Nesterowicz: Pomnik dla arcyzdrajcy
By spełnić marzenia o Polsce od morza do morza potrzebujemy zdrady
Naród potrzebuje bohaterów. Ludzi z krwi i kości. Karmi nimi wspólną duszę. Narodową dumę.
My też mamy bohaterów. Z początku rycerskich, nieulękle broniących Niemczy i rozbijających w pył Krzyżaków w największej (niektórzy twierdzą, że jedynej prawdziwie zwycięskiej) bitwie naszej historii. Potem szlacheckich, ugruntowanych – a może stworzonych – na łamach sienkiewiczowskich powieści. To jednak bohaterowie historyczni, mityczni wręcz. Zbyt odlegli, by pożywić duszę łaknącą świeżego etosu. Stąd bliżsi są nam powstańcy kościuszkowscy, listopadowi i styczniowi. Z nimi jednak też jest problem, brakuje wyraźnych postaci, z którymi można by się utożsamiać. Kościuszko sam jeden polskiej duszy nie nakarmi, Pułaski zaś okazuje się herosem bardziej amerykańskim niż naszym.
Dlatego karmimy dumę świeżym bohaterstwem, obrońcami Westerplatte na beznadziejnych pozycjach albo szaleńczo odważnymi zdobywcami Monte Cassino. Idealni są bohaterowie porzuceni, jak powstańcy warszawscy, na dodatek młodzi, co duszę narodową dobrze odżywia. A jeżeli zostali zdradzeni, jak żołnierze pomordowani w Katyniu, to nawet nie muszą walczyć, co dla nas jest niezwykłe, tych którzy nie giną z bronią w rękach hołubimy przecież niechętnie.
Tak, mamy swój poczet bohaterów narodowych, tych historycznych, i tych nowych, tych zbiorowych, i tych indywidualnych. Już się świeżych dorabiamy, w paszczę wspólnej duszy wrzucamy. Nie dziwi to jednak, duma narodowa jest tworem nienasyconym, wciąż ją trzeba poić i stołować, szczególnie gdy należy do narodu, który pragnie odzyskać należne mu miejsce w Europie. Niestety, bohaterów nam nie starcza.
Esej pochodzi z najnowszego numeru Res Publiki Nowej: Szał bankiera. Już teraz do kupienia w naszej internetowej księgarni, a od 22 grudnia w kioskach.
Zachęcamy też do czytania naszych pozostałych publikacji – nowych numerów Visegrad Insight i Magazynu Miasta.
By spełnić marzenia o Polsce od morza do morza potrzebujemy zdrady. Cóż bowiem silniej krzepi dumę narodową od noża wbitego w plecy? Doświadczaliśmy tego nie jeden raz i chełpimy się, jak w pojedynkę stawialiśmy przedmurze chrześcijaństwa, w XX wieku wielokrotnie byliśmy przez Europę zdradzani, a nawet w tym stuleciu jako samotna zielona wyspa opieraliśmy się sztormom światowego kryzysu. Nic jednak nie jest potężniejsze od zdrady wewnętrznej, ona najbardziej rozpala myśli i porusza serca. Na szczęście dostrzegają to dzisiaj i ludzie prawicy – stąd kult zbrodni smoleńskiej, trwającego dwadzieścia pięć lat wygaszania Polski i przekształcania jej w kondominium, i lewicy – straszący widmem zdrady stanu, zamachu na wolności obywatelskie i praworządność.
Polsce, by przetrwać, wystarczą bohaterowie, ale by mogła się rozwijać i odegrać centralną rolę w Europie potrzebuje zdrajców. Sama bowiem zdrada nie wystarczy, wspólna dusza żywi się przecież ludzkimi trzewiami i krwią. Potrzebujemy zdrajcy na miarę naszej narodowej dumy. Judasza sprzedającego przedmurze chrześcijaństwa, wbijającego nóż w plecy zielonej wyspie. Bez Zdradziciela narodowy mit nie pofrunie, rozsypie się smoleńska religia, a platformerski pragmatyzm nawet do mielizny nie dopłynie.
Na szczęście wystarczą trzy kroki, by ten brak uzupełnić. Najpierw trzeba ustalić wzorzec zdrajcy odpowiadający aspiracjom. Potem wskazać człowieka z krwi i kości, który do tego modelu pasuje. Trzeci krok jest najprostszy – wystarczy wznieść postument, na którym naszego zdrajcę postawimy.
Potem będziemy go czcić, pogodzeni we wspólnej potrzebie bycia zdradzonymi.
O szaleństwie Ajasa
Ajas. Owszem, wybór na pierwszy rzut oka zaskakujący. Nie Apate, grecka bogini zdrady, która biedną Pandorę nakłoniła do otwarcia skrzynki i na cały świat sprowadziła wszelkie plagi. Apate ludzi nie zdradziła, owszem, okazała się złośliwa ponad miarę, ale cóż, jej czyn był nieunikniony, tak samo jak grzech Adama i Ewy i wszystkie pierwotne przeniewierstwa, który leżą u podstaw ludzkiej niedoli. Zostawmy więc grecką boginię i wróćmy do herosa. Jego życie i śmierć będą gliną, z której ulepimy wzorzec arcyzdrajcy.
Ojciec Ajasa, Telamon, król Salaminy, był Argonautą Jazona, polował na dzika kalidońskiego i przyjaźnił się z Heraklesem. Ajas wyrósł na świetnego wojownika, w ówczesnej Grecji ustępował jedynie Achillesowi. Pod Troją właściwie sam odparł atak na greckie okręty, gdy Achilles, urażony przez Agamemnona, zalecał się do Bryzejdy. Po śmierci Achillesa wywiózł jego ciało z pola walki. Niestety, przegrał spór o zbroję wielkiego wojownika i w szale zemsty chciał wymordować greckich wodzów. Tu w sprawę wtrącili się bogowie, Ajas popadł w szaleństwo i zamiast Greków wyrżnął niewinne barany, a gdy odzyskał świadomość, ze wstydu popełnił samobójstwo.
Dlaczego to on, zapomniany heros, zdrajca niespełniony, będzie modelem dla renegata, który urzeczywistni nasze marzenia o narodowej zdradzie? Po cóż cofać się w przeszłość aż do początków historii, czemu wybierać człowieka, który najprawdopodobniej wcale nie istniał, a zdrady właściwie się nie dopuścił? Zamiar jego, tak żałośnie zakończony, był zemstą zaledwie. Chociaż gdyby się dokonał, z pewnością stałby się jedną z najsłynniejszych zdrad w historii ludzkości, wiążąc zdradę z jego imieniem w sposób równie modelowy, co odwagę z Achillesem, honor z Hektorem, a spryt z Odyseuszem.
Los Ajasa ukazuje cechy, które określają wielkiego odstępcę. Pochodził ze znanego i godnego szacunku rodu – ilu bowiem mogłoby się nazywać synem przyjaciela Heraklesa? W swoim fachu był wybitny, drugi wojownik po Achillesie – to osiągnięcie niezwykłe. Tu kryje się trzecia przesłanka, bardzo ważna w poszukiwaniu prawdziwego zdrajcy. Ajas był drugi. Na nic rzut głazem, którym niemal powalił Hektora, na nic bohaterska obrona greckich okrętów. Wystarczyło Achillesowi wyjść na równinę nad Skamandrem, by Grecy zawyli w ekstazie. Ale nawet kiedy ten zginął, Ajas wciąż był pomijany. Jego odwaga, kunszt wojenny, siła fizyczna na nic się zdały, zbroję Achillesa otrzymał Odyseusz. Żal, odrzucenie, zazdrość, z pewnością złość, potem gniew – tych uczuć potrzebujemy, by z powrotem rozpalić piece, w których gaśnie Polska. I jeszcze szaleństwa.
Szaleństwo Ajasa jest szczególne. Jego zdrada sczezła w żałosnej rzezi owczego stada, gdy zaślepiony przez Atenę pomylił owce z wojownikami. Jednemu baranowi – Agamemnonowi – odciął łeb i ozór, a drugiego – Odyseusza – przywiązał do słupa i bił postronkiem. Właśnie ślepe szaleństwo jest tym, co odróżnia zwykłego intryganta od gigantycznego renegata, którego szukamy. Takiego, co w swej zdradzie zatraca się i zapomina nie tylko o szlachetności, ale również o własnym zadowoleniu. Żaden niskiej jakości sprzedawczyk nie straci z oczu korzyści, dla nich przecież swoją zdradę popełnia. Arcyzdrajca w szaleństwie wiarołomstwa jest ślepy na wszystko.
Ajas ginie. I to również jest ważne. Spotyka go żałosny koniec, wielokrotnie próbuje popełnić samobójstwo, ale własny miecz go nie słucha, uchyla się, gnie, nie chce przebić ciała. Wreszcie ostrze zakleszcza się we wgłębieniu pachy i – broń nie ma wyboru – wbija się głęboko. Smutna śmierć wzbudza współczucie, nad ciałem bohatera wyrastają wcześniej nie widziane kwiaty, białe z czerwonym odcieniem (zwróćmy uwagę na te kolory). W Salaminie staje świątynia, a cześć herosowi oddają Ateńczycy.
Mamy więc wszystko. Pochodzenie świetne. Sukcesy i mistrzostwo budzące szacunek. Ambicję rodzącą frustrację. Nienależny osąd wpychający w odmęty zemsty. Zatracenie ślepe na wszystko, depczące własne interesy, niemożliwe do opanowania w przebłyskach świadomości. Kres wreszcie smutny, żałosny, ale wzbudzający współczucie.
Teraz poszukajmy w historii Polski kandydata, który temu wzorcowi odpowiada, byśmy mogli go wynieść na piedestał.
O zdrajcy Michale
Jak każdy naród, my również mamy swój poczet zdrajców, wystarczy otworzyć „Wielcy zdrajcy: od Piastów do PRL”(1). Książka Sławomira Kopera jest lekturą wielce pouczającą i mówiącą dużo o polskości. Pojawiają się w niej nazwiska znane, jednak nie rozważamy Hieronima Radziejewskiego, Janusza Radziwiłła ani Branickiego, który nam się w jedną postać zlewa ze Szczęsnym Potockim i Rzewuskim.
Sięgamy po człowieka, którego losów ku memu zaskoczeniu Koper nie opisuje, chociaż wydaje się idealny do dźwigania ciężarów naszych dzisiejszych oczekiwań. To Michał Gliński, który na początku XVI wieku próbował oderwać od (przyszłej) Rzeczpospolitej Obojga Narodów Ruś i Litwę i oddać je w ręce Moskwy. Dzisiaj o nim nie pamiętamy, chociaż w XIX wieku jego tragiczne losy opiewał Niemcewicz w „Śpiewach historycznych”, a – pomniejsi niestety – dramaturdzy w tragediach.
Michał Gliński posiada wszystkie cechy, by stać się wyczekiwanym przez nas arcyzdrajcą.
Pochodzenie niezwykłe: Przodkiem Michała jest Mamaj, emir Złotej Ordy, który pod koniec XIV wieku trząsł tronem chana w Saraju. Niestety, nieoczekiwana klęska na Kulikowym Polu kładzie kres jego panowaniu. Mamaj ginie w walkach o władzę w chanacie, ale jego syn ratuje głowę, zostaje przyjęty w Wielkim Księstwie Litewskim, a wnuk emira przechodzi na prawosławie.
Wykształcenie staranne: Michał studiuje w Niemczech i we Włoszech, tam przyjmuje katolicyzm, ale bardziej pociąga go polityka i wojna. Przez dwanaście lat jest paziem Maksymiliana I, wówczas jeszcze króla Niemiec, wkrótce cesarza. W Hiszpanii walczy z Maurami, zaciąga się do armii księcia saskiego Albrechta, wyprawia na Fryzję.
Wywyższenie błyskawiczne: W 1499 roku, tuż przed trzydziestymi urodzinami, wraca na Litwę. Robi zawrotną karierę na dworze Aleksandra Jagiellończyka. Po roku jest marszałkiem nadwornym. U króla Węgier Władysława zabiega o pomoc w wojnie z Moskwą. Wojskiem dowodzi z powodzeniem, w 1506 roku rozbija pod Kockiem najazd Tatarów.
Ambicja niezaspokojona: Podczas koronacji Aleksandra Jagiellończyka zasiada tuż przy nim, za królową matką Elżbietą i Konradem, księciem mazowieckim. Mistrz krzyżacki Fryderyk prosi, by wstawił się u króla w sprawie rokowań, chan krymski oczekuje, że zaangażuje się w negocjacje z Ordą. A kiedy Aleksander dogorywa na dworze w Wilnie, Michał już zabiega o wybór Zygmunta na miejsce brata.
Uczucia gwałtowne: Pokazuje na dworze Greczynkę, cudownie grającą na lutni tancerkę i śpiewaczkę. Jan Zabrzeziński, marszałek wielki litewski i wojewoda trocki wykrada ją podstępnie. Michał idzie na skargę do Aleksandra, magnat nie tylko oddaje brankę, ale jeszcze tłumaczy się przed królem w obecności Glińskiego. Wściekły możnowładca zleca – nieudane – zabójstwo Michała, który mu tego nigdy nie zapomni.
Zawiść przemożna: Hetman litewski Kiszka, biskup wileński Wojciech, starosta żmudzki Janowicz stają po stronie Zabrzezińskiego. Wroga Michałowi jest Helena, żona Aleksandra Jagiellończyka, a kanclerz koronny Jan Łaski niechętnie spogląda na jego rosnące wpływy. Na dodatek, gdy na wieść o śmierci Aleksandra Jagiellończyka do Wilna zmierza Zygmunt, Gliński wyjeżdża mu naprzeciw i w namiocie za Grodnem negocjuje warunki poparcia starań Jagiellona o tron.
Oskarżenie kardynalne: Jednakże Zygmunt I to nie Aleksander Jagiellończyk. Wprawdzie podczas koronacji na wielkiego księcia litewskiego to Michał podaje nagi miecz i wygłasza zwyczajową mowę, ale Zygmunt szuka okazji do osłabienia ambitnego marszałka. W sam czas Zabrzeziński posądza Glińskiego, że dążył do zagarnięcia litewskiego tronu dla siebie. Świadkowie mówią Zygmuntowi, że Michał zgładził Aleksandra rękami alchemika sprowadzonego do leczenia chorego króla.
Poniżenie dotkliwe: Zostaje sam. Traci urząd nadwornego marszałka. Potem pozycję zarządcy mennicy i wosków książęcych i w obecności przeciwników upokarzająco rozlicza się z rachunków. Nie ma już starostwa bielskiego. W Krakowie czeka pod drzwiami królewskich komnat, które za Aleksandra zawsze stały przed nim otworem. Zygmunt odwleka rozstrzygnięcie. Wprawdzie ogłasza, że Michał jest niewinny, ale stanowisk i majątku nie zwraca. Wreszcie Gliński rzuca królowi w twarz, że podejmie kroki, które i dla niego, i dla króla okażą się żałosne.
Szaleństwo krwawe: Mroźna lutowa noc, Grodno śpi ukryte pod grubą warstwą śniegu. Zbrojni zatrzymują się przed bramą dworu na lewym brzegu Niemna. Wybijają drzwi, wdzierają się do środka, zaskoczeni domownicy nie mają szans. Jan Zabrzeziński ginie w swojej komnacie, jeden z napastników wynosi na dziedziniec głowę. Michał Gliński śmieje się głośno. Nabija ją na dzidę, a potem porzuca w bezimiennym jeziorku za Grodnem.
Zatracenie zupełne: Siedmiokrotnie prosi Zygmunta I o przebaczenie. Jednocześnie przyjmuje posłańca od Wasyla III, wielkiego księcia moskiewskiego. Zygmunt uznaje Michała za zdrajcę. Prywatna zemsta zmienia się w rokosz. Gliński próbuje zdobyć Mińsk, Żytomierz i Słuck. Pisze do cesarza Maksymiliana, do króla duńskiego, księcia Saksonii i innych europejskich monarchów. I w 1508 roku ucieka pod opiekuńcze skrzydła Moskwy.
Zdrada zapętlona: Cztery lata później na czele armii moskiewskiej wkracza na Litwę i zdobywa Smoleńsk. Oczekuje, że Wasyl wynagrodzi go, ale miasto przypada komuś innemu. Historia zatacza koło. Michał po raz drugi czuje się zdradzony. Śle listy do Polski. Zygmunt I jest gotów wybaczyć mu dawne winy. Wydaje list żelazny, pod Orszą na Michała czeka królewski oddział. Gliński nie wie, że ktoś zdradził. Skrępowany trafia przed oblicze moskiewskiego księcia. Teraz to Wasyl oskarża o zdradę. Glińskiemu nie brakuje odwagi, odpowiada śmiało, przypomina o swoich zasługach i grozi zemstą innych monarchów.
Kara dożywotnia: Od śmierci ratuje go przyjęcie z powrotem prawosławia, ale moskiewskich lochów nie uniknie. Wychodzi na wolność po trzynastu latach, gdy bratanica Helena Glińska zostaje żoną Wasyla. Zbliża się do sześćdziesiątki. Nie długo cieszy się wolnością. Wasyl umiera, Helena zostaje regentką małoletnich synów, a jego ponownie oskarżają o chęć opanowania tronu. Wraca do celi, którą dobrze pamięta.
Umiera piętnastego września 1534 roku.
O potrzebie nowego pomnika
Dlaczego powinniśmy wybrać Michała Glińskiego spośród długiego pocztu polskich zdrajców, mimo że jest postacią mało znaną i dalece historyczną? Ponieważ jest wiarołomcą ponad podziałami. Człowiekiem, który zaspokoi przemożną potrzebę wielkiej zdrady, jaką żywią wszyscy Polacy: ci z lewa, z prawa i z centrum. Zasypie rowy dzielące społeczeństwo. Będzie symbolem zgody narodowej.
Dla prawicy – Judasz idealny. Człowiek z salonu, ówczesnej elity, na dodatek mocno trącący zachodnimi ideałami. O pochodzeniu wątpliwym, tatarscy protoplaści nie są dobrą rekomendacją, a migracje między katolicyzmem a prawosławiem nie pomagają. Oddający Rosji pół Rzeczpospolitej, więc mamy i odpowiednią skalę zdrady, i arcywroga we wszystko zamieszanego. Z drugim nieprzyjacielem, czyli Niemcami, nie spiskuje wprost, ale przecież nie na darmo spędził młodość na dworze niemieckiego cesarza Maksymiliana…
Dla centrum i lewicy – rozwieszona na polskim nieboskłonie reklama sobiepaństwa, warcholstwa i politycznego egoizmu. Osobiste żądze przeważające nad myśleniem o dobru kraju. Manipulowanie organami państwa dla własnej korzyści. Sięganie po przemoc. Zbieżność nazwisk Michała i niedoszłego technicznego premiera jest oczywiście przypadkowa…
Michał Gliński to człowiek, który udźwignie ideę zdrady narodowej, jaką wymarzyła sobie prawica, i sprosta wyzwaniu zdrady stanu, którą straszy centrum i lewica. To on scali nasze popękane społeczeństwo. Stąd apel: wystawmy pomnik! Skoro inne monumenty nas dzielą, wybudujmy taki, który wszystkich połączy. Obelisk o rozmiarach adekwatnych do zdrad, jakie przepowiadamy. O kształcie porywającym jak spory, które toczymy. Z materiału równie szlachetnego, co serca tych, którzy nam to wieszczą.
Tylko jaki Michał powinien stanąć na cokole? Młody paź Maksymiliana I, czy szybko awansujący dworzanin Aleksandra? Dumny magnat trzęsący królewskim tronem, szalony mściciel śmiejący się na dziedzińcu dworu w Grodnie, czy też zbieg zdradzony i zdradzający wszystkich? A może człowiek z ryciny zamieszczonej w dziele Niemcewicza(2)? Loch na rysunku jest ciemny i zimny. Ze sklepienia zwisa żelazny kosz, w którym płoną kawałki węgla. Rzucają bladą poświatę na więźnia. Długie, śnieżne włosy w nieładzie spływają na ramiona. Zmierzwiona broda okala twarz pooraną zmarszczkami. Oczy nic nie widzą. Wyłupano je. Ciężkie łańcuchy i drewniane dyby krępują ruchy. Może leżeć albo usiąść na wykładanej słomą pryczy. Do ochrony przed chłodem ma brudny pled. Z boku leży miska z resztkami pożywienia. Ale nie ma siły jeść, tylko pije z glinianego dzbana. Przed sobą nie ma nic. Za sobą zostawił wszystko. Jedyne, co może zrobić, to wspominać.
Pomnik dla tych, którzy marzą o zdradzie. Postawmy go na Krakowskim Przedmieściu.
Piotr Nesterowicz (1971) – doktor nauk ekonomicznych, absolwent Polskiej Szkoły Reportażu. Autor esejów, reportaży oraz powieści i opowiadań fantastycznych. W 2015 roku za reportaż Cudowna otrzymał Nagrodę Literacką Prezydenta Białegostoku im. Wiesława Kazaneckiego, nominację do Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego za Reportaż Literacki oraz nominację do Nagrody Literackiej Nike
1 Sławomir Koper, Wielcy zdrajcy: od Piastów do PRL, Warszawa 2012.
2 Julian Ursyn Niemcewicz, Śpiewy historyczne z muzyką i rycinami, edycja trzecia, Warszawa 1819.