O dyktaturze [1849]
Kiedy legalność wystarcza dla zbawienia społeczeństwa, wtedy legalność; jeśli zaś nie starcza, wtedy dyktatura
Panowie,
*** Przeczytaj wprowadzenie do lektury pt. Polska wbrew dyktaturom”
Wielka mowa, którą wygłosił wczoraj pan Cortina, na którą zamierzam odpowiedzieć, ograniczając moje rozważania do pewnego punktu widzenia, pomimo swoich wielkich rozmiarów nie była więcej niż epilogiem: epilogiem błędów partii progresywnej, które to jednocześnie nie są niczym więcej jak kolejnym epilogiem: epilogiem wszystkich błędów, które wynaleziono przez ostatnie trzy wieki i które przynoszą dziś zamieszanie wszystkim ludzkim społecznościom.
Pan Cortina, rozpoczynając swoje przemówienie, w dobrej wierze, która go charakteryzuje i która tak uwypukla jego talent, zamanifestował, że on sam czasami zaczynał podejrzewać, czy aby jego zasady nie były fałszywe, czy jego idee nie były katastrofalne, widząc, iż nigdy nie były u Władzy, a zawsze w opozycji. Powiem jego wielmożności, że niezależnie od okoliczności, jego wątpienie i tak zamieni się w przekonanie. Jego idee nie są u Władzy, a są w opozycji właśnie dlatego, że są to idee opozycji, a nie idee władzy. Panowie, są to idee bezpłodne, idee jałowe, idee zgubne, które koniecznie trzeba zwalczać aż do ich pogrzebania w tym miejscu, na ich naturalnym cmentarzu, pod tym sklepieniem i u stóp tejże trybuny. (Oklaski w ławach partii rządzącej.)
Pan Cortina, kontynuując tradycje partii, której przewodzi i którą reprezentuje, kontynuując, powiadam, tradycje tejże partii od rewolucji z lutego, wygłosił przemówienie dzielące się na trzy części, które ja uważam za niezbędne. Pierwsza, pochwała partii oparta o sprawozdania z zasług uprzednich. Druga, memoriał w sprawie krzywd obecnych. Trzecia, program lub też sprawozdanie z jej zasług przyszłych.
Panowie z partii rządzącej, staję w tym miejscu by bronić waszych zasad, lecz nie oczekujcie ode mnie ani jednej pochwały; jesteście zwycięzcami, a nic innego nie zdobi bardziej czoła zwycięzcy jak korona ze skromności. (Świetnie, świetnie!)
Nie oczekujcie ode mnie panowie, że będę mówił o waszych krzywdach: nie macie krzywd osobistych do pomszczenia lecz zniewagi wyrządzone społeczeństwu i Tronowi przez zdrajców swojej królowej i swojej Ojczyzny. Nie wspomnę relacji z waszych zasług. Lecz w jakimże celu miałbym o nich mówić? By naród je poznał? Naród je zna na pamięć. (Śmiech.)
Pan Cortina podzielił swoje wystąpienie na dwie części, które rzecz jasna są dostępne wszystkim panom deputowanym. Jego wielmożność zajął się polityką zewnętrzną Rządu i nazwał polityką zewnętrzną, ważną dla Hiszpanii, zawirowania mające miejsce w Paryżu, w Londynie w Rzymie. Ja również dotknę tych kwestii.
Następnie zagłębił się jego wielmożność w politykę wewnętrzną, a polityka wewnętrzna, tak jak o niej mówił pan Cortina, dzieli się na dwie części: pierwszą, sprawę zasad oraz drugą – faktów; jedną, sprawę systemu oraz drugą – działania. Co do kwestii faktów, co do kwestii działania odpowiedzi udzieliło tu Ministerstwo, które jest właściwe, które dysponuje odpowiednimi dokumentami. Powinność tę wypełnili z właściwą sobie elokwencją Ministrowie Państwa i Rządu. Pozostaje mi prawie nietknięta sprawa zasad; poruszę jedynie tenże problem, lecz poruszę go, jeśli Kongres mi na to pozwoli, w pełni. (Uwaga.)
Panowie: co jest zasadą pana Cortiny? Zasada jego wielmożności, jeśli dobrze zrozumieć jego przemówienie, jest następująca: w polityce wewnętrznej legalność: wszystko dla legalności, wszystko przez legalność; wyłącznie legalność, legalność we wszelkich okolicznościach, legalność przy wszystkich okazjach; a ja, który sądzę, że prawa zostały stworzone dla społeczeństw, a nie społeczeństwa dla praw (Bardzo dobrze, bardzo dobrze!), powiadam: społeczeństwo, wszystko przez społeczeństwo, wszystko dla społeczeństwa; wyłącznie społeczeństwo, społeczeństwo we wszelkich okolicznościach, społeczeństwo przy wszystkich okazjach. (Brawo, brawo!).
Kiedy legalność wystarcza dla zbawienia społeczeństwa, wtedy legalność; jeśli zaś nie starcza, wtedy dyktatura. Panowie, to straszne słowo (jest straszne, lecz nie tak jak słowo <<rewolucja>>, które jest najstraszniejsze ze wszystkich); powiadam, że to straszne słowo zostało wypowiedziane tu przez człowieka, którego wszyscy znają; człowiek ten z pewnością nie został ulepiony z tej gliny co dyktatorzy. Narodziłem się by ich zrozumieć, nie zaś by ich naśladować. Dwie rzeczy są dla mnie niemożliwe: przekląć dyktaturę i ją sprawować. Dlatego (ogłaszam to tu głośno, dostojnie i szczerze) jestem niezdolny do rządzenia, ani też nie mogę przyjąć władzy w zgodzie z własnym sumieniem; nie mógłbym jej przyjąć bez rzucenia połowy siebie w wojnę z drugą połową, bez rzucenia w wojnę mego instynktu przeciw memu rozumowi, bez rzucenia w wojnę mego rozumu przeciw memu instynktowi. (Bardzo dobrze, bardzo dobrze!)
Dlatego apeluję do świadectwa wszystkich, ktokolwiek mnie zna: nie ma nikogo, ani tutaj ani gdzie indziej, kto by spotkał mnie na drodze ambicji, tak pełnej ludzi (Oklaski.), nikogo. Lecz wszyscy mnie będą spotykać, wszyscy mnie spotykali na skromnej drodze dobrych obywateli. Tylko w ten sposób, panowie, kiedy moje dni będą policzone, kiedy zejdę do grobu, umrę bez wyrzutów sumienia z powodu pozostawienia bezbronnym barbarzyńsko atakowanego społeczeństwa i zarazem bez zgorzknienia i niemożliwego dla mnie bólu wyrządzenia krzywdy człowiekowi.
Powiadam panom, że dyktatura w pewnych okolicznościach, w danych okolicznościach, w okolicznościach takich jak obecne jest rządem uprawnionym; jest rządem dobrym, jest rządem korzystnym, jak każdy inny rząd; jest rządem racjonalnym, który może obronić się w teorii, tak jak może obronić się i w praktyce. I jeśli nie dajecie wiary, spójrzcie na to jak wygląda życie społeczne.
Życie społeczne, jak życie ludzkie, składa się z akcji i reakcji, z przypływu i odpływu pewnych sił inwazyjnych i pewnych sił oporu.
Takie jest życie społeczne, takie jest i życie ludzkie. Więc dobrze: siły inwazyjne, nazywane chorobami w ciele człowieka i w inny sposób w ciele społecznym, lecz będące w istocie tą samą rzeczą, mają dwie postacie: w jednej są rozproszone w całym społeczeństwie, w którym są reprezentowane jedynie przez jednostki; istnieje też inny, bardzo poważny stan chorobowy, w którym choroby koncentrują się i są reprezentowane przez stowarzyszenia polityczne. Więc dobrze: powiadam, że jeżeli siły oporu nie istnieją, tak samo w ciele człowieka jak i w ciele społecznym, należy ich dostarczyć, tylko po to by powstrzymać siły inwazyjne. Gdy siły inwazyjne są rozproszone, takie są też siły oporu, w Rządzie, w autorytetach, w trybunałach; jednym słowem, w całym ciele społecznym; lecz gdy siły inwazyjne koncentrują się w stowarzyszenia polityczne, wtedy konieczne jest i nikt nie może temu przeszkodzić, nikt nie ma prawa temu przeszkodzić, by siły oporu same z siebie skoncentrowały się w jednej dłoni. Taka jest oto teoria przejrzysta, światła, niezniszczalna, teoria dyktatury.
Ta oto teoria, która jest prawdą w porządku racjonalnym, jest rzeczą niezmienną w porządku historycznym. Przytoczcie mi przykład społeczeństwa, które nie miałoby dyktatury. Pokażcie mi takie. Zobaczcie, co zdarzyło się w demokratycznych Atenach, co zdarzyło się w arystokratycznym Rzymie. W Atenach ta władza wszechmocna pozostawała w rękach ludu i nazwana była ostracyzmem; w Rzymie ta władza wszechmocna pozostawała w rękach Senatu, który delegował ją konsulowi, co nazywało się, jak i u nas, dyktaturą. (Dobrze, dobrze!) Popatrzcie panowie na społeczeństwa nowożytne; popatrzcie na Francję w jej wszystkich przeobrażeniach. Nie będę mówił o pierwszej Republice, która była dyktaturą olbrzymią, bez końca, pełną krwi i horroru. Mówię o epoce późniejszej. W Karcie Restauracji dyktatura ukryła się i szukała schronienia w artykule 14[1]; w Karcie z 1830r. znalazła się w preambule[2]. A w obecnej Republice? O niej nawet nie mówmy. Czyż nie jest to jedynie dyktatura przezwana republiką? (Donośne oklaski.)
Pan Galvez Cañero przytoczył tu Konstytucję angielską w nieodpowiednim momencie. Panowie, Konstytucja angielska jest jedyną w świecie (tak mądrzy są Anglicy), w której to dyktatura nie jest stanem wyjątkowym, lecz stanem zwyczajnym. I rzecz jest jasna: Parlament ma, przy każdej okazji, we wszystkich okresach, kiedy zechce, władzę dyktatorską; bowiem nie ma większego ograniczenia niż to, które jest właściwe wszystkim rządom ludzkim: rozwagi; posiada wszelkie kompetencje, a te konstytuują władzę dyktatorską robienia wszystkiego, co tylko nie byłoby robieniem z kobiety mężczyzny i odwrotnie, jak powiadają radcy prawni. (Śmiechy.) Posiada kompetencje by zawiesić habeas corpus[3], by skazywać na wygnanie poprzez bill d’attainder[4]; może zmienić Konstytucję; może zmieniać nawet dynastię, i nie tylko dynastię, ale nawet religię i zniewolić sumienia; jednym słowem: może wszystko. Kiedyż to widzieliście, panowie, potworniejszą dyktaturę? (Dobrze, dobrze!)
Dowiodłem, że dyktatura jest prawdą w porządku teoretycznym; że staje się faktem w porządku historycznym. Więc teraz powiem więcej: można by powiedzieć, z całym szacunkiem, że dyktatura staje się kolejnym faktem w porządku boskim.
Panowie: Bóg pozostawił do pewnego stopnia w rękach ludzi rządzenie ludzkimi społecznościami, a zarezerwował dla siebie wyłącznie rządzenie wszechświatem. Wszechświat jest rządzony przez Boga, jeśli można tak powiedzieć, i jeśli w rzeczach tak wysokich można by jeszcze zastosować język parlamentarny, konstytucyjnie. (Głośne śmiechy w ławach lewicy). Dalej rzecz ta wydaje mi się najbardziej jasna i najbardziej oczywista. Jest rządzony pewnymi niezbędnymi i precyzyjnymi prawami, które nazywają się przyczynami drugorzędnymi. Co to są za prawa, jeśli nie analogiczne do tych, które nazywa się fundamentalnymi w społeczeństwach ludzkich?
Więc dobrze: jeśli, w stosunku do świata materialnego, Bóg jest prawodawcą, tak jak w społecznościach ludzkich są prawodawcy, czy też w inny sposób, czy rządzi Bóg zawsze tymi samymi prawami, które On sam sobie narzucił w swojej wiecznej mądrości i którym nas poddał? Nie, panowie, ponieważ czasami, wprost, jasno i wyraźnie manifestuje swoją suwerenną wolę łamiąc te prawa, które On sam ustanowił i zakłócając naturalny bieg rzeczy. I dobrze, kiedy w ten sposób działa, czy nie należy powiedzieć, jeśli język ludzki może stosować się do rzeczy boskich, że działa w sposób dyktatorski? (Powtarzają się śmiechy z ław lewicy.)
Dowodzi to jak poważne jest delirium partii, która chce rządzić mając do dyspozycji mniej środków niż Bóg, odbierając sobie środek, czasem niezbędny, dyktatury. Panowie, jeżeli tak się rzeczy mają, kwestia, sprowadzona do właściwych pojęć, nie polega na zbadaniu czy dyktatura jest do utrzymania; czy w danych okolicznościach jest dobra; kwestia polega na zbadaniu czy nadeszły lub zaistniały w Hiszpanii takież to okoliczności. Oto jest punkt najbardziej istotny i na nim się dziś wyłącznie skoncentruję. W tym celu muszę spojrzeć (i w tym względzie nie uczynię więcej niż podążanie krokami moich poprzedników), raz na Hiszpanię, a drugi raz na Europę. (Dogłębna uwaga.)
Panowie, rewolucja lutowa[5] przyszła tak jak przychodzi śmierć: niezapowiedzianie. (Wielkie brawa.) Bóg, panowie, skazał monarchię francuską. Nadaremnie głęboko przekształcała się ta instytucja by dostosować się do okoliczności i czasów; nawet to nie wystarczyło: jej potępienie było nieodwołalne i zguba niezawodna. Monarchia z łaski bożej dokonała żywota z Ludwikiem XVI na szafocie; Monarchia chwały zakończyła się wraz Napoleonem na wyspie; Monarchia dziedziczna odeszła z Karolem X na wygnanie, a z Ludwikiem Filipem zakończyła się ostatnia z możliwych Monarchii: Monarchia rozsądku. (Brawo, brawo!) Smutny i pożałowania godny to spektakl instytucji czcigodnej, antycznej, chwalebnej, której na nic już ani prawo boskie, ani legalność, ani rozsądek, ani chwała. (Powtarzają się oklaski.)
Panowie, kiedy nadeszła do Hiszpanii wielka nowina o tej wielkiej rewolucji, wszyscy byliśmy w rozterce i oszołomieniu. Nic nie może równać się naszemu zdziwieniu i naszej konsternacji, jak tylko konsternacja i zdziwienie zwyciężonej Monarchii. Źle mówię: większe było zdziwienie, większa konsternacja niż zwyciężonej Monarchii, i należała ona do zwycięskiej Republiki. (Dobrze, dobrze!) Nawet w tej chwili; dziesięć miesięcy upłynęło od jej tryumfu, zapytajcie ją jak zwyciężyła; zapytajcie ją dlaczego zwyciężyła; zapytajcie ją jakimi siłami zwyciężyła i nie będzie wiedziała co wam odpowiedzieć. Jest tak ponieważ Republika nie zwyciężyła: Republika była narzędziem zwycięstwa siły wyższej. (Ogromne wrażenie.)
Siła ta, kiedy zacznie się jej dzieło, tak jak była zdolna zniszczyć Monarchię z pomocą Republiki, będzie również zdolna, jeśli to będzie konieczne i zgodne z jej celami, obalić Republikę rękami Imperium, lub rękami Monarchii. Ta rewolucja, panowie, jeśli chodzi o jej przyczyny i skutki, stała się przedmiotem wielkich komentarzy płynących ze wszystkich trybun Europy, między innymi z trybuny hiszpańskiej. Podziwiałem tu i tam godną pożałowania lekkość, z jaką traktuje się głębokie przyczyny rewolucji. Panowie, tu, tak jak i gdzie indziej, nie łączy się rewolucji z niczym innym jak tylko z ułomnościami rządów. Kiedy katastrofy są powszechne, nieprzewidziane, jednoczesne, są zawsze sprawą opatrznościową; ponieważ nie innymi są cechy, które odróżniają dzieła Boga od dzieł ludzi. (Głośny aplauz w ławach większości.)
Kiedy rewolucje przejawiają takie symptomy, bądźcie pewni, że przychodzą z nieba, i że przychodzą z winy i dla ukarania wszystkich. Chcecie znać prawdę, całą prawdę, na temat ostatniej rewolucji francuskiej? Prawda jest taka, że w lutym nadszedł dzień wielkiego zniesienia klas społeczeństwa przez Opatrzność i że tamtego straszliwego dnia wszystkie klasy okazały się bankrutami. Tamtego dnia uległy likwidacji dzięki Opatrzności i, powtarzam, w tej likwidacji okazały się bankrutami. Powiem więcej: sama Republika, w dniu swego zwycięstwa, ogłosiła swój upadek. Republika mówiła o sobie, że ustanowi na świecie władzę wolności, równości i braterstwa, tych trzech dogmatów, które pochodzą nie z Republiki, tylko z Kalwarii. (Dobrze, dobrze!). Dobrze, panowie, co zaś uczyniła potem? W imię wolności uczyniła konieczną, ogłosiła i zaakceptowała dyktaturę; w imię równości, w imieniu przyszłych republikanów, republikanów dnia następnego, republikanów od urodzenia, wymyśliła nie wiem, jaki gatunek demokracji arystokratycznej i nie wiadomo, jaki rodzaj śmiesznych tytułów; w końcu w imię braterstwa, przywróciła braterstwo pogańskie, braterstwo Eteoklesa i Polinejkesa; bracia pożerali jedni drugich na ulicach Paryża, podczas największej bitwy w murach miasta, jaką widziały wieki. Oto tej Republice, która nazwała siebie Republiką trzech prawd, udowadniam fałsz. Oto jest Republika trzech kłamstw. (Brawo! Brawo!)
Przechodząc teraz do przyczyn rewolucji, partia progresywna we wszystkim upatruje takich samych przyczyn. Pan Cortina powiedział nam wczoraj, że rewolucje istnieją, ponieważ istnieje bezprawie i ponieważ instynkt ludów podrywa je jednakowo i spontanicznie przeciw tyranom. Wcześniej powiedział nam pan Ordax Avecilla: „Chcecie uniknąć rewolucji? Dajcie jeść głodującym.” Widać tutaj teorię partii progresywnej w całej okazałości: przyczyna rewolucji tkwi, z jednej strony, w biedzie; z drugiej – w tyranii. Panowie, ta teoria jest sprzeczna, zupełnie sprzeczna z Historią. Proszę, żeby mi przytoczono choćby jeden przykład rewolucji dokonanej i przeprowadzonej przez ludy niewolnicze lub ludy głodujące. Rewolucje są chorobami ludów bogatych; rewolucje są chorobami ludów wolnych. Świat starożytny był światem, w którym niewolnicy stanowili większość rodzaju ludzkiego; powiedzcie mi, która rewolucja została dokonana przez niewolników? (W ławach lewicy: „Rewolucja Spartakusa.”)
Najwięcej, co mogli osiągnąć tacy jak on, to podsycać niektóre wojny niewolnicze; ale głębokie rewolucje zawsze były dokonywane przez bardzo bogatych arystokratów. Nie, panowie, nie w niewolnictwie, nie w biedzie tkwi zarodek rewolucji; zarodek rewolucji mieści się w pragnieniach tłumu, roznieconych przez trybunów, którzy go wykorzystują. (Dobrze! Dobrze!) „I będziecie jak bogaci”: oto formuła rewolucji socjalistycznej przeciwko klasom średnim. „I będziecie jak szlachcice”: oto formuła rewolucji klas średnich przeciw szlachcie. „I będziecie jak królowie”: oto formuła rewolucji szlachty przeciw królom. Wreszcie, panowie, „będziecie jak bogowie”: oto formuła pierwszej rebelii człowieka przeciw Bogu. Od Adama, pierwszego buntownika, do Proudhona, ostatniego bezbożnika, taka jest formuła wszystkich rewolucji. (Bardzo dobrze! Bardzo dobrze!)
Rząd hiszpański, zgodnie ze swoją powinnością, nie chciał, aby ta formuła znalazła zastosowanie w Hiszpanii; tym mniej tego chciał, im mniej sprzyjająca była sytuacja wewnętrzna. Trzeba było zapobiec różnym ewentualnościom zarówno wewnętrznym, jak i zewnętrznym. Żeby tak nie postąpić, trzeba by było zupełnie nie znać mocy tych prądów magnetycznych, jakie promieniują z ognisk infekcji rewolucyjnej i które zatruwają wszystko na świecie. (Bardzo dobrze! Bardzo dobrze!).
Sytuacja wewnętrzna, w kilku słowach, była następująca: kwestia polityczna nie była nigdy i nie jest w żadnym razie rozwiązana; nie rozwiązuje się w tak łatwy sposób kwestii politycznych w społeczeństwach tak targanych namiętnościami. Kwestia dynastyczna nie została rozwiązana, ponieważ, chociaż prawdą jest, że jesteśmy w niej zwycięzcami, nie uzyskaliśmy rezygnacji pokonanego, która jest dopełnieniem zwycięstwa. (Brawo!) Kwestia religijna była w bardzo złym stanie. Sprawa ślubów, jak wszyscy to wiecie, była zaogniona. Pytam, panowie, zakładając, co już wykazałem, że dyktatura jest w pewnych okolicznościach uprawiona, w pewnych okolicznościach korzystna: czy byliśmy w takich okolicznościach, czy nie? Jeśli nie wystąpiły one, powiedzcie mi, jakie inne bardziej poważne pojawiły się na świecie. Doświadczenie pokazało, że rachuby Rządu i przewidywania tej Izby nie były bezpodstawne. Wszyscy to wiecie, panowie; ja wspomnę tylko o tym, ponieważ nie znoszę wszystkiego, co jest karmieniem namiętności, nie po to się narodziłem. Wszyscy wiecie, że Republikę proklamowano strzałami na ulicach Madrytu; wszyscy wiecie, że zdobyto część garnizonu w Madrycie i w Sewilli; wszyscy wiecie, że bez energicznego i aktywnego oporu Rządu, cała Hiszpania, od kolumn Herkulesa, po Pireneje, od jednego morza do drugiego, byłaby morzem krwi. I nie tylko Hiszpania. Czy wiecie, jakie nieszczęścia rozlałyby się po świecie, jeśli zatriumfowałaby rewolucja? Panowie! Kiedy myśli się o tych rzeczach, rodzi się moc, aby zawołać, że Ministerstwo, które potrafiło się przeciwstawić i zwyciężyć, jest godne swojej Ojczyzny. (Bardzo dobrze, bardzo dobrze!)
Ta sprawa skomplikowała się wraz z kwestią angielską; zanim się w nią zagłębię (i już teraz zapowiadam, że uważam to za właściwe i korzystne by zagłębić się w nią tylko na chwilę i zaraz ją opuścić), zanim się w nią zagłębię, niech Kongres mi pozwoli, abym wyłożył kilka idei ogólnych, które wydają mi się wskazane.
Panowie: zawsze wierzyłem, że ślepota jest znakiem, zarówno u ludzi, jak i u rządów i narodów, znakiem zatracenia. Wierzyłem, że Bóg zawsze zaczyna od oślepienia tych, których chce zgubić; wierzyłem, że aby nie widzieli otchłani, którą otwiera u ich stóp, zaczyna od pomieszania im w głowach. Stosując te idee do polityki ogólnej, prowadzonej od kilku lat przez Anglię i Francję, powiem tu, że od dawna przewidywałem wielkie nieszczęścia i katastrofy. Faktem historycznym, faktem sprawdzonym i niezaprzeczalnym jest, że misja opatrznościowa Francji to być narzędziem Opatrzności w propagowaniu nowych idei, tak politycznych, jak i religijnych i społecznych.
W czasach nowożytnych, trzy wielkie idee zalały Europę: idea katolicka, idea filozoficzna i idea rewolucyjna. Zatem dobrze: w tych trzech okresach, Francja zawsze stawała się człowiekiem, aby rozpowszechniać te idee. Karol Wielki uosabiał Francję, żeby propagować ideę katolicką; Wolter był uosobieniem Francji propagującej ideę filozoficzną; Napoleon uosabiał Francję, która upowszechnia ideę rewolucyjną. (Ogólne oklaski.) W ten sam sposób, sądzę, że zadanie opatrznościowe Anglii polega na utrzymywaniu właściwej równowagi moralnej w świecie, stale kontrastując z Francją. Francja jest tym, czym przypływ, a Anglia tym, czym odpływ morza. (Bardzo dobrze, bardzo dobrze!)
Załóżcie przez chwilę, że istnieje przypływ bez odpływu: morza rozlałyby się wówczas na wszystkie kontynenty; załóżcie, że istnieje odpływ bez przypływu: morza zniknęłyby z ziemi. Wyobraźcie sobie Francję bez Anglii: świat nie ruszałby się inaczej jak tylko w konwulsjach; każdy dzień miałby nową Konstytucję, każda godzina nową formę rządu. Załóżcie, że istnieje Anglia bez Francji; świat wegetowałby ciągle podług prawa czcigodnego Jana bez Ziemi[6], które jest stałym wzorem dla konstytucji brytyjskich. Co zatem oznacza współistnienie tych dwóch wielkich narodów? Oznacza, panowie, postęp ograniczany stabilizacją, stabilizację ożywianą przez postęp. (Dobrze, dobrze!)
Tak więc dobrze, panowie: od kilku lat i odwołuję się do historii współczesnej i do waszych wspomnień, te dwa wielkie narody zagubiły pamięć o swoich czynach, zapomniały o swoim opatrznościowym zadaniu w świecie. Francja, zamiast rozlewać po ziemi nowe idee, głosiła w świecie status quo: status quo we Francji, status quo w Hiszpanii, status quo we Włoszech, status quo na Wschodzie. Anglia natomiast, zamiast głosić stabilizację, głosiła wszędzie bunt: w Hiszpanii, w Portugalii, we Francji, we Włoszech i w Grecji. I jaki był tego skutek? To, co musiało się wydarzyć: obydwa narody, odgrywając role, które nigdy nie były im przypisane, odegrały je fatalnie. Francja chciała zmienić się z diabła w kaznodzieję, Anglia zaś – z kaznodziei w diabła. (Wielki i powszechny śmiech, któremu towarzyszą oklaski we wszystkich ławach.)
Oto jest, panowie, współczesna historia; ale wracając do Anglii, bo o niej mam zamiar krótko powiedzieć, proszę niebo, żeby nie spadły na nią, tak jak spadły na Francję, katastrofy, na które zasłużyła za swoje błędy; ponieważ nic nie jest porównywalne z błędem popierania wszędzie partii rewolucyjnych. O nieszczęsna! Czy nie wie, że w dniu niebezpieczeństwa partie te, mając więcej instynktu niż ona, odwrócą się od niej? Czy już się to nie stało? Musiało się stać, ponieważ wszyscy rewolucjoniści świata wiedzą, że kiedy rewolucje dzieją się naprawdę, gdy chmury się gromadzą, kiedy ciemnieją horyzonty, kiedy fale wznoszą się wysoko, okręt rewolucji nie ma innego sternika jak Francja. (Wielkie i żywe oklaski.)
Panowie, taka była polityka, prowadzona przez Anglię, czy, lepiej ujmując, przez jej Rząd i jego agentów, w ostatnim czasie. Powiedziałem i powtarzam, że nie chcę dotykać tej kwestii; skłaniają mnie do tego istotne względy. Po pierwsze, wzgląd na dobro publiczne, ponieważ powinienem oznajmić tutaj uroczyście, że pragnę jak najściślejszego związku, doskonałego przymierza między narodem hiszpańskim i narodem angielskim, który podziwiam i szanuję jako naród być może najbardziej wolny, silny i godny bycia takowym na ziemi. Nie chciałbym, zatem, rozjątrzyć tej kwestii moimi słowami i nie chciałbym również zaszkodzić czy utrudnić negocjacji. Jest też inny wzgląd, który powstrzymuje mnie przed mówieniem o tym problemie. Żeby go poruszyć musiałbym mówić o człowieku, którego byłem przyjacielem, większym niż pan Cortina; ale nie mogę mu pomóc w takim stopniu, w jakim pomagał mu pan Cortina; honor nie pozwala mi na większą pomoc niż zachowanie milczenia. (Nazwisko „Bulwer”[7] powtarza się w ławach większości.)
Pan Cortina, mówiąc o tej kwestii, niech mi pan pozwoli powiedzieć to sobie zupełnie szczerze, doznał rodzaju zawrotu głowy i zapomniał, kim jest, gdzie jest i kim my jesteśmy. Sądził, że jest adwokatem, a nim nie był, był mówcą w Parlamencie. Myślał, że mówi do sędziów, a mówił do posłów. Wierzył, że mówi w trybunale, mówił zaś w zgromadzeniu debatującym; sądził, że przemawiał w jakimś sporze, a mówił o wielkiej sprawie politycznej, narodowej, która, jeśli była sporem, to między dwoma narodami. Zatem: czy należało do pana Cortiny być adwokatem strony przeciwnej narodowi hiszpańskiemu? (Oklaski w ławach większości.) I cóż, panowie?! Czy jest to patriotyzm? To znaczy być patriotą? O nie! Wiecie, na czym polega bycie patriotą? Być patriotą, panowie, to kochać, to nienawidzić, to czuć jak kocha, jak nienawidzi, jak czuje nasza Ojczyzna. (Brawo, brawo!)
Zapowiedziałem, panowie, że dotknę tylko pobieżnie tej kwestii, co uczyniłem.
SEKRETARZ (Lafuente Alcántara): Upłynął czas regulaminowy, czy Kongres przedłuża sesję? (Wiele głosów: „Tak!”)
Ustalono przedłużenie obrad.
MARKIZ DE VALDEGAMAS: Ani okoliczności wewnętrzne, które były tak poważne, ani okoliczności zewnętrzne, które były tak skomplikowane i niebezpieczne, nie wystarczają żeby złagodzić poglądy panów, którzy siedzą w tamtych ławach. A wolność? – pytają. Więc cóż! Nie jest ona ponad wszystkim? A wolność, co najmniej ta indywidualna, czyż nie została poświęcona? Wolność, panowie! Czy wiedzą, jaką zasadę głoszą i co mówią ci, którzy wypowiadają to święte słowo? Czyż nie znają czasów, w których żyją? Czy nie doszedł do was, panowie, zgiełk ostatnich katastrof? Czy nie wiecie w tej godzinie, że wolność się skończyła? Czy nie byliście świadkami, tak jak ja byłem świadkiem oczami mej duszy, jej bolesnej męki? Więc cóż?! Nie widzieliście jej wyszydzanej, wyśmiewanej, zranionej zdradziecko przez wszystkich demagogów świata? Nie widzieliście jej, jak niosła swoją udrękę w góry Szwajcarii, brzegami Sekwany, nabrzeżami Renu i Dunaju, brzegami Tybru? Nie widzieliście, jak wchodziła na Kwirynał, który stał się jej Kalwarią? (Donośne oklaski.)
Panowie, straszliwe jest to słowo, lecz nie powinniśmy powstrzymywać się przed wypowiadaniem straszliwych słów jeśli mówią one prawdę, a ja jestem zdecydowany ją mówić. Wolność się skończyła! (Głębokie poruszenie.) Nie zmartwychwstanie ani trzeciego dnia, ani roku, ani wieku być może. Przeraża was tyrania, którą cierpimy? Małe rzeczy was przerażają; zobaczycie rzeczy większe. I tu was błagam, byście zachowali w swej pamięci me słowa, ponieważ to, co powiem, zdarzenia, które zapowiem na przyszłość bliską lub dalszą, lecz nie bardzo daleką, spełnią się co do joty. (Wielka uwaga.)
Fundament wszystkich waszych błędów, panowie (zwracając się do ław na lewicy) to niewiedza, jaki jest kierunek cywilizacji i świata. Wy uważacie, że cywilizacja i świat idą, podczas gdy one wracają. Świat, panowie, zmierza wielkimi krokami ku ustanowieniu despotyzmu, największego i najbardziej niszczącego, jaki pamiętają ludzie. Ku temu kroczy cywilizacja i ku temu kroczy świat. Wystarczy mi rozpatrzeć całokształt strasznych zdarzeń ludzkich z jedynego prawdziwego punktu widzenia: z wyżyn katolickich.
Panowie, są tylko dwa rodzaje represji: wewnętrzne i zewnętrzne, religijne i polityczne. Są one takiej natury, że kiedy temperatura religijna jest wysoka, temperatura represji jest niska, zaś kiedy temperatura religijna jest niska, termometr polityczny, represja polityczna, tyrania jest w rozkwicie. Jest to prawo ludzkości, prawo Historii. Jeśli nie, zobaczcie, czym był świat, czym było społeczeństwo przed Krzyżem; powiedzcie, czym było, gdy nie istniała represja religijna. Było to społeczeństwo tyranii i niewolników. Wymieńcie mi choćby jeden lud tamtej epoki, który nie miałby niewolników i tyranii. Jest to fakt niezaprzeczalny, bezsporny, jest to fakt oczywisty. Wolność, wolność prawdziwa, wolność wszystkich i dla wszystkich, nie przyszła na świat inaczej jak poprzez Zbawiciela świata. (Bardzo dobrze, bardzo dobrze!) To również jest fakt niezaprzeczalny, jest to fakt uznany nawet przez samych socjalistów, którzy to wyznają. Socjaliści nazywają Jezusa boskim człowiekiem, i więcej: nazywają się Jego kontynuatorami. Kontynuatorami, święty Boże! Oni, ludzie krwi i zemsty, kontynuatorami Tego, który przyszedł żeby czynić tylko dobro, który otwierał usta jedynie po to, żeby błogosławić, który czynił cuda po to, żeby uwolnić grzeszników od grzechu, umarłych od śmierci; tego, który w ciągu trzech lat dokonał największej rewolucji, jaką widziały wieki i dokonał jej nie wylawszy innej krwi jak tylko swoją! (Żywe i powszechne oklaski.)
Panowie, proszę was o uwagę; przedstawię wam teraz najcudowniejszy paralelizm, jaki oferuje nam Historia. Widzieliście, że w świecie starożytnym, kiedy represja religijna już nie mogła bardziej zelżeć, ponieważ nigdy nie istniała, represja polityczna urosła do granic możliwości, ponieważ urosła aż do tyranii. Z Jezusem Chrystusem, kiedy rodzi się represja religijna, znika zupełnie represja polityczna. Jest to tak pewne, jak to, że ustanowione przez Chrystusa i jego uczniów społeczeństwo było jedynym, które istniało bez rządu. Między Jezusem Chrystusem i jego uczniami nie było innej władzy jak miłość Mistrza do uczniów i uczniów do Mistrza. Tak więc kiedy represja wewnętrzna była zupełna, wolność była absolutna.
Kontynuujmy ten paralelizm. Przychodzą czasy apostolskie, które rozciągnę, ponieważ tak mi wygodniej, od właściwych czasów apostolskich do wejścia chrześcijaństwa na Kapitol w czasach Konstantyna Wielkiego. W tym czasie, panowie, religia chrześcijańska, czyli wewnętrzna represja religijna, osiągnęła swoje apogeum; ale chociaż osiągnęła apogeum, zdarzyło się to co zdarza się we wszystkich społeczeństwach ludzkich: zaczął rozwijać się zarodek, na razie tylko zarodek, dowolności i wolności religijnej. Panowie, zauważcie ów paralelizm; tej zasadzie spadku temperatury religijnej towarzyszy zasada wzrostu na termometrze politycznym. Nie ma jeszcze rządu, jeszcze go nie potrzeba, ale potrzebny jest już zalążek rządu. Tak więc w społeczeństwie chrześcijańskim nie było prawdziwych sędziów, tylko sędziowie arbitrzy i przyjaźni rozjemcy, którzy są zalążkiem władzy. W rzeczywistości nie było nic więcej, chrześcijanie czasów apostolskich nie mieli spraw sądowych, nie chodzili do trybunałów; rozstrzygali swoje spory za pośrednictwem rozjemców. Zauważcie, jak wraz z zepsuciem rośnie władza.
Nadchodzą czasy feudalne, i wówczas religia znajduje się wciąż w apogeum, lecz jest do pewnego stopnia zepsuta przez namiętności ludzkie. Co się dzieje, panowie, w tym czasie w świecie politycznym? Potrzebny jest już rząd realny i skuteczny, choć wystarcza nawet najsłabszy, i w ten sposób powstaje monarchia feudalna, najsłabsza ze wszystkich monarchii.
Obserwujcie dalej ten paralelizm. Nadchodzi, panowie, wiek XVI. W tym wieku, wraz z wielką reformą luterańską, z tym wielkim skandalem politycznym i społecznym, w tej samej mierze co religijnym, z tym aktem emancypacji intelektualnej i moralnej ludów, powstają następujące instytucje: na pierwszym miejscu, w jednej chwili monarchie feudalne przeobrażają się w absolutne. Będziecie sądzili, że monarchia nie może być więcej niż absolutna; władza – czy może być więcej niż absolutna? Lecz było konieczne, panowie, by temperatura polityczna jeszcze wzrosła, ponieważ temperatura religijna wciąż spadała; i w końcu [temperatura polityczna] wzrosła. I jaka powstała nowa instytucja? Instytucja stałych armii. Wiecie, panowie, czymże są stałe armie? Aby to wiedzieć, wystarczy rozumieć, czym jest żołnierz; żołnierz jest niewolnikiem w mundurze. W ten sposób widzicie, że w chwili, w której represja religijna spada, represja polityczna urasta do absolutyzmu i przekracza go. Nie wystarczało rządom być absolutnymi; zażądały i otrzymały przywilej bycia absolutnymi oraz milion ramion.
Mimo to, konieczne było, aby temperatura polityczna jeszcze wzrosła, gdyż temperatura religijna nadal spadała; tak też się stało. Jaka nowa instytucja wówczas powstała? Rządy powiedziały: „Mamy milion ramion i to nam nie wystarcza; potrzebujemy więcej, potrzebujemy miliona oczu.” I mieli policję, a wraz z policją milion oczu. Pomimo tego, temperatura polityczna i represja polityczna nadal powinny były wzrastać, ponieważ, pomimo wszystko, temperatura religijna nadal spadała; i wzrosły.
Nie wystarczyło rządom mieć miliona ramion, nie wystarczyło mieć miliona oczu; chciały posiadać milion uszu, co osiągnęły wraz z centralizacją administracyjną, poprzez którą dochodzą do rządu wszystkie żądania i wszystkie skargi.
Dobrze, panowie; nie wystarczyło i to, gdyż temperatura religijna nadal spadała i temperatura polityczna musiała wzrosnąć… Do jakichże granic, panowie!… Jednak wzrosła jeszcze bardziej.
Rządy powiedziały: „By represjonować, nie starcza milion ramion, by represjonować, nie starcza miliona oczu, nie starcza miliona uszu; potrzebujemy więcej, potrzebujemy mieć przywilej bycia w jednym czasie w każdym miejscu.” I osiągnęły to: wynaleziono telegraf. (Wielkie oklaski.)
Panowie, taki był stan Europy i świata kiedy pierwszy wybuch ostatniej rewolucji ogłosił nam wszystkim, że wciąż nie było dosyć despotyzmu w świecie, ponieważ temperatura religijna spadła poniżej zera. Dobrze, panowie, jedno z dwóch…
Obiecałem, i dochowam obietnicy, mówić dziś z pełną szczerością. (Wzmożona uwaga.)
Zatem dobrze, jedno z dwóch: albo reakcja religijna nadchodzi, albo nie; jeśli jest reakcja religijna, zobaczycie jak, w miarę wzrastania temperatury religijnej, zaczyna spadać w sposób naturalny i spontaniczny, bez żadnego wysiłku, temperatura polityczna, aż do wyznaczenia chłodnego dnia wolności ludów. (Brawo!) Lecz jeśli przeciwnie (i jest to sprawa poważna, nie ma zwyczaju skupiać uwagi zgromadzeń debatujących na kwestiach w tym stopniu, w jakim ja to dziś uczyniłem; lecz powaga wydarzeń światowych mnie usprawiedliwia, i sądzę, że wasza dobra wola również będzie umiała mnie usprawiedliwić); zatem, panowie, mówię, że jeśli temperatura religijna nadal będzie spadać, nie wiem gdzie się zatrzymamy. Ja tego nie wiem i drżę na myśl o tym. Przyjrzyjcie się analogiom, które przedstawiłem waszym oczom; jeśli kiedykolwiek represja religijna osiągnęła apogeum, nie był potrzebny żaden rząd, zatem kiedy represja religijna przestanie istnieć, żaden rodzaj rządu nie wystarczy; żadnego despotyzmu nie będzie zbyt mało. (Głębokie poruszenie.)
Panowie, oto wkładanie palca w ranę; oto jest kwestia Hiszpanii, kwestia Europy, kwestia ludzkości, kwestia świata. (Pewnie, pewnie!)
Rozważcie pewną rzecz, panowie. W świecie antycznym tyrania była drapieżna i niszcząca, a jednakowoż, ta tyrania była fizycznie ograniczona, gdyż wszystkie Państwa były małe i ponieważ z tego powodu stosunki międzynarodowe były niemożliwe; w konsekwencji w starożytności nie można było mieć tyranii na wielką skalę, poza jedną: tą Rzymu. Lecz dziś, panowie, jakże zmieniły się rzeczy! Panowie: drogi zostały przygotowane dla gigantycznego tyrana, kolosalnego, uniwersalnego, ogromnego; wszystko zostało przygotowane dla niego; panowie, przyjrzyjcie się dobrze; nie ma oporów, ani fizycznych ani moralnych; nie ma oporów fizycznych, ponieważ kiedy są statki parowe i drogi z żelaza nie ma granic; nie ma oporów fizycznych, ponieważ kiedy jest telegraf elektryczny nie ma odległości i nie ma oporów moralnych, ponieważ wszystkie dusze są podzielone, a wszelkie patriotyzmy są martwe. Powiedzcie mi zatem, czy mam czy nie mam racji kiedy trapię się o bliską przyszłość świata; powiedzcie mi, czy traktując o tej kwestii, nie traktuję o kwestii prawdziwej. (Poruszenie.)
Jedna rzecz może uchronić od katastrofy; jedna i żadna inna; nie uniknie się katastrofy poprzez dawanie większej wolności, większych gwarancji, nowych konstytucji; unikniemy jej starając się wszyscy, tak daleko jak to możliwe, wywołać reakcję uzdrawiającą, religijną. A więc dobrze: czy możliwa jest ta reakcja? Możliwa jest ona; lecz czy jest prawdopodobna? Panowie, mówię tu z najgłębszym smutkiem, nie uważam jej za prawdopodobną. Widziałem, panowie, i poznałem wiele jednostek, które odeszły od wiary i powróciły do niej; na nieszczęście, panowie, nie widziałem nigdy żadnego ludu, który by powrócił do wiary po jej uprzednim opuszczeniu.
Jeśliby nawet pozostawała mi jakaś nadzieja, rozwiałyby ją, panowie, ostatnie wydarzenia w Rzymie; i powiem tutaj dwa słowa o kwestii, o której traktował również pan Cortina.
Panowie, wydarzenia rzymskie nie mają nazwy. Jak byście je nazwali, panowie? Nazwalibyście je żałosnymi? Wszystkie, które przytoczyłem są żałosne; one są czymś więcej. Nazwalibyśmy je okropnymi? Panowie, te wydarzenia były przede wszystkim horrorem.
Był w Rzymie, i nie ma go tam więcej, na tronie wielce szacownym, mąż wielce sprawiedliwy, mąż najbardziej ewangeliczny tej ziemi. Co zrobił Rzym temu mężowi ewangelicznemu, temu mężowi sprawiedliwemu? Co zrobiło miasto, w którym rządzili herosi, Cezarowie i Pontyficy? Zamieniło tron Pontyfików na tron demagogów. Zbuntowane przeciw Bogu, upadło do kultu sztyletu. To właśnie uczyniło. Sztylet, panowie, sztylet demagogiczny, krwawy sztylet, oto jest dziś bożek Rzymu. Oto jest bożek, który obalił Piusa IX. Oto jest bożek, który wpuścił na ulicę karaibskich żołnierzy. Powiedziałem karaibskich? Powiedziałem źle, gdyż Karaibowie są dzicy, lecz Karaibowie nie są niewdzięczni. (Głośne oklaski.)
Panowie, obiecałem mówić z całą szczerością i powiem. Mówię, że konieczne jest, by król Rzymu powrócił do Rzymu lub by nie ostał się z Rzymu, choć to ciąży panu Cortina, kamień na kamieniu. (Z ław większości: <<Bardzo dobrze, bardzo dobrze!>>)
Świat katolicki nie może pozwolić i nie pozwoli na ewentualne zniszczenie chrześcijaństwa przez jedno jedyne miasto, oddane obłędowi szaleństwa. Cywilizowana Europa nie może pozwolić, i nie pozwoli, na zniszczenie, panowie, kopuły budynku cywilizacji europejskiej. Świat, panowie, nie może pozwolić, i nie pozwoli, by Rzym, to święte miasto, przyzwolił na objęcie tronu przez nową i obcą dynastię, dynastię zbrodni. (Brawo!) I niech się nie mówi, panowie, jak mówi pan Cortina, jak mówią w gazetach i przemówieniach panowie, którzy siedzą na tamtych ławach (Zwraca się do lewicy), że są tam dwie kwestie, jedna doczesna i druga duchowa, i że sprawa była między doczesnym królem a jego ludem; niech się nie mówi, że Pontyfikat wciąż istnieje. Dwa słowa w tej kwestii: dwa słowa wszystko wytłumaczą.
Bez cienia wątpliwości, władza duchowa jest główną w Papieżu; doczesna jest akcesorium; lecz to akcesorium jest niezbędne. Świat katolicki ma prawo wymagać, by wyrocznia jego dogmatów była wolna i niezależna; świat katolicki nie może mieć pewnej nauki, tak jak jest konieczne, od której jest niezależny i wolny, jeśli nie jest suwerenny, gdyż tylko suweren nie zależy od nikogo. (Bardzo dobrze, bardzo dobrze!). W konsekwencji, panowie, kwestią suwerenności, która wszędzie jest kwestią polityczną, jest w Rzymie ponadto kwestią religijną; lud, który chce być suwerenem wszędzie, nie może być nim w Rzymie; zgromadzenia konstytucyjne, które chcą istnieć wszędzie nie mogą istnieć w Rzymie; w Rzymie nie może być władzy konstytucyjnej poza władzą już ukonstytuowaną. Rzym, panowie, Państwo Kościelne nie należy do Rzymu, nie należy do Papieża; Państwo Kościelne należy do świata katolickiego; świat katolicki przyznał je Papieżowi tak by był wolny i niezależny, i sam Papież nie może wyrzec się swej suwerenności, ze swej niezależności. (Ogólne oklaski.)
Panowie, zakończę, ponieważ Kongres jest bardzo zmęczony i ja jestem również. (Różne głosy: <<Nie, nie!>>) Panowie, szczerze, muszę ogłosić tutaj, że nie mogę przedłużać dalej, ponieważ drętwieją mi już usta i był to cud, że mogłem w ogóle mówić; lecz najważniejsze, co miałem powiedzieć zostało tu powiedziane.
Po zajęciu się trzema kwestiami zagranicznymi, o których mówił pan Cortina, powracam, by konkludować, do kwestii wewnętrznej. Panowie, od początku świata aż do dzisiaj było rzeczą dyskusyjną, czy aby uniknąć rewolucji i powstań lepszy jest system oporu czy system koncesji; lecz szczęśliwie, panowie, to, co było problemem od pierwszego roku stworzenia, aż do roku 48-ego [1848], w roku łaski 48-mym nie jest to już dłużej, bowiem jest to rzecz rozstrzygnięta; ja, panowie, jeśli pozwolą mi na to obolałe usta, dokonam przeglądu wydarzeń od lutego, aż do teraz, które utwierdzają nas w pewności. Zadowolę się właściwie wspomnieniem dwóch: we Francji, Monarchia, która się nie oparła, została zwyciężona przez Republikę, która ledwie miała siłę, by się ruszać, a Republika, która ledwie miała siłę by się ruszać, zwyciężyła socjalizm, ponieważ się opierała.
W Rzymie, to drugi przykład, który tu przytaczam, co nastąpiło? Nie było tam waszego modelu? Powiedzcie mi: jeśli bylibyście malarzami i chcielibyście namalować portret króla, znaleźlibyście model, którego oryginałem nie byłby Pius IX? Panowie, Pius IX chciał być, tak jak jego boski Mistrz, wielki i hojny; odnalazł wygnanych ze swego kraju i podał im rękę i zwrócił ich ojczyźnie; byli reformiści i dał im reformy; byli liberałowie i uczynił ich wolnymi; każde jego słowo było dobrodziejstwem; i teraz, panowie, powiedzcie mi: czy jego dobrodziejstwa nie równają się, jeśli nie przewyższają, jego nikczemności? I w obliczu tego kwestia systemu koncesji nie jest rzeczą rozstrzygniętą? (Bardzo dobrze, bardzo dobrze!)
Panowie, jeśli dziś mielibyśmy zająć się głosowaniem, wyborem między wolnością, z jednej strony, a dyktaturą, z drugiej, nie byłoby zupełnie nieporozumienia; któż, mogąc uściskać się z wolnością, padłby na kolana przed dyktaturą? Ale to nie jest kwestia. Wolność nie istnieje, to fakt w Europie; rządy konstytucyjne, które ją reprezentowały, nie są niczym jak tylko ramą, szkieletem bez życia. Wspomnijcie jedną rzecz, wspomnijcie o imperialnym Rzymie. W imperialnym Rzymie istnieją wszystkie instytucje republikańskie: istnieją wszechwładni dyktatorzy, istnieją nietykalni trybuni, istnieją rodziny senatorskie, istnieją szacowni konsulowie, wszystko to istnieje; nie brakuje niczego poza jedną kwestią: brakuje samej Republiki, bo jest o jednego człowieka za dużo u władzy. (Bardzo dobrze, bardzo dobrze!)
Zatem takie są rządy konstytucyjne prawie w całej Europie; bez myślenia o tym, bez wiedzy o tym, pan Cortina wykazał to owego dnia. Nie mówił nam jego wielmożność, że woli, i słusznie, to co mówi Historia od tego, co mówią teorie? Odwołuję się do Historii. Czym są, panie Cortina, te rządy ze swoimi uprawnionymi większościami, zwyciężane zawsze przez niespokojne mniejszości; z ich ministrami odpowiedzialnymi, którzy za nic nie odpowiadają; ze swoimi nietykalnymi królami, których nietykalność jest zawsze pogwałcona? Zatem, panowie, kwestia, jak mówiłem wcześniej, nie jest pomiędzy wolnością a dyktaturą; jeśliby była pomiędzy wolnością a dyktaturą, ja głosowałbym za wolnością, tak jak i wszyscy, którzy tutaj zasiadamy. Lecz kwestia jest taka, i konkluduję: chodzi o wybór pomiędzy dyktaturą powstańczą a dyktaturą Rządu; postawiony w tej sytuacji, wybieram dyktaturę Rządu, jako mniej ciążącą i mniej obraźliwą. (Oklaski w ławach większości.)
Chodzi tu o wybór pomiędzy dyktaturą, która pochodzi z dołu i dyktaturą, która przychodzi z góry: ja wybieram tę, która przychodzi z góry, ponieważ pochodzi z rejonów czystszych i jaśniejszych; chodzi o wybór, w końcu, pomiędzy dyktaturą sztyletu i dyktaturą szabli: ja wybieram dyktaturę szabli, gdyż jest bardziej szlachetna. (Brawo, brawo!) Panowie, głosując podzielimy się w tej kwestii, i podzieliwszy się, będziemy konsekwentni. Wy, panowie, będziecie głosować jak zawsze, za tym, co najbardziej popularnie; my, panowie, jak zawsze, będziemy głosować za tym, co najzdrowsze.
(Ogromne poruszenie po przemówieniu. Mówca otrzymuje gratulacje od niemal wszystkich deputowanych Kongresu.)
Juan Donoso Cortes Discursos políticos Editorial Tecnos, Madrid 2002
Tłumaczenie: Natalia Łuczyńska, Wojciech Przybylski
Przypisy: Wojciech Przybylski
[1] [przyp. tłum.] Karta Konstytucyjna przyjęta 4 czerwca 1814 r. przez Ludwika XVIII
[2] [przyp. tłum.] Karta Konstytucyjna przyjęta 14 sierpnia 1830 r. przez Ludwika Filipa
[3] [przyp. tłum.] Habeas Corpus Act – ustawa angielska (1679) zakazująca organom państwa aresztowania obywatela bez nakazu sądu.
[4] [przyp. tłum.] Bill d’attainder („prawo do zatrzymania” – ang.) – prawo do ukarania osoby lub grupy osób bez przeprowadzenia procesu
[5] [przyp. tłum.] rewolucja lutowa 1848
[6] [przyp. tłum.] mowa tu o Wielkiej Karcie Swobód z 1215r.
[7] Bulwer, ambasador angielski w Hiszpanii, został oskarżony przez rząd Narvaeza o uczestnictwo w rewoltach w marcu i maju 1848 roku. Spowodowało to jego wydalenie z Hiszpanii, na które rząd angielski natychmiast odpowiedział usunięciem ambasadora hiszpańskiego z ziem brytyjskich.
**
Foto: Prawa autorskie Wood Chess – Disadvantages. Dziękujemy za udzielenie licencji.