Obsesja street artu
Półki berlińskich księgarń uginają się od publikacji dotyczących sztuki ulicy. Graffiti, street art, urban art – te słowa krzyczą wręcz do klientów – „obejrzyj, zainteresuj się, poznaj fascynujący świat alternatywnej sztuki miejskiej”. Berliński czytelnik swoją […]
Ja również mam taki „album” w domu. Stoi na półce obok wielu innych, o wiele poważniejszych dokonań autorów zajmujących się street artem. Od socjologicznej pracy Julii Reinecke poświęconej analizie pola street artu i habitusu jego twórców z perspektywy Bourdieu po świetną pracę The Street Art Book: 60 Artists In Their Own Words, przedstawiającą różnorodnych twórców, a także marszandów działających w obrębie sztuki ulicy. Nie jest to zwykły album; oprócz zdjęć można tam znaleźć zarówno wypowiedzi artystów na (często drażliwe) tematy związane z rozwojem street artu, jak i ciekawe opisy sposobu przygotowania muralu albo szablonu. Dodatkowo przy każdym artyście znajduje się ramka prezentująca jego osobę – dokonania, karierę zawodową. Tego typu publikacje są fascynującą podróżą w świat ulicznych twórców. Czytelnik ma poczucie, że zagląda za kulisy przedstawienia, które ogląda codziennie, jadąc do pracy, wychodząc z metra czy po prostu spacerując ulicami. Z tego względu ciekawe są też przewodniki po konkretnych miastach lub dzielnicach, do których najczęściej dołączona jest mapka. Dzięki temu mamy szansę odkryć do tej pory omijane zakątki i zwrócić uwagę na prace, które zazwyczaj w pośpiechu i miejskim zgiełku nam umykają.
Od niedawna również w Polsce wezbrała fala zainteresowania street artem. Przewodnik po streetartowej Warszawie w sieci – www.puszka.waw.pl – pozwala na szukanie na mapie stolicy różnych przejawów sztuki w przestrzeni publicznej. Oprócz pomników i instalacji, są to także murale, vlepki i graffiti. Klikając na odpowiedni typ obiektu, możemy sprawdzić, gdzie w najbliższej okolicy znajdują się nowe szablony i cut-outy. Ekscytujący w śledzeniu tego tworzonego na żywo przewodnika jest fakt, że – idąc na miejsce wskazane na stronie internetowej – nigdy nie mamy pewności, czy znajdziemy tam szukany obiekt. Przecież street art jest sztuką ulotną, współgrającą z otoczeniem, a jej trwałość zależy od wielu niezależnych od artysty czynników. Miejska galeria, po której oprowadza nas „puszka”, zmienia się więc z godziny na godzinę. Każdy z internautów może dodawać nowe obiekty, podczas gdy stare się dezaktualizują. Projekt stworzony przez Aleksandrę Litorowicz, Agatę Radzińską i Jarka Szowę oddaje doskonale charakter miejskiej przestrzeni, a jednocześnie pozwala utrwalić wiele prac, które mogłyby zostać zapomniane. „Puszka” w porównaniu z tradycyjnymi książkowymi przewodnikami o wiele lepiej oddaje charakter street artu i jest dobrym narzędziem komunikowania się między mieszkańcami dostrzegającymi w swoim otoczeniu ten sam fenomen, jakim jest sztuka ulicy.
Oprócz internetowych przewodników (www.puszka.waw.pl nie jest jedynym w tej kategorii. Działa jeszcze m.in. mapa na stronie www.karpatyoffer.pl › Mapa Street Art) można już w polskich księgarniach kupić publikacje poświęcone street artowi. Do tej pory zdani byliśmy na niszowe wydawnictwa, takie jak np. katalogi wystawowe galerii [v]iuro – pierwszej streetatowej galerii w Polsce. Od października 2010 roku możemy także poszczycić się podobnym do berlińskich albumem obejmującym zdjęcia prac z zakresu street artu. Autorzy Elżbieta Dymna i Marcin Rutkiewicz podjęli się ambitnego zadania przedstawienia nie tylko warszawskiego czy trójmiejskiego street artu, ale zebrania w jednej publikacji dorobku sztuki ulicy z całej Polski. Album Polski Street Art jest imponującym przedsięwzięciem o imponujących rozmiarach. Nie ma nic wspólnego z niemieckimi książkami – pamiątkami w formacie koperty. 380 stron wypełnionych zdjęciami i wypowiedziami artystów oraz trzema tekstami teoretycznymi daje naprawdę solidne podstawy wiedzy na temat street artu nawet dla niezaznajomionego dotychczas z tematem czytelnika. Dobór artystów musiał być siłą rzeczy ograniczony, jednak autorzy starali się zapewnić pełne spektrum polskich twórców ulicy. Warto podkreślić, że właśnie o street art tu chodzi, a nie o graffiti czy nawet bliskie street artowi vlepki. Autorzy chcieli uchwycić ten moment w rozwoju ulicznej sztuki, w którym osiągnęła ona najwyższy kunszt, ale nie trafiła jeszcze do galerii. Znajdziemy zatem w albumie znane w świecie prace M-city (http://www.m-city.org/m-city/realizacje/murales.html), politycznie zaangażowane dzieła 3fal (http://3fala.art.pl/), ale także adbusting (czyli „poprawianie” billboardów przez dodawanie haseł zmieniających całkowicie wydźwięk reklamy) w wykonaniu 2sh (http://www.flickr.com/photos/dwaesha/455201154/).
Jedynym zgrzytem w albumie jest pojawienie się KRAC-a czyli osoby/osób wypisującej/ych właściwie w każdym miejscu w Warszawie cztery litery: KRAC (przykładowe zdjęcia można obejrzeć na stronie http://streetfiles.org/search/krac). Jest to jedyny „artysta”, który został opisany przez samych autorów – pozostali prezentują się osobiście czasem w krótszych, czasem w dłuższych wypowiedziach. Tożsamość KRAC-a jest nieznana, tak jak Banksy’ego, ale na tym kończą się podobieństwa między nimi. KRAC nie wychodzi poza bombing czyli malowanie swojego tagu w każdym możliwym miejscu w mieście. Bomberzy najczęściej dążą do osiągnięcia statusu king of the city. Chcą, by miasto należało do nich, zaznaczają swoją obecność we wszystkich dzielnicach i na wszystkich wolnych fragmentach muru. Autorzy albumu twierdzą, że KRAC stawia nam w ten sposób pewne pytania i nakłania do refleksji nad miejską przestrzenią. Podnoszą często wysuwany argument, że graffiti lub street art to sposób na odzyskanie miejskiego otoczenia dla mieszkańców. Zamiast reklam w miejskiej ikonosferze mamy do czynienia z nieskrępowaną twórczością. Potencjał dyskursywny graffiti w wydaniu KRAC-a jest jednak w mojej ocenie niewielki. Przekaz nie jest jasny, a działalność KRAC-a wygląda raczej na narcystyczną chęć zawładnięcia jak największą częścią miejskiej przestrzeni. W tym sensie nie różni się niczym od outdoorowych reklam, którym Elżbieta Dymna i Marcin Rutkiewicz poświęcili swój wcześniejszy album. Zamiast pasty do zębów, przechodzeń ogląda nieustannie cztery litery pisane, co grafficiarzowi/grafficiarzom należy oddać, w różnym stylu i różnym formacie. Nawet ta różnorodność po paru tygodniach nuży, a po kilku następnych doprowadza do stanu agresywnej złości. W mojej ocenie podstawową zasadą działalności artysty w przestrzeni publicznej, jest odpowiedzialność za tą właśnie przestrzeń. KRAC nie ma jej za grosz.
Publikację zamykają trzy teksty teoretyczne o rozwoju graffiti i street artu, fenomenie vlepkarstwa oraz początkach polskiego graffiti. Z niecierpliwością czekam na szersze publikacje na temat, bo choć polski street art dorobił się już własnego albumu, nadal czeka na teoretyczną analizę tego zjawiska.
W tym miejscu należy ostrzec czytelnika – street art wciąga! Jeśli raz zwrócisz uwagę na te drobne, a niekiedy pokaźnych rozmiarów, przejawy sztuki w otaczającej Cię przestrzeni, nie będziesz mógł się od nich uwolnić. Twój wzrok mimowolnie koncentrować się będzie na nawet najmniejszej vlepce czy tagu. Jedni nazywają to obsesją, inni po prostu świadomym postrzeganiem przestrzeni miejskiej. Widząc, gdzie żyjemy, oceniając, co nam się podoba, a czego chcielibyśmy z naszego otoczenia się pozbyć, stajemy się miejskimi obywatelami, a nie tylko osobami pracującymi, sypiającymi i bawiącymi przez przypadek w tym, a nie innym mieście. Street art, aby miał sens, musi funkcjonować w społeczności i się z nią „komunikować”: czy to przez nakłanianie do myślenia, jak w wypadku 3fali, czy też sprawiając, że nasza obecność w konkretnym miejscu staje się przyjemniejsza. Dlatego warto przejrzeć album Polski Street Art i wyczulić swe oczy na sztukę ulicy.