Medialna krytyka to niewdzięczne zajęcie
Otar Dowżenko: Co “Telekrytyka” zrobiła dla Majdanu? Natalia Ligacziewa: Przez wszystkie lata swojego istnienia prowadziliśmy cotygodniowy monitoring telewizyjnych serwisów informacyjnych. Z naszych materiałów korzystały krajowe i zagraniczne organizacje pozarządowe, zajmujące się sytuacją wolności słowa na […]
Otar Dowżenko: Co “Telekrytyka” zrobiła dla Majdanu?
Natalia Ligacziewa: Przez wszystkie lata swojego istnienia prowadziliśmy cotygodniowy monitoring telewizyjnych serwisów informacyjnych. Z naszych materiałów korzystały krajowe i zagraniczne organizacje pozarządowe, zajmujące się sytuacją wolności słowa na Ukrainie. W czasie kampanii prezydenckiej 2004 r. w miastach obwodowych organizowaliśmy okrągłe stoły na temat wolności słowa w naszym kraju. To po pierwsze. Po drugie, na naszym portalu publikowaliśmy informacje na temat walki z przypadkami łamania praw dziennikarzy i wolności słowa. Dzięki temu – przez wywoływanie publicznej reakcji – mogliśmy pomóc naszym kolegom. Niejednokrotnie ratowaliśmy ich od represji.
W czasie manifestacji na Majdanie, już po drugiej turze wyborów, drukowaliśmy informacje o walce ukraińskich dziennikarzy o wolność słowa, oddelegowaliśmy też swojego korespondenta Nataszę Dańkową do pracy w rewolucyjnej gazecie „Prawda zwycięży”. Wspólnie z Niezależnym Związkiem Dziennikarzy, zorganizowaliśmy pod siedzibą Rady Ministrów akcję „My nie kłamiemy”.
W grudniu 2004 r. zorganizowaliśmy serię internetowych konferencji, w których wzięli udział kijowscy i lokalni dziennikarze z zachodu, wschodu i południa kraju. Celem tych spotkań była próba odpowiedzi na pytania o dziennikarskie standardy, rolę mediów w bieżących właśnie wydarzeniach.
Zarówno w czasie trwania rewolucji, jak i zaraz po jej zakończeniu jednym z najważniejszych zadań „Telekrytyki” było budowanie mostów między dziennikarzami i mediami, które tak długo ,z winy polityków, były podzielone na opozycyjne i te sprzyjające władzy, pomarańczowe i niebieskie… Chcieliśmy, żeby w końcu w ukraińskich mediach ważniejsze od politycznych sympatii stały się standardy.
Tymczasem po rewolucji odezwały się głosy w sprawie lustracji dziennikarzy. „Telekrytyka” wystąpiła z tym postulatem, jako jedna z pierwszych. Jak Pani teraz ocenia tamtą decyzję – czy rzeczywiście było to uzasadnione żądanie? Czy były jakiekolwiek szanse na jego urzeczywistnienie?
Pisałam na ten temat w styczniu 2005 r. Tak, byłam zdania, że najbardziej uwikłani w kłamstwo przeciw własnemu narodowi, powinni odejść z zawodu – nie miałam jednak na myśli szeregowych dziennikarzy, a szefów redakcji. Według mnie ich lustracja była potrzebna nie tylko dla moralnego oczyszczenia mediów. Przede wszystkim – i tak uważałam do dziś – tylko nowi ludzie mogli nadać ukraińskim mediom nowe reguły gry, zasady, według których najważniejszym kapitałem dziennikarza jest jego reputacja.
Dzięki jasnym i transparentnym regułom konkurencji właściciele mediów otrzymywaliby dywidendy zależne nie od stopnia lojalności wobec władzy, a od efektywności swojego biznesu, przy realnie działającym mechanizmie społecznej kontroli nad polityką kanałów telewizyjnych. Niestety, pomarańczowa władza nie przejawiła nawet odrobiny politycznej woli, aby zmienić wypaczone reguły gry – wszystko zostało po staremu… Co więcej, niemal od razu okazało się, że nowej władzy potrzebne są te same osoby, które w poprzednich latach zajmowały się tworzeniem materiałów na zamówienie. Więc o jakiej zmianie w ogóle mowa?! Jeśli Wiktor Juszczenko nie spełnił nawet swej przedwyborczej obietnicy stworzenia społecznego kanału telewizyjnego…
Mimo wszystko, ruch wspierający powstanie takiej, niezależnej od państwa telewizji był dość aktywny. To pomogło spopularyzować samo pojęcie społecznej informacji.
O potrzebie stworzenia społecznej telewizji mówiliśmy już w grudniu 2004 r., gdy stało się jasne, że Juszczenko zwyciężył i zostanie prezydentem. Było w nas morze entuzjazmu. Wierzyliśmy, że się uda.
Sprawa zahaczyła o parlament, gdzie odbyło się pierwsze czytanie ustawy na bazie naszego projektu. Jednak już w marcu 2005 r. stało się jasne, że administracja prezydenta będzie się starała pogrzebać ten pomysł. Podobno o zmarłych można mówić albo dobrze, albo w ogóle – nie mogę jednak przemilczeć faktu, że głównym oponentem projektu był Aleksandr Zinczienko, ówczesny szef prezydenckiej kancelarii. Przekonał on Juszczenkę, że radia i telewizji nie należy wypuszczać spod kontroli. W rezultacie, latem 2005 r. nasz projekt przepadł w drugim czytaniu. Nie poparła go miedzy innymi, proprezydencka frakcja „Nasza Ukraina”. Idea społecznej telewizji odradzała się jeszcze kilkukrotnie, lecz bezowocnie. Jest tylko jedna tego przyczyna: polityczni liderzy, wszyscy bez wyjątku, nigdy nie byli tym rozwiązaniem tak naprawdę zainteresowani.
W 2004 r. „Telekrytyka” pojawiła się w papierowym wydaniu. Dlaczego?
Przed przejściem do „Telekrytyki” pracowałam w gazetach, moja zastępczyni również – marzyłyśmy o czasopiśmie. W 2004 r. ambasada Holandii zaproponowała nam finansowe wsparcie. Przyświecała nam chęć stworzenia wygodnego i dostępnego archiwum z informacją o ukraińskich mediach. Z pomocą czasopisma dużo łatwiej zorientować się w rynku medialnym, niż za pomocą strony internetowej. Bardziej ufam papierowi, niż współczesnym nośnikom elektronicznym.
Ukraińscy dziennikarze specyficznie odnoszą się do „Telekrytyki”. Mówią: „krytykują nas za najmniejszy błąd, bezustannie czegoś wymagają, oskarżają o dyletanctwo i profanacje…”
Krytyka medialna to niewdzięczne zajęcie. Taka jest specyfika dziennikarskiego środowiska. Dziennikarze z lekkością krytykują polityków, ale spróbuj tylko skrytykować – nawet konstruktywnie – kolegę po fachu! Zaraz odezwą się głosy oburzenia. Tymczasem w Rosji doszło do głosu nowe pokolenie medialnych krytyków, którzy potrafią połączyć punkt widzenia odbiorcy produktu, z wiedzą o specyfice funkcjonowania telewizji jako biznesu. Cieszę się, że i nam się udało sformować drużynę doskonałych ekspertów medialnych, którzy znają się na poszczególnych niszach tego specyficznego biznesu. Zawsze niesłychanie dziwię się, że dziennikarze telewizyjni tak bardzo biorą do siebie naszą krytykę. Przecież sztuka, telewizja, kino to zawsze jest trochę gra, kreacja, a nie prawdziwe życie.
Wyjątkiem są telewizyjni dziennikarze informacyjni – w tym wypadku, źle się dzieje, gdy gra zbyt często miesza się z życiem. Manipulatorzy informacji mają przecież wpływ na realne wybory dokonywane przez społeczeństwo. Odsłaniając tego typu manipulacje, my również staramy się wpływać na wybory elektoratu. Dlatego dla mnie jednym z przejawów najwyższego uznania roli, jaką w historii Ukrainy odegrała „Telekrytyka”, były słowa Igora Szuwałowa. W 2007 r., kiedy spotkałam go po trzyletnim niewidzeniu się, powiedział: „Och, jak bardzo w 2004 r. was nienawidziliśmy!”. Ponieważ historia z cenzurą i wzrostem rosyjskich wpływów w ukraińskich mediach znów się powtarza, bardzo bym chciała, żeby Igor i dziś odnosił się do nas z nienawiścią.
Uważam, że mamy wpływ na jakość ukraińskich mediów. Dajemy dziennikarzom argumenty w dyskusji z szefami, a szefom z właścicielami mediów: uważajcie, wasze manipulacje nie zostają niezauważone, więc może nie warto?
Rzecz jasna mamy też duży wpływ na kształtowanie opinii zachodnich ekspertów i międzynarodowych instytucji monitorujących poziom wolności słowa.
Jaka przyszłość czeka „Telekrytykę”? Jaki kierunek i cele obierzecie, jakie projekty będziecie rozwijać?
Najważniejszym zadaniem jest rozdzielenie informacji dla różnych grup odbiorców. Ukraiński rynek medialny rozwija się. Tymczasem w „Telekrytyce” wszystko wciąż jest jeszcze w jednym nieuporządkowane na kategorie: informacje o rynku medialnym, wolności słowa, uregulowaniach prawnych i tak dalej. To często przeszkadza odbiorcom zorientowanym na jedną tematykę. Dlatego planujemy stworzenie kilku tematycznych podstron internetowych, które ułatwią poszukiwanie potrzebnej informacji. Mamy też zamiar poświęcać więcej uwagi nowym mediom i nowym technologiom. Będziemy dążyć do poszerzenia asortymentu naszych usług, przede wszystkim o te unikalne. Będziemy na przykład organizować szkolenia, konsultacje, analizy eksperckie. Zadania technologiczne są dla nas priorytetowe. Co zaś tyczy się warstwy merytorycznej,, będziemy starali się przyciągać najbardziej interesujących autorów, aby ci – przyglądając się programom telewizyjnym, pisali o nich w jak najbardziej interesujący i atrakcyjny sposób.
Chciałabym, aby ukraińska telewizja przestała staczać się w stronę tandetnego konsumpcjonizmu. Dobra krytyka jest możliwa jedynie w przypadku, gdy ma się do czynienia z wysokiej jakości produktami.
Przełożyła Katarzyna Kwiatkowska
Artykuł ukazuje się w ramach programu Partnerstwo Wolnego Słowa.Projekt jest finansowany w ramach programu Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności „Przemiany w Regionie” – RITA, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji.