Lujolada albo Jesień leśnych ludzi
Sprawa jest oczywista. Lubiewa nic nie przebije. Choćby się Michaśka Literatka starał i napisał powieść na miarę Czarodziejskiej góry czy innego Ulissesa, nie będzie to już najważniejsza gejowska książka stworzona w języku polskim. Nasz ciotowski Dekameron nominowany do […]
Sprawa jest oczywista. Lubiewa nic nie przebije. Choćby się Michaśka Literatka starał i napisał powieść na miarę Czarodziejskiej góry czy innego Ulissesa, nie będzie to już najważniejsza gejowska książka stworzona w języku polskim. Nasz ciotowski Dekameron nominowany do nagród, przekładany na języki obce, dyskutowany, wznawiany. Michaśka postanowiła ową poprzeczkę zwyczajnie przejść dookoła. Zarzut? Skądże.
Wyjście od tej pory pisarz miał jedno: porzucić zamiar stworzenia równie istotnego dla polskiej literatury dzieła i skupienie się wyłącznie na czytelniczych gustach. Oczywiście jeszcze przed opublikowaniem drugiej powieści, czyli Barbary Radziwiłłówny z Jaworzna-Szczakowej (pomijam zawierający starsze utwory zbiór Fototapeta) pojawiały się oczekiwania, że oto może przeskoczy Witkowski poprzeczkę z napisem Lubiewo.
Wyostrzony zmysł marketingowy
Punktem zwrotnym okazał się transfer do kolejnego wydawnictwa (wcześniej kolejno: OKiS, Zielona Sowa, Ha!art i W.A.B). Margot, bo o tej powieści mowa, jest istotna nie tylko ze względu na to, że wyszła pod szyldem Świata Książki. Ważniejsza jest, nie ma co ukrywać, sama promocja. Michaśka posiada świetny zmysł marketingowy; wie, co mówić, jak mówić, gdzie się pokazywać, z kim się pokazywać etc. Ze swojej pozy „przegiętej cioty” uczynił firmowy znak, pojawiał się na salonach jako narzeczony jednego z warszawskich celebrytów, widniał na plakatach; plotkarskie portale umieszczały na swoich stronach jego oświetlone fleszami oblicze, zaś w poważnych pismach podkreślał, że Margot nie jest napisana pod krytyków, bo najważniejsi są czytelnicy.
Pełna zgoda, bo trudno przypuszczać, aby recenzentów do przychylnego odbioru książki przekonała obecność pisarza na kanapie u Kuby Wojewódzkiego. Wszystko to dla czytelników, chociaż i ich nie da się nabrać na samą promocję. Pisarz zdawał sobie sprawę, że marketing mógł zadziałać raz, przy znacznie słabszej (w porównaniu z wcześniejszymi książkami) Margot. Tym razem potrzeba było czegoś więcej niż jego uśmiechu na plakatach stołecznego metra. Teraz musiał stanąć na wysokości pisarskiego zadania. Przekonania czytelników, że nie samą promocją Michaśka żyje. Udało się. Najnowsza powieść jest zwyczajnie dobra. W porównaniu z ostatnią powieścią – świetna. Być może po Lubiewie nawet najlepsza.Tym razem może Witkowski spokojnie odpocząć od Pudelka.
Nie znaczy to jednak, że Witkowski z promocji zrezygnował: plakaty ozdabiają metro, w księgarniach odbywają się spotkania, w radiowej Trójce fragmenty „przegiętym” głosem czyta Andrzej Chyra. Autor Drwala nie byłby jednak sobą, gdyby na tym poprzestał i nie wymyślił czegoś jeszcze. Głównym czynnikiem mającym wpłynąć na zauważenie najnowszej powieści jest…nazwane jej kryminałem. Można o Drwalu powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że jest ona powieścią kryminalną właśnie (sensu stricto oczywiście). Po niewiarygodnym sukcesie skandynawskich powieści z tego nurtu, które również w Polsce biją rekordy popularności, wielu rodzimych pisarzy postanowiło zabrać się za taką formę, choć wcześniej mieli z nią niewiele wspólnego (czyt. Prowadź swój pług przez kości umarłych Olgi Tokarczuk). Tym samym śladem poszedł Witkowski. Zostawmy jednak szufladkowanie. Istotna jest opowieść. I to jaka!
Jeden komentarz “Lujolada albo Jesień leśnych ludzi”