MIROCHA: Cyfrowi argonauci

Nie są anonimowymi pielgrzymami odwiedzającymi w tajemnicy przed światem kolejne miejsca, stali się raczej jednym z „elementów” cyfrowego obiegu informacji


W zbiorowej świadomości ikonami postępu technologicznego są urządzenia mobilne, a więc gadżety – smartfony czy tablety. Nie zdajemy sobie jednak sprawy, że stanowią one jedynie bramę do cyfrowego uniwersum opartego na wielu warstwach sieci oraz rozwiązań software’owo-hardware’owych. Urządzenia mobilne w połączeniu z personalizacją doświadczenia użytkownika technologii stanowią kluczowe trendy rozwoju technologii konsumenckich, a więc także modeli interakcji człowieka i artefaktów komputacyjnych. Możliwości, które dają one swoim użytkownikom, nie pozostały bez wpływu na sposób, w jaki obecnie podróżujemy. Szybkie rozpowszechnienie się tych gadżetów wprowadziło paradygmat podróży odpowiadający współczesnej erze cyfrowej. Centralnym elementem tego modelu są osobiste urządzenia mobilne – smartfony i tablety. Zapewniają nam one dostęp do niezliczonych strumieni informacji, nigdy nie pozwalają na podróż kompletną, to znaczy taką, która odrywa nas od tego, co nasze i znajome, oraz wiąże się z odkrywaniem tego, co nowe i inne. Nawet jeśli wybierzemy się do miejsca, które jest nam obce, uzbrojeni w urządzenia mobilne, stanowiące klucz do cyfrowego arsenału informacji, możemy je oswoić w kilka sekund. Ewolucja podróży stanowi jedno z wielu świadectw zasadniczej zmiany w interakcji z otaczającą nas rzeczywistością. Ich źródło tkwi w możliwościach konsumenckich technologii komputacyjnych.

Urządzenia i ich użytkownicy

Istnieją obecnie przynajmniej dwa modele, na których opieramy przemieszczanie się w przestrzeni. Pierwszy z nich przypomina klasyczny sposób poruszania, w którym jesteśmy pozbawieni wsparcia naszych cyfrowych asystentów. Drugi model wyłonił się wraz z rozwojem technologii komunikacyjnych i komputacyjnych. Jego istotnym elementem są urządzenia mobilne wraz z całym zapleczem informacyjnym dostarczanym przez internet oraz szereg innych technologii pozwalających na przykład na przetwarzanie mediów. Zajmę się scharakteryzowaniem ostatniego modelu, a także konsekwencjami jego przyjęcia przez społeczeństwa państw rozwiniętych – zwłaszcza przez grupy tzw. early adopters – entuzjastów najnowszych gadżetów i nowinek technologicznych.

Esej pochodzi z umeru 216 kwartalnika Res Publica nowa pt. Polityka ciekawości. Numer do nabycia w naszej księgarni.

Smartfony, tablety, phablety dzięki swojej mobilności stały się naszymi nieodłącznymi towarzyszami i jednocześnie bramami zapewniającymi dostęp do cyfrowego obiegu informacji. Pojawienie się nowych urządzeń, a więc także nowych form dostępu do danych, głęboko odcisnęło się na sposobach interakcji z otaczającą nas rzeczywistością. W sieci pojawiają się kolejne artykuły opisujące postępującą zależność użytkowników od smartfonów. Przywoływane w nich dane statystyczne mają uzmysłowić czytelnikom skalę zjawiska. Wynika z nich na przykład, że 79 procent Kanadyjczyków nie wychodzi z domu bez telefonu. Według badań przeprowadzonych na zlecenie „Time’a” podobny odsetek respondentów nie potrafiłby z nich zrezygnować – nawet na jeden dzień, z kolei 75 procent badanych w grupie 26–29 lat śpi ze swoimi urządzeniami mobilnymi. „Trudno znaleźć inne narzędzie czy przedmiot w historii, z którym tak wielu w tak krótkim czasie zbudowało równie silną relację” komentuje wyniki badań Nancy Gibbs („Time”). Podobnie oceniają zjawisko niezależni blogerzy oraz współpracownicy magazynów technologicznych, między innymi „Wired”, opisując w swoich tekstach doświadczenia z dnia, tygodnia lub podróży „bez gadżetów”.

Rewolucja mobilna stała się faktem – w 2013 roku sprzedaż smartfonów przekroczyła miliard sztuk. Przynajmniej teoretycznie przeważająca część powierzchni kuli ziemskiej znajduje się w zasięgu sygnału szybkiego połączenia internetowego (3G/LTE). Płynne przekształcenie telefonów komórkowych w osobiste komputery-terminale internetowe mieszczące się w naszych kieszeniach doprowadziło do radykalnych zmian modeli interakcji z otaczającą nas rzeczywistością. Zależność od kontekstu informacyjnego wzrasta wraz z naszym poziomem wyobcowania w danym miejscu. Kontakt z inną kulturą, językiem, a nawet tak prozaiczna kwestia jak nieznana topografia obszaru, na którym przyjdzie się nam znaleźć, rodzi potrzebę robudowania owego kontekstu o dodatkowe informacje. Dzięki mocy obliczeniowej naszych kieszonkowych komputerów oraz dostępowi do sieci możemy sięgnąć do danych, które będą nam dostarczane w czasie rzeczywistym. Dlatego właśnie urządzenia mobilne w połączeniu z kartami kredytowymi stały się podstawowymi atrybutami podróżujących w świecie rozwiniętym. Dzięki hybrydycznej formie pełnią one rolę wielofunkcyjnych artefaktów, centrów skupiających wiele strumieni informacyjnych. Sprawiają też, że nigdy nie podróżujemy do końca sami i co ważniejsze – trudno mówić o doświadczeniu podróży rozumianym jako zanurzanie się w nowym, a także przypadkowe i niezapośredniczone odkrywanie tego, co nieznane.

Transmisja informacji z wykorzystaniem urządzeń mobilnych odbywa się w dwie strony, dlatego podróżując, zostawiam za sobą cyfrowy ślad. Dzięki temu dostawcy usług internetowych, agencje rządowe czy producenci oprogramowania śledzą każdy ruch użytkownika, co pozwala im na tworzenie profili osobowościowych cyfrowych podróżników. Można je potem wykorzystać na przykład w celach reklamowych (proponowanie kolejnych hoteli, form spędzania wolnego czasu). Już wkrótce należy się jednak spodziewać na przykład spersonalizowanych stawek ubezpieczeniowych dla osób, które często podróżują w rejony niebezpieczne lub korzystają z lotniczych taryf klasy premium. Cyfrowy argonauta nie jest anonimowym pielgrzymem, który w tajemnicy przed światem odwiedza kolejne miejsca, stał się raczej jednym z „elementów” cyfrowego obiegu informacji – jednego z największych współczesnych rynków.

Podróż a priori

Urządzenia mobilne oraz aplikacje pozwalają zaplanować podróż oraz pobyt na długo przed ich odbyciem. Warto jednak podkreślić, że możemy w tym wypadku pozbawić się tego, co wydaje się być jedną z kluczowych cech podróży – przypadkowości. Usługi nawigacyjne prowadzą nas po wytyczonych wcześniej trasach, łączących miejsca polecane przez użytkowników portali turystycznych. Nie ma tu miejsca na flaneuryzm, dzięki któremu możemy doświadczyć tego, co nieznane. Poruszamy się bowiem w wirtualnych korytarzach skonstruowanych na podstawie zbiorowej inteligencji cyfrowego tłumu oraz algorytmów selekcji informacji. Mowa tu zarówno o zabytkach, muzeach, galeriach sztuki, wydarzeniach specjalnych, jak i o lokalach, w których możemy skosztować specjalności miejscowej kuchni. Ponadto, gdy zatęsknimy za kontaktem z tutejszym Innym, możemy skorzystać z usług aplikacji społecznościowych i randkowych, które wybiorą dla nas potencjalnych partnerów spotkania według kryterium ich aktualnego położenia. Oprogramowanie pomoże także w doborze odpowiedniego miejsca. Powyższy opis może dziś wydawać się nieco przerysowany, bo wciąż wielu z nas korzysta z klasycznych map i przewodników, jednak jestem przekonany, że nie ma odwrotu od cyfrowego modelu podróżowania, który ewoluując, będzie się upowszechniał wraz z kolejnymi generacjami urządzeń i… użytkowników.

Cyfrowi asystenci i narodziny nie-miejsc

Gdy Marc Augé formułował koncepcję nie-miejsca, a więc punktu czasoprzestrzennego, w którym spotykają się przedstawiciele różnych kultur i grup interesów, formując pewną nieokreśloną i nieskończoną przestrzeń, nie brał pod uwagę wpływu urządzeń mobilnych. Ich oddziaływanie wydaje się jednak bezgranicznie rozszerzać obszar nie-miejsca daleko poza lotnisko czy dworzec kolejowy. Skoncentrowani i prowadzeni przez swoich cyfrowych asystentów nigdy nie jesteśmy do końca w konkretnym miejscu. Zamykamy się bowiem we własnej bańce informacyjnej obudowanej wokół danych dostarczanych nam w czasie rzeczywistym przez urządzenia (geolokalizacja, aplikacje tłumaczeniowe, osobiste notatki dotyczące podróży). Sytuacja ta zmienia percepcję otaczającej nas rzeczywistości, znajdujemy się bowiem w stałym zawieszeniu między fizycznym miejscem a warstwą informacyjną, która zawiera dane zbierane i przetwarzane na poziomie globalnym. Część z tych strumieni tyczy się miejsca, w którym aktualnie się znajdujemy (na przykład geolokalizacja), ale wiele może odnosić się do innych przestrzeni – portale społecznościowe, archiwizacja danych w chmurze etc.

Nieustanny dostęp do naszej cyfrowej tożsamości nie pozwala nam na całkowitą immersję w obcym dla nas miejscu. Po pierwsze – nie jest już ono do koń- ca obce, bowiem kontekst informacyjny, który nam je oswoi, może zostać dobudowany w dowolnym czasie. Po drugie, tak długo jak znajdujemy się w zasięgu internetu, mamy dostęp do naszej sieci znajomych, danych przechowywanych w chmurze. Bodźce, które mogą dobudowywać naszą tożsamość i osobowość w czasie rzeczywistym, są na wyciągnięcie ręki. Nie ma bowiem dużej różnicy, czy rozmawiamy z naszym facebookowym znajomym z domu, czy z hotelu oddalonego o tysiące kilometrów. Każdy sms, powiadomienie czy mail związany z „domem” tworzy wyrwę w doświadczaniu lokalnego i tego, co obce. W przeszłości podróż wiązała się z niemal całkowitym zerwaniem z poprzednim miejscem zamieszkania lub pobytu. Gdy badamy przestrzeń kosmiczną, doświadczamy jedynie jakiegoś jej stanu w przeszłości, podobnie było niegdyś z aktualnością informacji, malejącą wraz z dystansem, dzielącym nas od miejsca jej powstania lub przedmiotu, którego dotyczyła. Obecnie dostęp do informacji gromadzonych w czasie rzeczywistym na temat dowolnego punktu na naszej planecie jest błyskawiczny.

Ograniczenia cyfrowej podróży

Przyjęcie paradygmatu podróży z urządzeniem mobilnym odgrywającym rolę głównego źródła informacji jest możliwe wyłącznie w określonych warunkach. Musimy znajdować się na terytorium kraju, którego regulacje prawne nie ograniczają dostępu do pewnych usług. Skorzystanie z Facebooka w Chinach byłoby problematyczne, wiele platform streamingowych, dzięki którym mamy dostęp do ulubionych treści, udostępnia swoje zbiory jedynie w wybranych państwach. Zależność urządzeń od stałego dostępu do źródeł energii sprawia też, że na cyfrowych asystentach możemy polegać głównie na obszarach zurbanizowanych. Wykształcił się oczywiście rynek akcesoriów – różnego typu baterii przenośnych, które pozwalają naładować urządzenie, jednak wraz z kolejnymi dodatkami traci ono swoją podstawową zaletę – łatwość przenoszenia. Oczywistym ograniczeniem będzie także konieczność pozostawania w zasięgu sieci komórkowej oraz internetu. Usługi nawigacyjne wbudowane w konsumenckie urządzenie mobilne nie działają bez stałego dopływu danych. Podobnie ma się rzecz z aplikacjami komunikacyjnymi oraz wszelkimi usługami przechowywania danych w chmurze, na przykład wykonanych przez nas właśnie zdjęć.

Wraz z postępem technologicznym zależność od kwestii technicznych (zapotrzebowanie na energię i pozostawanie w zasięgu sygnału telefonii komórkowej) będzie się zmniejszać. Już teraz słyszymy o planach firmy Google, która pracuje nad siecią balonów komunikacyjnych, które oplatałyby całą powierzchnię planety siecią punktów dostępu do internetu (Project Loon), nad podobnym rozwiązaniem, opartym na dronach-satelitach, pracuje Facebook. W listopadzie ubiegłego roku Federalna Administracja Lotnictwa USA rozszerzyła także zakres swobód pasażerów samolotów rejsowych w zakresie używania urządzeń elektronicznych podczas lotu.

Cyfrowi argonauci

Podróżujący ze swoim cyfrowym asystentem byłby zatem kimś, kto stale znajduje się w nie-miejscu zanurzonym w poszerzonej przestrzeni składającej się ze świata doświadczanego za pomocą zmysłów oraz cyfrowego komponentu, zawieszonego w rizomatycznych sieciach (Delezue & Guattari), znajdujących się między tym, co lokalne i globalne, oraz między tym, co osobiste i publiczne. Byłby to jeden z aktorów społeczeństwa sieci, którzy pozostają ze sobą w stałym kontakcie niezależnie od swojego położenia w przestrzeni.

W niedalekiej przyszłości rozwój internetu rzeczy, a więc sieci połączonych ze sobą urządzeń monitorujących i zarządzających różnymi obszarami naszej aktywności (historia podróży, stan psychofizyczny, inteligentne domy, samochody, kontakt i opieka nad bliskimi), pogłębi stan znajdowania się w nie-miejscu. Osobiste urządzenie mobilne będzie stanowić punkt styczny strumieni informacyjnych, dostarczających danych na temat wyżej wymienionych (i zapewne wielu innych) obszarów naszego życia. Będzie to możliwe bez względu na położenie, w którym przyjdzie nam się znaleźć. Znaczenie drugorzędne będzie mieć także miejsce generowania tych informacji – usługi pozwalające na zarządzenie domem, finansami czy śledzenie postępów edukacyjnych dziecka są dostępne już dziś z każdego środka lokomocji czy nieruchomości znajdującej się w zasięgu globalnych sieci telekomunikacyjnych. Stan bycia w nie-miejscu będzie się pogłębiał. Już teraz coraz więcej aktywności można wykonywać niezależnie od aktualnego położenia, odczuwają to zwłaszcza przedstawiciele wolnych zawodów i ci, dla których internet jest narzędziem pracy bądź kanałem dystrybucji jej wyników. Ten tekst powstawał na przykład przez kilka tygodni, a pisany był w pociągu, samolocie i dwóch różnych krajach.

Strumienie informacyjne generowane na przykład dzięki urządzeniom mobilnym płyną w obydwie strony. Wspominałem już o tym przy okazji cyfrowego śladu. Warto jednak pamiętać, że logika ta wykorzystywana jest także przez Web 2.0, czyli na przykład sieci społecznościowe. Dzięki Facebookowi, Instagramowi, Twitterowi czy Forsquare’owi możemy „relacjonować” naszą podróż, wykorzystując w tym celu różne media. W oczach naszych znajomych i obserwatorów będzie to dalece wyselekcjonowania narracja, przedstawiająca wybrane jej fragmenty. Każdy z kanałów komunikacji może akcentować inny jej obszar, dzięki zróżnicowanym ustawieniom prywatności i dostępu jesteśmy w stanie konstruować wiele różnych narracji, dla których bazą będzie ta sama podróż.

Pojawienie się nowego paradygmatu podróży było możliwe dzięki dostępowi do szerokopasmowego internetu oraz rozszerzeniu ekosystemów informatycznych o urządzenia mobilne. Trudno przewidzieć, jak na modele podróży wpłyną technologie, które zostaną opracowane w przyszłości. Tempo przeobrażeń najlepiej ilustruje fakt, że zarówno urządzenia mobilne, jak i szerokopasmowy, szybki dostęp do sieci – fundamenty współczesnej ewolucji podróży – mają krótszą historię niż ciągle jeszcze popularny Windows XP.

Łukasz Mirocha – badacz związany z Wydziałem „Artes Liberales” Uniwersytetu Warszawskiego, zajmuje się filozofią nowych technologii oraz społecznym i kulturowym wymiarem interakcji człowieka i technologii. Autor blogu „Człowiek i Technologie”

Fot. Hello myguide, Flickr (CC BY-NC-ND 2.0)

Skomentuj lub udostępnij
Loading Facebook Comments ...

Skomentuj

Res Publica Nowa