Misja zamiast polityki
Czeka nas ciężka kampania, polaryzująca społeczeństwo. Zamiast wybierać sprawniejszych, mądrzejszych czy skuteczniejszych, będziemy wybierać „przeciwko” PiS-owi, lub „za” PiS-em tak, jak było to trzy lata temu. Skutki kampanii prezydenckiej odcisną się na kampanii samorządowej i […]
W ostatnich dniach pojawia się mnóstwo pytań o to, jak zachowają się politycy po okresie żałoby narodowej. W jaki sposób będzie toczyła się kampania, czy tragedia zostanie wykorzystana do politycznych celów? Wreszcie o to, czy po katastrofie pod Smoleńskiem atmosfera jedności się utrzyma? Przecież pod Pałac Prezydencki przychodzili nie tylko zwolennicy PiS-u i Lecha Kaczyńskiego, a o potrzebie zmiany języka w debacie publicznej mówili wszyscy, od lewa do prawa…
Przydatna polaryzacja
Na powyższe pytania można już teraz udzielić odpowiedzi wiążących. Politycy zrobią wszystko, by jak najdłużej utrzymać wrażenie, że zachowują się inaczej niż przed katastrofą. Że mają w pamięci to, co się stało i dlatego przy każdej okazji będą wzywać, by była to kampania merytoryczna, skromna, nieagresywna. Za dwa, trzy tygodnie zaczną jednak dodawać: „ale przeciwnik nam na to nie pozwala”.
Będzie to krótka kampania, nie tylko ze względu na konstytucyjne terminy. Po prostu właściwe starcia zaczną się na trzy, dwa tygodnie przed terminem pierwszej tury i w przekazie wszystkich sztabów wyborczych będą określone mianem sprowokowanych. Bo też prowokowanie będzie faktem.
Zarówno sztabowcom Jarosława Kaczyńskiego, jak i Bronisława Komorowskiego, zależeć będzie na szybkim stworzeniu wrażenia, że ta elekcja to pojedynek tylko tych dwóch kandydatów. Oczywiście nie musi to być bezpośrednie ścieranie się kandydatów. Wystarczy wojna prowadzona przez zaplecza – choćby wystąpienie w jakimś momencie polityka PiS-u z apelem do Donalda Tuska, by w geście szacunku dla tego, co się stało, usunął z partii Janusza Palikota, który obrażał prezydenta, pijąc publicznie alkohol (tu pokaz słynnej konferencji z „małpkami” w użyciu). Tusk Palikota nie wyrzuci, stąd wniosek: fałszywy był żal premiera, a łzy były pod publiczkę. Takich zagrań może być wiele.
Polaryzacja jest wygodna dla obu kandydatów, bo marginalizuje konkurencję (zwłaszcza Andrzeja Olechowskiego), pozwala zdyscyplinować elektorat, ułatwia prowadzenie kampanii sztabowcom. Jest również wygodna dla mediów. Będą miały czarno-biały świat, który się lepiej tłumaczy i sprzedaje. Nie trzeba wnikać w propozycje kandydatów, szukać uzasadnień, konfrontować z danymi, itp.
Walka z cieniem
Odpowiedź na pytanie, czy tragedia smoleńska zostanie wykorzystana do celów politycznych, jest oczywista, o tyle, że była to także polityczna katastrofa. To z politycznych, a nie ludzkich, przyczyn Lech i Maria Kaczyńscy spoczęli na Wawelu. Są tam jako para prezydencka, a nie osoby prywatne. Jest więc oczywiste, że do tego faktu będą się odwoływać politycy, publicyści, wyborcy. Bo też optymalnym wyjściem dla kampanii PiS-u jest stworzenie wrażenia, że to nie Jarosław, a Lech w rzeczywistości kandyduje na drugą kadencję. Rzeczywistym pytaniem płynącym w przekazie PiS-u do wyborców będzie pytanie o prezydenturę Lecha Kaczyńskiego, a nie prezydenturę Jarosława. Ta bowiem będzie jedynie wypełnieniem woli, testamentu, misji. Będzie mieć miejsce wskazywanie, jak niesprawiedliwie oceniano Lecha Kaczyńskiego, jak wielkim okazał się mężem stanu niesłusznie krytykowanym i wręcz szczutym przez niektóre media.
Po katastrofie Polacy zaczęli dobrze oceniać Lecha Kaczyńskiego. To jego postać ma szanse przyciągnąć nieprzekonanych. Chcąc nie chcąc (a raczej chcąc) sztab Kaczyńskiego będzie to wykorzystywał. W spotach więcej będzie Lecha Kaczyńskiego i jego żony niż realnego pretendenta do fotela prezydenckiego.
Będzie to trwać tak długo, jak długo się da. Komorowskiemu trudno będzie walczyć z duchem i będzie musiał wreszcie powiedzieć: To nie Lech, a Jarosław chce być prezydentem! I awantura gotowa, bo zaraz rozlegną się głosy, że jest to brak poszanowania dla prywatnego cierpienia, że Jarosław ma prawo odwoływać się do brata, itd.
W sukurs liderowi PiS-u przyjdą niektóre media i komentatorzy. Jeśli np. „Fakt” drukuje album z parą Lecha i Marii Kaczyńskich, to pośrednio wspiera atmosferę wyboru Jarosława. Już po wydanym oświadczeniu, o decyzji o kandydowaniu, niektórzy komentatorzy mówili, że należy rozumieć, że jest to tekst człowieka ciężko doświadczonego przez los. Czytaj: któremu wolno więcej. Żeby była jasność. Jako człowiekowi wolno mu więcej, jako politykowi tyle samo, co innym.
Do tego dojdą spekulacje dotyczące przyczyn katastrofy. Już teraz mnóstwo jest teorii spiskowych, od zamachu terrorystycznego, przez akcję rosyjskich służb specjalnych, po dobijanie rannych strzałami na lotnisku. Z teoriami spiskowymi tak już jest, że łatwiej są przyjmowane niż proste wytłumaczenie. Dlatego np. wynik śledztwa o błędzie pilota, czy zbiegu nieszczęśliwych okoliczności, nie zamknie sprawy. Tym bardziej, że publicysta Faktu potrafił na wizji w TVN24 powiedzieć, że powinniśmy rozważać wszystkie możliwości np. atak terrorystyczny, bo nie jest niemożliwy. Tym samym zamiast dociekać prawdy, zacznie się dociekanie sensacji i atmosfera będzie przez media podgrzewana, a nie chłodzona. Telewizja Publiczna już pokazuje, gdzie jest prawdziwa Polska i Polacy. Panowie Pospieszalski i Krasnodębski dali wytyczne, kto przeżywał tragedię szczerze, a kto nie. To się będzie nasilać, bo im więcej dni dzieli nas od tragedii, będzie można więcej i mocniej powiedzieć.
Rów Mariański
Zbierając to wszystko w całość, na dwa, trzy tygodnie przed wyborami będziemy mieć ciężką atmosferę, utrzymywanej na siłę powagi, przy jednoczesnym festiwalu oskarżeń, podejrzeń, wrogości. Powstanie obraz Polski, w której część obywateli będzie podejrzewała drugą część o skrajną hipokryzję w czasie żałoby, tuszowanie prawdziwych przyczyn katastrofy, a nawet o to, że działa na rzecz obcych interesów. Ta druga część, obawiając się powrotu IV RP, groźniejszej, bo przepasanej kierem (jak wyraziła się w oświadczeniu Partia Demokratyczna), będzie głosować za Komorowskim. Pozostali kandydaci zostaną zmarginalizowani i robiąc dobrą minę do złej gry, będą powtarzać: „gdzie dwóch się bije…”, „tylko niepartyjny kandydat może zakończyć tę wojnę”, itp.
Mimo wszystko wygra Bronisław Komorowski, ale elektorat Jarosława Kaczyńskiego nie pogodzi się z tym. Nie spocznie na laurach. Znów będzie miał misję, którą musi wypełnić, czyli doprowadzić do jak największego sukcesu PiS-u w wyborach samorządowych, potem parlamentarnych – po to, by odebrać kraj elitom, a oddać prawdziwym, prawym patriotom. Dlatego wieszczenie, że porażka w tej kampanii Jarosława Kaczyńskiego go osłabi, jest błędne. Z politycznego punktu widzenia PiS zyskał mit, który promieniuje z Wawelu. To nie cynizm. Tak po prostu jest, a wszystkie możliwe wybory odbędą się na przestrzeni jednego roku.
Dla Polski, dla nas wszystkich, bez względu na preferencje polityczne, oznaczać to będzie utrwalenie głębokiego podziału wśród ludzi. Będzie to także skutkować miałkością polityki, bo spór o to, kto jest prawdziwym, prawym Polakiem, budzi silne emocje, ale jest miałki. Niczego poza nieufnością czy wrogością nie wnosi. Tymczasem Polsce potrzeba rzeczowej polityki, od stworzenia nowoczesnej infrastruktury przez system edukacji, a na ochronie zdrowia kończąc. Na takie błahe sprawy nie będzie czasu, jeśli przez kolejne lata będzie się Polskę „odbijać” z rąk PO, lub „bronić” Polski przed PiS-em.