„Możemy to powtórzyć” – zło Putina to ślad stalinowskiej przeszłości

Długa historia masowej przemocy napędza bezwzględne postępowanie Rosji w Ukrainie. Dziś widzimy je w kolejnej odsłonie.


Po uderzeniu pocisku ludzie słyszeli głos Halyny jeszcze przez pięć dni. Jej ramię przygniótł kamień, który spadł na nią po zawaleniu się domu.

Ci, którzy przeżyli próbowali przynieść jej trochę jedzenia i wody. Nie mogli jej wydostać. Miasto było w pełni wojny, bombardowane co minutę, a służby ratownicze już nie działały. Żyła pięć dni; potem zamilkła.

Usłyszeć ich głosy

To było 9 marca 2022 r. Armia rosyjska próbowała zdobyć Izium, miasto we wschodniej Ukrainie, strategiczne miejsce na drodze między Charkowem a Słowiańskiem. 9 marca rano Rosjanie zrzucili ogromne bomby na dwa pięciopiętrowe budynki mieszkalne, jedną po drugiej. Domy były pełne ludzi, większość z nich ukrywała się w piwnicach. To one miały uchronić ukrywających się przed bombami. Tak się nie stało. W jednym z tych budynków zginęły 52 osoby. Dziesiątki kolejnych w drugim, bliźniaczym po drugiej stronie ulicy.

Mykhaylo w kilka sekund stracił siedmiu członków swojej rodziny: troje wnuków, córkę, jej męża, żonę i ciotkę. Opowiada nam również historię Halyny. Nie wiem, jak przeżył po tym wszystkim. Nie wiem, dlaczego zdołał nie zwariować.

Jeszcze przez miesiąc po tych wydarzeniach Mykhaylo mieszkał obok tego budynku, jak zwierzę domowe, chroniąc go przed grabieżą. W końcu walki dobiegły końca; Rosjanie zajęli Izium – będą je kontrolować do września 2022 r., kiedy to odbije je ukraińska kontrofensywa. Mykhaylo otrzymał ciała swoich krewnych dopiero w połowie kwietnia.

Tracisz swoich ukochanych w ciągu kilku sekund. Siedem osób. Dostajesz ich ciała 40 dni później. Chowasz je na cmentarzu. Wracasz i rozmawiasz z nimi, każdego dnia. Wsłuchujesz się w ich ciszę. Przypominasz sobie ich sposób mówienia i poruszania się. Przypominasz sobie, jak miękkie były włosy twojej wnuczki. Ty nie umierasz.

Większość tych ludzi straciła życie na miejscu. Niektórzy z nich, jak Halyna, wciąż żyli, a ich głosy wciąż było słychać. To one były ostatnim świadectwem tego, że żyli.

W obu budynkach zawaliły się centralne części. Pozostałe dwa skrzydła nadal stoją, zniszczone od wewnątrz. Wchodzimy na piąte piętro jednego z nich i zatrzymujemy się przed fortepianem. Stoi nieruchomo nad przepaścią. Makabryczny symbol życia, którego głos został odcięty.

Podobne budynki widzieliśmy w Borodziance niedaleko Kijowa. Tam również doszło do nalotu. Połowa budynku również się zawaliła.

Widzieliśmy bezpośrednie ataki rakietowe na domy mieszkalne. Budynek w Dnieprze, obok rzeki. Budynek w Zaporożu, przy alei Sobornego. Przedszkole w Słowiańsku. Szkoła w Konstantynówce. Byliśmy w nich wszystkich. Słuchaliśmy ich milczenia.

Całe to zniszczenie wykracza daleko poza kwestie taktyki wojskowej. Powinno być coś w twojej głowie, co zmusi do zastanowienia się, czy zrzucenie bomby na budynek mieszkalny, w którym ludzie ukrywają się w piwnicy, jest konieczne. Powinno być coś, co powie ci, że skierowanie nieprecyzyjnego pocisku S-300, który może odchylić się od celu o setki metrów, w kierunku budynku mieszkalnego, w którym znajdują się bezbronni ludzie, nie jest konieczne.

To nie jest kwestia strategii wojskowej czy geopolityki. To kwestia moralności.

Inwersja zła

Piszę ten esej w dniu, w którym rosyjska armia wysadziła tamę w Kachowce, powodując poważną katastrofę ekologiczną, której skutki będziemy odczuwać w kolejnych dziesięcioleciach. Wciąż brakuje słów, by opisać, jak wielkie będą jej konsekwencje. Z pewnością zniszczenie ekosystemu na dużym terytorium.

Ta wojna była możliwa, ponieważ tutaj, w zdominowanej przez Rosję Europie Wschodniej, zapomniano o kwestii zła. Zapomniano o zasadach moralnych. Zastąpiono ją kwestią politycznej konieczności lub religijnego/ideologicznego fanatyzmu. Oba zachęcają do łamania zasad i testowania siły.

W 2022 r., kiedy Rosjanie wkroczyli do Iziumu lub Buczy, zabili setki ludzi w każdym z tych miast. W 1918 r., kiedy rosyjscy bolszewicy pod wodzą Michaiła Murawjowa wkroczyli do Kijowa, zabili kilka tysięcy ludzi, a Murawjow cieszył się, że jest „bezlitosny”. Kiedy Rosjanie mówią, że „mogą to powtórzyć”, odnosząc się do zwycięstwa w II wojnie światowej, mają również na myśli, że mogą powtórzyć najgorszą przemoc.

Putin to nie tylko technokrata służb bezpieczeństwa. Jest spadkobiercą NKWD i KGB, potwornych maszyn do zabijania, które dokonywały egzekucji ludzi bez procesu i w oderwaniu od idei sprawiedliwości. W 1937 r. stalinowscy kaci zabijali do 500 osób dziennie na jednym poligonie wojskowym. Pijani wódką, aby stłumić wszelkie ludzkie uczucia.

Kiedy Chruszczow potępił „kult jednostki” Stalina w 1956 r., nie miał na myśli potępienia samej idei represji i zbrodni. Powiedział jedynie, że represje te posunęły się za daleko. Ich celem byli „swoi” ludzie, osoby oddane partii, wierni bolszewicy. „Bezlitosna” postawa Murawjowa wobec Kijowa nie wynikała z jego psychologicznych skłonności, lecz z bolszewickiego podejścia do przemocy. Lektura listów i instrukcji Lenina z tamtego okresu pokazuje, ile razy nakazuje on bezlitosne egzekucje. Słowo „rasstreliat” („rozstrzelać ich wszystkich”) powtarza się stale w jego tekstach z lat 1917–1918.

Putin jest spadkobiercą tych ludzi – tych, którzy wywrócili piramidę sprawiedliwości do góry nogami, tych, którzy sprawili, że ofiary i sprawcy zamienili się miejscami. Zabijanie zamieniło się w sprawiedliwość, a zabójcy w sędziów.

Kiedy Rosja przygotowywała się do nowej wojny przeciwko Ukrainie, powtarzała tę inwersję. Jej propaganda powtarzała, że Ukraińcy są ludobójcami – i dlatego zasługują na ludobójstwo. Przekonywano Rosjan, że Ukraińcy są faszystami i dlatego zasługują na faszystowskie podejście. Zmień ofiarę w zabójcę, a wtedy usuniesz moralne przeszkody w jej zabiciu.

Nazizm jest złem absolutnym, ale bolszewizm i stalinizm też. Brak przyznania się do tego – brak, który panował w europejskim dyskursie intelektualnym przez długie dziesięciolecia – jest jednym z warunków, które umożliwiły obecną wojnę.

Zbrodnie nazistowskie potępiono i osądzono. Bolszewicki sposób myślenia nadal rządzi. Putinizm to bolszewizm, który cieszy się bezkarnością. To zło, które karmi się bezkarnością, które chce się powtarzać i które cieszy się z tej powtarzalności.

Powtarzające się zło powróci, jeśli nie zostanie odpowiednio zakwestionowane i odepchnięte. Powróciło na Ukrainę – podobnie jak wcześniej do Syrii, Czeczenii, Bośni, Gruzji powtarzając schemat stalinowskich represji, Hołodomoru, deportacji Tatarów krymskich, okrucieństw Murawjowa i innych zbrodni.

Jeśli ich nie powstrzymamy, wrócą ponownie.

Wołodymyr Jermołenko jest ukraińskim filozofem, dziennikarzem i pisarzem. Prezes ukraińskiego PEN Clubu, dyrektor ds. analiz w Internews Ukraine, jednej z największych i najstarszych ukraińskich medialnych organizacji pozarządowych. Redaktor naczelny UkraineWorld.org, multimedialnego projektu o Ukrainie w języku angielskim oraz profesor nadzwyczajny na Akademii Kijowsko-Mohylańskiej. Publikuje m.in. w „The Economist”,  “Le Monde”, “Financial Times”, “New York Times” i “Newsweeku”.

Tekst powstał w ramach programu Future of Ukraine Fellowship . W języku angielskim ukazał się w Visegrad Insight.

Fot. Canva PRO.

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa