że pieniądze transferowane do OFE można lepiej wydać. Być może są sposoby, by wydać je lepiej zamiast odłożyć na przyszłość. Mam jednak przemożne wrażenie, że pieniądze, które do budżetu lada moment popłyną, bynajmniej nie zostaną w ten lepszy sposób wydane, tylko będą marnotrawione tak jak te, które wpłacamy z podatków. Trochę wyborczej kiełbasy tu, trochę łatania dziur tam. I tak zostaniemy i bez oszczędności, i z jeszcze bardziej strukturalnie niezrównoważonym budżetem.