Niewielkie nadzieje
Jane Austen w liście do swojej siostrzenicy Anny napisała kiedyś: Trzy lub cztery rodziny w wiosce to dobry materiał do dalszej pracy. Rowling w swojej najnowszej książce realizuje ten plan z nawiązką, rysując polifoniczną panoramę […]
Jane Austen w liście do swojej siostrzenicy Anny napisała kiedyś: Trzy lub cztery rodziny w wiosce to dobry materiał do dalszej pracy. Rowling w swojej najnowszej książce realizuje ten plan z nawiązką, rysując polifoniczną panoramę miasteczka, przeskakując od postaci do postaci. Ten, kto spodziewa się magii, srogo się zawiedzie. Zamiast magii dostanie raczej Dickensa.
Można wyobrazić sobie przynajmniej kilka sposobów pisania o książce Trafny wybór. Najczęściej wspomina się o niej w kontekście wcześniejszej twórczości autorki, czyli sagi o chłopcu, którego–imienia–nie–będę–wymawiać. Już pierwsze zdanie recenzji autorstwa sławnej krytyczki literackiej, piszącej dla „New York Timesa”, Michiko Kakutani, brzmi: Nowa powieść J.K. Rowling, The Casual Vacancy, przenosi nas w świat Mugoli – tak daleko od zaczarowanego świata Harry’ego Pottera, jak to tylko możliwe. Theo Tait w „Guardianie” dodaje Mieszkańcy Pagford (…) to w większości okropni Mugole, bardziej realistyczna wersja Dursleyów (czyli wujostwa z sagi o sami-wiecie-kim). Jeden z komentatorów zasugerował, że książka mogłaby nosić tytuł Mugglemarch (Marsz mugoli), takim też tytułem opatrzył swój tekst o powieści Ian Parker z „New Yorkera”.
Nic w tych analogiach zaskakującego – najbardziej nieprzyjemni z bohaterów Trafnego wyboru są rzeczywiście podobni do Dursleyów (a także do pani Dulskiej i całej galerii literackich kołtunów i filistrów) i porównanie narzuca się samo. Jednak „wcześniejsza twórczość” to jedna z najpopularniejszych literackich serii dla dzieci i młodzieży w historii wszechświata, a „nowa powieść” to historia dla dorosłych, z zacięciem społecznym. Jedyny związek intencjonalny, na który wskazuje sama autorka, jest natury znacznie bardziej ogólnej. Moralność i śmiertelność – to dwie rzeczy, na punkcie których mam obsesję – mówi Rowling w wywiadzie z „New Yorkerem”. Nie ona jednak pierwsza i nie ostatnia – znów nie ma chyba sensu szukać powiązań tak generalnych, że aż niezauważalnych. Zapomnijmy więc na chwilę, z kim mamy do czynienia.
Można też pisać o Trafnym wyborze jako o bestsellerze (125 tysięcy sprzedanych kopii przez trzy pierwsze dni, w ciągu trzech tygodni od premiery światowa sprzedaż osiągnęła milion), ale nie jest to przecież książka, która wiele by nam mówiła o współczesnych trendach, o społecznych gustach i przekonaniach. Trudno byłoby ją traktować jak popkulturowy fenomen (taki jak poprzednie powieści Rowling, Zmierzch czy Pięćdziesiąt twarzy Greya), gdyż oczywistym jest, że to nie temat przyciąga czytelników, lecz nazwisko autorki. A w kontekście Rowling o współczesnych trendach, społecznych gustach i przekonaniach pisano aż zanadto. O nich też na chwilę teraz zapomnijmy.
Co chyba istotniejsze, można pisać o Trafnym wyborze w kontekście historii społecznie zaangażowanej sztuki na Wyspach albo wręcz, mówiąc najogólniej, w kontekście politycznym, jako o głosie w dyskusji o państwie opiekuńczym, o pomocy społecznej i nierównościach klasowych w Wielkiej Brytanii. I być może nawet trzeba pisać o tej książce także w ten sposób, choćby po to, by zaoponować przeciw głosowi urażonej klasy średniej, widzącej w powieści Rowling 500-stronicowy manifest socjalistyczny, udający, że jest literaturą (recenzja Jana Moira z „The Daily Mail”). Oponuję – nie dlatego jednak, że szczególnie lubię 500-stronicowe socjalistyczne manifesty, nie dlatego, że zgadzam się z sugerowaną w Trafnym wyborze wizją społecznego porządku (notabene nieco bardziej wycieniowaną, niż chciałby recenzent angielskiego dziennika), ale dlatego, że nie tylko wielka, ale nawet po prostu niezła, zajmująca literatura jest zawsze czymś więcej niż manifestem i to nie polityczne deklaracje mnie w niej interesują.
Opowieść dzieje się w prowincjonalnym lecz uroczym angielskim miasteczku Pagford i rozpoczyna się od trupa. Na parkingu przed klubem golfowym umiera Barry Fairbrother (nazwisko jest znaczące, Barry będzie jedynym z bohaterów, w którego fairness nie przyjdzie nam wątpić – pewnie dlatego, że facet od trzeciej strony nie żyje), ojciec rodziny, szkolny instruktor wioślarstwa i radny gminy. Po jego śmierci w radzie powstaje „tymczasowy wakat” (oryginalny tytuł powieści), czyli – jak dowiadujemy się z motta zaczerpniętego z biblii brytyjskich samorządowców, Administracji samorządowej Charlesa Arnolda-Bakera – sytuacja, która ma miejsce, gdy radny organu samorządowego w terminie nie przejmie oficjalnie mandatu, gdy z mandatu zrezygnuje lub gdy po prostu umrze.
Zarzewiem głównego konfliktu, który od lat toczy się w radzie jest Fields – osiedle położone w połowie drogi między małym, zamożnym, mieszczańskim Pagford a sąsiednim, większym miastem Yarvil. Tanie budynki komunalne zamieszkali biedniejsi przedstawiciele working class (a raczej głównie not-working class), których kolejne pokolenia malują graffiti, niszczą autobusowe przystanki, piją, biorą narkotyki, rozmnażają się w niekontrolowany sposób i „Bóg wie, co jeszcze”. Co gorsza, młodzież z Fields znalazła się w rejonie Anglikańskiej Szkoły Podstawowej imienia Świętego Tomasza i, częściowo przynajmniej, wmieszała w spokojne, grzeczne środowisko pagfordczyków.
Z Fields właśnie pochodził Barry Fairbrother, żywy dowód awansu społecznego, główny orędownik zachowania kłopotliwego osiedla w granicach Pagford i wspierania znajdującego się tam ośrodka odwykowego. Jego śmierć to okazja dla frakcji konserwatywnej: jeśli zastąpi go zwolennik świętego spokoju, Radzie uda się przegłosować zmianę granic gminy i pozbyć problematycznego terenu. Główny przeciwnik Barry’ego, sklepikarz Howard Mollison, dla którego Pagford jest wszystkim, a reszta świata – niepotrzebnym kłopotem, namawia do kandydowania swojego syna Milesa. W wyborach przyjdzie mu się zmierzyć z wicedyrektorem lokalnego liceum, Colinem Wallem, zwanym „Przegródką”, który chce kontynuować misję przyjaciela, sam jest jednak kryjącym mroczny sekret, znerwicowanym wrakiem człowieka, i z Simonem Price’m, agresywnym facetem, który i Pagford, i cały świat ma tak samo gdzieś, za to chętnie zarobiłby na boku parę groszy.
Kandydaci do rady to dopiero kilka z długiej listy postaci – poznajemy ich żony, kochanki, ich kolegów, współpracowników, ich dzieci – w sumie siedem rodzin, około trzydziestu bohaterów. Kandydaci zostają zgłoszeni do wyborów, lecz po pewnym czasie na internetowej stronie rady gminy zaczynają pojawiać się kompromitujące ich (i ich stronników) notki, podpisane nickiem „Duch Barry’ego Fairbrothera”. Kto je pisze? Zainteresowani szukają winnych wśród konkurentów, my od początku wiemy, kto za nimi stoi, wiemy, że jest jeszcze w Pagford inny świat: świat nastolatków.
To wśród nich Rowling czuje się najlepiej, ich nie ocenia pochopnie i dobrze chyba rozumie, dzięki czemu w większości to nastolatki właśnie wydają się najbardziej pełnokrwistymi postaciami w książce. W ich widzeniu świata – świata urządzonego głupio, nielogicznie, beznadziejnie – najważniejsze jest znalezienie punktu zaczepienia, swojego miejsca, jakiejś prawdy. Najwyraźniej mówi o tym Fats Wall, syn wicedyrektora, mający obsesję na punkcie stworzonej przez siebie koncepcji „autentyczności”: gardzi ludźmi, którzy wstydzą się tego, kim są, przyciąga go wszystko, co „brzydkie, lecz szczere”, swoje działania rozważa pod kątem wierności samemu sobie, nie przejmując się tym, kogo po drodze skrzywdzi.
Ale to samo dotyczy jego najbliższego kumpla Andrew Price’a, który punkt zaczepienia znajduje w miłości do Gai, dziewczyny, do której wstydzi się nawet odezwać. To samo dotyczy Gai, która musiała przeprowadzić się do Pagford z Londynu, lecz mentalnie tam została, w ramionach chłopaka, który dawno zaczął sypiać z innymi. To samo dotyczy wybranej przez Gaię na koleżankę Sukhvinder Jawandy, córki sikhijskich emigrantów, brzydszej i mniej zdolnej od starszego rodzeństwa, której jedynym ukojeniem jest ból, który zadaje sobie przy pomocy żyletek. To samo dotyczy wreszcie jej koleżanki z drużyny wioślarskiej, Krystal Weedon, dziewczyny z Fields – matka narkomanka, ojciec nieznany – którą poznajemy jako rozwrzeszczaną, puszczalską pannę w stringach wystających spod dresowych spodni, a która w przejmujących, ostatnich scenach wyrośnie na tragiczną heroinę.
O nich jest ta książka – o ich dorastaniu złamanym przez skomplikowany, unurzany w kłamstwie świat dorosłych, o ich pozornej niewinności, która zabarwiona jest okrucieństwem, o zagubieniu, którego przynależność klasowa i sytuacja ekonomiczna są tylko elementem, nie determinantą – bo trochę wszystko jedno, czy nie słucha cię matka heroinistka, czy pozornie całkiem normalni, mieszczańscy rodzice, czy nawet matka – opiekunka społeczna, która w kontakcie z podopiecznymi wyczerpuje całe swoje zasoby zrozumienia i troski. Byłoby pięknie, gdyby w świecie dzieciaków z Pagford i Fields największym zagrożeniem był Lord Voldemort, gdyby mogli zaklęciem wezwać patronusa, który ich ochroni, gdyby wybór między dobrem a złem był oczywisty. W swojej pierwszej powieści dla dorosłych J.K. Rowling nie uspokaja jednak nierelatywną aksjologią, nie pozostawia złudzeń: nie ma magii. Są nieszczęścia – i za drzwiami ładnych, i brzydkich domów.
J.K. Rowling, Trafny wybór, przeł. Anna Gralak, Wydawnictwo Znak, Kraków, 2012.