Nie róbmy polityki. Lepmy pierogi
Wybory samorządowe za nami. Zakończyła się także zasługująca na słowo komentarza kampania partii rządzącej. Nie róbmy polityki. Budujmy drogi, budujmy boiska, budujmy Polskę. To chwyta za serce. Czy ktokolwiek nie chce nowych dróg, szkół, szybszego […]
Nie róbmy polityki. Budujmy drogi, budujmy boiska, budujmy Polskę. To chwyta za serce. Czy ktokolwiek nie chce nowych dróg, szkół, szybszego internetu? Czy nie dosyć mamy partyjnych sporów, secesji tych czy owych, obrażania się polityków na siebie, słowem – wojny polsko-polskiej? Otóż mamy dosyć, co z jednej strony potwierdza niezachwycająca frekwencja, z drugiej – sondaże, zgodnie z którymi Polacy uważają, że poziom agresji w polityce krajowej jest wyższy niż za granicą. Nic dziwnego, że niezawodni platformerscy spece od marketingu postanowili to wykorzystać. Tym razem przegięli.
Z billboardów spoglądał na nas zapatrzony w świetlaną przyszłość premier. Nie jest urzędnikiem służby cywilnej, tylko szefem najpotężniejszej siły politycznej w RP. Od kilkudziesięciu lat robi politykę, w ostatnich latach – wreszcie skutecznie. To, że deklaruje chęć budowy dróg czy szkół, jest wyborem określonej polityki infrastrukturalnej, społecznej czy innej. Dlaczego zatem jego partia wybrała tak dziwaczne hasło?
Sprawa wydaje się prosta. Chodziło o to, żeby przekonać obywateli, że, po pierwsze, pewne kierunki rozwoju kraju są oczywiste i nie wymagają debaty, po drugie – że tylko zwycięstwo PO gwarantuje realizację tych oczywistości. Politykę przeciwstawia się realnemu działaniu. Jeśli przegramy wybory, to – zdaje się mówić Tusk – inni będą robić politykę, czyli nowych dróg i mostów nie będzie. Platforma = działanie, inni = gadanie. Przyznaję, majstersztyk!
Zastanówmy się nad konsekwencjami wykraczającymi poza horyzont ostatnich wyborów. Platforma wygrała, czym umocniła swoją pozycję partii władzy. Będzie jej jeszcze łatwiej krytykować “polityków”, którzy, z racji tego, że nie będą u władzy, będą mogli tylko gadać. Może to osłabić nie tylko siłę działających obecnie partii opozycyjnych, ale i utrudnić pojawienie się nowych graczy. Może to również jeszcze zmniejszyć frekwencję – bo niby po co głosować w wyborach, których wynik jest z góry przesądzony? Myślę, że przy okazji następnych wyborów jeszcze więcej Polaków pozostanie w domu. Będą lepić pierogi.