Miasto przemysłów kreatywnych
Okazuje się, że pisanie rzeczy oczywistych, a następnie sprzedaż tych oczywistości za duże pieniądze, bywa niekiedy ryzykowne. Zapewne przekonują się o tym właśnie autorzy prezentowanej niedawno strategii marki dla Łodzi. Strategii, która proponuje oparcie dalszego […]
Okazuje się, że pisanie rzeczy oczywistych, a następnie sprzedaż tych oczywistości za duże pieniądze, bywa niekiedy ryzykowne. Zapewne przekonują się o tym właśnie autorzy prezentowanej niedawno strategii marki dla Łodzi. Strategii, która proponuje oparcie dalszego rozwoju tego miasta na “przemysłach kreatywnych”. Idea ta ze wszech miar słuszna, nie wydaje się jednakże nazbyt odkrywcza. Większość współczesnych miast, szczególnie poprzemysłowych, stara się stawiać na rozwój “przemysłów kreatywnych”. Od czasu książek Charlesa Landry’ego i Richarda Floridy stało się to wręcz obowiązującym trendem. Jednocześnie, choć nie jestem specjalistą od wizerunku, odnoszę wrażenie, że zakres marki należałoby w tym konkretnym przypadku zawęzić, np. do miana miasta kultury alternatywnej, co zresztą również wyłania się z przeprowadzonej w dokumencie analizy SWOT. O tym także wielokrotnie już mówiono. Sam fakt promowania Łodzi jako kandydata do tytułu Europejskiej Stolicy Kultury 2016, jak również podejmowane w tym celu rzeczywiste działania, wskazywały na rodzaj ruchów, jakie należałoby wykonać, by przekształcić niegdysiejszy ośrodek przemysłu odzieżowego w miasto kultury. Zbliżony obraz miasta kultury alternatywnej (cokolwiek by pod tą nazwą rozumieć) wyłaniał się z rozstrzygnięć społecznego plebiscytu Punkt dla Łodzi, w którego jury miałam przyjemność już dwukrotnie zasiadać. Wskazywał na to np. wyróżniony w roku ubiegłym Punktem dla Łodzi Przewodnik Fu:turystyczny autorstwa Marty Skłodowskiej.
Swoją drogą frapująca, strategia marki dla Łodzi zaskakuje (i to nie tylko polszczyzną). Już w części wstępnej znalazłam taką oto definicję jednego z podstawowych celów strategii, odnoszących się do szczegónie dla mnie ważnej jakości życia mieszkańców:
„Jak osiągnąć percepcję, że w Łodzi następuje wzrost jakości życia mieszkańców? Odbiorcy marki Łódź będą mieli percepcję wzrostu jakości życia w mieście, jeśli pośrednio zbudujemy wizerunek miasta atrakcyjnego pod względem kulturalnym, gospodarczym, turystycznym i edukacyjnym, gdyż te subprodukty (o tym dlaczego te subprodukty w dalszej części dokumentu „Analiza SWOT”) miejskie w najwyższym stopniu pozwolą osiągnąć pożądaną percepcję jakości życia i zbudować mocną, unikalną markę”.
Można by z tego fragmentu wnioskować, że – aby poprawić percepcję jakości życia – nie potrzeba wcale poprawy jakości życia. Wystarczy jedynie wpłynąć na percepcję tejże jakości. W dalszej części dokumentu autorzy również odnoszą się wyłącznie do wizerunku – stąd mój niedosyt. Bo na jakość produktu, jak wszyscy (w tym zwłaszcza jego odbiorcy, którzy zgodnie z przyjętymi założeniami, mają być ludźmi kreatywnymi) zdają sobie sprawę, nie składa się wyłącznie opakowanie, ale również jego zawartość.
Oczywiście nie śmiem tu nikogo przekonywać, że zmiana wizerunku miasta byłaby czymś negatywnym. Przeciwnie, jest potrzebna. Niemniej jednak w odniesieniu do miasta takiego jak Łódź, nasuwa się co najmniej jedno pytanie: Czy w centrum „przemysłów kreatywnych” na ulicy spotyka się kreatora czy osobę nietrzeźwą? A może nie spotyka się nikogo, jedynie czyjś samochód? Czy powinno nas ucieszyć, jeśli poszukiwanie inspiracji podczas przechadzki po ulicy przerwie nam spadający tuż przed nosem kawałek gzymsu z nieremontowanego od lat budynku? Jak „kreatywne przemysły” mają się do ciemnych po zmierzchu okien czynszowych kamienic w śródmieściu? Co, jeśli zaczepi nas żebrzący jegomość albo potkniemy się o nieprzytomnego, pijanego staruszka? Albo trafimy na specyficzną „scenkę rodzajową”, której ścieżkę dźwiękową należałoby ocenzurować? Degradacja społeczna oraz degradacja budynków w śródmieściu stale postępuje.
Lektura Charlesa Landry, postrzeganego jako autorytet w dziedzinie przekształceń miast w miejsca sprzyjające innowacyjności, wskazuje na znaczenie urody miast dla rozwoju przemysłów kreatywnych. Nie da się poprawić urody środowiska miejskiego, przeznaczając środki finansowe na budowę kolejnych tras komunikacyjnych zamiast na rewitalizację. Nie poprawiając dostępności centrum miasta poprzez rozbudowę transportu zbiorowego. Nie realizując programu rewitalizacji społecznej. Nie poprawiając bezpieczeństwa. Nie zakładając nowych parków, skwerów, placów zabaw. Nie pielęgnując zieleni miejskiej. Nie dbając należycie o przedszkola, szkoły, żłobki, instytucje kultury. Nie zmieniając faktycznej jakości życia mieszkańców. Żaden z wymienionych w strategii przedstawicieli grup docelowych kreowanej marki nie zechce zamieszkać w mieście tak jak Łódź zanieczyszczonym spalinami. Z taką jak obecnie jakością nawierzchni jezdni. I brudem.
W tym konkretnym przypadku sama marka nie wystarczy do zdobycia przewagi konkurencyjnej. Potrzebna jest zmiana rzeczywistości. Miasto to jednak coś więcej niż tylko znak towarowy, jak sugerowała pesymistycznie Françoise Choay. Szczególnie, jeśli traktuje się poważnie jego mieszkańców. I chce się ich nie tylko zwabić, ale również zatrzymać. Jak przecież wiadomo z teorii marketingu – łatwiej utrzymać starego klienta, niż znaleźć nowego.
Z drugiej strony – nie chcę poprzestawać wyłącznie na krytyce – można rzeczywiście pójść tym tropem. Jest on mocno osadzony w realiach konkurencyjności. Trzeba podporządkować strategii marki inne obszary działań w mieście. Nie ograniczać się jednak do zmiany wizerunku, ale rzeczywiście podjąć wyzwanie zmiany rzeczywistości. Pierwszym krokiem w tym kierunku jest niewątpliwie należyte zaplanowanie tegorocznego łódzkiego budżetu.