Morderców ci u nas dostatek

Teatr ostatnimi czasy przyzwyczaił nas do radykalnych wypowiedzi, jednak w spektaklu Kto zabił Alonę Iwanowną? Michał Kmiecik oczekuje od publiczności jeszcze więcej. Nie chodzi już o żadne wystawianie czy przepisywanie tekstów (ze Zbrodni i kary […]


Teatr ostatnimi czasy przyzwyczaił nas do radykalnych wypowiedzi, jednak w spektaklu Kto zabił Alonę Iwanowną? Michał Kmiecik oczekuje od publiczności jeszcze więcej. Nie chodzi już o żadne wystawianie czy przepisywanie tekstów (ze Zbrodni i kary zostały jedynie strzępki) ani uniwersalną refleksję nad narodowymi mitami, lecz o bolesne zderzenie z rzeczywistością.

Witamy w show!

fot. Marta Ankiersztejn

Obwieszony serpentynami elegancki prowadzący (Krzysztof Ogłoza) zaprasza na show na podstawie Fiodora Dostojewskiego do Teatru Dramatycznego Miasta Stołecznego Warszawy imienia Gustawa Holoubka. Robi to z szaleństwem w oczach – już na początku przedstawienia wiadomo, że widownia zaproszona jest do teatralnej jazdy bez trzymanki.

Swoją strukturą spektakl przypomina patchoworkową kurtynę, która początkowo przesłania scenę – różnej proweniencji scenki przywołujące postacie z różnych porządków prezentowane są w nim na równych prawach, ich hierarchia nie jest określona. Ten zlepek przypomina rewiową strukturę, znaną choćby z teatru Strzępki i Demirskiego – opiera się on na szybko następujących po sobie etiudach aktorskich, mówionych z zaangażowaniem i energią na granicy brawury. Tekst spisany jest w formie monologów stylizowanych na improwizowane – nie są one pozbawione wulgaryzmów, często przeplatane są żartami i grami słownymi. Dzięki takiej formie przedstawienie działa swoją bezpośredniością, starając się rozbijać teatralną iluzję.

Kto zabił…

W wersji Kmiecika Raskolnikow (Dobromir Dymecki) nie ma wcale ochoty zabijać starej lichwiarki, woli rozpakowywać rzeczy w swojej nowej klitce. Domagającą się własnej śmierci Alonę Iwanownę (Małgorzata Maślanka) żegna słowami: „Idź do piekła, kurwo wściekła!”. Kandydatów do morderstwa jest kilku – najbardziej zdeterminowany wydaje się być pewien kamienicznik (Waldemar Barwiński), który właśnie wszedł w posiadanie Pałacu Kultury, skupując roszczenia spadkobierców właścicieli wyburzonych po wojnie domów. Oprócz nieruchomości interesują go także ruchomości – a więc także widzowie zasiadający na widowni, którzy wraz z prawem własności dostali się pod jego pieczę.

Przyłącza się on do dwójki innych bohaterów – Andersa Breivika (Krzysztof Ogłoza), szeregowego pracownika w garniturze, zafiksowanego na swojej niezgodzie wobec następujących w Europie zmian i, chyba najbardziej pociesznego wśród nich, Larsa von Triera (Dariusz Niebudek), którego bardziej niż zabicie lichwiarki interesuje studium rozpadu zamożnej rodziny z zameczkiem i problemami osobistymi na tle uderzającej w Ziemię planety Melancholia.

Wybór postaci jest znaczący – według Kmiecika z zestawu współczesnych figur nie czyha na Alonę żaden młodzieniec z ideą, który zajęty jest raczej swoją umową śmieciową, lecz przedstawiciele establishmentu. Najbliższy powieściowemu mordercy jest Breivik, kalkulujący swoją zbrodnię i postrzegający siebie jako męczennika i zbawcę świata. Von Trier jest tu rozliczony za swoją eskapistyczną postawę, podlaną jeszcze estetyzmem (w spektaklu powraca motyw z preludium do Tristana i Izoldy Wagnera użyty w filmie i charakterystyczne zimne światło obrysu planety), nieudolnie tłumaczenia wypowiedzi o Hitlerze stanowią jedynie dodatek dopełniający obraz jego zagubienia. Do tego panteonu wrogów publicznych próbuje doszlusować lokalny antybohater – kamienicznik szafujących hasłami odbudowy „przedwojennej tożsamości Warszawy”, za którymi kryje się jednak wyzysk lokatorów.

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

2 komentarze “Morderców ci u nas dostatek”

Skomentuj

Res Publica Nowa