(Nie)moc Kościoła
Rolą Kościoła katolickiego są przewodnictwo i zaangażowanie w sprawy tego świata. Dlaczego więc tego nie robi albo robi to tak nieudolnie? Żeby zrozumieć obecną (nie)moc, trzeba na instytucje katolickie spojrzeć przez pryzmat debaty, której przesilenie […]
Rolą Kościoła katolickiego są przewodnictwo i zaangażowanie w sprawy tego świata. Dlaczego więc tego nie robi albo robi to tak nieudolnie? Żeby zrozumieć obecną (nie)moc, trzeba na instytucje katolickie spojrzeć przez pryzmat debaty, której przesilenie przypadło na XIX wiek. Prezentujemy fragment artykułu Sławomira Szczepaniaka z najnowszego numeru Res Publiki pt. Boże igrzysko.
Nie trzeba studiować żywotów Hinkmara (ministra Karola Łysego), Ximensa (Wielkiego Inkwizytora Kastylii i doradcy króla Ferdynanda Katolickiego), kardynała Richelieu (pierwszego ministra Ludwika XIII), jego następcy kardynała Mazzariniego czy pamiętników kardynała Retza, Talleyranda, by zdać sobie sprawę, jak potężny wpływ w historii wywarł Kościół instytucjonalny na politykę i przemiany zachodzące w świecie. Hierarchowie wskazywali kierunki rozwoju, drogi duchowej przemiany oraz nazywali potencjalne zagrożenia. Wszystko w duchu nakazu: „Idźcie i czyńcie sobie Ziemię poddaną”.
Jeszcze nie tak dawno widzieliśmy księży zasiadających w parlamentach: l’Abbé Lemire’a, rzecznika robotników, sprawującego mandat deputowanego do parlamentu za III Republiki nieprzerwanie od 1893 roku aż do śmierci w 1928; słynnego Kościół w wielkiej polityce założyciela schronisk dla najuboższych l’Abbé Pierre’a, zasiadającego w parlamencie od 1945 do 1951 roku, czy kanonika Felixa Kira, mera Dijon i deputowanego do parlamentu od 1953 do 1967 roku.
Jednak to polityczne i społeczne zaangażowanie hierarchii obecnie osłabło, nie jest widoczne w przestrzeni publicznej, a nawet bywa potępiane przez Stolicę Apostolską. Szczególnie wyraźnie było to widać w marcu 1983 roku, gdy ówczesny papież Jan Paweł II udał się w podróż do ośmiu krajów Ameryki Środkowej. W Nikaragui, gdzie sandiniści obalili dyktatora Somozę, który wraz z rodziną rządził przez 43 lata, chciano wykorzystać tę wizytę do politycznego umocnienia nowej władzy. Do rządu nikaraguańskiego weszło wtedy czterech lewicujących księży. W czasie powitania na lotnisku w Managui Ernesto Cardenal, mnich z Zakonu Trapistów, poeta, starszy pan o drobnej posturze, z długą, siwą brodą, mianowany ministrem kultury, ukląkł, chcąc ucałować pierścień, na znak jedności i poddania, ale papież nie tylko nie podał mu ręki, lecz także groził palcem jak krnąbrnemu dziecku. Czy ten gest oznacza, że Kościół hierarchiczny całkowicie abdykował z misji politycznej?
Communio vs. Lud Boży
Wprawdzie sobór watykański II w Konstytucji o Kościele w świecie współczesnym deklaruje współpracę Kościoła ze światem współczesnym dla dobra człowieka, dziś jednak dokumenty soborowe są poddawane kolejnym zabiegom interpretacyjnym. W punkcie pierwszym wspomnianej konstytucji czytamy: „Radość i nadzieja, smutek i trwoga ludzi współczesnych, zwłaszcza ubogich i wszystkich cierpiących, są też radością i nadzieją, smutkiem i trwogą uczniów Chrystusowych; i nie ma nic prawdziwie ludzkiego, co nie miałoby oddźwięku w ich sercu. Ich bowiem wspólnota składa się z ludzi, którzy zespoleni w Chrystusie, prowadzeni są przez Ducha Świętego w swym pielgrzymowaniu do Królestwa Ojca i przyjęli orędzie zbawienia, aby przedstawiać je wszystkim.
Z tego powodu czuje się ona naprawdę ściśle złączona z rodzajem ludzkim i jego hierarchią”. Zgodnie z tą deklaracją mamy prawo myśleć, że Kościół przeżywa tę samą troskę, którą żyją wszyscy ludzie, zmagający się w świecie ze swoją egzystencją. Konstytucja nie mówi o konfrontacji ze współczesnym światem, ale o współpracy ze względu na dobro człowieka. Kościół uznaje swoją ludzką wrażliwość i kruchość, konieczność zakorzenienia w świecie i uczestnictwa w sprawach ludzkich. Przedstawiając się jako „wspólnota (…) ludzi, którzy zespoleni w Chrystusie prowadzeni są przez Ducha Świętego w swym pielgrzymowaniu do Królestwa Ojca…”, uznaje równość wszystkich stanowiących Kościół ze względu na wspólny chrzest i powołanie, którym jest głoszenie światu orędzia zbawienia.
Misją Kościoła jest czynić świat „bardziej ludzkim”. Ale już na synodzie w 1985 roku z okazji 20. rocznicy soboru watykańskiego II pojawiły się głosy krytyki soborowego pojęcia „Ludu Bożego”, czyli owej równości i ludzkiego charakteru wspólnoty. Pojęcie to zostało uznane za zbyt krytyczne w stosunku do hierarchii Kościoła. Synod przywołał pojęcie „communio” i podkreślił konieczność ścisłego związania wspólnoty z hierarchią i nadania jej odpowiedniej struktury. Etymologicznie „communio” pochodzi od rzeczownika „munus”, który znaczy „obowiązek”, „zadanie”, „powinność”, oraz przyimka „cum”, czyli „współ-”, „z”, co można tłumaczyć jako „współuczestniczenie w powinności”. Znamienne jest również, że łaciński rdzeń słowa „communio” – „mun” – można oddać jako obwarowanie, szaniec, mur, twierdzę. To przesunięcie akcentów, czy raczej znaczeń, z otwartej wspólnoty Ludu Bożego pielgrzymującego do Królestwa Ojca, Królestwa Wolności, Miłości, Sprawiedliwości i Pokoju, na wspólnotę obowiązku, obwarowaną murem, przypominającą twierdzę, jest bardzo wyraźnym zwrotem w kierunku centralizacji Kościoła. Proces ten będzie wyrażał się przez określenie zakresu władzy poszczególnych konferencji episkopatów (wymagana jest całkowita jednomyślność), publikację Katechizmu Kościoła Katolickiego itd.
Władza skrępowana
Ogłaszając dogmat o nieomylności, sobór watykański I uroczyście zadekretował absolutyzm władzy papieskiej w całym Kościele. Tak jakby wszystko zaczynało się i kończyło na jednym człowieku. Sobór watykański II, dążąc do zrównoważenia władzy w Kościele, ogłosił eklezjalność Kościołów lokalnych, tzn. uznał każdą diecezję za Kościół w całej pełni, a nie za administracyjną prowincję. Tym samym zyskali bardzo na znaczeniu biskupi diecezjalni jako posiadający pełną władzę w swojej diecezji. Jednak władza ta w praktyce jest bardzo skrępowana: biskup jest mianowany przez papieża, zakres jego władzy jest ściśle określony przez władzę papieską (mimo deklarowanej niezależności mamy do czynienia z rodzajem władzy delegowanej).
Z pewnymi zastrzeżeniami wynikającymi ze specyfiki regionu czy kraju – można powiedzieć, że w obecnej strukturze papież ma władzę całkowitą i bezpośrednią nad każdym ochrzczonym i całą strukturą Kościoła. Dla celów praktycznych biskup może wykonywać władzę w zakresie, który został mu powierzony przez władzę papieską. Bywają sytuacje, w których Stolica Apostolska odrzuca i zmienia decyzje biskupa miejsca. Podobnie funkcjonuje proboszcz w swojej parafii. Na każdym poziomie istnieją rady (diecezjalne, parafialne, ekonomiczne i duszpasterskie), których rola jest jednak wyłącznie konsultacyjna. Kościół ukazuje się jako instytucja scentralizowana, funkcjonująca poza, stanowiącą podwaliny społecznej doktryny Kościoła, zasadą subsydiarności, która „głosi, że społeczność wyższego rzędu nie powinna ingerować w wewnętrzne sprawy społeczności niższego rzędu, pozbawiając ją kompetencji, lecz raczej winna wspierać ją w razie konieczności i pomóc w koordynacji jej działań z działaniami innych grup społecznych dla dobra wspólnego”.
Jan XXIII, zwołując sobór, powiedział: „Czas strząsnąć imperialny kurz, który od czasów Konstantyna osiadł na tronie świętego Piotra”. Wydaje się jednak, że kurz ten nieustannie powraca, dlaczego? (…)
Fragemnt artykułu pod tym samym tytułem opublikowany został w 210. numerze Res Publiki Nowej pt. Boże igrzysko.