Jak wolne są media społecznościowe?
Od pewnego czasu dużo mówi się o roli mediów społecznościowych w mobilizacji uczestników fali protestów społecznych, czy to w krajach arabskich, czy w przypadku ruchu Oburzonych. Ostatnio odegrały one niewątpliwie dużą rolę w konsolidacji przeciwników […]
Od pewnego czasu dużo mówi się o roli mediów społecznościowych w mobilizacji uczestników fali protestów społecznych, czy to w krajach arabskich, czy w przypadku ruchu Oburzonych. Ostatnio odegrały one niewątpliwie dużą rolę w konsolidacji przeciwników ACTA, którzy wyszli na ulice. A jak jest u naszych wschodnich sąsiadów? Jaka jest rola mediów społecznościowych na Białorusi, a jaka na Ukrainie i w jaki sposób możemy to porównać do sytuacji w Polsce? Prezentujemy zapis jednej z sesji konferencji Partnerstwa Wolnego Słowa p.t. „Czemu służy wolność opinii”?, która odbyła się w dniach 7-9 października 2011 w Kijowie. W dyskusji brali udział: Yasia Karalewicz-Kartyel (Białoruś, 34mag.net), Iryna Magdysz (Ukraina, Commons/Spil’ne), Wojciech Przybylski, Artur Celiński, Łukasz Jasina (Res Publica Nowa), Anastasia Riabczuk (Ukraina, Commons/Spil’ne) Anna Kuczyńska (Instytut Socjologii UW, koordynatorka konferencji), Artur Kacprzak oraz osoby z sali
Yasia Karalewicz-Kartyel: Stan starej białoruskiej opozycji jest bardzo smutny. To historia ludzi, którzy w ciągu ostatnich dwudziestu lat popełnili dużo błędów i którzy już nie są w stanie przyciągać młodzieży. Dlatego, gdy wiosną tego roku nastąpił głęboki polityczny i gospodarczy kryzys na Białorusi, obserwowaliśmy ciekawą sytuację. Kilka młodych osób, które trochę wcześniej stworzyły organizację społeczną „Ruch Przyszłości”, wpadło na pomysł, żeby zorganizować spotkania młodzieżowe przez sieci społeczne. Osoby odpowiedzialne za Ruch stworzyły grupę na portalu Vkontakte, będącego odpowiednikiem Facebooka, sieci społecznej popularnej w Rosji, na Białorusi i Ukrainie. Do tej grupy wstąpiło około 200 tysięcy osób. Dzięki jej istnieniu doszło do happeningów polegających tylko na klaskaniu na centralnym placu miasta, bez flag czy transparentów.
Takie akcje odbywały się w każdą środę przez dwa miesiące. Na pierwszą akcję przyszło 200 osób, na drugą – 500, na trzecią – tysiąc. Ilość uczestników rosła i osiągnęła pięć tysięcy. Taka aktywność społeczna była bardzo widoczna i państwo zaczęło się denerwować – jak tak może być, że w naszym kraju, który jest niby stabilny politycznie, gdzie niby nie ma ludzi, którzy są przeciwko polityce rządu, nagle się pojawiło wiele osób, które wychodzą w każdą środę na plac. To nawet nie był flash-mob – ludzie po prostu chodzili przez piętnaście minut po placu, a potem mieszali się z tłumem. Chyba podczas czwartej akcji milicja zaczęła zatrzymywać uczestników. Zomowcy chwytali ludzi na placu, nad którymi później odbywał się sąd. Ciężko było się zorientować, czy taka aresztowana osoba była naprawdę uczestnikiem akcji, czy po prostu zwykłym przechodnim. Zatrzymany człowiek dostawał zazwyczaj 15 dni aresztu – tylko za to, że chodził sobie po placu. Sędziowie oskarżali uczestników o to, że niby głośno przeklinali w miejscu publicznym – świadkami zawsze byli milicjanci. Najpierw były aresztowania dziesięciu osób, później – pięćdziesięciu, a podczas akcji 3 lipca na Dzień Niepodległości aresztowano ponad 100 osób – za klaskanie w dłonie.
Władzom udało się zastraszyć ludność – i po tych masowych zatrzymaniach już prawie nikt nie wychodził w środę na plac. W sierpniu podjęto decyzję, by przesunąć wystąpienia na jesień – bo lato nie jest najlepszym czasem dla działań politycznych. W tym momencie młodzieżowe akcje są kontynuowane, ostatnia miała miejsce 28 września, podczas meczu BATE – Barcelona, jednak nie wypadła dobrze – przyszło bardzo mało uczestników. Widzimy jednak, że aktywność obywatelska może być wspierana przez sieci społeczne, ale bardzo ważną rolę odgrywa ideologia, która stoi za tymi akcjami. Na Białorusi nie udało się zorganizować naprawdę dobrego protestu. Można to tłumaczyć tym, że nie ma efektywnych liderów w społeczeństwie, ale w Północnej Afryce też nie było liderów podczas niedawnych rewolucji. Trzeba też zwrócić uwagę na kilka zatrzymań kierowników grup politycznych w sieciach społecznych. KGB wymuszało na nich wydanie haseł potrzebnych do logowania do tych wirtualnych grup. Młodzi ludzie nie ujawnili haseł, ale przypłacili to represjami, które nakazały im ograniczenie działalności społecznej.
Artur Kacprzak: Może jeszcze dla pełnego obrazu sytuacji na Białorusi pozwolę sobie przytoczyć dane z raportu Freedom House o wolności na świecie – to jest informacja pokazująca też, że jest to już na tyle poważne źródło komunikacji, że zaczyna cieszyć się zainteresowaniem międzynarodowych ośrodków badawczych. W Białorusi zaledwie 27% populacji ma Internet, i to najdroższy ze wszystkich innych ościennych krajów. Są też kwestie wymogów technicznych, żeby w ogóle ten Internet mieć i z niego korzystać, i żeby coś przez niego móc robić. Co więcej, to jest przede wszystkim źródło komunikacji – jak ważne, pokazuje przykład wyborów na Białorusi w 2010 roku. Władze wówczas po prostu odcięły dostęp do sieci międzynarodowej, do tych serwerów, które znajdowały się poza Białorusią, czyli zablokowały komunikację via Facebook, Gmail… Może przytoczę jeszcze takie wnioski, które przywiozłem z konferencji „Global Economic Symbolic”. Państwa nie wiedzą, jak opanować Internet, to jest rzecz, która się całkowicie wymyka spod kontroli instytucjom międzynarodowym, państwowym, także środowiska biznesowe chcą zawładnąć Internetem, ale nikt z nich nie wie, jak to zrobić, ponieważ nie da się tego skodyfikować.
Dominika: Ja mam pytanie do Yasi, ponieważ w piątek czy sobotę, kiedy prezentowaliśmy nasze czasopisma, bardzo krótko zaprezentowała stronę „34”. Czy mogłabyś powiedzieć coś więcej o tej inicjatywie, trochę więcej o tym, jakie macie założenia, w jaki sposób i jakie narzędzia wykorzystujecie, działając w Internecie, jakie treści publikujecie?
Yasia Karalewicz-Kartyel: Jeżeli mówić o polityce magazynu “34”, to można powiedzieć, że nie jesteśmy bardzo zaangażowani politycznie. Miesięcznie mamy około dwóch materiałów o polityce – w rzeczywistości ten temat nie jest dla nas najważniejszy. Próbowaliśmy zrobić banery z tematami obywatelskimi, żeby pokazać, co się dzieje u nas w kraju. Ostatnio na stronie zamieściliśmy taki śmieszny baner z hasłem „Wyzwólcie więźniów politycznych – zrobimy imprezę”, brzmiało to w oryginale “We will make a party”. Tydzień później wypuszczono kilku tych więźniów – oczywiście, to nie jest nasza zasługa. Ściśle współpracujemy z sieciami społecznymi – oprócz naszej strony mamy profil na Facebook, Vkontakte i Twitter.
Jeden komentarz “Jak wolne są media społecznościowe?”